Historia
Lustro cudzych uczuć
Zapowiadał się zwykły dzień 18 czerwca 2011 roku. Siedziałem w szkole od 7:32. Doskonale pamiętam godzinę, kiedy wszedłem, bo właśnie wtedy dostałem sms o treści "Kocham Cię" od nieznajomego numeru. Od razu pomyślałem, że to tylko kawalarz. Niestety nie dawało mi to spokoju - caly dzień o tym myślałem. Po wejściu do szatni zobaczyłem uśmiechającą się do koleżanki dziewczynę. Niby nic, jednak coś wydawało mi się nie tak, jak być powinno. Uśmiech był zbyt szeroki. Po kilku sekundach zrozumiałem, że ludzie się na mnie patrzyli, bo przez dłuższą chwilę wlepiałem w nią oczy. Wtedy się oddaliłem. Nigdy nie widziałem takiego uśmiechu, jednak ta twarz wydawała mi się znajoma. Nie wiedziałem gdzie i kiedy. Wiedziałem na pewno tylko to, że znam tę twarz. Duże, niebieskie oczy z wyjątkowo długimi rzęsami. Oddałem kurtkę, nie widziałem jej do wyjścia ze szkoły. Poszedłem na przystanek, żeby wrócić do domu autobusem. Jak zwykle się spóźniłem - mogłem najwyżej pomachać ludziom na tylnych siedzeniach. Zmęczony po szkole poszedłem do najbliższego sklepu po coś do zjedzenia. Wszystko poszło jak zawsze, jednak znów się przestraszyłem. Kasjerka podczas oddawania mi reszty zrobiła znajomy uśmiech. Ten sam z idealnie białymi zębami. Te same duże, niebieskie oczy. Zupełnie jakby to była dziewczyna z rana, ale dużo starsza. Myślałem o tym przez jakiś czas, potem przyjechał autobus i zapomniałem o tym. Nagle usłyszałem słowa "kocham Cię", ale to zignorowałem. Pomyślałem, że to z przemęczenia. Odmieniło mi się, kiedy zegar elektroniczny zdawał się pisać te same dwa słowa. Przestraszyłem się nie na żarty - czytałem zbyt dużo creepypast. Zasnąłem. Obudziłem się na swoim przystanku, pobiegłem wysiąść. Zapomniałem o wszystkim, co było do tej pory. Wszedłem do domu, jeszcze nikt nie wrócił z pracy. Byłem sam. Poszedłem do łazienki, żeby ściągnąć soczewki kontaktowe. Światło dziwnie migało, zwykle od razu się włączało. Zbliżyłem twarz do lustra i zobaczyłem TO. Znów przerażający uśmiech. Za nim widać było napisane na ścianie krwią "KOCHAM CIĘ". Popatrzyłem temu stworzeniu w oczy - nie mogłem się powstrzymać. Dziwnie się wtedy poczułem - straciłem świadomość co się dzieje, pewnie upadłem na podłogę, nie wiem. Przeżyłem od nowa wszystkie swoje cierpienia, jakie zdarzyły mi się do tej pory. Wszystko to w około 15 sekund, niesamowity ból i strach. Straciłem jakiekolwiek zmysły. Obudziłem się 17 czerwca 2011 roku w szpitalu. Czułem się, jakbym był w innym ciele. Spojrzałem na ręce - były inne, bardzo chude. Dotknąłem swoją twarz, miałem brodę. Wcześniej nie miałem brody. Wstałem. Zobaczyłem tabliczkę z imieniem i nazwiskiem mojego dziadka, Piotrem Wojciechowskim. Usłyszałem kobiecy głos, wołający mnie na operację. Przyszli po mnie, po czym zawieźli na salę. Dostałem znieczulenie - niestety, nie działało. Miałem zamknięte oczy, nie mogłem ich otworzyć, ale wszystko czułem. Powolne rozcinanie brzucha. Słyszałem wszystkie polecenia lekarzy. Największa jednak udręka, była po około 2 godzinach od rozpoczęcia operacji, usłyszałem krzyk "tracimy go!". Chciałem odpowiedzieć, że żyję, ale miałem zupełny paraliż. Krzyczałem, miotałem się, ale tylko w duchu. Wiedziałem, że zaraz nastąpi mój koniec. W końcu to nadeszło - czułem swoją śmierć. Czułem odchodzenie od ciała. To było okropne. Otworzyłem oczy. Byłem w łazience. Właśnie wracali moi rodzice. Moja mama płakała, a tacie leciały pojedyncze łzy. Oznajmili mi, że dzień wcześniej zmarł mój dziadek.
Komentarze