Historia

Wakacyjna przygoda cz1

izaya 1 8 lat temu 905 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Hej cześć i czołem. Nie było mnie tu... no bynajmniej długo. Jednak wróciłam i postanowiłam coś wrzucić. Taki tam pomysł mi się zrodził na dwu albo trzyczęściowe opowiadanie jeszcze nie wiem. Na razie wrzucam część pierwszą. Jak przypadnie do gustu i ktoś będzie chciał kontynuację to wrzucę kolejną^^

Pozdrowionka i miłego czytania;)

Ps.: jak by były błędy, albo co gorsza gramatycznie nieskładnie to walcie młotkiem w głowę, obiecuję poprawić >.<

Część pierwsza

Jak okiem sięgnąć więcej łąk i pół uprawnych niż domów? Te ostatnie dałoby się wyliczyć na palach jednej ręki. Spokojna okolica z dala od zgiełku wielkiego miasta aż krzyczała przyjedź odpocząć. Biznesmeni, biznesmenki, dyrektorzy, szefowie, to oni ludzie wyższych szczebli najczęściej i najchętniej przyjeżdżali do tej spokojniej okolicy by w jedynym hotelu zakosztować ciszy i spokoju, zregenerować swoje siły i z nowym zapałem powrócić do pracy.

Joe starszy siwiejący już mężczyzna wyszedł przed budynek by powitać nowych gości. W końcu był właścicielem tego dobytku. Szkoda tylko, że żadne z jego dzieci nie wykazywało chęci do dalszego prowadzenia tego hostelu. Oboje woleli wyjechać do Anglii i tam kontynuować naukę, a później, kto wie może znajdą tam pracę i pozostawią starzejącego się ojca samego. Jego żona – Maria nie żyła. Zmarła zeszłego lata. Rak… paskudna choroba, wykończała ją bardzo powoli, jednak w ostatnim stadium nie szczędziła czasu.

- Witam szanownych gości – mężczyzna uśmiechnął się do stojącej przed nim rodziny. Dwójka dorosłych i dwójka dzieci – chłopiec i dziewczynka. Joe uśmiechnął się z rozrzewnieniem wspominając czasy, gdy i jego latorośle było młode.

- Witam, Pan Joe Cartnay? –Odezwał się mężczyzna przypatrując się mu z zainteresowaniem.

- Tak, dokładnie to cały ja – uśmiechnął się, na co przyjezdni również odpowiedzieli uśmiechem. – Mam rozumieć, że Państwo Smith?

- Jak najbardziej ja jestem Vernon – przedstawił się w końcu przybysz – a to moja żona Amanda – kobieta skłoniła lekko głowę i uśmiechnęła się – zaś te dwa szalejące wariaty to moje dzieci Nicole oraz Draco.

- Miło mi was poznać, zapraszam do środka dość już tego stania na zewnątrz - zawołał wesoło.

Joe pierwszy wszedł do budynku, a zanim podążył Vernon wraz ze swoją rodziną. Dzieci z zainteresowaniem oglądały budynek od środka. Z zewnątrz nie wyróżniał się niczym szczególnym na tle pozostałych paru budowli, jednak jego wnętrze przenosiło do innej epoki. Widać było, że właściciel kochał stare przedmioty. Już w samym przedpokoju stał stary zegar z wahadłem, który odmierzał czas, zaś z sufitu spadały kryształowe żyrandole. Ściany zaś nie były pomalowane, lecz wytapetowane na ciemny kolor. Na końcu korytarza tuż przy schodach prowadzących na pierwsze piętro stała stara gotycka dwudrzwiowa szafa. Łatwo było się domyśleć, iż skrzydła szafy zapewne będą nieźle skrzypieć ze starości, podobnie jak obecnie skrzypiała w niektórych miejscach podłoga wyłożona starymi deskami. Joe poprowadził swoich gości na piętro. Korytarz u góry był idealną kopią tego poniżej, z tą różnicą, że tu na ścianach dodatkowy wisiały przeróżne obrazy, od zwykłych typu misa z owocami po dziwne i tajemnicze. Dzieci zainteresował jeden konkretny obraz. Widniał na nim las można by rzec upiorny, bowiem drzewa pozbawione były liści, które przegniłe leżały na ziemi. Jednak to nie to było w tym obrazie pociągające. Dzieci, bowiem przypatrywały się stojącej na pierwszym planie kobiecie. Ubrana była w czarną jedwabną suknię, a jej twarz skrywał czarny welon. Nicole i Draco po dłuższym wpatrywaniu się w ową panią na płótnie pobiegły za rodzicami i swoim przewodnikiem.

- Panie Joe! Panie Joe! A co to za pani na tym obrazie w przedpokoju?! – Zawołały jak tylko dobiegli do rodziców, którzy najwyraźniej oglądali swoją sypialnię.

- Obraz? Jaki obraz? – Stary człowiek zdziwił się na te słowa. Nie pamiętał, aby posiadał w swojej kolekcji obraz z jakąkolwiek kobietą. Jedyny obraz to obraz jego zmarłej żony, ale ten jest schowany w jego pokoju. – Pokażcie mi ten obraz dzieci – poprosił, a one uradowane poprowadziły go do miejsca gdzie ten się znajdował. Jednak ku ich ogromnemu zdziwieniu, żadnego obrazu nie było.

- No i po co ciągacie Pana Joego? Nie wstyd wam? – Skarcił ich ojciec.

- Ależ tato, my naprawdę widzieliśmy tutaj obraz, był na nim las i pani w czarnej sukni z welonem zasłaniającym jej twarz - oburzyły się, że nikt im nie uwierzył.

- Niech pan się nie gniewa to jeszcze dzieci, może im się coś przewidziało – uspokoił Vernona staruszek.

- Pewnie ma pan rację, wrócę do mojej żony, niech tylko pan pokaże gdzie będą pokoje moich dzieci?

- Oczywiście proszę za mną – poprowadził ich do końca korytarza gdzie było da pokoje. – Proszę jeden z nich będzie dla pana córki, a drugi dla syna – to były kiedyś pokoje moich dzieci, ale one teraz są za granicą studiują i wrócą dopiero na święta, więc proszę śmiało się rozgościć – uśmiechnął się i otworzył oba pokoje. Nicole od razu spodobał się pokój gdzie wpadało więcej światła, zaś tapeta była w przyjaznym lawendowym kolorze. Draco zaś z zadowoleniem zajął drugi z pokoi z ciemnogranatową tapetą.

- Są piękne – zawołały zgodnym chórem.

- Cieszę się, że wam się podobają, a teraz zapraszam na kolację, opowiem wam, co nieco o mieścinie, a może chcecie posłuchać naszej legendy?

- Legenda! Legenda! Chcemy legendę! – Zawołały rozentuzjazmowane i zaraz zbiegły po schodach. Joe uśmiechnięty zszedł zaraz za nimi, a po chwili dołączyli dorośli.

Siwiejący mężczyzna otworzył zamknięte uprzednio drzwi i wpuścił ich do przestronnej jadalni. W dużym pomieszczeniu panował przyjazny półmrok. Spowodowane to było zasłoniętymi roletami. Joe podszedł do okien i odsunął je. Zaraz też pokój rozjaśnił się, a goście mogli lepiej mu się przyjrzeć. Na podłodze leżał perski dywan, zaś na nim stał solidny dębowy stół widać, że ręcznej roboty, bowiem na nogach miał piękne zdobienia. Blat nakryty był białym koronkowym obrusem, zaś na nim stało pięć zastaw. Najwyraźniej pan domu przygotował się na ich przybycie. Goście zajęli swoje miejsca, na wygodnych krzesłach, a po chwili Joe przyniósł dla nich pierwsze dane. Gdy obiad został spałaszowany, Nicole i Draco zapragnęli posłuchać legend związanych z tą miejscowością.

- No już spokój dzieci nie męczcie Pana Joego – sforsował je ojciec.

- Nie szkodzi, lubię opowiadać państwo też mogą posłuchać.

- W zasadzie, czemu nie legendy są ciekawe, a podobno zawsze jest w nich jakieś ziarnko prawdy czyż nie moja miła? – Jego żona kiwnęła głową.

- Wspaniale, więc rozsiądźcie się wygodnie i posłuchajcie. Dawno, dawno temu, gdy nie było tu jeszcze żadnego domu zaś wszędzie rosły drzewa, albo łąki pełne przeróżnych kwiatów, za niewielką górą na końcu wioski znajdowało się jezioro. Podobno żyła w nim syrena, która spełniała każde nawet najbardziej wygórowane życzenie. Było wielu śmiałków, którzy zapuszczali się w te rejony tylko po to, by dostać się do owego jeziora i poprosić ową syrenę, aby spełniła ich pragnienia. Jednak nigdy nikt nie powrócił z tej wyprawy żywy. Chodzą słuchy, że syrena nie spełniała życzeń za darmo. Trzeba było odgadnąć zadaną przez nią zagadkę. Gdy śmiałkowi się to udawało w tedy mógł mieć wszystko, jeśli nie… strach padał na takiego człowieka, a jego dni były policzoną. Ludzie twierdzili, że skowyty zabitych i ich jęki słychać, aż po dziś dzień. Pewnego dnia znalazł się jednak pewien człowiek, który zapragnął zagospodarować tutejsze ziemię pod uprawy i tak też uczynił. Od tamtego dnia po owym jeziorze słuch zaginął. Podobno nadal istnieje tak twierdzą jedni, inni zaś, że podczas przygotowania terenów pod uprawy rolne zrównano je z ziemią. Nikt do końca nie wie, jaka jest prawda. Podobno nocą można zobaczyć ducha tej syreny błąkającego się w pobliżu lasu i nawołującego o pomoc. Jeśli ktoś się tam zbliży przepada bez wieści – zakończył złowróżbnie.

- No i jak wam się podobała dzieci? - Spytał patrząc na chłopca i dziewczynkę, którzy mieli nieodgadnione miny.

- Super! – Zawołały zgodnie. Starzec uśmiechnął się zadowolony,

- No dobrze pora spać – zarządziła matka – raz, raz.

- Jeszcze chwila - zamarudziły

- Żadna chwila, jutro nie będziecie mieli siły na zabawę – Nicole i Draco naburmuszyli się, ale grzecznie udali się do swoich sypialni. Po drodze mrugnęli do siebie porozumiewawczo. Doskonale wiedziały, co będą robiły tej nocy.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Ciekawe opowiadanie mam nadzieję, że nie długo pojawi się druga część. Jest kilka literówek ale i tak przyjemnie się czyta :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje