Historia

Macica

sundowner 16 11 lat temu 10 592 odsłon Czas czytania: ~1 minuta

Ponure wnętrze opuszczonej fabryki. Powietrze jest wilgotne i cuchnące. I gdzieś wśród tej ruiny można usłyszeć mroczne dźwięki maszyn. Zgrzyt metalu mielącego metal, syki pary wodnej i niski jęk obracających się kół zębatych. W samym środku tego rozległego, bezpańskiego mauzoleum przemysłu stoi duża, bulwiasta kadź, która emanuje bursztynowym blaskiem. Plątanina rur i przewodów wije się wokół pojemnika. Wąski, brudny, szklany wizjer pozwala zajrzeć do środka. W lepkim płynie koloru żółci pływa bezkształtna masa mięsa, drży i pulsuje. Z tego zdeformowanego czegoś wystaje kilka bezkształtnych kończyn i grzybopodobne narośle. Wiele oczu pokrywa przerośniętą głowę, cysty przypominające klejnoty, a wszystkie szaleńczo rzucają się w około, badając swoje podtrzymujące życie więzienie. Pokręcona pępowina sterczy z jego wzdętego brzucha i wspina się do góry, aż na szczyt maszyny.

Spoglądam na moje dzieło z dumą i obrzydzeniem. Ta abominacja już bardzo długo istniała tylko w cieniach i najgorszych snach, a oto i jest! Mój twór, dzieło mojego życia, moje dziecię. Odgłos miękkiego, cichego skomlenia wyrywa mnie z mojej zadumy. Z góry przemawia zmęczony, szlochający głos.

- Już gotowe, wkrótce nadejdzie, najdroższy?

- O tak, już bardzo blisko - odpowiadam.

Na górze tego diabolicznego urządzenia spoczywa złączona z nim moja ukochana żona. Oboje tego chcieliśmy, potrzebowała pomocy, gdyż jej stare ciało nie mogło podołać ciąży, a tak bardzo chcieliśmy dziecka. Po tylu wreszcie latach znoju i bliski szaleństwa stworzyłem jej nowe łono. Dolna część jej ciała została usunięta, górna była połączona jednolicie z komorą ciążową. Wyglądała na tak bardzo zmęczoną, była przeraźliwie wątła i wychudzona. Jej skóra blada i prześwitująca jak muślin, jej włosy wyglądały niczym pajęczyna. Jej niegdyś niebieskie, pełne życia oczy... teraz szare, puste, zamglone szklane kule. Jest duchem, jej dawna postać została pokarmem naszego nienarodzonego dziecka. Wkrótce uwolni się ze swojego płynnego kokonu. Zaglądam do komory, a on mnie widzi, zna mnie. Może to tylko moja wyobraźnia, ale przysięgam, że widziałem jak jego usta wymawiają słowa,

- Tato.

Tłumaczenie: Lestatt Gaara

Autor: M. Green

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

zajebiście ryje banię.
Odpowiedz
jedno słowo fuj!!!
Odpowiedz
Pojebane... I taki lubie
Odpowiedz
Chore, dobre ale widziałem lepsze.
Odpowiedz
LOL.....fantazja troche jakby chora,ale chyba po to jest ta strona......niezle! szokujace!
Odpowiedz
LOL.....
Odpowiedz
https://www.youtube.com/watch?v=qxycj-_oR40 WARTOO !!
Odpowiedz
Nie mogli po prostu zaadaptować? -_-
Odpowiedz
Też chce takie dziecko ;D Zeżryj mi nogi ;p
Odpowiedz
Fuuuuu.... Ale fajne. :p
Odpowiedz
Tez za bardzo nie rozumiem, ale ogólnie zawaliste *_* .
Odpowiedz
Trochę obrzydliwe, ale fajne :D Wstawiaj więcej . :P
Odpowiedz
Jedna z lepszych opowieści tutaj *-*
Odpowiedz
Trochę mnie to obrzydziło ale tak to fajne :D Wrzucaj dalej . ^-^
Odpowiedz
Nie wiem co w tym zajebistego...
Odpowiedz
Chore, genialne i wspaniałe. Zajebista rzecz.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje