Historia

DZIEDZICTWO cz. VII Miriady oblicz

Użytkownik usunięty 8 8 lat temu 2 045 odsłon Czas czytania: ~16 minut

Frank,

Rok 2025, grudzień – noc z poniedziałku na wtorek

Mimo późnej pory niewielka knajpa jest pełna ludzi. Każde krzesło jest zajęte, tylko pojedyncze miejsca przy kontuarze są wolne. Córkę dostrzega niemal natychmiast. Siedzi w koncie przy stoliku dla dwóch osób. Cień pada na jej twarz ale po sposobie w jaki siedzi widzi, że sporo wypiła. Niedbale zarzucona noga na nogę, zgarbione plecy. Łokciami opiera się o blat. W rękach trzyma szklankę.

Będąc dwa metry od niej zauważa, że jest brudna a w rajstopach na obu nogach są duże oczka. Na twarzy po lewej stronie ma duży, świeży siniak którego nawet nie stara się ukryć. Wzrok ma skierowany na zawartość szklanki, jakby oceniała na jak długo starczy jej jeszcze drinka.

Bierze głęboki wdech i pewnym siebie krokiem staje przy stoliku.

- Mogę się dosiąść? – pyta uprzejmie z teksańskim akcentem.

- Spadaj pan. Dzisiaj nie pracuję. – odpowiada nie spuszczając wzroku ze szklanki.

- Wiem Daisy.

Dopiero użycie jej imienia powoduje, że podnosi na chwilę głowę i przygląda mu się bez większego zainteresowania.

- Tatusiek? Super, że jesteś. Zastanawiałam się czy to nie jakiś żart z tym listem…

Przysiada się i zauważa że ma siniaki na ramieniu i zadrapania na rękach. Oczy ma opuchnięte i czerwone. Ewidentnie nie sypiała dobrze i dużo płakała. A może po prostu przesadziła z narkotykami i alkoholem.

- Co… nie tego się spodziewałeś po córci?

- Nie rozumiem. Czego miałem się nie spodziewać?

- No tego. Widzisz jak wyglądam. Po co mnie odszukałeś?

- Zawsze wiedziałem gdzie byłaś. Tylko na chwilę spuściłem Cię z oczu. I jak się okazało w złym momencie. Stoczyłaś się.

Spojrzała mu w oczy.

- Po to chciałeś się spotkać aby mi to powiedzieć?

- Nie. Chcę się Tobą zaopiekować…- Nie zdążył dokończyć zdania gdy córka wybuchła histerycznym śmiechem.

- Jeśli chcesz mi pomóc to daj kasę i spadaj. Nigdy Cię nie potrzebowałam i teraz nic się nie zmieniło.

- Daisy…

- Nie mów tak do mnie. Od kiedy opuściłam Europę nikt tak do mnie nie mówi.

- Więc jak mam się do Ciebie zwracać?

- Jak chcesz, byle nie tym koszmarnym imieniem. Klienci najczęściej mówią do mnie „Ej ty”. – odpowiada uśmiechając się kwaśno obnażając brudne zęby z czarnymi dziurami po heroinie. Poczuł jak wzbiera w nim złość na myśl o tym jak córka marnuje sobie życie.

- Ok. Jak chcesz. Możemy i tak rozmawiać. Wiem dokładnie czym się zajmujesz i co Ci się ostatnio przytrafiło. Prostytuujesz się, pijesz, ćpasz. Ostatnio zamordowano twoją przyjaciółkę. A lista twoich wykroczeń i przestępstw jest tak długa, że wystarczyłoby na kilka wyroków śmierci. Mimo to chciałbym Ci zaoferować pomoc. Mogłabyś zacząć wszystko od początku jako inna osoba.

Zapada długie milczenie. Córka przysuwa się bliżej i podejrzliwie mu się przygląda.

- Dlaczego?

- Co dlaczego?

- Dlaczego akurat teraz się mną zainteresowałeś?

- Jesteś moją córką, jestem Ci to winien.

- O nie, nie, nie… nie wykpisz mi się tanimi tekstami o miłości ojca do córki. Dlaczego dopiero teraz się mną zainteresowałeś?

- Bo wcześniej wydawało mi się, że jesteś szczęśliwa i nie chciałem niczego psuć w twoim życiu…

Przerywa mu śmiech córki.

- Serio? Myślisz, że ja się nabiorę takie tanie teksty?

- Słuchaj. Wierz lub nie. Wiem co Ci mówili o mnie dziadkowie a w ich oczach jestem potworem. Dopóki z nimi byłaś i myślałem że jesteś szczęśliwa, nie interweniowałem. Dopiero jak się dowiedziałem, że Cię wyrzucili i jakimś cudem dostałaś się do Stanów, zostałaś dziwką i morderczynią zdecydowałem się pomóc. Jak nie chcesz mojej pomocy to mogę w tej chwili wyjść i więcej się nie zobaczymy.

Patrzy na córkę, która nie wydaje się być ani odrobinę zażenowana czy w szoku. Nieśpiesznie dopija drinka i dopiero po zamówieniu kolejnego decyduje się odpowiedzieć.

- Czy Bartkiem też się zaopiekowałeś?

Tym pytaniem czuje się zbity z tropu. Nie spodziewał się, że będzie interesowała się bratem.

- A co on ma wspólnego z naszą rozmową?

- Skoro wiesz, że mnie dziadkowie wyrzucili i czym się zajmuję… Ba, wiesz nawet, że niegrzecznych Klientów karzę w sposób ostateczny to na pewno wiesz, że synalek zwiał od dziadków. Jest z Tobą czy nie?

- A jakie to ma znaczenie?

- Dla mnie ma. Ale nie musisz już odpowiadać. Znam odpowiedź.

- I?

- I nic. Skoro zająłeś się tym małym popaprańcem to może warto skorzystać z Twojej pomocy. Co mi oferujesz?

Zdaje sobie sprawę, że córka jest świetną manipulantką. Od samego początku prowadzi rozmowę tak aby postawić na swoim, wzbudzić jego poczucie winy i dostać czego chce.

- Mogę dać Ci nową tożsamość. Pieniądze i dobrobyt. Co tylko chcesz.

- Szczodrze… a czego chcesz w zamian?

- Pójdziesz na odwyk. Nie do kliniki. Będziesz u mnie w domu. Zero alkoholu, narkotyków, prostytucji.

- Ostre warunki ale myślę, że do zrealizowania.

- Więc jak?

- Niech i tak będzie.

- Skoro się zgadzasz, jutro z samego rana wyruszamy.

- Ok.

- Nie masz więcej pytań?

- Jeszcze jedno. Rozumiem, że ty płacisz rachunek?

Leonard

Rok 2025, grudzień – wtorek rano

Wstał wcześniej niż zwykle. Ojca nadal nie było ale mógł wrócić w każdej chwili. Wyciągnął swój notatnik spod materaca i pobiegł do piwnicy pod ogrodzeniem. Natasza leżała nieprzytomna tak jak ją zostawił. W miejscach gdzie miała związane ręce i nogi zrobiły się czerwone pręgi. Na prawym policzku widniała opuchlizna po ciosie, który jej zadał. Podszedł do niej i trącił nogą w żebra.

Nie reagowała ale wiedział, że już nie śpi. Oddech zmienił się ale z jakiegoś powodu nadal miała zamknięte oczy.

Podszedł do metalowego kosza i wrzucił swój notatnik. Polał benzyną i podpalił. Dopiero wtedy zauważył, że Natasza otworzyła oczy. Mimo to nie odzywała się.

- Zastanawiasz się pewnie, co się dzieje?

Nadal nic nie mówiła. Patrzyła zagubionym wzrokiem jakby pierwszy raz widziała go na oczy. Zignorował to. Nie obchodziło go co myśli. Podszedł do beczki gdzie zostawił na noc namoczoną skórę. Uchylił odrobinę wieko co wystarczyło aby w nozdrza uderzył go ostry smród. Zamknął beczkę i zapisał w skórzanym notesie spostrzeżenia.

- Muszę skorzystać z toalety. – powiedziała niespodziewanie Natasza, niemal szeptem.

- Przecież masz obok wiadro?

- A jak mam to zrobić ze związanymi rękoma i nogami?

- Och przestań się ze sobą pieścić. Dlatego ręce masz związane z przodu. Nie wiem czy zauważyłaś ale nie jesteś na wakacjach tylko w piwnicy.

- Zauważyłam. Jednak nie wiem co tu robię. Po co mnie związałeś?

- Cóż, nie taki był plan. Ale skoro już tu jesteś to będę musiał to jakoś wykorzystać… - powiedział bardziej do siebie.

- Jak to wykorzystać? Leo, coś ty wymyślił? Czemu mnie uderzyłeś i związałeś?!

- Naprawdę jeszcze się nie domyślasz?

- Nie, nie domyślam się. Jak się przebudziłam to przeszło mi przez myśl, że to jakaś zabawa erotyczna. Ale patrzę na Ciebie i wydajesz mi się obcym człowiekiem. Inaczej mówisz, patrzysz… i co tak zaśmierdziało z tej beczki?

Uśmiechnął się niemal serdecznie. Ta kretynka myślała, że on się z nią zabawia. Jest głupsza niż się spodziewał.

- A gdybym Ci powiedział, że to jest element gry? Niech będzie - zabawy?

- To bym Ci powiedziała, żebyś mnie rozwiązał i wypuścił. Nie podoba mi się to. Takie rzeczy wcześniej się ustala z partnerką. A już na pewno nie powinieneś mnie bić.

- Och kochana... Głupiutka jesteś. Przespałaś tu całą noc i po przebudzeniu oczekujesz zabawy?

- Jak to całą noc?

- No tak. Tu nie ma okien, mogłaś stracić poczucie czasu. Kochana, nie dość że Cię uderzyłem to jeszcze odurzyłem. Spędziłaś tu całą noc. I spędzisz kilka kolejnych.

Tym razem patrzyła na niego z przerażeniem w oczach. Zaczęła szarpać więzy na rękach i nogach. Spodziewany atak gniewu nastąpił.

- Leo! Wypuść mnie! Co ty robisz! Rozwiąż mnie w tej chwili! Wcale nie podobają mi się Twoje gierki! Rozwiąż mnie! Rozwiąż! To nie jest ani trochę zabawne! Rozwiąż mnie w tej chwili!

Jej wściekłość zaczynała przeradzać się w panikę co pobudzało w nim emocje z nocy kiedy polował. Podszedł do niej z szerokim uśmiechem. Kucnął przy niej i chwycił za twarz.

- Krzycz sobie. Nikt Cię nie usłyszy.

Odepchnął ją na materac. Nadal krzyczała i szarpała się z więzami ale im głośnej krzyczała tym większe czół podniecenie.

- Jesteś nienormalny! Wypuść mnie! Słyszysz! Wypuść! Awdiej będzie mnie szukał!

Nie odzywał się do niej. Nie obchodziło go nic co miała do powiedzenia. W nocy obmyślił plan jej zniknięcia. Mając jej laptopa i znając hasła do poczty wszystko będzie wiarygodne. Teraz może rozkoszować się swoją pierwszą samodzielną zdobyczą. Zdobyczą która na dodatek sama do niego przyszła!

Miał już plan. Wiedział co może z niej zrobić. Lecz zanim zacznie na niej pracę zabawi się trochę. Nikt nie musi wiedzieć. Nikt nie będzie wiedział. Nawet ojciec.

Podniósł rękę jak do uderzenia co spowodowało, że Natasza zamilkła. Skuliła się w rogu materaca, odsuwając od niego jak najdalej.

Podobał mu się jej strach w oczach. Wyglądała jak roztrzęsiona myszka, która obawia się pożarcia przez kota.

Zrobił krok w jej kierunku. Zaczął zdejmować pasek. Następnie rozpiął rozporek.

- Krzycz jeśli ma Ci to w czymś ulżyć.

Frank

Rok 2025, grudzień – tego samego dnia, rano

Ponownie założył przebranie. Nie chce się zdradzić dopóki nie stwierdzi czy córka po odwyku będzie nadawała się do pracy.

Zgodnie z planem czekała na niego przy aucie. Jedyne co ze sobą miała to mała torebka przewieszona przez ramię. Żadnych walizek.

Mimo to zauważył, że dzisiaj była czysta. Sińca na twarzy zasłoniła dużymi okularami i rozpuszczonymi włosami, które pierwszy raz widział umyte. Pozbyła się też dziurawych rajstop.

- Jesteś przed czasem. – odparł na przywitanie.

- Nie. To ty się spóźniłeś.

Spojrzał na zegarek. Był minutę po czasie. Mimo uszczypliwości córki podobało mu się, że jest chociaż trochę zdyscyplinowana.

W aucie usiadła na tylnym siedzeniu. Przykryła się kocem i zamknęła oczy. Wyglądała jakby spała, jednak obserwował ją w lusterku całą drogę, mając na uwadze co opowiedział detektyw. Nie chciał aby chwila nieuwagi pokrzyżowała mu plany.

Przed wieczorem dojechali niemal na miejsce. Całą drogę milczeli. Ani on ani córka nie wyszli z inicjatywą rozmowy. Nie martwiło go to zbytnio jednak spodziewał się pytań typu „czemu uciekłeś”, „czym się zajmujesz”, „czy masz nową rodzinę”. Jednak Daisy wydawała się niezainteresowana jego życiem ani swoim losem.

Zbliżając się do domu wysłał sms do syna. Zlecił mu oskórowanie twarzy jednego z towarów. Musiał mieć pewność, że jak wprowadzi Daisy do domu nic nie zauważy. Pokój dla niej był już przygotowany. Było to jedno z pomieszczeń znajdujących się w labiryncie pod domem. Nikt nie usłyszy jej, ani ona nikogo. Wszystko miał zaplanowane. Jak zawsze każdą opcję wziął pod uwagę byle uniknąć niemiłych niespodzianek.

Leonard

Rok 2025, grudzień – tego samego dnia, wieczór

Je powoli rozkoszując się każdym kęsem. Słucha pytań ojca. Na każde odpowiada dokładną regułką z podręcznika. Mimo to myślami jest daleko. NIGDY w życiu nie miał lepszego dnia. Wszystko układa się tak dobrze, że aż nie może uwierzyć we własne szczęście. Nie ma nawet wyrzutów sumienia względem ojca. Co prawda ukrywa przed nim fakt więzienia Nataszy ale jest pewny, że gdy powie mu o tym - w odpowiednim momencie - będzie zadowolony.

Ma tyle pomysłów. Już wie jak wykorzysta potencjał nowego towaru. Jednak zanim nadejdzie odpowiedni czas jeszcze ją poobserwuje, wykona kilka testów. Posiadanie na własność swojego tworzywa, bez obowiązku dzielenia się jest podniecające, fascynujące a nawet w pewien sposób wyzwalające. Nadal chce współpracować z ojcem ale perspektywa samodzielności jest kusząco przyjemna…

- Leonardzie, słuchasz mnie?

- Tak. Przepraszam. Po prostu dzisiejszy posiłek jest wyjątkowo smaczny.

- Cieszy mnie to. Chciałem Ci zadośćuczynić, że musiałem tak nagle wyjechać i zostawić Cię samego z pracą. A tak poza tym świetnie Ci poszło. Prawie doskonale.

„Prawie” - myśli – „A czego zabrakło do doskonałości”?

Mimo to nie komentuje. Zmienia temat.

- Udało Ci się wszystko załatwić?

- Na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Ale muszę Cię o czymś poinformować.

Po tonie ojca wie, że nie będzie to nic co przypadnie mu do gustu. Dobry humor ulatnia się z każdą sekundą.

- Chodzi o to, że… jest wielce prawdopodobne, że niedługo ktoś do nas dołączy.

Dziwią go słowa ojca ale nie chcąc go rozwścieczyć nie wyraża swojego niezadowolenia. Postanawia cierpliwie wysłuchać do końca co ma do powiedzenia.

- Dowiedziałem się czegoś o twojej siostrze. Jestem niemal pewny, że jak nad nią popracuję będzie dla nas cennym nabytkiem.

Czuje jak krew zaczyna mu buzować w organizmie. Zaciska mocniej zęby na mięsie. Jednak podejmuje wysiłek aby unormować oddech i nie pokazać po sobie niezadowolenia.

- Postanowiłem, że dam jej szansę. Zasługuje na to. Jest moją córką.

Milczy. Nie wie co powiedzieć. Boi się, że jeśli się odezwie głos go zdradzi, że nie podoba mu się pomysł ojca.

- Powiedz co o tym myślisz. Twoje zdanie jest dla mnie ważne.

W przeciągu kilku sekund przez głowę przechodzi mu kilkanaście myśli: tak, moje zdanie się liczy ale decyzję już podjął. Jest starszy, bardziej doświadczony wie co robi. To nie możliwe aby siostra popsuła szczęście, które w końcu odnalazł. To wcale nie musi być przeszkoda w relacjach z ojcem. Może jednak ma to swoje pozytywy, będzie miał więcej czasu dla siebie i swojej pracy. Tak! To nie jest do końca taka zła sytuacja. Siostry się pozbędzie kiedy będzie odpowiedni moment a póki co jej obecność odwróci uwagę ojca od niego.

Czuje przypływ ekscytacji. Jednak wszystko dobrze się układa.

- Leonardzie, nic nie powiesz? Podzielisz się ze mną swoimi przemyśleniami?

- Masz rację. Jest twoją córką. Jest też moją siostrą, której tak naprawdę nigdy nie miałem okazji poznać. Jeśli Ty nad nią popracujesz może się okazać, że rzeczywiście będzie pożyteczna.

Widzi jak mięśnie ojca się rozluźniają a na twarzy pojawia się uśmiech.

- Nie mógłbym wyobrazić sobie lepszego syna od Ciebie. Bardzo mnie cieszy twoje podejście.

- A co się stanie jeśli ona nie zrozumie nas? Naszej pracy?

- Cóż. Wtedy pozwolę Ci zadecydować o dalszym jej losie, zgoda?

- Zgoda. Mimo to mam nadzieję, że uda Ci się ją naprawić.

- Również mam taką nadzieję. Wyobrażasz sobie naszą trójkę na wspólnej kolacji Wigilijnej? Rodzina w komplecie.

- Tak szybko ją tu sprowadzisz?

- Nie ma po co zwlekać.

Kolejne minuty mijają na opowieści ojca o tym co działo się z jego siostrą. Jak dziadkowie wyrzucili ją z domu, jak podróżowała aż znalazła się w Stanach i zaczęła się prostytuować. Nie komentował ale chłonął każdą informację. Musiał się dowiedzieć jak najwięcej na temat potencjalnej konkurencji.

Frank

Rok 2025, grudzień – tego samego dnia, w nocy

Zasiada do laptopa. Wpisuje hasło i otwiera dziennik.

„Zgodnie z przewidywaniami Leonard zaakceptował moją decyzję. Uważa, że dzięki mnie Daisy może się zmienić i wpasować do naszej rodziny. Wybornie. Wszystko idzie idealnie zgodnie z planem. Wiedziałem, że cierpliwością i ciężką pracą uzyskam wszystko czego chcę!

Mam nadzieję, że uda mi się dostatecznie szybko pozyskać aprobatę Daisy. Dzięki niej Leonard skupi się na pomocy mi w pracy i walce o moje względy. Zabraknie mu czasu na kreatywne myślenie. Za wcześnie chce sam pracować. Prezent który od niego otrzymałem świadczy, że rozwija się zbyt szybko. Muszę go przyhamować aby nie chciał zrobić się samodzielny. Wtedy będzie zagrożeniem do eliminacji. A ma być moim dziedzicem! Musi zrozumieć, że to ja wybiorę moment kiedy będzie gotowy na kolejne kroki. Być może byłem dla niego za dobry i nabrał zbyt dużej pewności siebie… Daisy to naprawi. Ustawię ich oboje odpowiednio. Już niedługo będziemy rodziną taką, jakiej potrzebuję.”

Leonard

Rok 2025, grudzień – tego samego dnia, w nocy

Odczekał dwie godziny dla pewności, po czym na palcach wykradł się z pokoju. Kryjąc się w cieniach drzew przemknął ku piwnicy. Skradał się na wypadek gdyby ojciec jednak nie spał i dojrzał go przez okno. Profilaktyka zamiast leczenia. Uważnie stawiając stopy dotarł do włazu. Po ciemku zszedł do drugiego wejścia. Będąc na dole zapalił lampę. Natasza odruchowo zakryła oczy i skuliła się w koncie.

- Czekałaś na mnie? To miłe. – powiedział ironicznie podchodząc do metalowego kosza. Wiedział, że nic nie zostało z jego dziennika jednak teraz żałował, że się go pozbył. Nie miał gdzie przelać swoich emocji i pomysłów. Szukając nowego zeszytu, nerwowo szarpał za szuflady, gdy usłyszał jej szept.

- Dałbyś mi odrobinę wody?

Zdziwiony, że się do niego odezwała odwrócił się powoli w jej stronę. Była roztrzęsiona. Potargane włosy i ubranie nadawały jej żałosny wygląd. Nie było mu jej szkoda ale prośba była racjonalna. Skóra powinna być odpowiednio nawadniana. Jak mógł o tym zapomnieć!

Nie odzywając się, podszedł do półki z butelkowaną wodą. Wziął jedną, odkręcił i kucnął przy niej. Chciał ją napoić ale odsunęła się ze strachem w oczach.

Postawił otwartą butelkę przy jej nogach i wycofał się.

Obserwowanie jej ruchów traktował jak eksperyment. Jeszcze niedawno była w stanie przejeżdżać kilometry byle spędzić z nim noc. Teraz ilekroć się zbliżył wywoływał u niej strach.

- Jesteś pewnie głodna? – powiedział spokojnym tonem.

Otworzył jeden z batonów energetycznych i zostawił przy jej nogach.

Od razu go wzięła i połowę wepchnęła do ust. W kilka sekund pochłonęła całego.

- Czy mógłbyś trochę poluzować więzy? Skóra mi zeszła. Mam żywe rany na rękach i nogach.

Postawił lampę bliżej materaca. Miała rację. Skóra z nadgarstków do niczego się już nie nadawała. Naskórek był zdarty a miejsca ran opuchnięte i pełne zaschniętej krwi.

- Jutro z samego rano coś na to zaradzę. Dzisiejszą noc musisz wytrzymać.

Chwycił jej dłonie aby je rozmasować i tym samym poprawić krążenie. Miał nadzieję, że skórę dłoni da się doprowadzić do odpowiedniego stanu.

- Kiedy mnie wypuścisz? – spytała nieśmiało.

Spojrzał na nią szczerze zaskoczony. Na jakiej podstawie uznała, że wypuszczenie wchodzi w grę? Nic nie mówiąc dalej masował dłonie.

- Nikomu nie powiem co się tutaj wydarzyło. Obiecuję, że wszystko zostanie między nami... – mówiła uspakajającym tonem, który kiedyś powodował u niego przyjemne mrowienie w żołądku. Teraz słuchanie jej głosu mógł porównać do zgrzytu paznokci na szkolnej tablicy.

- Ojciec dzisiaj coś mi obwieścił. Na początku wcale mi się to nie podobało. Ale potem sobie uświadomiłem, że dzięki temu będę miał więcej czasu dla Ciebie. Daisy ma do nas dołączyć. Nie wiem po co chociaż ojciec widzi w tym sens. Tak czy siak przez jakiś czas mam zamiar tolerować jej obecność. Potem się jej pozbędę ale...

Monolog przerwało mu szlochanie.

- Czemu płaczesz? Przecież nie robię Ci krzywdy? Boli Cię to jak masuje dłonie? Jesteś strasznie rozpieszczona, wiesz? Irytujesz mnie tym.

Natasza zaczęła płakać głośniej, pociągając jednocześnie nosem.

- Błagam Cię, wypuść mnie...

Spojrzał na skórę jej dłoni. Na dziś wystarczyło masowania. Jutro bardziej się przyłoży.

Ignorując coraz bardziej uporczywe błagania, podszedł do szafki. Wyjął opatrunki i strzykawkę, którą od razu napełnił znieczuleniem.

- Chciałem zauważyć, że sama się prosiłaś o to co się za chwilę stanie.

Natasza ponownie patrzyła na niego przerażona, skulona pod ścianą. Rękoma zakrywała twarz, błagając aby nic jej nie robił. Widząc ją w takim stanie znowu poczuł jak wzbiera w nim podniecenie. Jednak tym razem musiał wykonać to co zamierzał. Przygwoździł ją do ziemi i wbił igłę w policzek. Nie czekając aż płyn zacznie działaś, szczypcami chwycił jej język i jednym precyzyjnym ruchem uciął język.

- Widzisz do czego doprowadziłaś? Jak ma z tobą wytrzymać skoro ciągle ględzisz? Teraz dla odmiany to ja będę mówił. Będziesz moim dziennikiem. Doceń. To jest zaszczyt. – kończąc zdanie musiał używać coraz więcej siły. O dziwo Natasza po amputacji języka szamotała się jeszcze bardziej a szloch zamienił się w wycie.

- Otwórz buzię to zrobię opatrunek, ok? Musisz jeszcze parę dni wytrzymać.

Daisy

Rok 2025, grudzień – tego samego dnia, w nocy

Leżała na łóżku patrząc w sufit. Mimo, że pomieszczenie nie miało okien a pod sufitem wisiały kamery było o niebo lepsze od pokoi hotelowych, w których ostatnio nocowała. Schludna biała pościel na jednoosobowym łóżku, czysta podłoga, telewizor na ścianie. W koncie za parawanem prysznic, toaleta i zlew. Na półkach mnóstwo książek. Drzwi z elektrochromicznego szkła. Każdy przed wejściem mógł sprawdzić co się dzieje w środku. Mimo to nie był to pokój dla potencjalnego samobójcy – którym może się stać jak jej organizm upomni się o dawkę narkotyku. Za dużo niebezpiecznych przedmiotów.

Ale ojciec ewidentnie nie wiedział, że jej organizm nie upomni się ani o narkotyki ani o alkohol. Ale to była jej tajemnica. I przewaga.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać
Dokonaj zmian: Edytuj

Komentarze

Dużo emocji, każda ma swoje uzasadnienie w niektórych momentach daje się je nawet odczuć.
Odpowiedz
I takie opowiadania rozumiem, sensowne dialogi z przemyśleniami i planami każdej z postaci.
Odpowiedz
Jest część VI??
Odpowiedz
Jest VI, VII, VIII i IX. Zapraszam na mój FB ;)
Odpowiedz
Proszę!!! Proszę o kolejną część!!
Odpowiedz
Kiedy następna część ??
Odpowiedz
Już jest do przeczytania na moim FB :)
Odpowiedz
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! WIĘCEJ !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ;D
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje