Historia
Korytarze
Obudziłem się obolały w ciasnym, ceglanym pomieszczeniu, nie mogąc sobie przypomnieć niczego. Rozmyślałem: "Kim jestem? Gdzie jestem?", ale miałem tylko pustkę w głowie. Jedynym źródłem światła w tym miejscu była stojąca na starym, drewnianym stole lampa naftowa. Zdecydowałem się do niej zbliżyć. Obok znajdowała się nieduża kartka, na której ktoś odręcznie napisał czarnym atramentem: "21 z 25000". Położyłem kawałek papieru na swoje miejsce. Czułem niepokój, zbliżając się do jedynych drzwi, które mogły wyprowadzić mnie z tego miejsca. Pociągnąłem za metalową, zardzewiałą klamkę i ku mojemu zdziwieniu, przejście okazało się otwarte.
– Halo? – zawołałem bezmyślnie, ale nie usłyszałem odpowiedzi.
Wróciłem się po źródło światła, następnie ruszyłem przez drzwi w głąb ciemnego, ceglanego korytarza. Powietrze było tutaj duszne. Kilkukrotnie przekraczałem kałuże brudnej wody. Po mniej więcej dwudziestu metrach dotarłem do skrzyżowania korytarzy.
– Jest tu ktoś?! – krzyknąłem, ale i tak w odpowiedzi usłyszałem tylko swoje echo.
W tym momencie uświadomiłem sobie, że zrobiłem wyjątkowo głupią rzecz. Mogłem zostać porwany i właśnie dałem znać swojemu oprawcy, że już się obudziłem. Postanowiłem od tego momentu zachowywać w miarę możliwości ciszę.
Skręciłem w lewo, okazało się, że i ten korytarz prowadzi do skrzyżowania, kolejny do rozwidlenia i tak w kółko. Czasami pojawiały się schody w górę lub w dół, kilka razy spotkałem wejścia do pustych pomieszczeń, raz trafiłem na takie, w którym znajdował się taboret. Leżał na nim srebrny klucz.
– Może się przydać – stwierdziłem cicho.
Miałem rację. Po kilkunastu minutach tułaczki trafiłem na metalowe wrota. Dzięki znalezionej rzeczy mogłem otworzyć je i przejść dalej, ale i tak niewiele to zmieniło. Czasami słyszałem dziwne charczenie gdzieś z oddali, ale w żaden sposób nie potrafiłem określić, czym jest i skąd pochodzi.
Później zacząłem regularnie natrafiać na pomieszczenia lub korytarze zablokowane przez drzwi z metalu. Niektóre pokoje posiadały od tego momentu jakieś dość przydatne rzeczy. Znalazłem między innymi plecak, paliwo do lampy naftowej, dwie szklane butelki czystej wody bez żadnych etykiet, sucharki oraz białą kredę, która pozwoliła mi zostawiać znaki na pokonywanych rozwidleniach.
Chodziłem długo.
Nie wiem, ile czasu minęło od kiedy obudziłem się w tamtym pokoju. Na pewno dużo sądząc po tym, że zużyłem ponad cztery butelki paliwa do lampy, zjadłem sucharki, wypiłem cały zapas wody oraz zacząłem natrafiać na własne znaki.
– Boże mam dość! – zawyłem w pewnym momencie.
Usłyszałem odległe charczenie, które zaczęło być coraz głośniejsze z każdą chwilą. Ogarnęła mnie zgroza. Zacząłem biec jak najdalej od tego czegoś. Czasami upadałem na ziemię, wbiegałem w zakratowane przejścia. Zawsze udawało mi się jednak wstać na równe nogi lub wycofać się szybko w kolejne przejście.
– Zostaw mnie! – zawołałem, kiedy charczenie zmieniło się w nieludzki skowyt, a tupot tego kogoś lub raczej czegoś dochodził tuż zza moich pleców.
Nagle poczułem przeszywający ból mojej lewej nogi. Rozbiłem lampę i upadłem z głośnym trzaskiem na ziemię. Ostatnie co czułem to przeraźliwy ból, który przeszywał moje ciało.
Obudziłem się na podłodze ciemnego, dusznego pomieszczenia. Moje ciało było całe obolałe. Niechętnie podniosłem powieki i uświadomiłem sobie, że nie mam pojęcia, kim jest i gdzie jestem. Podniosłem się ociężale i zbliżyłem do stołu, na którym obok zapalonej lampy naftowej znajdował się kawałek papieru. Widniał na nim napis: "22 z 25000".
– Halo? – zawołałem niepewnie. – Gdzie jestem?
Komentarze