Historia

Pan z szafy

raven-black16 0 6 lat temu 837 odsłon Czas czytania: ~7 minut

Przeprowadzka nigdy nie jest łatwa dla dziecka. Po pierwszym dniu w nowym domu moja córka była wyjątkowo cicha. Na początku myślałem, że to normalne, że musi się oswoić z nową sytuacją. Tak wtedy myślałem. Nie jest łatwo związać koniec z końcem gdy jest się samotnym ojcem, jednak trafiła mi się praca której po prostu nie mogłem zignorować. To było jak sen: praca idealna, dom tani jak na swój rozmiar i jakość. A do tego poprzedni właściciele zostawili meble, które były w lepszym stanie niż te rupiecie z których do tej pory korzystaliśmy. Dojazd do szkoły również był bardzo wygodny.

Trzeci dzień milczenia córki zaczął mnie nie pokpić. Wtedy mnie oświeciło: "Wiem ! Mogę kupić jej psa." Mogłem sobie na to pozwolić a i ja zawsze chciałem mieć stróża w domu. Jak pomyślałem tak zrobiłem, wybór padł na owczarka niemieckiego, jak się okazało sąsiadka dwa domy dalej nie dawała sobie rady w pupilem. Z reszta co się dziwić, 82 lata na karku pewnie robią swoje. Pies miał zaledwie 4 lata i był wyjątkowo śliczny. Wtedy to zobaczyłem po raz pierwszy od przeprowadzki uśmiech na buzi mojej pociechy. Pies był wyjątkowo towarzyski więc nie było większych problemów. Nareszcie wszystko się ułożyło.

Po obudzeniu w środku nocy nigdy nie jest miła, a zwłaszcza gdy budzi cie szczekanie psa. Próby wymacania włącznika światła spełzły na niczym. Jeszcze nie zapamiętałem dokładnie gdzie są. Trzymając się ściany zmierzałem w stronę ujadającego psa. Przyznaje, było trochę mrocznie, idziesz w ciemności przez nie znany ci dom kierując się w stronę psich powarkiwań. Z żądzą mordu w końcu dotarłem na miejsce. Jakież było moje zdziwienie gdy źródłem dźwięku okazał się być pokój mojej córki. Otworzyłem drzwi nie martwiąc się o zbudzenie dziecka z przyczyn chyba oczywistych. Moim oczom ukazał się szokujący obrazek. Moja córka próbowała odciągnąć ujadającego wściekle w stronę szafy psa. Po chwilowej konsternacji chwyciłem psa za obrożę i wyprowadziłem na dwór. Mimo tego nie dawał za wygraną i skakał na drzwi wejściowe i skomlał żałośnie. Wróciłem do pokoju mojego dziecka. Siedziała na łóżku z opuszczoną głową.

Usiadłem obok niej, zapytałem co się tu stało. Sam nie wiem ale albo nie chciała powiedzieć, albo nie mogła. Rozumiejąc, że nie wiele zdziałam i pozostawiając te rozmowę na rano wróciłem do swojej sypialni.

"On jest zły." To usłyszałem rano gdy zapytałem córkę o wczorajsza sytuacje. Przyznałem, że nie spodziewałem się tego po tym wesołym psiaku, wydawał się być potulny. Na co ona odparła: "Nie on" Dalsze przepytywanie nic nie dało. Następny tydzień był spokojny. Przynajmniej aż do soboty gdy zagadał mnie sąsiad kiedy obcinałem żywopłot. Zaczął słowami: A więc to pan się tu przeprowadził. Podał mi rękę i się przedstawił. Zaczęliśmy rozmawiać i od słowa do słowa wpadł temat nie spokojnej nocy ze szczekającym psem. Jego mina stała się wyjątkowo poważna. "Spodziewałem się tego." Powiedział. Chciałem go dopytać o co mu chodzi ale poradził mi jedynie bym przemyślał sprzedanie tego domu. To było dość dziwne.

Dwa dni po rozmowie z dziwnym sąsiadem wróciłem z pracy do domu. Przywitał mnie mnie wesoły futrzak. Pogłaskałem go po głowie zastanawiając się czemu nie było z nim mojej córki. Przywitałem się z opiekunką którą wynająłem dla małej. Zapytałem się czy była grzeczna, na co odpowiedziała iż była wyjątkowo cicha i siedziała w swoim pokoju. Nie specjalnie mnie to zdziwiło. Pożegnałem się z nią i zawiesiłem płaszcz na haku. Wszedłem po schodach do pokoju mojego skarba. Chwyciłem za gałkę i powoli otworzyłem drzwi. Dziewczynka siedziała przy biurku i rysowała.

Przywitałem się z nią, nie odpowiedziała. Podszedłem do biurka. Szeroko otworzyłem oczy gdy ujrzałem "dzieła" mojej córki. Wszystkie były inne ale jeden zatrzymał mi na moment serce. Wisielec dyndający w lesie pełnym starych spalonych drzew bez liści. Długie czarne włosy zakrywały twarz postaci. To była kobieta, wiedziałem, że to była kobieta. Wiedziałem co to za las. Moja żona powiesiła się gdy mała miała zaledwie trzy miesiące. Nie mogła tego pamiętać a ja jej tego nie mówiłem. Nie dałem rady pytać o to dziecka, nie teraz, nie oto. Najpierw musiałem się uspokoić.

Wziąłem dwa dni wolnego w pracy. Kiedy moja córka była w szkole wszedłem do jej pokoju. Wiem, że nie powinienem ale musiałem wiedzieć co się dzieje. Moim celem była reszta rysunków. Poza wisielcem znalazłem obrazek ze zniszczonym samochodem, przez rozbitą szybę przednią wypadł chyba kierowca i ktoś jeszcze. "Jezu." Wyszeptałem. Reszta to tylko jakieś postacie i nie zrozumiałe scenerie...jak by nie dokończone. W końcu musiałem pojechać po córkę do szkoły. Wychowawczyni mówiła, że mała jest bardzo smutna i ospała. Nie byłem ty zaskoczony. Zapewniłem ją o rozmowie jaką z nią przeprowadzę i podziękowałem za troskę. W drodze do domu była cicho jak zawszę. Stanęliśmy przed drzwiami domu. Wyjąłem klucze i wsadziwszy właściwy w zamka otworzyłem wejście do mieszkania. Mała natychmiast chciała pobiec do pokoju, zatrzymałem ją w połowie schodów. Usiedliśmy w kuchni przy stole. Nie za bardzo wiedziałem jak zacząć. Kochanie, widziałem twoje rysunki, ty wiesz co rysujesz ? Milczała. Ten obrazek z lasem...wiesz kto to jest ? Naprawdę czułem się bezradny, nie miałem pojęcia jak o to zapytać. Bardzo cichutko wymamrotała: "Mama." Czyli jednak wie. Wziąłem głęboki oddech i zapytałem: Z kąt to wiesz ? Potrzebowała chwili na odpowiedź, zwlekała bardzo długa ale w końcu odpowiedziała: "Szafa." Natychmiast po tym pobiegła do swojego pokoju a ja zostałem w kuchni. Miałem mętlik w głowie. Zupełnie zapomniałem o radiu które było włączone. Usłyszałem wiadomości, po plecach przeleciał mi zimny pot.

"Wiadomość z ostatniej chwili: wypadek samochodowy, dwie ofiary śmiertelne..."

To było dla mnie za dużo. Zacząłem myśleć czy to coś z tym domem. Nie wieże w jakieś paranormalne bzdury, ale nie wiedziałem co o tym myśleć. Szef widząc mój stan zaproponował mi tydzień płatnego urlopu. Poczciwy chłop. Takiego to ze świecą szukać. Czułem się tak źle jak to tylko możliwe. Kolejna niepokojąca rzecz nastała w piątek. Mała bardzo mocno tuliła się do psa. Niby nic dziwnego...ale pies wydawał się być nie obecny, a ona...płakała. Oczywiście zapytałem co się stało. Powiedziała: "Nie chce żeby Ares umierał." Ares to było imię psa. Zapytałem co też jej przyszło do głowy ? I tak zaczęło się tłumaczenie, że ten pies jest zdrowy, młody i, że nie ma z podstaw aby się martwić. Kurwa, jak bardzo się myliłem. Na drugi dzień znalazłem psa, martwego Aresa. Skamieniałem ze strachu. Mała była tam przede mną. Nie płakała, nie dawała żadnych oznak wzruszenia. Była jedynie posępna jak zawsze. Wysłałem ją do pokoju. Pozbierałem psiaka i naturalnie zakopałem go w ogrodzie. "Może to ten sąsiad." Pomyślałem. Nie, nie, jaki miał by w tym cel ? Schowałem łopatę do składzika i poszedłem do pokoju córki. Nie mogłem znowu się zawahać, musiałem wiedzieć co się dzieje, byłem pewny, że ona coś o tym wie. To już nie są żarty.

Rysowała przy biurku. Nie zwracała na mnie uwagi. Zerknąłem przez jej ramię. Widziałem tylko jakieś zygzaki. Gdy miałem się odezwać nagle dojrzałem obok koszu na śmieci zwiniętą kartkę. Pchnięty przeczuciem podniosłem i rozwinąłem ją. Obrazek. Obrazek psa na białym tle. Narysowała to teraz ? A może...wczoraj ? Przecież to nie możliwe, biłem się z myślami. Zwinąłem obrazek i wrzuciłem go do kosza. "Kochanie, musimy porozmawiać." Zapytałem ją o wszystko, obrazki, dziwne zachowanie, psa. Odpowiedź z jej ust padła cicho i nie pewnie: "Pan w szafie mi to powiedział."

Czas nagle się zatrzymał. Atmosfera zrobiła się gęsta i duszna, a może to tylko moje urojenia ? Dreszcze płynęły po moich plecach. Powoli nie pewnie przekręciłem głowę w stronę szafy, szafy której nie pamiętałem gdy oglądałem dom przed zakupem, szafy na którą szczekał pie. Stara, dębowa szafa z zardzewiałymi zawiasami. To był impuls. Zabrałem dziecko do wyjścia, pędem wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do dziadków. Moi rodzice już nie żyją ale teściowie tak. Nie tłumaczyłem się. I tak by nie uwierzyli. Powiedziałem żeby zajęli się mała a ja pojechałem z powrotem do domu. Szybkim krokiem wszedłem do składzika i wziąłem siekierę. Wbiegłem po schodach i wszedłem do pokoju. Nie wiele myśląc otworzyłem starą szafę i...nic, pusta. Nie było tam nawet ubrań. Wściekły, tak jak stałem uderzałem w nią siekierą, raz drugi,trzeci,czwarty. Zawiasy puściły i prawe drzwi odpadły. Wyniosłem szafę na dwór. Zacząłem ją rąbać na kawałki. Rzuciłem siekierę na trawnik i poszedłem po kanister. W pojemniku zachlupotała benzyna. Wylałem całą zawartość na resztki szafy i podpaliłem. Żar ognia lizał mnie po twarzy. Patrzyłem się na płomienie aż z szafy nie zostały jedynie metalowe elementy utopione w popiołach.

Minął tydzień. Wyjaśniłem teściom, że jeden z sąsiadów to świr i otruł psa, a z obawy o dziecko postanowiłem zostawić ją u nich aż policja się tym nie zajmie. Ustaliliśmy iż pobyt u dziadków potrwa tydzień. Ja sam wróciłem do tego cholernego domu.

Nareszcie spokój. Telefony od Dziaków małej były miodem na moje uszy. Śmiała się, dokazywała, bawiła. Może to była tylko moja paranoja ? Może uroiłem sobie to wszystko ? Nie ważne, to i tak koniec. W niedziele przygotowywałem się do powrotu małej. Jest z niej bałaganiara więc chciałem u niej trochę posprzątać. Wszedłem po schodach, otworzyłem drzwi...nie było jej tam, nie było żadnej cholernej szafy ! Co ja sobie myślałem ? Że nagle pojawi się w pokoju ? Zrobiłem swoje i zszedłem do salonu. Rozbyczyłem się w fotelu i siołem odruchowo po pilot. Złapałem za coś zimnego, spojrzałem na to co trzymałem w dłoni i zobaczyłem...stary, zardzewiały zawias.

Dołącz do nas: https://www.youtube.com/channel/UCfHJqHqXdUK1qehhil9Ygbw

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje