Historia

To tylko wspomnienie

athalin 0 7 lat temu 999 odsłon Czas czytania: ~8 minut

Nie bój się cieni. One świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło.

Oscar Wilde

W powietrzu unosił się nieznośny odór. Przetrawiony alkohol, zepsute mięso, fekalia... i coś jeszcze. Nore nie wiedziała co. Zasłoniła usta i nos rękawem, przyspieszyła kroku. Bardzo chciała wydostać się z przedmieścia, nim zupełnie przesiąknie smrodem.

Zupełnie nie rozumiała, co ludzie widzą w Dalgardzie, a bardzo śmieszne wydawało jej się nazywanie go Stolicą Północy. Ponoć znajdowały się tam wspaniałe świątynie, zamki, karczmy, i inne cuda, ale Nore do tej pory dostrzegła tylko powszechnie panującą biedę i obrzydliwy zwyczaj wylewania nieczystości wprost na ulicę.

Minęła szewski cech, dom publiczny „Pod dziką różą”, w końcu wyszła na rynek. Tu przynajmniej da się oddychać, pomyślała odsłaniając twarz. Z lubością napełniła płuca czystym powietrzem.

- Pani miłościwa!- zawył jakiś obdartus i złapał ją za skraj spódnicy.- Od trzech dni nie jadłem. Zlitujcie się i wspomóżcie nędzarza!

Nore wyszarpała materiał z jego rąk i cofnęła się z odrazą. Na rynku było mnóstwo ludzi, w tym co najmniej dwudziestu strażników. Mogła zacząć krzyczeć. Mogła... ale nie potrafiła. Sięgnęła po sakiewkę ukrytą za paskiem i wyciągnęła zeń srebrną monetę. Nie miała pojęcia, ile dokładnie jest warta. Żebrak rozpłynął się w podziękowaniach, próbował nawet ucałować dłoń Nore. W porę się odsunęła. Odprowadziła mężczyznę wzrokiem i zaklęła pod nosem, bo żebrak minął bez zainteresowania stoiska kupców i wszedł prosto do zamtuzy.

Ktoś stojący za nią, wybuchnął śmiechem. Odwróciła się. Wysoki, szczupły mężczna, ubrany wedle najnowszej mody, w długi granatowy kaftan, aż zgiął się w pół. Minęła dłuższa chwila zanim się uspokoił.

- No i co w tym śmiesznego?- warknęła Nore.

- Wasze zdumienie- odrzekł i wyprostował się.- Chociaż doprawdy nie wiem, czego innego mogła się pani spodziewać.

- Jak to czego? Sądziłam, że kupi jedzenie!

Mężczyzna znowu się zaśmiał.

- A co by mu to dało? Przestałby być nędzarzem zapełniając na chwilę żołądek? Nie, on pragnie zapomnieć o tym, kim jest. A nic temu nie służy bardziej niż alkohol i ramiona pięknej kobiety.

Wypowiadając ostatnie słowa, skłonił się lekko. Nore skrzywiła się.

- A tak na przyszłość... jeśli chcecie uniknąć podobnych sytuacji, radzę nie chwalić się bogactwem. Nikt tu nie jest ślepy. Skoro już rozmawiamy, przedstawię się. Nazywam się Eshn Darenvar.

- Nore- odburknęła.

- Skąd pochodzisz?

- Z daleka- ucięła i odwróciła się na pięcie. Nie miała najmniejszej ochoty na rozmowy i zawieranie znajomości.

I tak zmarnowała już mnóstwo czasu.

Wynajęcie pokoju nie było proste. Gospodarz kipiał z ciekawości, a jego żona sugerowała przy każdej okazji, że Nore musi być utrzymanką jakiegoś szlachcica. A ona ladacznic sobie nie życzy, koniec i kropka. Na szczęście, kilka srebrnych monet zmiękczyło dostatecznie sztywne zasady moralne pani domu.

- Ona mówi jak cudzoziemka- wysyczała.- I wcale mi się to nie podoba. Bogowie ją wiedzą...

- Najważniejsze, że płaci- stwierdził gospodarz i wzruszył ramionami.

Nastał wieczór. Nore przebrała się w stare, podróżne ubranie, zmierzwiła włosy. Jak bardzo się zmieniła? Pięć lat to szmat czasu. Zaczęła pospiesznie przeglądać swoje rzeczy. Była pewna, że gospodyni tylko czeka aż wyjdzie, by móc poszperać. Pieniądze powoli zaczynały się kończyć, nie mogła sobie pozwolić na stratę. Upchnęła więc wszystkie cenne przedmioty do sakwiewki, a ją ukryła w cholewie buta. Kiedy sięgała po sztylet, zawahała się. Na pewno nie będzie mi potrzebny, pomyślała, to ostateczność. Głosik w jej głowie piszczał, że i tak nie będzie w stanie tego zrobić, ale zignorowała go. Wsunęła nóż za pasek.

Opuściła gospodę tylnymi drzwiami. Gdzie powinna zacząć? Rozejrzała się. Przecież znali się tyle czasu... powinna wiedzieć gdzie go szukać.

Naciągnęła kaptur na głowę i ruszyła w stronę, która najmniej jej się podobała. Musiała wrócić na przedmieścia.

Rynek, zamtuza, szewski cech... szła tak szybko, że wszysko zlewało jej się w jedno. Wrócił znajomy odór. Czuć jeszcze jaśmin, pomyślała. Tylko skąd, do cholery, w dzielnicy biedoty mógł wziąć się jaśmin? Znała kilku handlarzy. Ich olejek był bajecznie drogi, jednak bogacze kupowali go niezależnie od ceny. Nore nienawidziła tego zapachu. Kojarzył jej się z czymś koszmarnym. Był za słodki, za ciężki.

Odrapany, drewniany budynek był wyraźnie oznakowany. „Gibka dziewuszka”! Nore najchętniej przeszłaby na drugą stronę ulicy. Pchnęła jednak skrzypiące drzwi.

Pijany karzeł brzdękał na lutni jakąś smętną melodię. Kilka kobiet w czerwonych sukniach zaśmiewało się głośno.

- Patrzajcie ludzie!- wrzasnął któryś z klientów.- Przyszła nowa panienka!

Nore zignorowała go. Ten, którego szukała siedział w rogu sali. Nic się nie zmienił od dnia, kiedy widzieli się po raz ostatni. Na jego kolanach wiła się tęga, ruda dziewczyna, zanosząca się piskliwym chichotem.

- Nore!- ryknął Cild.- Bądź, kurwa, tak dobra i przypomnij sobie jak to jest się uchlać!

Nie przejmując się zupełnie tym, że wszyscy się na nią gapią, przecięła salę jak strzała. Zepchnęła rudą dziewczynę na podłogę.

- Jak mogłeś mi to zrobić?

- To wasza żona?- zaśmiała się prostytutka, usiłując wstać.

- Jutro musimy wyruszyć! Cild, proszę...

Mężczyzna łypnął na nią, zupełnie trzeźwo. Wiedział, że prędzej czy później się spotkają.

- Wybacz mi, Nore.

- Wybaczam- powiedziała szybko kobieta.- Ale mamy mało czasu. Podróż zajmie nam kilka tygodni, więc jutro...

- Nie zrozumiałaś mnie- przerwał Cild.- Wybacz mi, ale stąd nie odejdę.

Nore zamarła.

- Co? Obiecałeś... złożyłeś przysięgę!

- Nie tak łatwo rozstać się z życiem.

Cild zaśmiał się gorzko.

- Jestem ci wdzięczny. Nawet nie wiesz jak bardzo. I żałuję, że musiało paść na ciebie.

Kolana Nore były jak z waty. Musiała złapać się krawędzi brudnego stolika, by nie upaść. Patrzyła na bladą twarz mężczyzny, na jego znajome, zielone oczy. Zadrżała na całym ciele.

- Umrę- powiedziała po dłuższej chwili.

- Naprawdę żałuję.

Ruda prostytuka, sądząc, że ma do czynienia z obłąkaną, odeszła szukać zarobku gdzie indziej. Karzeł wygrywał swoją ponurą melodię, kobiety wybuchały śmiechem. Życie toczyło się dalej.

Nore sięgnęła po sztylet drżącą dłonią. Ujęła rękojeść. Wydawała się nieznośnie ciężka.

- Nie dasz rady- rzekł spokojnie Cild.

- Tym bardziej, że nie warto- odezwał się ktoś z drugiego końca sali.

Nore od razu poznała ten głos. Odwróciła się.

Eshn Darenvar przepychał się między stolikami. Ledwo trzymał się na nogach. Jego granatowy kaftan był cały w plamach.

- Chodź, Nore- powiedział, łapiąc ją za rękę.- Nie warto tracić czasu na niewiernych mężów.

Mógł ją zaprowadzić dokądkolwiek, nie miała siły protestować. Wyszli na zewnątrz. Okropna mieszanka zapachów uderzyła po raz kolejny.

- To po niego przyjechałaś?- zapytał i pogłaskał ją łagodnie po ramieniu.

- To już nie ma znaczenia.

- Przeciwnie- rzekł spokojnie Eshn.- Wiesz już jakim jest człowiekiem. Więcej za nim nie zatęsknisz.

Nore pokręciła głową i wybuchnęła histerycznym śmiechem.

- Ludzie, którzy tu przychodzą- ciągnął mężczyzna.- Chcą zapomnieć. Tylko i aż tyle. Tu nikt ich nie rozpozna, ani nie zapamięta. Mogą być kim zechcą, od chwili, kiedy przekraczają próg. Ja przestaję być katem, a staję się zwykłym dziwkarzem. Tak, Nore. Jestem katem. To świetnie płatna fucha, przynajmniej w Dalgardzie. I, kurwa mać, co tydzień chodzę do najpaskudniejszego burdelu w całym mieście, tylko po to żeby zapomnieć, że nazajutrz znów zetnę kilka głów!

- Eshn- powiedziała powoli Nore.- Ja umieram.

- Jak wszyscy- odparł Eshn.- Starzejesz się.

Nore zawahała się.

- Skoro i tak zabijasz- wyszeptała.- To jeden trup więcej nie zrobi ci różnicy. Ten, z którym rozmawiałam...

Eshn w momencie wytrzeźwiał.

- Nore- rzekł poważnie.- To nie jest dobra kara za zdradę z dziwką.

- Nie przez to ma umrzeć. Chcesz, żebym ci wyjaśniła? Zresztą, nieważne czy chcesz. I tak ci opowiem.

Nore pochylała się nad ciałem. Cild wyglądał jakby zasnął, grabarz wykonał dobrą robotę. Na szczęście, jego matka zabroniła spalenia zwłok.

- Jesteś tego pewna?- zapytała kobieta i zacisnęła wąskie usta.

Wiedziała, jaka będzie odpowiedź. Wszyscy pragnęli tego samego. A później żałowali.

- Tak.

- Będzie taki, jakim go zapamiętałaś. Ale nie na zawsze.

- A na jak długo?

Kobieta sięgnęła po pergamin. Zaczęła coś spisywać. Nore wydawało się, że trwa to całe wieki.

- Pięć lat, cztery miesiące i jedenaście dni- powiedziała w końcu.- Gwiazdy mają dość korzystny układ.

- To wystarczy- ucieszyła się Nore.- Załatwi wszystkie swoje sprawy.

Nekromantka spojrzała na nią z politowaniem. Ileż ta gówniara mogła mieć? Szesnaście, siedemnaście lat?

- Musisz zdawać sobie sprawę- rzekła poważnym tonem.- Że on nie będzie sobą... tak do końca. To, jak o kimś myślimy, często mija się z prawdą. Ożywię twoje wspomnienie, a nie Cilda.

- Znałam go! Wiem jaki jest... był.

- Więc mi opowiedz.

Nore zamyśliła się.

- Był mądry. I sprytny.

- A odważny?

- Nie- przyznała Nore.- Gdyby był odważny, nie próbowałaby uciec.

Nekromantka kiwnęła głową. Nie miała już wątpliwości, jak skończy się ta historia.

- On może cię oszukać.

- Nie zrobi tego!- uparła się dziewczyna.

- Nadal tego chcesz? Będziesz jego gwarantem, pamiętaj o tym. Śmierć można przechytrzyć tylko na chwilę.

- Rób co trzeba- rzekła Nore.

- Więc wyjdź. I cały czas o nim myśl. O tym jaki był.

Nore wyszła. Wspominała ich wspólne zabawy, jego żarty. Nie wszystkie ją rozbawiły. Cild kochał wolność i życie. A ona kochała jego, bardziej niż samą siebie.

- Dobrze rozumiem?- wydukał Eshn, kiedy skończyła mówić.- To... to trup?!

- W pewnym sensie- odrzekła Nore, zupełnie już spokojna.- Obiecywał, że się ze mną ożeni. Wiesz, gdzie popełniłam błąd? Im bardziej o nim myślałam, tym silniej sobie uświadamiałam, że on mnie wcale nie kocha. I miałam rację.

- Nore... jak on umarł?

- Uciekał. Ale nic więcej ci nie powiem.

Eshn zdobył się na uśmiech.

- Uciekał przed tobą, prawda?

- Nie! To już nie ważne. Dasz radę go zabić?

Kat zawahał się.

- Masz rację- rzekł.- Jeden trup w tą, czy w drugą stronę... ja i tak jestem przeklęty.

Nore wyjęła sztylet. Zacisnęła na nim rękę, nawet nie czując bólu.

- Musi zginąć z mojej ręki, albo z mojej krwi.

- Lub dobrowolnie wrócić do nekromantki- przypomniał Eshn. - Może spróbuję go przekonać?

Nore wzruszyła ramionami. Eshn uśmiechnął się szeroko.

- Znałaś kiedyś kata, który nie lubił zabijać?

- Idź już.

Eshn spojrzał na sztylet. Czerwone kropelki były prawie niewidoczne w słabym świetle pochodni. Wrócił do zamtuzy. Nore usiadła na schodku. Nie czuła już smrodu, w ogóle nie czuła niczego. Liczyło się jedno. Żyła. Skończyła się okropna niepewność i poszukiwania. Jestem wolna, pomyślała ze zdumieniem, nic mi już nie ciąży.

Usłyszała krzyk. A później lament rudej prostytutki.

Jakie to dziwne. Ja, która nie mogłam znieść wizji żebraka w dybach, oddałam kogoś katu.

Eshn wyszedł. Próbował oddać jej sztylet, ale Nore pokręciła głową.

- Weź go sobie na pamiątkę. I coś jeszcze.

Wsadziła rękę do buta. Nadal broczyła krwią. Wysypała na dłoń srebrne monety.

- Proszę- powiedziała.

Eshn skłonił się. Będzie musiał sobie znaleźć inny burdel.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje