Historia

ON mi kazał...

yaren 4 9 lat temu 6 223 odsłon Czas czytania: ~5 minut

Biegła, nieważne gdzie, byleby przed siebie. Przerywając wszechogarniającą ciszę trzaskiem gałęzi i chlupotem wody, w której brodziła po kolana, brnęła coraz głębiej w gęsty i spowity mrokiem las. Brudne blond włosy opadały jej kosmykami na twarz, a szeroko otwarte w przerażeniu oczy, zdawały się bić zielonym światłem, kontrastując z nieprzeniknioną ciemnością. Co chwilę nerwowo odwracała głowę, jakby wypatrując kogoś, kto niestrudzenie idzie jej śladem, niczym łowca za swą zwierzyną. Popękane usta kobiety trzęsły się, mamrocząc coś niezrozumiałego. Blade światło błyskawicy przeszyło przestrzeń, odkrywając kształty i cienie, kryjące się pod płaszczem nocy i drwiące z ludzkiego postrzegania rzeczywistości. W jednej chwili drzewa zamieniły się w wysokie, ponure postacie, a krzaki przybrały pokraczne kształty demonicznych istot. Wszystko to trwało chwilę, a kiedy blask błyskawicy zniknął, kobieta ponownie biegła przez ten sam, zwykły las. Wycie wilków towarzyszyło jej panicznemu biegowi od dłuższego czasu, acz teraz z każdą chwilą przybierało ono na sile.

Nie dając już rady, zaczęła zwalniać a jej oczy zdawały się dostrzegać coś, czego nikt inny nie widział. Przyodziana w czerń postać, o długim, trzepoczącym na wietrze płaszczu, nadającym jej wygląd olbrzymiego kurka, sunęła ku kobiecie, a spod głębokiego kaptura wydobywał się jedynie mrożący w żyłach świst. Dysząc ciężko dziewczyna ponownie podjęła się szaleńczego biegu, potykając się co chwila. Po kilku metrach opuściła mokradła i rozejrzawszy się szybko, rzuciła się ku miejscu, które ukazawszy się w mroku lasu, dodało jej nadziei. Był to dom ze światłem bijącym z okiennic. Tam mogła się skryć, tam jej nie dopadnie.

"Nie uciekniesz przed własnymi demonami, moja droga..."

Głos ten odezwał się jakby w jej głowie, a ona krzyknęła w rozpaczy, zalewając twarz dawno powstrzymywanymi łzami. Upadła, potykając się o wystający z ziemi konar, a wtedy jej ciało przeszył nieopisany ból. Kręgosłup wygiął się w łuk, mięśnie napięły gwałtownie, a oczy wywróciły się, ukazując jedynie przekrwione białka. Palce u dłoni rozpaczliwie i kurczowo zaciskały się na ziemi, niczym o tonącego, usiłującego chwycić rzuconą mu linę. Łamiąc i zdzierając paznokcie na korzeniach drzew, kobieta wydobyła z siebie zduszony krzyk, gwałtownie łapiąc zawieszony na szyi łańcuszek z podobizną Matki Boskiej. W tym momencie opadła bezwładnie na ziemie, lecz jej oczy nadal pozostawały otwarte. Dyszała chwilę, a jej twarz była mokra od łez. Ostatkiem sił wstała i ponownie ruszyła ku domu. Kiedy złapała za klamkę, wiedziała już, iż nie jest to iluzja, lecz chwilowa radość zniknęła, kiedy powietrze przeszył męski, chrapliwy i donośny śmiech, jakże dobrze już jej znany. Nikt jej nie wierzył, kiedy mówiła o tym, że w nocą odwiedzają ją ci, którzy cierpią męki w piekle. Nikt nie wierzył, pomimo że pokazywała im siniaki i rany na całym ciele. Uznano ją za chorą i odesłano do szpitala. A teraz...

"Niczym lew, szukający kogo pożreć..."

Pchnęła drzwi, zanosząc się płaczem i stanęła w wąskim korytarzu domu. Biegiem puściła się ku pierwszemu, lepszemu pomieszczeniu – był to salon. Dygocąc z zimna i strachu, padła na ziemię, rozglądając się nerwowo.

Miała rację. Dom nie był opuszczony.

Grupa sześciu postaci, ubranych w czarne płaszcze z kapturami zgromadziła się wokół zdobionego, drewnianego stołu. Blask, który widziała z zewnątrz rzucały duże, czerwone świece, ustawione w idealnie równym kręgu, wokół zebranych. To była pułapka, ON ją tutaj przyprowadził. Dał jej uciec, a ona dała się zaprowadzić tam, gdzie chciał. Zaczęła płakać i krzyczeć najgłośniej jak mogła

Z korytarza wyszedł mężczyzna – ten ubrany był w czerwoną szatę, a w dłoni trzymał grubą księgę. Powiedział coś w nieznanym jej języku, a wtedy dwóch mężczyzn wystąpiło z grupy i chwyciło ją, rzucając na stół i zdzierając z niej koszulę. Nikt nie reagował na jej wołania, nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc.

"Dziś musimy się rozstać, moja droga..."

Kolejny raz głos zabrzmiał jej w głowie, a źrenice jej oczu rozszerzyły się do granic możliwości. Z gardła kobiety wydobył się głos niczym nie przypominający żadnego, znanego stworzenia. Zaraz potem kakofonia krzyków cierpienia wielu dusz rozeszła się echem po całym lesie. Zbierając w sobie wszystkie siły, poderwała się ze stołu, łapiąc jednego z mężczyzn i przegryzając mu szyję. Gorąca krew wypełniła jej usta i spłynęła na ziemię, zabarwiając biały dywan. Nie wiedziała, czemu to zrobiła, ale wiedziała, że tak należy.

ON jej kazał. Była tylko zwierzyną, musiała ulec.

Kolejny z mężczyzn padł na ziemię z głuchym łoskotem, kiedy jego gałki oczne zostały wduszone w głąb oczodołów, z których wylała się żółtawa posoka. Z ust kobiety kolejny raz wydobył się nieludzki krzyk, a jej usta wykrzywiły się w szaleńczym uśmiechu. Wtem usłyszała płacz dziecka, dobiegający z sąsiedniego pomieszczenia. Trwało do ułamek sekundy, kiedy przedarła się przez grupę swoich przerażonych, niedoszłych oprawców i wkroczyła do niewielkiego pokoiku, gdzie ubrana w czarną szatę matka, trzymała w ramionach kilkuletniego chłopca. Głośny rozkaz w jej głowie rozwiał wszelkie wątpliwości – kobieta wyrwała dziecko z rąk tej drugiej i gwałtownie cisnęła nim w ścianę. Płacz dziecka ustał, lecz zastąpił go płacz matki. Po kilku sekundach zmienił się on w nieprzyjemny gulgot, kiedy jej szyję przeszył stojący na biurku krucyfiks.

Zawładnięta demonicznym szałem kobieta opadła na ziemię, jakby jej ciało opuściła cała siła. Poczuła, że słabnie, a rzeczy, które parę chwil temu robiła, teraz przewijały się przed jej oczami, niczym przerażający film. Zaczęła rozumieć, co się stało. Łowca dopadł swoją zwierzynę, lecz był to ostatni raz, bowiem teraz odchodziła. Przyjemne ciepło powoli zaczynało ogarniać jej ciało, a obraz wokół zamazywał się i stawał się jakby coraz bardziej odległy...

SZESNAŚCIE GODZIN PÓŹNIEJ

Wysoki mężczyzna, ubrany w szary garnitur przyglądał się spod okularów na miejsce zbrodni, które przyszło mu badać. Zazwyczaj przydzielano go do takich spraw, ale to było coś, czego do tej pory nie spotkał.

Dwa dni temu ze szpitala psychiatrycznego uciekła leczona na schizofrenię kobieta. Od wielu lat zmagała się z, jak to sama nazywała, „wewnętrznym demonem”, którego nie mogła się pozbyć. Leczenie nie przynosiło skutków.

Kiedy uciekła ze szpitalnej celi, jakimś cudem trafiła tutaj – do niewielkiego domku, na obrzeżach lasu. Mieszkająca tu rodzina obchodziła wtedy rodzinną uroczystość – trzy osoby zostały zamordowane przez zbiegłą kobietę, w okrutny sposób. Pośród tych trzech osób, był trzyletni chłopiec, którym cisnęła o ścianę, powodując rozległe obrażenia wewnętrzne. Pacjentka zmarła chwilę po ostatnim morderstwie, prawdopodobnie na zawał serca. Z niepełnych i nie do końca wiarygodnych, z racji na traumę, jaką przeżyli, relacji świadków, stwierdzono, iż zachowanie kobiety wywołane było zaawansowanymi halucynacjami i omamami wzrokowymi.

-Ehh.. - westchnął mężczyzna wychodząc na zewnątrz.

Cichy świst przeszył powietrze.

"Jeszcze wrócę."

Autor: Jarosław "Yaren" Sitarczuk

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Dobra schiza.
Odpowiedz
Całkiem dobre, ale schizofrenia zupełnie nie pasuje. W chorobie tej chory rzadko miewa omamy wzrokowe, a jestem prawie pewna, że sceny, które miały miejsce w tej paście (np. te postacie z szatami) nie występują. Chorzy bardziej "wyobrażają" sobie, że np. jakieś zwierze chodzi po ścianie. No i pozostaje pytanie jaki typ schizofrenii to był, bo z tego co wiem, to tylko w Paranoidalnej występują omamy :P.
Odpowiedz
Kobiety są beznadziejne w opowiadaniach takich jak to. Ale poza tym całkiem spoko XD
Odpowiedz
Dobre
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje