Historia

Porcelanowa Dziewczynka

kuro 8 6 lat temu 11 707 odsłon Czas czytania: ~15 minut

Pewnie dużo osób zastanawia się, jak to jest być psychoterapeutą rodzinnym. Zresztą, nie dziwię się, bo jest to temat dość ciekawy, ale też i delikatny. Na terapeutach ciąży tajemnica lekarska, a urywki gdzieś tam zasłyszanych faktów przekształcane są w barwne historie, jednak mówiąc, że ta praca polega tylko na słuchaniu i okazywaniu współczucia, skłamałbym. Najciężej mają ci, trafiający do danej rodziny przez wyrok sądowy. To niezręczne uczucie, gdy próbujesz pomóc tym, którzy tobą gardzą. Niestety tak już jest. W swojej karierze miałem kilka tego typu przypadków, ale teraz nie będę ich poruszać. Czuję zaś potrzebę przedstawienia rodziny, z jaką miałem do czynienia kilka lat temu. Dziś jestem starszym człowiekiem, a sprawa jest przedawniona, dlatego zatajając wszelkie poufne informacje na temat każdego z moich podopiecznych, zdecydowałem się opisać tamten przypadek.

Byłem wtedy mężczyzną z niewielkim bagażem doświadczeń. Mogłem się jednak pochwalić skutecznością. Każda z rodzin, z którymi pracowałem, wracała do normalnych, zdrowych relacji. Myślałem wtedy o sobie jak o kimś wyjątkowym. Dopiero czas uświadomił mi, że po prostu zbyt mało widziałem.

Pewnego kwietniowego poranka stanąłem na ganku uroczego domu, trzymając w dłoni plik papierów, które przysłał mi sąd. Wszystko, co wiedziałem o tej rodzince, ograniczało się do kilku pozbawionych szczegółów informacji. Ponoć mieszkała tu kobieta z dwoma córkami. Po zakończeniu sprawy związanej ze śmiercią męża władze skierowały je na przymusowe sesje terapeutyczne. Nigdy jednak się na nich nie zjawiły. Raporty ze szkoły potwierdzały zaniedbywanie dzieci, ale nadzór kuratora po tak traumatycznych przeżyciach pogorszyłby sytuację. Dlatego przysłano mnie.

Zapukałem do potężnych, dębowych drzwi. Przygładziłem włosy, w trosce o swój wygląd. Czekałem, nasłuchiwałem. Nikt jednak mi nie otworzył. Zegar wybił właśnie pierwszą po południu, a z tego, co wyczytałem, matka dziewczynek była osobą niepracującą. Zrozumiałem wtedy, że prawdopodobnie domyśliła się, kim jestem i udawała swoją nieobecność. Zawsze dziwiły mnie takie zachowania. Choć ci ludzie wiedzieli, jak bardzo są zniszczeni, nie chcieli znaleźć wyjścia z tego zniszczenia.

Zagryzłem dolną wargę. Zacząłem tłuc w drzwi. Nie wrócę przecież z pustymi rękami. Muszę choćby z nią porozmawiać.

– Proszę otworzyć. – zaciskając palce w pięść, waliłem w drewno. – Halo.

Parę osób z sąsiedztwa wyszło do ogrodu pod pretekstem podlania trawnika. Czułem ich wzrok na sobie.

– Jeśli pani mi nie otworzy, będę zmuszony zadzwonić na policje!

– Dzień dobry.

Na dźwięk cichego głosu, odwróciłem się. Obok schodów stała dziewczynka. Szybkim ruchem przerzuciłem akta, szukając zdjęcia córek kobiety. Czarne długie włosy, niebieskie oczy.

– Masz na imię Honorata? – zapytałem, przykucając na schodku.

Dziewczynka kiwnęła głową. Od razu zauważyłem, w jak okropnym stanie było dziecko. Obszarpany, brudny mundurek, o koszuli już nie wspominając. Wychudzona. Nieświeża. Jedyne czego nie mogłem się czepić, to włosów, które były starannie spięte w dwa długie kucyki.

– Wracasz ze szkoły?

– Kim pan jest? – szybko zmieniła temat. Stanowczość w głosie tego maleństwa wydała mi się wtedy dość komiczna.

– Jestem kimś, kto chce wam pomóc.

– Mama jest zmęczona, nie może rozmawiać.

Wzdycham. Wyciągam z kieszeni legitymację. Mogłoby się wydawać, że okazanie tego kawałka plastiku dziecku jest bezsensowne, jednak zawsze działa. Psychika młodego człowieka posiada taką konstrukcję, że niektóre rzeczy wzbudzają w nim poczucie respektu do kogoś, nawet jeśli owy młody człowiek nie wie dokładnie, co jest źródłem odczuwania tego uznania.

– Nie chcę denerwować twojej mamy, ale jeśli z nią nie porozmawiam, będę musiał przyjść z

policją.

Na twarz dziewczynki wpłynął grymas. Chwilę zastanawiała się nad tym, co powinna zrobić, po czym wyciągnęła klucz z doniczki. Zamek ustąpił, a dziecko odwróciło się raz jeszcze w moją stronę.

– Tylko proszę nie hałasować. Mama jest zmęczona.

Stałem tam osłupiały, kiedy zobaczyłem ciemność, która była tak gęsta, że zaczęła mnie dławić. Zrobiłem krok do przodu. Przymknąłem drzwi. Kiedy oczy powoli złapały ostrość widzenia, przeanalizowałem wnętrze domu. Okna były całkowicie zabarykadowane i przesłonięte. Znalazłszy włącznik, nacisnąłem na niego w nadziei, że żyrandol rozświetli pomieszczenie. Byłem jednak w błędzie. Pewnie prąd został odcięty.

Przechadzałem się między meblami. Wszędzie zalegał kurz, ale nie mogę powiedzieć o bałaganie, jakkolwiek irracjonalnie to brzmi. Każda rzecz w salonie stała na swoim miejscu. Nie dostrzegłem tam zbędnych przedmiotów, a po przesunięciu wazonu o kilka centymetrów zauważyłem, że nie był przestawiany przez długi czas. Ten pokój po prostu utknął w czasie. Pewnie od wypadku rodzina żyła z dnia na dzień. Logiczny był też fakt, iż kobieta popadła w depresję i jest niezdolna nawet do prostych, codziennych czynności. Ogrom pracy oraz czasu, jaki musiałem spędzić z tymi ludźmi, nieco mnie przytłaczał.

– Chce pan coś do picia?

W progu kuchni stała Honorata, trzymająca świecznik. Widząc ciepłe światło, odzyskałem nieco opanowania. Uśmiechnąłem się.

– Tak, poproszę. Tymczasem ja przygotuję kilka pytań, na które odpowiesz, dobrze?

Bez jakiejkolwiek reakcji na moje słowa, odwróciła się i wyszła. Włączyłem latarkę w telefonie. Przyznam, że miałem niewielkie opory przed siadaniem na sofie, czując wilgotny materiał obicia, ale musiałem jakoś rozłożyć papiery. Minęło kilka minut. Dźwięk stawianej szklanki na blacie stolika zmusił mnie do podniesienia wzroku.

– Proszę.

– Dziękuję. – chwyciłem naczynie, chcąc ugasić pragnienie. Trzymając szklankę tuż przy ustach, poczułem ten obrzydliwy, gryzący zapach. Blask świecy pozwolił mi zobaczyć, fałdy skisłego mleka, które zamiast białego koloru, przybrało ciemnożółtą barwę. Kilka much usiadło mi na dłoni. Przeszyły mnie dreszcze obrzydzenia.

– Może najpierw zajmiemy się pytaniami. – zaproponowałem, wymigują się od degustacji.

Dziecko patrzyło na mnie z ogromnym dystansem. Bazując na jej aktach, wiedziałem, jak wielki miała potencjał umysłowy. Kiedyś była pulchnym, szczęśliwym dzieckiem ze wzorowymi ocenami. Tamtego dnia widziałem tylko echo przeszłości.

– Jak się dziś czujesz?

Spuściła wzrok, jakby szukała odpowiedzi na podłodze. Milczała.

– Wszystko dobrze w szkole?

Cisza.

– Opowiedz mi o swoich przyjaciołach.

Próby w nawiązaniu wstępnej, luźnej konwersacji nie powiodły się. W takich przypadkach zazwyczaj zaczynam tłumaczyć, kim jestem, czemu chcę pomóc. Takie przyzwyczajanie do swojej obecności trwa około pół godziny. Dziecko po oswojeniu z rozmówcą staje się otwarte. W tamtej sytuacji jednak nie zdążyłem zastosować metody oswajania dziewczynki, ponieważ otwarcie zapytała, czy mam zamiar ją zabrać od mamy i siostry.

Zaśmiałem się.

– Czemu myślisz, że mógłbym cię zabrać?

– Dużo ludzi chciało nas rozdzielić.

Zacisnąłem zęby. To akurat prawda. Prokuratorzy wnosili o odebranie praw rodzicielskich pani Kołodziejczyk, ponieważ obawiali się właśnie takiej sytuacji. Kobieta wykazywała tendencje psychotyczne, ale wciąż deklarowała swoją stabilność emocjonalną. Nie wiem dokładnie, co przekonało sędziów, aby dziewczynki z nią zostały. My, terapeuci nie mamy dostępu do wszystkich dokumentów.

– Nie musisz się mnie obawiać, chcę tylko porozmawiać.

– Mama jest zmęczona. Nie może teraz rozmawiać.

– A twoja siostra?

– Jest na górze. Nie lubi, kiedy się jej przeszkadza.

Dyskretnie przerzuciłem kartkę na stronę z informacjami o Amelii. Była starsza od siostry o trzy lata. Różniły się wyglądem. W sumie „różniły” to mało powiedziane, ponieważ były przeciwieństwami siebie, jeśli chodzi o wygląd. Krótkie blond loki, zielone oczy, wysoka. Badania na ojcostwo: brak. Ten ostry kontrast zewnętrzny dziewczynek skłonił śledczych do postawienia hipotezy, że wypadek miał motyw właśnie w odkryciu prawdy o zdradzie żony. Hipoteza została jednak obalona. Do dziś nie wiem z jakiego powodu. Cała ta sprawa wręcz tonęła w zagadkach i przygnębiającym nastroju. Nie codziennie pracuje się z osobami, które próbowały popełnić rodzinne samobójstwo.

– Jak ona się czuje? Rozmawiacie?

– Amelia nie mówi.

– A jak jej nogi?

– Amelia nie chodzi.

Przełknąłem ślinę. Czyli rehabilitacja nie przebiega poprawnie. To dziecko ucierpiało szczególnie w wypadku. Wgnieciony przód samochodu przesunął fotel kierowcy tak, że nogi dziecka zostały niemalże zmiażdżone. Szansa na stanięcie o własnych siłach prawie nie istniała, jednak przy ćwiczeniach, Amelia miała szansę na poruszanie się o kulach. Musiała jednak korzystać z pomocy rehabilitanta.

– Mógłbym ją zobaczyć?

Honorata bawiła się obdartym kawałkiem swojego mundurka. Dziwił mnie fakt, że była w szkole. Nauczyciele zaświadczyli o jej nieobecności na zajęciach od dwóch miesięcy. Postanowiłem o to zapytać. Nie odpowiedziała.

– Muszę porozmawiać z twoją mamą. Ktoś dorosły powinien wiedzieć, że tu jestem.

– Mama śpi.

– Mogłabyś ją obudzić?

– Nie mogę tego zrobić.

Klasnąłem w dłonie, żeby zwrócić uwagę dziewczynki. Cały czas była nieobecna i w kółko powtarzała to samo.

– Dobrze, to chodźmy do Amelii.

Zostałem zaprowadzony na górę. Kiedy szedłem po schodach, kątem oka zerkałem na zdjęcia, wiszące na ścianie. Obrazki szczęśliwej rodziny. Nie mogłem wyjść ze zdumienia, czemu takie okropne rzeczy przytrafiają się normalnym ludziom. Co sprawiło, że Kołodziejczyk zapakował żonę i córki do samochodu, po czym z dużą prędkością zjechał z drogi, prosto w przepaść? Pech chciał, że tylko mężczyzna zginął, pozostawiając przy życiu bliskich z traumatycznymi wspomnieniami. Gdyby nie wysłał wiadomości do swojego brata, że zamierza zabić całą rodzinę, wszyscy uznaliby to zdarzenie za nieszczęśliwy traf losu.

Wchodząc coraz wyżej, zdjęcia w ramkach znikały, albo zastępowały je wycinki z gazet, opatrzone tytułami: „Wypadek z premedytacją”, „Tragedia na drodze”, „Rodzinne samobójstwo?”.

Pamiętam, że wtedy zacząłem wyciągać wnioski z tego, co widzę. Brak jedzenia, prawdopodobnie dziewczynki głodowały. Niezadbane środowisko i niedostatek produktów pierwszej potrzeby. Fanatyzm matki. Niezdolność do zajmowania się dziećmi. W takim przypadku w grę wchodzi tylko jedno wyjście, jakim jest rozdzielenie rodziny.

Na piętrze było jedno okno, które wpuszczało do środka światło. Zgadywałem, że ta barykada na dole miała odizolować gapiów i sąsiadów od dramatu, jaki rozgrywał się w tym domu.

– Nie wiem, czy już wstała. – dziewczynka lekko zapukała w białe drzwi pokoju. Odpowiedziała jej cisza, jednak dziecko stwierdziło, że siostra zaprasza nas do środka.

Przepuściła mnie, żebym wszedł pierwszy. Pomieszczenie było jasne, oświetlone lampkami na baterie. Na pierwszy rzut oka, można by stwierdzić, że jest schludnie. Niestety to okazało się jedynie iluzją. Cały pokoik tonął w różu. Tapety trochę odłaziły od ściany. Brudne naczynia spoczywały w kącie, niektóre pobite, więc szkła zdobiły podłogę. Zaduch był nieznośny. Śmierdziało. To kolejny powód, dla którego musiałem zareagować. Niepełnosprawne dziecko nie może przebywać w takich warunkach.

Honorata podeszła do nieruchomej sylwetki, siedzącej na wózku inwalidzkim. Przykucnęła przy siostrze. Poprawiała jej różową, falbaniastą sukienkę. Miałem dziwne wrażenie, że Amelia jest martwa. Strach ścisnął mnie za gardło, kiedy wózek został powoli odwrócony w moją stronę. Dziewczynka mrugnęła, patrząc na mnie uważnie.

Chciałem wydobyć z siebie głos. Chciałem zadać standardowe pytania, jednak wygląd dziecka mnie oszołomił. Skórę miała tak białą, że niemal lśniła. Różowe usta były spierzchnięte. Wyglądała zupełnie jak lalka z porcelany. Delikatna, na skraju śmierci głodowej, o czym świadczyły nabrzmiałe żyły na dłoniach. Cienka skóra z trudem owlekała kości. Tragiczny widok. Nie mogłem się ruszyć. Byłem kompletnie odrętwiały. Wtedy też zobaczyłem sine nogi. Do dziś robi mi się niedobrze, kiedy przypominam sobie powykręcane dolne kończyny. Amelia cierpiała z powodu gnijących, zaniedbanych ran.

Z kieszeni wyciągnąłem chusteczkę. Zatkałem usta, wydychając w materiał cały strach, jaki czułem. Jako zwykły, prosty człowiek, po prostu nie byłem przyzwyczajony do takiego widoku.

– Obudź dla mnie mamę, dobrze? – powiedziałem, ukrywając łamiący się głos.

– Nie można mi tego robić.

– Muszę z nią koniecznie porozmawiać, w tej chwili.

Honorata zacisnęła palce na poręczy wózka.

– Przepraszam, ale jest pora obiadu.

Minęła mnie i wyszła. Zostałem sam z Amelią.

W normalnych okolicznościach zadzwoniłbym na karetkę od razu. Nie mogłem jednak tego zrobić. Procedury są takie, że muszę porozmawiać z opiekunem prawnym dzieci. Muszę się upewnić, czy matka jest w domu i dopiero później zawiadomić odpowiednie służby. Taki miałem obowiązek.

Próbowałem nawiązać kontakt z dziewczynką. Mówiłem do niej w nadziei, że wykrztusi choć jedno słowo. Była skrajnie wycieńczona. Unieruchomiona. Cierpiąca. Na zapadniętych policzkach dostrzegłem linie popękanych naczynek. Byłem przekonany, że jeśli spróbowałbym jej dotknąć, rozpadłaby się na milion kawałków.

– Wszystko będzie dobrze. Zabiorę was stąd. – szepnąłem.

***

Przeszukiwałem pokoje na piętrze. Niestety jeden był zamknięty, drugi zagracony, a w trzeci okazał się łazienką. Musiałem więc zejść na parter. Skoro Honorata twierdziła, że obudzenie matki jest niemożliwe, to mogło znaczyć, że kobieta popadła w psychozę i dzieci się jej boją. Mogła być niebezpieczna dla otoczenia.

Kiedy postawiłem stopę na pierwszym schodku, zobaczyłem, jak dziewczynka idzie w przeciwną stronę do salonu. Okno pozwoliło mi dostrzec, co trzymała w rękach. Była to miska napełniona lodem. Honorata weszła do pomieszczenia. Wstrzymywałem oddech, jak gdybym obawiał się zdemaskowania.

Po chwili dziecko wyszło, zatrzasnęło drzwi i wróciło do kuchni. Po cichu zszedłem na dół. Mrok rozpraszała ta sama świeca, której światłem zostałem ugoszczony w pierwszych minutach przebywania tutaj. Blask jednak nie sięgał na tyle daleko, aby oświetlić drogę, dlatego niechcący potknąłem się o stolik. Moje serce przyśpieszyło. Odwróciłem głowę, by zobaczyć, czy zwróciłem na siebie uwagę, ale wyglądało na to, że nie. Mała sylwetka wciąż krzątała się po kuchni.

Docierając do drzwi, znalazłem klamkę. Pociągnąłem za nią. Uchyliłem i wślizgnąłem się do środka. Było zimno. Przejmujący chłód wywołał dreszcze, które nasilił dodatkowo napływ adrenaliny. Nie widziałem dobrze. Zdawało mi się, że byłem w pokoju, ale na podłodze wyczułem wodę, przesiąkającą przez materiał zamszowych butów. Zachodziłem w głowę, czemu do cholery jest tu tak zimno, po czym niefortunnie wpadłem na coś śliskiego i cuchnącego.

Odskoczyłem, przycisnąłem plecy do ściany, powstrzymując krzyk. Ręka kobiety powoli ześlizgiwała się z łóżka. W tamtej chwili moje oczy przywykły do ciemności, pozwalając mi na rozpoznanie terenu, choć naprawdę, wolałbym już oślepnąć. Była martwa. Była tak okropnie, przerażająco martwa. Wszędzie stały naczynia z lodem. Lód na szafce, lód na komodzie, lód na podłodze. Wszędzie lód. Wszędzie. Dosłownie. Wszędzie.

W panice wypadałem na korytarz. Nie mogłem pojąć, czemu to dziecko zachowywało się w ten sposób. Jezu. Przecież ona usiłowała utrzymać ciało matki, mroziła je, zapobiegając szybkiemu rozkładowi. Skąd wiedziała, że zimno działa w ten sposób? Nie wiem do dziś, jakie były jej motywy. Wiem natomiast, jak wyglądał jej profil psychiczny. Był spaczony.

Moje spodnie były mokre, tak samo, jak buty. W tym momencie miałem zamiar chwycić za telefon i wezwać policje, karetkę, straż. Jednak zaniepokoił mnie fakt, że Honorata zniknęła. Wszedłem po schodach. Skierowałem się do pokoju Amelii. Pociągając za klamkę, zauważyłem, jak bardzo moje dłonie drżały. Nie byłem w stanie odnaleźć spokoju. Nie byłem przygotowany na takie widoki.

Uchyliłem drzwi. Dziewczynki siedziały naprzeciwko siebie. Amelia powoli przesunęła oczy w moją stronę. Honorata wciąż zwrócona była do mnie tyłem. Na kolanach trzymała talerz. W pierwszej chwili miałem przekonanie, że jest pusty. Dopiero kiedy widelec, skierowany do ust siostry pojawił się w polu mojego widzenia, dostrzegłem na nim kawałek czegoś.

– Nie chcesz już? – zapytała czarnowłosa dziewczynka. – Tata będzie zły, kiedy wróci. Mówi, że musisz dużo jeść, bo nie urośniesz.

Dziecko wstało. Odwróciło się i zaczęło iść do drzwi, w których stałem. Coś ścisnęło mnie w żołądku, gdy na talerzu zobaczyłem zeschnięte truchło kociątka. Przypomniałem sobie o jednym zdjęciu, które widziałem na barku w salonie. Ukazywało Amelię i Honoratę przytulające kota, pośród dekoracji bożonarodzeniowych. Tym samym zwierzakiem dziewczynka próbowała nakarmić siostrę.

Odruch wymiotny szarpnął mój żołądek.

Gdy tak stałem, twarzą w twarz z Honoratą, zauważyłem u niej zmianę nastroju. Jej oczy błysnęły. Przeanalizowała mnie od stóp do głów, po czym powiedziała:

– Mówiłam, że mama jest zmęczona.

Żadne słowa nie były w stanie przejść przez moje usta.

– Mama jest chora. – zapłakała. – Mama śpi.

Po tym, co zobaczyłem, powinienem spodziewać się wszystkiego, ale bycie zaatakowanym widelcem przez małą, jedenastoletnią dziewczynkę, przerosło moje oczekiwania. Piszczała. Kopała. Wymachiwała rękami. Wpadła w histerię tak nieprawdopodobnie głęboką, że moje życie stanęło pod znakiem zapytania.

Zostałem wepchnięty do łazienki. Nie wiem, jak, ale straciłem równowagę i wpadłem do wanny, gdzie czekało stado pluskw i innego robactwa. Dziecko rzuciło się na mnie. W samoobronie chwyciłem zasłonę. Z całych sił pociągnąłem za materiał. Drążek spadł. Poczułem pieczenie na policzku. Honorata zaciskała swoje małe rączki na mojej skórze. Piszczała. Tak mocno piszczała. Jej zachowanie podchodziło pod symptomy opętania. A to przeraziło mnie jeszcze bardziej.

W tamtej chwili nie myślałem. Na uwadze miałem własne dobro. Własne życie, a moja reakcja była po prostu odruchowa. Chwyciłem drążek. Nie pamiętam momentu, kiedy odepchnąłem dziewczynkę, po czym z całych sił uderzyłem metalem w jej głowę. Krew rozlała się po kremowych płytkach. W czasie, kiedy ostra część tkwiła w niej, a czerwona ciecz pokryła twarz, jej ciało, jej kończyny wciąż się ruszały. Drgały.

Zwymiotowałem.

Przeniosłem wzrok na swoje dłonie. Nie wierzyłem. Co ja zrobiłem? Zabiłem ją? Nic do mnie nie docierało. Grawitacja ściągnęła mnie w dół. Czucie w całym korpusie zniknęło. Nagle stałem się kukłą, pustą i bierną. Kiedy dziewczynka przestała wykazywać jakiekolwiek oznaki życia, przykucnąłem. Łzy zapiekły pod powiekami. Lekko odgarnąłem jej włosy, odsłaniając wielką bliznę po operacji z wypadku. Ryknąłem płaczem. Co ja zrobiłem... Te dzieci nie zasługiwały na to. One... były takie piękne, kruche. Boże. Boże.

Wstałem z podłogi. Wyciągnąłem drążek z głowy Honoratki. Zdałem się na instynkt samozachowawczy, a ten prowadził mnie do Amelii i mówił, że zakończenie jej cierpienia to jedyne, co dobrego może dostać od świata. Za wiele wycierpiała. Zbyt wiele. Za dużo. Naprawdę.

Będąc na korytarzu, zawahałem się. Szok powoli mijał, a moralność podpowiadała, że muszę porzucić zamiar, który w moich oczach jest słuszny. Przecież to morderstwo. Morderstwo jest złe. Morderstwo jest złe. Moje zaciśnięte palce rozluźniły się. Drążek upadł na podłogę z głośnym hukiem. Kierowałem już dłoń do kieszeni, by wyciągnąć telefon i z płaczem wyjawić wszystkie swoje winy policji. Chciałem, żeby mnie zamknęli. Chciałem zgnić w więzieniu. Wycisnąłem numer. Słuchałem monotonnego sygnału, kiedy moją uwagę przykuła zdewastowana szafka, stojąca samotnie w kącie, schowana za drzwiami.

Podszedłem powoli. Odepchnąłem drzwi. Oddech zamarł w moich płucach. Próbowałem wytłumaczyć to, co widzę. Wielka kłódka nosiła ślady prób otwarcia. Krzywe kreski zdobiły dębowe boki. Zupełnie, jakby ktoś usiłował drapać grubą płytę. Widziałem krwawe plamy i nadpalenia. Najwyraźniej ktoś próbował dostać się do środka bardziej inwazyjnym sposobem.

Zignorowałem głos funkcjonariusza, który pytał o przedmiot zgłoszenia. Rozłączyłem się bez słowa, po czym z całą siłą, jaką miałem walnąłem w szafkę metalem. Dałem przy tym upust emocjom. Nie hamowałem gniewu. Spostrzegłem, że wybiłem niewielki otwór, ale to mi nie wystarczało. Poczucie winy kazało mi bić dalej i dalej. Mocniej i mocniej.

Zdjęcie, które przypadkiem wypadło z wnętrza, spoczęło przy moich stopach. Serce umilkło na chwilę. W mojej głowie pulsowała wściekłość. Chwyciłem zgniecioną fotografię. Gdy tylko zobaczyłem na niej skulone, nagie sylwetki dzieci, których ciała były pokryte siniakami, przestałem czuć cokolwiek. Zacząłem wypatroszać wnętrze szafki. Kobieta przywiązana do kaloryfera. Na następnych dwóch, dziewczynki jedzące z podłogi. Zakrwawiona skóra, sina skóra. Jezu. Nie mogłem uwierzyć. On się znęcał. Znęcał się i to dokumentował. Był wariatem. To on je zniszczył. On zabił je psychicznie. Nie dał rady jednak dokonać tego w fizyczny sposób.

Wątpliwości uciekły.

Stanąłem w progu pokoju, patrząc na porcelanową Amelię. Chociaż wyraz twarzy pozostawał niezmienny, zobaczyłem nadzieję majaczącą w jej soczewkach. Nie bała się. Czułem to. Kiedy się zbliżałem, zamknęła oczy. Wystarczył jeden cios, by zakończyć tę mękę.

Wezwałem służby. Zrobiono rozeznanie. Sprawę utajniono, ponieważ takie zaniedbanie ze strony władz, wywołałoby duże zamieszanie. Nie zostałem obarczony żadną winą. Wymazano to zdarzenie, wymazano tę rodzinę. Oficjalna informacja podana mediom mówi o wyprowadzce kobiety z córkami. Sąsiadów przekupiono. Nikt nie piśnie ani słowa. Wszyscy zapomnieli.

Moja kariera, o ile mogę to tak nazwać, rozwijała się dalej. Trudno sobie wyobrazić, ale jednak to prawda. Nadal pracowałem. Ta makabryczna sytuacja, choć przemilczana przez wszystkich, przemawia do mnie do dziś. Każdego ranka o tym myślę. O tym, co mogłem zrobić. O tym, co zrobiłem źle. Za każdym razem wniosek jest taki sam: uratowanie dziewczynek było niemożliwe. Nie odnalazłyby się w tym świecie. Ich psychika utknęła w czasie, została zgładzona przez osobę, która miała otaczać je opieką. Ich śmierć była również zasługą wszystkich, którzy bezczynnie przyglądali się tej sprawie.

Chciałem o tym opowiedzieć z szacunku do nich. Niedługo mnie zabraknie, a jestem winien tej dwójce choćby tak naiwną rzecz, jaką jest pamięć. Nie mogłem zabrać tej historii do grobu. Mam też cichą nadzieję, że po opisaniu tego zdarzenia, wspomnienia pozwolą mi odpocząć od przywoływania w głowie twarzy porcelanowej dziewczynki.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Świetne ! Jedno z lepszych jakie czytałam :)
Odpowiedz
Super opowiadanie czekam na nowe :D ps. Twoje opowiadania są boskie
Odpowiedz
A dzięki <3
Odpowiedz
Super
Odpowiedz
Genialne. Absolutnie jeden z najlepszych tekstow, jakie tu czytalem.
Odpowiedz
No cóż, zatem pozostaje nam polecić Ci Panopticum, gdzie Kuro weszła na jeszcze wyższy pozioim - https://straszne-historie.pl/panopticum/ ;-)
Odpowiedz
Straszne-Historie.pl a ile to kosztuje
Odpowiedz
Wersja audio - https://www.youtube.com/watch?v=A0lFLETTbZg
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje