Historia
Ania
Mam na imię Monika. Jestem zupełnie przeciętną szesnastolatką. Od razu mówię – moja historia jest prawdziwa, i może nie tyle straszna, co "dająca do myślenia". Przechodząc do rzeczy.
W dzieciństwie miałam przyjaciółkę - Anię. Towarzyszyła mi codziennie, bawiąc się ze mną, niekiedy nawet kłócąc, czy po prostu "będąc obok". Gdy jako sześciolatka zostałam zapisana do przedszkola, nadszedł czas pierwszych chwil bez Ani. Ja poszłam do szkoły, ona – została w domu. Mimo tego dzieliłam się z nią wszystkimi przeżyciami, po powrocie z przedszkola opowiadałam przyjaciółce o każdej chwili spędzonej z innymi dziećmi.
Bywało różnie, nieraz płakałam, innym razem śmiałam się lub złościłam. Ania wiedziała o mnie wszystko. Była bardzo mądra. Idealna towarzyszka dla każdej małej dziewczynki. Był z nią tylko jeden problem, jak zapewne większość zgadła… Anię widziałam tylko ja.
Nie pamiętam, kiedy zaczęłam ją widzieć. Pierwsze wspomnienia z moją przyjaciółką mam w głowie z okresu, gdy miałam pięć- sześć lat. Zawsze była taka sama, wyglądała na straszą niż ja, była wyższa, miała rumiane policzki i włosy koloru słomy. W warkoczach czerwone wstążeczki i kolorową spódniczkę.
Dorastałam. Zmieniałam się i wyrzuciłam ze swojej głowy Anię. Przestała "się pojawiać’". Wiecie… uwierzyłam, że to tylko imaginacja, bo jako jedynaczka czułam się samotna. Aż do zeszłej niedzieli.
Moi rodzice wyszli do znajomych, kilka domów dalej. Zostałam tylko ja, i żeby nie czuć się zbyt samotnie zaprosiłam do siebie moją przyjaciółkę - Emilkę. Miałyśmy obejrzeć film i iść spać. Włączyłyśmy byle, co i jeszcze zanim film się skończył obie poszłyśmy spać, Emilka zasnęła przede mną.
Miałam sen. Śniła mi się, jak zapewne już się domyśliliście, Ania. Stała tuż przed naszym łóżkiem i ciągnąc mnie za rękaw piżamy, powtarzała dziecięcym głosem, że zapomniałam zamknąć drzwi. Szarpała coraz mocniej, ciągnęła mnie za włosy… niemal krzyczała! Obudziłam się.
Do głowy przyszło mi wtedy: "kurde, rzeczywiście zapomniałam zamknąć dom na noc". Zeszłam na dół i zamknęłam drzwi na górny zamek. Powlokłam się do łóżka, w międzyczasie słysząc dźwięk "szarpania klamki", który przypisałam zmęczeniu, lecz zanim zasnęłam, pochłonięta wspomnieniami o Ani, wpatrzona w zegar na ścianie, który pokazywał wciąż nową godzinę, poderwał mnie dźwięk telefonu.
Dzwonili rodzice. Postaram się zacytować najdokładniej jak zapamiętałam: "Monika? Żeby Wam nie przyszło do głów, gdzieś teraz wychodzić! Wyjrzyj przez okno, pod domem Pani Joli stoi radiowóz. Podobno ten psychol, który wyszedł z wariatkowa dwa miesiące temu włamał się do jej mieszkania, gdyby nie pies nie wiadomo, co by się stało… a najgorsze, że zwiał!".
Pierwsze, co przyszło mi do głowy?
Aniu, kocham Cię.
Komentarze