Historia

Boże Narodzenie.

izaya 1 10 lat temu 943 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

A o to moje drugie krótkie opowiadanie. Następnym razem spróbuję napisać kilku częściowe, ale na razie miłego czytania ;)

Znacie to, przedświąteczną gorączkę, bieganinę po sklepach, aby wszystko przygotować na wigilijny stół? By wyrobić się z prezentami dla całej rodzinki, która się ma do was zjechać? Dla wujka, ciotki, sióstr, dzieci, wnuków? Na pewno zna to każdy z was. Ja osobiście nie lubię tej całej świątecznej gorączki. Jaki to ma sens? Przecież święta nie są od biegania po sklepach tylko od refleksji, zatrzymania się i zastanowienia czy życie ma sens. Jednak do rzeczy. Chciałam wam opowiedzieć moją niecodzienną historię, a zarazem historię, która mogłaby przytrafić się każdemu z was.

(...)

Mam na imię Amanda i obecnie mam 33 lata, a od dziesięciu lat, nie opuszczam tego nieszczęsnego pokoju z białymi ścianami w szpitalu psychiatrycznym The Maudsley Hospital w Anglii. Jak się tu znalazłam? Cóż wszystko zaczęło się w wigilię…

(...)

- Amando! – to matka wzywała mnie z dołu, pewnie znów chciała pomocy przy przygotowaniu wigilijnej kolacji.

- Już schodzę – odkrzyknęłam zakładając zrzucone buty, bo leżałam na łóżku i czytałam książkę. Szybko zbiegłam do kuchni by dowiedzieć się, po co jestem potrzebna. Mama odwróciła się do mnie i jak zawsze uśmiechnęła łagodnie.

- Am słoneczko – lubiła skracać moje imię – weź mikser i ubij jajka na biszkopt – poprosiła, a ja bez słowa sprzeciwu wykonałam jej polecenie i już po chwili w kuchni rozbrzmiał cichy dźwięk ubijanych jajek. Spoglądałam, co jakiś czas na zegarek, którego leniwie przesuwające się wskazówki łaskawie wskazywały czwartą po południu. Tata miał wrócić za godzinę, bo nie dostał w pracy wolnego. Po dłuższej chwili wykonałam zadane przez matkę zadanie i odstawiłam miskę na blat stołu spoglądając na zajętą gotowaniem polewy wysoką i ładną kobietę… Tak moja mama była bardzo ładna. Wysoka, szczupła o blond włosach spływających do ramion i lekko falowanych oraz niebieskich oczach i pełnych ustach. Nic dziwnego, że tata się w nie zakochał. Nie wiedziałam jednak, że tego nieszczęsnego dnia widzę ją po raz ostatni. Mama odwróciła się do mnie i znów uśmiechnęła.

- Am, nakryj stół – poprosiła, a ja kiwnęłam głową i zabrałam się do pracy. Ledwo skończyła, a do drzwi rozległo się niegłośne, acz natarczywe pukanie. Spojrzałam na nią, a ona na mnie. Nakazała gestem zostanie w pokoju, a sama poszła, aby przez wizjer sprawdzić, kto przyszedł. Chyba rozpoznała osobę, bo usłyszałam, jak drzwi zostają otwierane. Po chwili do salony wróciła razem z nieznanym mi mężczyzną.

- Amando, to twój wujek, wujek Bob – przedstawiła mi na oko czterdziestoletniego mężczyznę o przenikliwym spojrzeniu. Uśmiechnęłam się do niego niepewnie, a on odwzajemnił uśmiech i zaraz odwrócił się do mojej matki.

- Och Marie, jak zawsze ślicznie wyglądasz – powiedział zwracając się do niej. Po chwili znów spojrzał na mnie, a ja poczułam dziwny dreszcz spowodowany tym jakże przenikliwym spojrzeniem. – Amanda też, jest niczego sobie, ale bardziej podobna do Roberta – mruknął, a po chwili roześmiał się tubalnie. Miałam wrażenie, że coś jest nie tak, ale nie do końca rozumiałam. Atmosfera w pokoju zdawała się gęstnieć, a może to tylko moja wyobraźnia? Mama i wujek śmiali się, rozmawiali, ale ja wciąż nie rozumiałam skąd u mnie te dziwne dreszcze.

- Mamo pójdę zrobić dla was kawę – powiedziałam nagle, lecz w tej chwili on odwrócił się w moją stronę, a ja krzyknęłam przerażona. Osoba, która na mnie teraz patrzyła nie była osobą, która weszła do naszego domu. Ten mężczyzna miał czerwone świecące oczy, a jego uśmiech był złowrogi, przez co ukazywał zęby, które były zaostrzone i wyglądały niczym małe ostre trójkąciki. Automatycznie zaczęłam się cofać, jednak od zaczął iść w moją stronę. Zauważyłam, że mama upada na podłogę. Krzyczę jednak ona nie reaguję, próbuję walczyć, ale jego uścisk jest zbyt silny. Łapie mnie za nadgarstki i przyciąga do siebie. Czuję jak całe moje ciało paraliżuje strach. Już nawet krzyk zamiera w moim gardle. Jednak on tylko pochyla się nade mną.. Nad moim uchem.. By wyszeptać mi kilka słow..

„Zawsze będę przy was..”

Zamieram ten głos jest znajomy…

- Tata…? – Tylko tyle jestem w stanie wyszeptać, nim upadam na podłogę tracąc kontakt z rzeczywistością. Kiedy otwieram oczy już go nie ma, otaczają mnie białe ściany szpitala leżę w łóżku, przychodzi do mnie lekarz, próbuję mu wyjaśnić, co się stało, jednak on kręci głową mówiąc coś do siebie o szoku doznanym w trakcie napadu mojego ojca na moją matkę, a potem na mnie. Krzyczę, próbuję im wyjaśnić, że coś go opętało, że nie wyglądał normalnie. Jednak nikt mnie nie słucha. Umieszczają mnie tutaj w tym zakładzie psychiatrycznym. W niewielkim pokoju. Krzyczę, boję się. On do mnie przychodzi, wraca, co noc. Mówi, że już nie długo, że niedługo będziemy znowu razem. Nie daję rady, wysiadam, chcę się zabić, ale nie mam, czym… W końcu nadarza się okazja. Dostaję porcję jedzenia. Rozbijam szklankę i usiłuję się pociąć. Nagle czuję, że zaczynam działać jak w amoku. Już nie ja prowadzę swoją rękę, lecz on. Nie bronię się, nie walczę.. Nie mam siły.. To już mój koniec. Upadam na ziemię, z otwartych ran płynie obficie krew, tworząc wokół rąk czerwono-rdzawą kałuże. Do pokoju wchodzi pielęgniarka, słyszę jeszcze jak krzyczy przerażona, po chwili wbiegają lekarze, próbują tamować krew, ale nie dają rady. Rany nie chcą przestać krwawić, nawet obandażowane. Kałuża krwi powoli zmienia się w napis:

„Teraz już na zawsze będziemy razem…”

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

czegoś mi tu brakuje, ale ogółem nie jest źle.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje