Historia

Gdy Nadchodzi Śmierć

rrouge 2 10 lat temu 15 800 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Wszystko Zaczęło się pewnego jesiennego popołudnia, gdy pracowałem w sadzie. Nagle zawołał mnie Wiesiek, mój sąsiad, który chciał się umówić na wspólne palenie liści.

-Muszę się z tym uporać jeszcze dzisiaj, bo jutro przyjeżdża na tydzień Dorotka z mężem!

Kiedy zbliżyłem się, poczułem że przez siatkę wionie na mnie straszliwy ziąb, jakby Wiesiek stał w drzwiach gigantycznej zamrażarki. Właśnie chciałem powiedzieć coś na temat lodowatego wiatru, kiedy zobaczyłem wokół głowy sąsiada coś jakby obłok pary wodnej, który stopniowo ogarniał całą jego sylwetkę. Wyglądało to tak niesamowicie, że na moment zaniemówiłem.

-Co ty mi się tak przyglądasz Kazik? Rogi mi wyrosły czy jak

Po chwili mgła wokół kolegi zniknęła, a ja otrząsnąłem się z tego dziwnego wrażenia wróciłem do rozmowy. Tylko gęsia skórka na rękach mi została...

Trzy dni później do moich drzwi załomotała Dorota, jego córka.

-Pomocy z tatą dzieje się coś złego! Upadł i chyba nie oddycha! Trzeba go zawieźć do szpitala!

Pobiegłem za nią i zobaczyłem, że Wieśka reanimuje jego zięć. Wynieśliśmy go przed dom i poszedłem odpalić samochód. Niestety, gdy dojechaliśmy do szpitala, lekarz mógł już tylko stwierdzić zgon na skutek zawału seca...

Po pogrzebie wróciłem do normalnych zajęć. Czasem dzwoniłem do Stanów do Basi, mojej żony. Miała wrócić na Boże Narodzenie i już nie mogłem się doczekać. Od prawie dwóch lat sprzątała Amerykanom domy, ale w końcu przetłumaczyłem jej, że pieniądze nie są najważniejsze, tylko nasze małżeństwo.

-Skończyliśmy sześćdziesiąt lat, nie wiadomo ile czasu nam jeszcze pozostało

przekonywałem ją.

Gdybym wtedy wiedział co mówię...

Jesień minęła i nadeszły pierwsze przymrozki.Może dlatego z początku nie zwróciłem uwagi na chłód panujący w gminnej bibliotece. "Pewnie ogrzewanie im wysiadło", pomyślałem. Omal jednak nie krzyknąłem, kiedy zobaczyłem wyłaniającą się zza regałów sylwetkę pani Heni, naszej przemiłej bibliotekarki.

-Witam, panie Kaziku - uśmiechnęła się, nieświadoma tego, że wokół jej głowy i ramion zaczyna formować się biała,drgająca mgła. - Odłożyłam tu dla pana dwa nowe kryminały.

Czułem że mam ochotę się cofnąć, a najlepiej uciec stamtąd. Pani Henia była młodsza ode mnie, wyglądała na okaz zdrowia i nie chciałem wierzyć w to, co podpowiadało mi przeczucie.

-Dobrze się pani czuje? Wygląda pani na zmęczoną...

Skłamałem, by ją zachęcić do odwiedzenia lekarza.

"Może uda się uniknąć najgorszego?" myślałem.

-Och, byłam na badaniach kontrolnych tydzień temu - zaszczebiotała. - Lekarz powiedział że jestem zdrowa jak ryba!

Ale dziękuję za troskę.

Wyszedłem w ponurym nastroju, modląc się w duchu p zdrowie i długie życie dla pani Heni.

Cztery dni później pognałem do biblioteki pod pozorem oddania książki. Przy stoliku siedziała zapłakana pani Jola, zmienniczka pani Heni. Z jej twarzy wyczytałem najgorsze nowiny.

-Słyszał pan już, panie Kazimierzu?

Nasza Henia nie żyje...Wczoraj potrąciła ją ciężarówka na pasach...

Bardzo przeżyłem jej śmierć. Przerażało mnie też to, co widziałem. To musiał być zwiastun śmierci. Od tej pory balem się patrzeć na ludzie, żeby nue zobaczyć nad kimś śmiertelnego oparu...

Nadszedł grudzień i nie mogłem sobie znaleźć miejsca przed przyjazdem Basi. W końcu poszedłem do Antośki, znajomej, która gotuje i piecze jak nikt we wsi,

-Baśka wraca na Wigilię, Nie chcę żeby od razu gnała do kuchni i fartuch zakładała, więc pomyślałem ża zamówię u was parę ciast na święta. I może pierogi, i uszka. Oczywiście za robotę zapłacę i wszystkie produkty przyniosę. Co myślicie?

Antośka miała głowę na karku, więc pochwaliła, jaki ze mnie dobry mąż, i zrobiła mi listę zakupów.

Dwa dni później zajechałem na jej podwórze i zacząłem wypakowywać z bagażnika torby z zakupami. W drzwiach pojawiły się jej dzieci i podbiegły mi pomóc. Schylałem się akurat po kolejną reklamówkę, więc nie zauważyłem co się za mną dzieje. Gdy się wyprostowałem, wrzasnąłem odruchowo. Nad głową Jaśka, czternastoletniego syna Antośki, unosiła się biała mgła opływająca całe jego drobne ciało. Jako że był siarczysty mróz, nie poczułem chłodu bijącego od chłopca, ale ten migotliwy opar przypominający śmiertelny całun był zupełnie jednoznaczny. Wiedziałem, że nim miną trzy doby, w domu Antośki wydarzy się nieszczęście...

-Musicie baczyć na chłopca, nie pozwalać mu się ślizgać na lodzie,pilnować by zapalenia płuc nie złapał, żaby uważał na ulicy...

-A co wam do tego?, Ino żeście mi robotę zlecili, a już mi się w wychowanie dzieciaków wtrącacie?

-Nie rozumie mnie Pani.

Próbowałem tłumaczyć ale nie było słów, którymi bym do niej trafił.

Przecież nikt nie uwierzy staremu rolnikomi, że przeczuwa nadejście śmierci. Prędzej by mnie posądzili o konszachty z diabłem, gdybym zaczął ludziom mówić, co widzę....Z ciężkim sercem wróciłem więc do domu.

O śmiertelnym wypadku Jaśka który trafił się siekerą w uchu podczas rąbania drewna i wykrwawił w kilka minut, dowiedziałem się na dzień przed Wigilią. Tamtej nocy nie zmrużyłem oka, przeklinając swój niezrozumiały dar. Nastrój trochę mi się poprawił gdy porwałem w objęcia moją Baśkę. Przywiozłem ją do domu i przy niej na parę chwil udawało mi się zapominać o Jaśku, którego pogrzeb miał się odbyć po świętach.Nic jej oczywiście nie powiedziałem, za to wymyśliłem plan.

-Mam dość tej wsi, sprzedamy gospodarstwo i kupimy leśniczówkę w Bieszczadach. Szumiący las, przytulny dom i tylko my dwoje. Co ty na to, Basieńko?

O dziw, moja cudowna żona się zgodziła. Byłem uszczęśliwiony wizją samotności i izolacji od ludzi - to oznaczało że już nie będę widywał złowrogich oparów nad niczyją głową!

Ale nim nadeszła wiosna, poczułem znajomy powiew lodowatego chłodu. Moje serce stanęło z przerażenia, bo w domu byliśmy tylko my dwoje: Basia i ja.

-Nie, nie, nie...błagam,tylko nie to...

-Co mówisz skarbie?

Popatrzyłem się na nią i z ulgą stwierdziłem że nia ma wokół niej żadnej mgły. A jednak wciąż czułem przejmujący, cmentarny chłód...

-Coś tu wieje, pójdę sprawdzić drzwi.

Drzwi jednak były szczelnie zamknięte. Już miałem wrócić do pokoju, gdy mój wzrok padł na wielkie lustro. Zobaczyłem swoje odbicie i zrozumiałem, co się dzieje...Wokół mnie, delikatnie falując, unosiła się biała mgła.... To było przedwczoraj...

(Notka ode mnie)

Nie jest to żadna zmyślona historia, została umieszczona w czasopiśmie "Historie Niesamowite" gdzie ludzie umieszczają swoje dziwne historie jakie ich spotkały. Historia może nie być zbytnio straszna, ale nie zależy mi na głównej chciałem poprostu się z kimś podzielić tą historią

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Przypomina mi motyw z "Bezsenności" Kinga.
Odpowiedz
Tsa... Około 50% historii tu publikowanych nie jest zmyślona. ;) Pisanie komentarzy w stylu: "nie jest to żadna zmyślona historia coś tam coś tam", co do nikogo nie przemawia, wywołuje tylko uśmiech na twarzy.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje