Historia

Wyspa niepokoju

rysiunekozawa 0 9 lat temu 1 152 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Po wybuchu ostatniej epidemii została nas zaledwie garstka. Moja rodzina umarła tego samego dnia, nie przeżył nikt.

Czasami dużo rozmyślam, w sumie głównym tematem moich refleksji jest samotność. Każdy z nas jest zagubiony i każdy z nas coś stracił. Czasami porównuje nas do robotów, częściowo wyłączonych z życia. To tak jakby połowa serca zamieniła się w kamień, to tak jakby usta zapomniały co to śmiech, a oczy co to radość. Jesteśmy umieszczeni pośrodku oceanu, na niewielkiej wyspie. Te działania były celowe, zgłaszając się do eksperymentu nikt nie przypuszczał co może się wydarzyć. Nie mieliśmy pojęcia, że staniemy się królikami doświadczalnymi. Po prostu żyliśmy w ubóstwie, a obiecano nam lepszy byt, ciepły kąt i pożywienie, za udział w drobnym doświadczeniu.Kto nie skorzystałby z takiej okazji? wizje roztaczane nam były niemal idealne, a rzeczywistość, która nas zastała wręcz przerażająca.

Od tygodnia panował niesamowity spokój, cisza, czasami usłyszeć można było płacz kobiet, nic więcej. Lecz im dużej nas tutaj trzymano, tym bardziej można było zrozumieć system ich działań. Zbyt długi spokój był zwiastunem kolejnych doświadczeń. Nie myliłem się, wczesnym rankiem wywołano nas z namiotów. Ubrana na czarno kobieta w masce i dwójka mężczyzn stanęła przed nami. Ustawiliśmy się w szeregu zgodnie z poleceniami, zagryzając zęby, ze łzami w oczach. Nie mieliśmy pojęcia co może na nas czekać, co tym razem u licha? Jake, chłopak stojący przed mną odmawiał pacierz, a po jego policzkach spływały łzy. Czy to aby na pewno tylko strach? Może rozgryzł ich działania do końca? Nie śmiałem pytać, nie w chwili obecnej. Stałem ostatni, nie to nie oznaka tchórzostwa, tak po prostu wyszło. Bałem się wychylić głowę spoza szeregu by spojrzeć co się dzieje, nigdy nie można przewidzieć ich działań, a wciąż wierzyłem, że ten horror biegnie ku końcowi.

Usłyszałem krzyk, jeden-drugi-trzeci. Kolejka w przerażającym tempie się zmniejszała. Teraz moja kolej, zacisnąłem pięści, kobieta wyciągnęła gaz i spryskała mi nim oczy, mój krzyk był ostatnim. Poczułem jeszcze jedynie lekkie ukłucie w szyi, moja głowa zaczęła wariować. Upadłem na ziemie i czułem, że odrywam się od rzeczywistości. Cokolwiek to było, mój organizm tym razem się poddał.

Poczułem silny ból z tyłu głowy, ktoś klepał mnie zawzięcie po twarzy. Próbowałem unieść powieki, ale przychodziło mi to z ogromnym trudem. Wreszcie, udało się, uchyliłem lekko oczy i ujrzałem twarz Masi. Była to kobieta, która podczas epidemii straciła dwójkę dzieci. Nie wiem skąd pochodziła, ale jej imie i akcent na penwo nie wskazywały na Amerykę. Czasami zamieniliśmy kilka słów, pomogliśmy sobie w zwykłych codziennych, a może niecodziennych sytuacjach an tej przeklętej wyspie. W każdym razie darzyłem ją sympatią, biło od niej coś w rodzaju ciepła, mimo tego, że jej oczy zwykle były przekrwione od łez,a twarz wyrażała największy ból z możliwych. Uniosłem się na rękach, w pełni otworzyłem oczy, byłem lekko omamiony. Minęło pare minut zanim doszedłem do siebie. Masia wciąż siedziała przede mną, obserwując kiedy ponownie złape pełny kontakt z rzeczywistością. Kiedy zauważyła, że mi się to udało, zaczęła opowiadać co zaszło.

Zostaliśmy tylko my, reszta grupy została zabrana, nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co. Mówiła, że słyszała krzyki, błagalne jęki, ale później wszystko cichło. W pewnym monecie przeszedł mnie dreszcz, Masia złapała mnie za ręce i zaczęła płakać, tak jak nigdy. Zupełnie jak mała dziewczynka, która za chwile miała odpowiedzieć za jakąś szkodę wyrządzoną podczas zabaw. Do moich oczu również napłynęły łzy, oboje wiedzieliśmy, że to ostatni etap doświadczeń, wiedzieliśmy też, że kolejnym będzie śmierć. Minęło kilka minut, a w pomieszczeniu pojawił się wysoki mężczyzna, chwycił dziewczyne za rękę i udał się w strone drzwi. Krzyczała, szarpała się, lecz on nieugięcie, zupełnie bez emocji kierował się wciąż w strone wyjścia. W pewnym momencie Masia zaparła się o lekko wystającą deske by nie dać się przeciągnąć dalej i wyjęła z kieszeni stary gwóźdź. Skoczyła na mężczyzne, ale on zrzucił ją z siebie wyciągając broń. Przyłożył pistolet do jej skroni, lecz wiedziała, że nie może jej zabić, przecież teraz była jej kolej. Nie mam pojęcia czy nie spostrzegł tego gwoździa, ale w efekcie za swoją nieuwagę, kiedy odciągał od niej dłoń, wbiła mu go prosto w szyję. Zaczął krwawić, nerwowo rzucać się po ziemi.

Masia podała mi ręke, była to jedyna możliwa próba ucieczki, udaliśmy się w biegu do drzwi, to była nasza szansa. Korytarz był biały i dobrze oświetlony, zupełne przeciwieństwo pokoju, w którym nas umieszczono. Nie było tam żywej duszy. Błądziliśmy, korytarze nie miały końca, było ich mnóstwo. Ta wszechobecna pustka była dość niepokojąca, musieliśmy w końcu na kogoś trafić, ale ku mojemu zdziwieniu to się nie stało. W pewnym momencie przystaliśmy, był to korytarz bez końca. Może to o to im chodziło? Testują kolejny raz naszą wytrzymałość? teraz kolej na psychikę? W oczach dziewczyny pojawiły się kolejny raz łzy. Zaczęła szeptać, że nie da już rady, że chce odejść, ale nie ma nawet w jaki sposób. Nie mogłem dopuścić do tego żeby i w mojej głowie pojawiły się takie myśli. Doszliśmy na tyle daleko, że nie mogliśmy się poddać, jeszcze nie teraz. Chwyciłem ją za dłoń i pociągnąłem za sobą. Szliśmy dalej, wciąż błądząc. Nasze oczy były juz zmęczone, tak jak i nogi. Czuliśmy głód, potrzebe napojenia się. Z minuty na minute słabliśmy, ale nie mogliśmy się zatrzymać póki nasze nogi szły. W pewnym momencie Masia złapała mnie nerwowo za ramię i zupełnie ożyła. Przed nami stały drzwi, a w oknie było widać las, drzewa i tę cudowną zieleń. Puściła moją ręke i zaczęła biec w ich kierunku, była przepełniona radością, to nareszcie koniec. Rzuciła się niemal na drzwi, po czym upadła porażona prądem. Zniknęły, a ona leżała w bezruchu. Podbiegłem do niej, chwyciłem ją mocno i zacząłem szlochać. Jej serce wciąż biło, lecz czułem, że słabnie. Wyszeptała mi tylko, że odchodzi z tego horroru w radości, którą przyniosła jej myśl o wolności. Dotknęła ręką mojego policzka, z jej oczu poleciały łzy, oczy zamknęły się. Wtuliłem się w jej martwe ramiona, zasypiając ze zmęczenia.

Czułem, że moje sny się kończą, mój organizm zadecydował o przebudzeniu się. Bałem się otworzyć oczy, wiedziałem, że już nie jestem w ramionach Masi, wiedziałem, że dla mnie to wszystko wciąż trwa. Pozostałem tak kilka minut, lecz w tym momencie chyba naprawdę chciałem już to zakończyć, to była ta chwila, kiedy zdecydowałem się na śmierć. Powoli zacząłem unosić powieki, lecz oślepiło mnie jasne światło. Poczułem paraliżujące zimno, powiew wiatru, zapach drzew. Kiedy udało mi się otworzyć oczy spostrzegłem, że jestem w lesie. Najprawdziwszym i najrealniejszym, takim który malował się na drzwiach. Mimo tego co przeżyłem, co się wydarzyło na moich ustach pojawił się zapomniany niegdyś uśmiech. Wstałem przepełniony euforią, czy to właśnie ja wygrałem, wygrałem spośród tylu ludzi te walke? przeszedłem przez to piekło? Może mam jeszcze szanse na normalne zycie, tak uczucie które mnie ogarnęło, a wraz z nim myśli były kompletnie nierealne. Odwróciłem się za siebie, chciałem iść dalej, wyjść z lasu. Lecz moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa, czułem, że opuszczają mnie wszelkie siły. Leżało za mną morze ciał, wszystkich uczestników doświadczenia, leżała moja martwa rodzina, leżała Masia, leżeli inni zmasakrowani ludzie, jedni bez oczu- drudzy z zaszytymi ustami. Nie, nie mi przypadła wygrana. Z tego nikt nie mógł wyjść żywy, to w końcu piekło na ziemi. Piekło, które wyrządziła nam miła pani, uśmiechająca się i zachęcająca do udziału w ich teście. Moje serce zwalniało swój rytm. Upadłem na ziemie. Ostatnie uderzenia, wolność.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje