Historia

Lalkarka dusz

Poszukiwacz dobrej creepypasty 0 9 lat temu 2 141 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Codziennie w drodze do szkoły mijałam pewien dom. Niczym się nie wyróżniał spośród kolorowych, zadbanych domków jednorodzinnych, więc właściwie nie zwróciłabym na niego uwagi, gdyby nie jeden szczegół: Na huśtawce zawieszonej w ogrodzie siedziała dziewczynka. Miała pięć, może sześć lat, ubrana w białą sukienkę, z rozczochranymi włosami wyglądała niezwykle malowniczo na tle ciemnego ogrodzenia. Głowę miała opuszczoną tak, że ciemna grzywka całkowicie zasłaniała twarz. Zdziwiłam się. Nie było jeszcze ósmej, i choć słońce wyglądało zza chmur, było czuć zbliżającą się jesień. Wzruszyłam ramionami i poszłam dalej. W szkole szybko zapomniałam o całym wydarzeniu, a gdy wracałam do domu, nikt nie huśtał się na starym dębie.

Minął tydzień. Każdego dnia mijałam tajemniczy dom. Nigdy w oknach nie paliły się światła, nikt nigdy nie odsłonił żaluzji. Za każdym razem na huśtawce siedziała dziewczynka w białej sukience. Myślałam czasami, że musi być jej zimno bez butów i bez okrycia, jednak nigdy nie zatrzymałam się, żeby zapytać.

Tego dnia było jak zwykle, jednak... Na wysokości domu „17” usłyszałam głos. Tak cichy, że pewnie bym się nie zorientowała, gdybym z przyzwyczajenia nie spojrzała na huśtawkę „Pobaw się ze mną.” Zabrzmiało to jak westchnienie. Zamurowało mnie. Jestem z natury mało sympatyczną osobą, świadczącą o sobie już samym wyglądem i generalnie dzieci się mnie boją. „Nie mam teraz czasu, spieszę się.”. Poczułam się głupio. Jakbym się usprawiedliwiała przed tym dzieckiem! By wyjść z niezręcznej sytuacji założyłam słuchawki i puściłam mocniejszą muzykę, jak zwykle zresztą w takich sytuacjach, a gdy się ponownie obróciłam, wzrok dziewczynki był wbity w bose stopy szurające po ziemi. Podczas kolacji zapytałam rodziców, kto mieszka pod numerem 17. „Nikt. Jest opuszczony, odkąd się wprowadziliśmy” usłyszałam odpowiedź. Lekko zdezorientowana rozmyślałam nad tajemniczym domem. Nie przejmowałam się samotnym dzieckiem, bardziej interesował mnie sam budynek. Dom z zewnątrz wyglądał na dobrze utrzymany, trawnik był skoszony, a co najdziwniejsze - nigdzie nie walały się zeschnięte liście zdobiące wszystkie okoliczne ogrody.

Następnego poranka sytuacja się powtórzyła. Kolejnego również.

Minęła połowa października. Nie było już dnia, bym nie została zagadnięta przez małą istotkę. Za każdym razem brzmiało to coraz mniej jak prośba, bardziej jak rozkaz. Czuję zupełnie irracjonalny, paniczny wręcz strach, tym większy, że nie jestem w stanie określić, co jest jego źródłem. Przeraża mnie sam widok dziewczynki. Czuję się obserwowana. Zmieniłam trasę, teraz idę dłużej, ale pomogło. Czasami w nocy widzę światła w (teoretycznie) opuszczonym domu, słyszę płacz, szepty. Mimo, że zawsze spałam dobrze, teraz odczuwam niepokój za każdym razem, gdy leżę sama w ciemności. By w ogóle zasnąć słucham muzyki, przestawiając się na coraz mocniejsze brzmienia. Zaczęłam pisać... sama nie wiem po co. Dzieje się coś dziwnego.

Spadł pierwszy śnieg. Zawsze cieszyłam się z tego powodu, jednak dzisiaj biel za oknem mnie przeraziła. Bałam się wyjść z domu. Przeczucie...? Nigdy nie wierzyłam w siły nadprzyrodzone. Idę po kostki w szarej brei, co chwila gwałtownie się odwracając. Najgorsza była cisza, przez ostatnie dni przywykłam do hałasu, nie chcę włączać muzyki w obawie, że czegoś nie usłyszę. Nie skręciłam, trafiłam znowu na starą ścieżkę. Staram się nie patrzeć, odwrócić wzrok, lecz oczy same błądzą w kierunku starego dębu. Nikt nie siedzi na huśtawce, nikt nie mógł na niej siedzieć od wczorajszego wieczoru, o czym świadczy warstwa śniegu na drewnianych deskach. Gdzie jest to dziecko? Co mu się stało? Drżą mi ręce. Ktoś tu jest, musi być, niemożliwe by dziewczynka z własnej woli zrezygnowała. Odwracam się gwałtownie. Nic. Stoję sama na pustej ulicy...

Nie mogę spać, myślę cały czas o dziewczynce. Ciężkie płatki śniegu uderzają o szybę, wiatr krzyczy wyginając gałęzie rosnącego przy oknie dębu. Mała dziewczynka w białej sukience, bezradna. Dlaczego o niej myślę? Musi marznąć w tym śniegu...

Słyszę dziwny dźwięk. Nie umiałabym go opisać, gdyby ktoś mnie zapytał. Czuję strach, przerażenie, jednocześnie wiem, że to nie są moje uczucia. Otwieram oczy. Za oknem, przytulona do drzewa stoi dziewczynka. Blada, prawie przeźroczysta, splątane włosy zasłaniają jej oczy, zsiniałe usteczka drżą.

Podchodzę do okna. Zrywa się gwałtowny wiatr, ciskając mi w twarz płatki śniegu. Nie pamiętam, żebym otwierała okno. Wchodzę na parapet, rozglądam się... Widzę wysoką postać w kapturze zmierzającą w naszą stronę. Moje ciało reaguje natychmiast, jeszcze zanim zauważam kolejne istoty. Za wszelką cenę chcę uratować to dziecko. Gałęzie, nienaturalnie wydłużone, sięgają mojego okna, nie uginają się mimo mojego ciężaru. Chwytam dziewczynkę i cofam się w głąb pokoju. Nie czuję zimna, nie czuję maleńkich palców wczepionych w moją szyję. Przerażona wpatruję się w okno. Najpierw widzę dwie ręce, po chwili przez parapet przeskakuje młody mężczyzna, chłopak. Długa szata luźno wisi na szczupłym ciele. Idzie powoli w naszą stronę, w jego ręce materializuje się nóż. W oknie pojawiają się kolejne postacie, lecz ja ich nie zauważam. Wpatruję się w twarz, dotąd skrytą pod kapturem. Na wyraz twarzy, sposób w jaki na nas... na nią patrzył. Jakby oczekiwał... polecenia? Ostrożnie obracam dziecko twarzą do siebie, jednocześnie czuję ból w klatce piersiowej. Ostatnie co widzę to wyraz tryumfu w stalowoszarych oczach:

„Pobaw się ze mną.”

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje