Historia

Diabelski pakt

pepe 1 8 lat temu 2 083 odsłon Czas czytania: ~14 minut

Tej nocy gwiazdy świeciły wyjątkowo jasno nad Wzgórzami Krwawego Grotu. Na temat owych wzgórz różnorakie krążyły legendy i opowieści wśród prostego ludu. Niektórzy powiadali, iż są one siedliskiem czartów, demonów, lub innych piekielnych poczwar, czyhających na bezbronne ludzkie dusze. Mnóstwo tam było stromych, skalistych szczytów, niedostępnych dla stworzeń pozbawionych skrzydeł, mających być rzekomo miejscem spotkań czarownic, latających tam o każdej pełni księżyca na swych miotłach lub kogutach, by odprawiać plugawe orgie ku czci Szatana i tańcować z diabłami. Nie mniej znajdowało się tam ukrytych grot, jaskiń, pieczar, mokradeł i innych ciężko dostępnych miejsc, mogących służyć za ukryte skarbce dla zbójców, czatujących przy drogach na niczego nie spodziewających się podróżnych. Bez względu na to, ile prawdy było w tych podaniach, żaden bogobojny śmiertelnik nie zapuszczał się w te strony jeśli naprawdę takiej potrzeby nie miał, bowiem sam już widok owych czarnych, stromych wzgórz był zaiste złowrogi i nawet z daleka napawał grozą. Eldir jednak postanowił zaryzykować.

W domu jego zaczynało brakować jedzenia, toteż ojciec przykazał mu udać się na polowanie. Szedł przez głęboką trawę dzierżąc w ręku łuk, a na plecach kołczan pełen strzał. Usiłował wytropić kryjącego się w gęstwinie zająca. Dokoła panowała niemal martwa cisza, zakłócana jedynie przez cykanie świerszczy oraz dochodzące z oddali wycie wilków. Skradając się, ujrzał nagle delikatny ruch źdźbeł, jakby coś się między nimi szamotało. Z początku pomyślał, że to wiatr, lecz usłyszał szelest wyraźnie w jednym miejscu. Napiął więc cięciwę i puścił strzałę w tym kierunku. Rozległ się krótki świst i po chwili zając leżał martwy. Eldir był już zmęczony polowaniem, więc miał nadzieję, że zając wystarczy choć na jeden dzień, toteż wyrwawszy strzałę z jego ciała podniósł go z ziemi i ruszył w powrotną drogę do Castavill.

Zanim jednak zdążył wejść z powrotem na utarty gościniec, zerwał się silny wiatr i wszystko dokoła wskazywało na to, że nadchodzi ogromna nawałnica. Przyspieszył więc kroku gdy nagle, gdzieś niedaleko uderzył piorun i w jednej chwili lunął rzęsisty deszcz. Eldir pędził co sił w nogach chcąc jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym, przytulnym domu. Krople deszczu siekały niemiłosiernie jego twarz, a błyskawice trzaskały jedna po drugiej uderzając w pobliskie szczyty gór. Po chwili jeden z piorunów spadł kilka kroków od niego, uderzając w stojące tuż obok drogi uschnięte drzewo. Eldir zatrzymał się przerażony, choć krople deszczu przerodziły się już w grad, a wiatr zdawał się dąć coraz mocniej. Drzewo natychmiast stanęło w ogniu. Próbował biec dalej lub chociaż cofnąć się kilka kroków, lecz coś go zatrzymało. Czuł, jakby jakaś dziwna, niewidzialna siła sparaliżowała go i zmuszała do stania w miejscu. Ku jeszcze większemu lękowi wyczuł, iż stojące w ogniu drzewo, płonąc, wydziela dziwny, nieprzyjemny zapach, jakby... siarka?!! - pomyślał z przerażeniem. Ledwo to zauważył i trawiące drzewo płomienie przybrały z koloru żółtego - krwistoczerwony. Po chwili nabrały także dziwnego kształtu z którego poczęła wyłaniać się dwunożna poczwara, porośnięta cała czerwonym futrem. Miała kopyta, długie, ostre pazury, błoniaste skrzydła oraz rogi na głowie, zaś z jej twarzy bił wyraz nienawiści, niemalże piekielnego szału. Eldir z przerażeniem zorientował się, iż widzi diabła. Serce zaczęło walić mu jak oszalałe. Chciał wrzasnąć z przerażenia, wzywać na pomoc Najświętszą Pannę, biec przed siebie co sił w nogach, lecz głos uwiązł mu w krtani a całe ciało wciąż odmawiało posłuszeństwa.

Diabeł wpatrywał się w niego swymi świecącymi złowrogo oczami. Zdawało się, że miejsce wokół drzewa w którym srał, wolne jest od kropli deszczu i kul gradu. Eldir zdołał lekko się poruszyć a wówczas demon przemówił niskim, mrożącym krew w żyłach głosem:

- Stój śmiertelniku! Jam jest Astaroth i w imieniu mego pana rozkazuję ci się zatrzymać!

- Czego chcesz ode mnie upadła istoto?!! - spytał Eldir przerażony.

- Niewielu tobie podobnych ma odwagę zapuszczać się w te strony. Zwłaszcza nocą. Albo jesteś szalenie odważny, albo... szalenie głupi. Mów natychmiast co cię tutaj sprowadza, a może oszczędzę twój nędzny żywot.

- Przyszedłem zapolować. - odparł pośpiesznie Eldir pokazując swój niewielki łup. - W domu jedzenie się kończy, więc ojciec mi kazał udać się na polowanie.

- Zapolować, powiadasz? - rzekł diabeł zaciekawiony. - To zapewne ubogi żywot wieść musicie, że aż tu po strawę musisz przychodzić? - spytał jakby zamyślony, lecz jego głos wciąż brzmiał demonicznie. Szalejąca dokoła nich burza wydawała się wtedy dziwnie odległa. Eldir wpatrywał się nieruchomo w ogromny płomień nie zwracając uwagi na wicher i grzmoty, które zdawały się szaleć daleko od nich.

- Być może. - odpowiedział drżącym głosem chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę i uciekać.

- Wydaje mi się więc, że mam coś dla ciebie. Czy marzyłeś kiedyś może o życiu w dostatku? O tym, by nigdy nie frasować się, czy przetrwasz kolejną zimę lub nie umrzesz z głodu? Czy swemu ojcu nie chciałbyś na stare lata zapewnić godziwego życia? Czy nigdy nie chciałeś żyć jak możny pan?

- Co masz na myśli? - spytał Eldir nieco bardziej zaciekawiony. - Chcesz powiedzieć, że możesz mi to wszystko dać?

- Ja nie. Ale mój pan z chęcią ci pomoże... jeśli tylko go poprosisz. - stwierdził diabeł kuszącym głosem. Na twarzy Eldira pojawiło się wahanie.

- W jaki sposób mam to zrobić?

- To dziecinnie proste chłopcze. Tylko wpierw musisz się z nim spotkać.

- Zapomnij o tym siło nieczysta! - warknął Eldir lekko zdobywając się na odwagę. - Ja jestem człowiekiem bogobojnym! Nie spieszno mi w czeluści piekieł!

- A więc wolisz być do końca życia zwykłym wieśniakiem? Żyć jak chłop i umrzeć jak chłop? Nie chcesz nigdy zakosztować życia w dobrobycie i być panem sił piekielnych, które mogą dać ci wszystkiego, czego tylko zapragniesz? - spytał diabeł kuszącym, pełnym zdziwienia głosem. - I to wszystko tylko dla twojego miłosiernego Boga? Cóż to jest za Bóg, który każe ci żyć w nędzy? Lecz jeśli posłuszeństwo Jemu jest twoim wyborem to niech tak będzie. Gdybyś jednak zechciał pójść po rozum do głowy, to... - demon złączył dłonie w których na moment Eldir dostrzegł niewielki, czerwony błysk – weź ten sztylet. - rzekł bies podając mu schowany w pochwie niewielkich rozmiarów sztylet z misternie zdobioną rękojeścią, który chwilę wcześniej ukazał się w jego rękach. - Jeżeli będziesz chciał skontaktować się z mym panem, udaj się o północy do kościoła lub kaplicy, sztyletem owym utocz nieco własnej krwi do wody święconej w chrzcielnicy mówiąc „Przybądź panie ciemności!”. Weź to! Przez chwilę obydwaj stali nieruchomo, lecz wkrótce Eldir zdobył się na odwagę i wyciągnąwszy drżącą rękę chwycił w nią ów tajemniczy sztylet, a wówczas demon uniósł w górę swe rozłożyste skrzydła i z hukiem wzbił się ku górze. Płonące drzewo nagle przygasło a z szalejącej dokoła burzy pozostał jedynie drobno kropiący deszcz.

* * *

Po powrocie do swego domu w Castavill Eldir dość szybko położył się w swym łóżku. Długo jednak nie mógł zasnąć, gdyż górska przygoda trwale zapadła mu w pamięć. Ilekroć usiłował zmrużyć oko, widział przed sobą płonące drzewo oraz upiorne, rogate oblicze diabła. Chociaż ojciec jego zrozumiał, że z powodu rozszalałej burzy nie mógł on upolować żadnego grubego zwierza i na kilka dni marny zając musi wystarczyć, to spotkanie z kosmatym demonem Eldir wolał przemilczeć. Zastanawiał się, czy rzeczywiście miało ono miejsce i czy aby nie postradał zmysłów, lecz otrzymany odeń sztylet utwierdzał go w zaufaniu do własnej pamięci. Słońce powoli wschodziło, rzucając pierwszy blask na pola, pastwiska oraz ściany i słomiane strzechy chat. Kilka promieni wpadało przez okno, nikle oświetlając wnętrze izby. Eldir nie mógł oderwać oczu od sztyletu, który wciąż dzierżył w dłoniach leżąc na swym posłaniu. Miał bogato zdobioną rękojeść z szerokim jelcem wygiętym ku górze, zaś metalowa, srebrna klinga była dosyć wąska i ostro zakończona. Wyglądała na idealnie zaostrzoną, zdolną przeciąć włos. Można było odnieść wrażenie, że owa broń wykonana była rękami kowala, który doskonale znał się na swym rzemiośle i solidnie przykładał do pracy, bądź też... nie rękami, a diabelską mocą. Ta ostatnia myśl napawała Eldira nielichym niepokojem, ale również... pewną fascynacją. Świadomość, iż jest to przedmiot otrzymany od istoty piekielnej w mrocznym miejscu, nieustannie podpowiadała mu, by się go pozbył. Z drugiej jednak strony nęciły go słowa owego diabła. Wizja władania demonami i posiadania ich mocy zdawała mu się nader kusząca. Gdy tak leżał i rozmyślał, do jego uszu dobiegł dolatujący zza okna śpiew:

Jakiż to chłopiec piękny i młody?

Jaka to obok dziewica?

Brzegami sinej Świtezi wody

Idą przy świetle księżyca.

Ona mu z kosza daje maliny,

A on jej kwiatki do wianka;

Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny,

Pewnie to jego kochanka...

Cudowny, łagodny, kobiecy głos, który natychmiast zwabił go do okna. Ujrzał wówczas siedzącą przy strumyku młodą dziewczynę, rozczesującą swe długie włosy nad taflą wody. Była to Nadia – córka kowala, ciesząca się opinią jednej z najpiękniejszych dziewczyn w całym Castavill. Była szczupła, miała bardzo jasną skórę, a jej długie włosy opadały kaskadami na ramiona i plecy. Eldir wpatrywał się w nią z upojeniem. W jego oczach wyglądała niczym prawdziwa nimfa, lub inna magiczna istota. Poczuł, że ogarnia go dziwne pragnienie zbliżenia się do niej. Z głębokiej zadumy wyrwało go wołanie ojca. Zbiegł na dół by pomóc mu w pracy.

Przez cały dzień zajęty był pracą w polu oraz innymi codziennymi sprawami. Wciąż jednak nie mógł przestać myśleć o pięknej Nadii oraz przerażającym zdarzeniu ubiegłej nocy. Za co tylko się nie zabrał, wciąż słyszał w głowie jej cudowny śpiew, lub mrożący krew w żyłach głos demona. Wycieńczony postanowił położyć się na chwilę pod rosnącym przy drodze rozłożystym dębem, by w cieniu jego konarów odzyskać siły. Leżał długo rozmyślając, aż ogarnął go lekki sen. Gdy jednak się wybudził, nie czuł się ani trochę lepiej. I tak na owych rozmyślaniach upłynął mu cały dzień.

- Zdaje mi się synu, czy coś cię gnębi? - spytał go ojciec, gdy siedzieli przy stole jedząc kolację.

- Nie... - skłamał Eldir. - Po prostu ciągle czuję zmęczenie wczorajszym polowaniem.

- Połóż się do łóżka i zaśnij spokojnie. Jutro już zapewne odzyskasz siły.

Tak też Eldir zrobił. Długo jednak nie mógł zmrużyć oka. Wkrótce jednak ogarnął go sen. W owym śnie widział kwiecistą łąkę, skąpaną w promieniach letniego Słońca. Na owej łące, pośród kwiatów, ujrzał Nadię. Leżała na trawie uśmiechając się do niego kusząco, zaś on wpatrywał się z upojeniem w jej nagie ciało, odbijające promienie Słońca.

- No dalej! Zbliż się do mnie. - szepnęła zalotnie. Eldir podszedł do niej czując wciąż narastające w nim pożądanie. Jednak ledwo zdążył wyciągnąć rękę, chcąc ją położyć na jej anielskim ciele, sen w jednej chwili prysnął, a Eldir zerwał się. Usiadł na łóżku i przez chwilę odniósł wrażenie, że to właśnie ten moment, kiedy może zaspokoić swe pragnienia. Bez zastanowienia sięgnął pod poduszkę, chwycił ów tajemniczy sztylet po czym wymknął się z domu i natychmiast ruszył w kierunku kościoła.

* * *

Stanął nad chrzcielnicą wypełnioną wodą święconą. Dokoła niego panowała głucha cisza. Jedyne światło dawały płonące we wnętrzu świece. Wyjął sztylet z pochwy, po czym lekko się zawahał. Dobrze wiedział, że to, co chce zrobić jest niezwykle ryzykowne. Rozejrzał się i upewnił, że jest sam. Następnie zaciął się lekko w lewy nadgarstek tak, aby stróżka krwi spłynęła do wody. Gdy to się stało szepnął: „Przybądź panie ciemności”. Nagle woda w chrzcielnicy gwałtownie zmieniła kolor na czerwony, niczym całkowicie wymieszana z krwią, po czym zaczęła bulgotać i wrzeć, jakby miała za chwilę wykipieć. Po chwili zaczęły ulatywać z niej kłęby dymu. Eldir zakrztusił się czując ostrą woń siarki. Z owego dymu zaczęła wyłaniać się przerażająca istota człekokształtna, podobna z wyglądu do czarta spotkanego w górach. Była jednak – czego Eldir nigdy by się nie spodziewał – stokroć bardziej demoniczna i przerażająca. Rogi na głowie oraz pazury były o wiele większe, podobnie jak skrzydła, których łopot natychmiast wypełnił nawę kościoła, odbijając się echem od ścian. Poczwara spojrzała na Eldira swymi czerwonymi ślepiami.

- Wzywałeś mnie więc jestem. Kim jesteś i czego żądasz?

- Na... nazywam się Eldir. - wyjąkał dygocąc z przerażenia.

- Jam jest Lucyfer. Władca piekieł i pan wszystkich demonów. Czego żądasz śmiertelna istoto? - Eldir instynktownie cofnął się kilka kroków.

- Spotkałem niedawno jednego z twych sług i mówił, że dzięki tobie mogę być panem sił piekielnych i rozkazywać twoim demonom.

- Dobrze więc. - odparł Szatan. - Czy jesteś gotów, dla zaspokojenia swych ziemskich pragnień, wyrzec się wszelkich praw do pośmiertnego zbawienia? Czy gotów jesteś złożyć mi pokłon odwracając się raz na zawsze od własnego Boga? Czy w imię mocy piekielnych, które tu na ziemi zdolne będą zaspokoić wszelkie twe żądze, gotów jesteś oddać mi własną duszę?

- A czy jeśli to zrobię... stanę się potężny? Czy będę w stanie zaspokoić swe cielesne żądze?

- Owszem. Dopóki twa dusza nie opuści ciała piekło spełni każde twe żądania. Jednak gdy to już się stanie, dusza twoja nieodwołalnie należeć będzie do mnie. Jednak do tego czasu będziesz mógł ujarzmiać siły piekielne i radować się do końca swych dni. - Eldir zdobył się na odwagę:

- Jestem gotów. - rzekł.

- Zatem podaj mi swą dłoń. - nakazał. Eldir przełamawszy się, chwycił wyciągniętą do niego dłoń Lucyfera i nagle poczuł, jak pochłania go siwa mgła siarkowego dymu, który szczypał go niemiłosiernie w oczy i nos. Przez chwilę nie widział nic. Zakrztusiwszy się poczuł, że traci grunt pod stopami. Gdy tylko mógł otworzyć oczy spostrzegł, że nie znajduje się już w świątyni, a gdy zadarł głowę ujrzał nad sobą rozgwieżdżone niebo.

- Gdzie... gdzie jesteśmy? - zapytał ze zdziwieniem.

- To góra Collbar. Najwyższy szczyt Wzgórz Krwawego Grotu. Żaden śmiertelnik nie dotarł tu jeszcze własnymi siłami.

- Po coś mnie tu zabrał?

- Jeśli chcesz posiąść władzę nad mocami piekła, musisz złożyć mi przysięgę. - To rzekłszy Szatan wyjął olbrzymi miecz i wbił jego klingę w ziemię. Eldir poczuł, że grunt pod jego stopami zaczyna się trząść. Nagle dokoła nich stanął wysoki płomień o kształcie regularnego okręgu. Lucyfer po chwili począł zadawać pytania:

- Czy wyrzekasz się swego stwórcy?

- Wyrzekam. - odparł Eldir tym razem stanowczo.

- Czy wyrzekasz się wszelkich praw i roszczeń do pośmiertnego zbawienia?

- Wyrzekam.

- Czy ofiarowujesz mi swą grzeszną duszę na własność?

- Ofiarowuję.

- Dobrze więc. Weź ten pierścień. Tak długo, jak żyjesz, da ci on władzę nad zastępami mych sług. Powiedz nad nim czego pragniesz a otrzymasz to. Żegnaj więc! Pewnego dnia spotkamy się ponownie gdy po ciebie przyjdę. Na razie raduj się i żegnaj!

* * *

Eldir ocknął się. Leżał na twardej i zimnej posadzce. Gdy otwarł oczy, ponownie ujrzał półmrok we wnętrzu kościoła. Znów był całkiem sam. Mozolnie podniósł z ziemi swe obolałe ciało. Po chwili jednak ujrzał na palcu wskazującym swej prawej ręki srebrny pierścień z wygrawerowaną na nim gwiazdą pięcioramienną. „A więc to się naprawdę stało” - pomyślał. Przez moment ogarnął go lekki niepokój. Zdał sobie sprawę, że sprzeniewierzył się swemu Panu i nie ma już dla niego powrotu. Wkrótce jednak znów pomyślał o Nadii i nachyliwszy się nad pierścieniem rzekł:

- Chcę być blisko niej. Chcę dać upust swym żądzom.

- Dobrze więc! - odpowiedział mu szeptem jakiś głos, odbijający się echem we wnętrzu nawy. Rozejrzał się, lecz nie ujrzał nikogo. Nagle spostrzegł, że dokoła niego zapada gęstniejąca ciemność, którą nagle rozświetlił nieznanego pochodzenia promień światła, padający na stopnie ołtarza. Na owych stopniach ujrzał Nadię. Leżała bez ruchu, z zamkniętymi oczami, zupełnie jakby spała. Eldir pomyślał jednak, że gdyby istotnie ogarniał ją sen, już by się zbudziła... Wyglądała bardziej na oszołomioną jakąś nadprzyrodzoną mocą, jakby zjawiła się tu w tym stanie tylko dla niego. Nie czekając na nic, przyklęknął tuż obok niej i zdarłszy z niej odzienie natychmiast dał się ponieść swym żądzom. Przez dłuższą chwilę nie myślał o niczym. Miał przed oczami tylko ciało najpiękniejszej kobiety jaką znał. Oddał się rozkoszy. Czuł, jak jego nasienie wytryskuje i spływa na posadzkę. Nagle nieprzebyte ciemności dokoła niego rozpierzchły się i wnętrze znów delikatnie oświetlały świece. Gdy ponownie spojrzał na twarz Nadii spostrzegł, że jej powieki podnoszą się, zupełnie jakby... odzyskiwała przytomność. W jednej chwili zerwała się.

- Co?!! Gdzie... Gdzie ja jestem?!! - wrzasnęła rozglądając się panicznie.

- Ciiii... - szepnął Eldir próbując ją uspokoić.

- Co ty tu robisz?! I dlaczego... ja jestem naga?! - wrzasnęła przerażona, energicznie wstając.

Dopiero wówczas dotarło do niego, co zrobił... Na myśl, że odprawił stosunek w świętym miejscu i skalał swym nasieniem stopnie ołtarza, serce zaczęło walić mu jak młotem. Największym przerażeniem jednak napawała go myśl o konsekwencjach swego bluźnierczego czynu. Doskonale wiedział, że jeśli Nadia domyśli się czego dokonał, już następnego dnia dowie się o tym całe Castavill, a wówczas przyjdzie mu stanąć przed trybunałem Świętej Inkwizycji - o ile oczywiście rozwścieczeni wieśniacy nie wymierzą sprawiedliwości na miejscu. Powstrzymując się od dalszych rozważań dobył sztyletu i zdecydowanym, energicznym ruchem wepchnął go Nadii w pierś aż po rękojeść. Z jej gardła dobył się histeryczny krzyk – ostatni dźwięk, jaki owa nieszczęsna kobieta zdołała w życiu wydać. Runęła na plecy.

Eldir spojrzał na leżące przed nim w kałuży krwi, stygnące ciało, z którego piersi sterczał sztylet a z rany lała się struga krwi. Spojrzał na swą dłoń. Ujrzawszy na niej ów pierścień spostrzegł, że to on go popchnął do tak bluźnierczych czynów. Poczuł nagle nieodpartą chęć pozbycia się owego piekielnego tworu i bez wahania zsunął go z palca. Podszedł do chrzcielnicy, a następnie energicznym ruchem wrzucił go do wody święconej, jakby nigdy więcej nie chciał go widzieć. Natychmiast odwrócił się i już miał wyjść, chcąc znaleźć się jak najdalej od tego makabrycznego widoku, gdy nagle stała się rzecz niezwykła...

Woda święcona zajarzyła się ogniem, niczym łatwopalna mikstura. Płomienie zaczęły kształtować się w humanoidalne istoty, w których Eldir rozpoznał rogate demony. Po chwili całe wnętrze kościoła zaroiło się od owych upiornych stworzeń, których przeraźliwe wrzaski spowodowały, że kościół zadrżał w posadach. Zatopiwszy swe ostre szpony w ciele Eldira poczęły rozszarpywać je na kawałki wrzeszcząc „Głupiec! Śmiertelny głupiec! Kolejna zbrukana dusza!”. Płomienie rozprzestrzeniały się i niedługo cały gmach kościoła stał w ogniu.

Ludzie zbiegli się ze wszystkich stron. Wszyscy mieszkańcy Castavill wspólnymi siłami próbowali ugasić pożar. Na próżno.

Gdy Słońce wzeszło, ze świętego miejsca zostały jedynie dymiące zgliszcza. Powiadają, że o każdej pełni księżyca słychać w owym miejscu jęki i zawodzenia. Być może przeklęta dusza Eldira, skazana na wieczne męki, pokutuje uwięziona wewnątrz ruin. Nikt jednak dotychczas nie odważył się postawić swej stopy w owym przeklętym miejscu.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Mogę się przyczepić jedynie do interpunkcji i kilku niewinnych błędów typu ' w imieniu mego pana' - myślę, że "Pana" powinno być napisane wielką literą z uwagi na to jaki szacunek miał do Diabła jego wysłannik. No i uważam, że trochę za dużo używasz słow 'owy', 'owego','owych' i tak dalej, ale możliwe, że tylko mi się wydaję. Ale za to świetny styl pisania. Od początku wiedziałam, że to będzie coś niepowtarzalnego. Gratuluję 10/10 :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje