Historia

Zawzięty upiór

Użytkownik usunięty 0 9 lat temu 742 odsłon Czas czytania: ~1 minuta

Wciąż pamiętam pierwszy dzień służby. Komenda policji w moim mieście mieściła się w malutkim budynku na skraju miasteczka. Posterunek był stary, ciasny, i zupełnie nie nadawał się do pracy nad codziennymi sprawami. Stanie na straży miasta stawało się coraz trudniejsze. W końcu władze miasta zgodziły się na przerobienie starej zbrojowni na nową komendę. Po przeprowadzce nie mogłem uwierzyć, że nowy lokal jest taki wielki i nowoczesny. Nieźle, jak na jeden z pierwszych budynków w mieście. No i człowiek czuł się w nim jak trzeba. Kiedyś, na dzikim pograniczu, służył za pierwszą linię obrony, a teraz odzyskał swoją dawną renomę - tym razem w nowoczesnym świecie.

Pierwszy tydzień był nieco chaotyczny. Jeden z funkcjonariuszy zgłosił zaginięcie swojej broni. Po 20 minutach szukania okazało się, że leżała pod ścianą w jednym z wolnych gabinetów. Oprócz tego operator centrali na nocnej zmianie zgłosił dziwną awarię telefonu. Raz na jakiś czas, gdy ktoś dzwonił z doniesieniami o strzelaninie, automatyczne nagranie po prostu się wyłączało. Zamiast tego w kółko odtwarzał głos spanikowanego rozmówcy, dopóki nie odłączyło się telefonu. Szybko okazało się, że te nietypowe wydarzenia nie są po prostu powtarzającymi się awariami linii telefonicznej.

Pewnego wieczoru przybiegła do nas zalana łzami pani patolog. Zginęły jej skalpele i inne narzędzia. Poszła po zapasowe do szafki, ale zamarła gdy zobaczyła odbicie w lustrze. Nad jednym z ciał stała pół przezroczysta sylwetka żołnierza z okresu wojny secesyjnej. Lekarka odwróciła się, ale duch zniknął. Wybiegła w takim pośpiechu, że ledwo zauważyła, iż w pomieszczeniu zrobiło się lodowato. Naturalnie, na posterunku nikt jej nie uwierzył. Kurde, ja też jej nie wierzyłem, dopóki na własne oczy nie zobaczyłem tego, co ona.

Pracowałem do późna i poszedłem po kawę. Za rogiem ujrzałem odbicie w gablocie z pucharami. Postać patrzyła prosto na mnie. Uniosła stary, niematerialny karabin i pociągnęła za spust. Szyba rozpadła się na kawałki. Wziąłem nogi za pas. Kapitan ani na jotę mi nie uwierzył i potrącił mi nową szybę z wypłaty. Nie obchodziło mnie, że ludzie mają mnie za wariata. Ja wiem co widziałem.

Ludzie pytają mnie czasem, czy zjawa dalej nawiedza korytarze posterunku. Zawsze odpowiadam i to samo, że nie wiem, przeniosłem się do Bostonu.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać
Dokonaj zmian: Edytuj

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje