Historia

Pokonać swoje demony

dorian 0 10 lat temu 1 181 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Charlie był bardzo spokojnym chłopakiem, czasem nawet trochę za bardzo. Potrafił wpatrywać się przez długi czas w jedno miejsce, nie odzywać się. Żył w swoim świecie. Czasami nie było z nim kontaktu, ale nie działo się z nim nic niepokojącego. Zwykły lekko spowolniony w życiu i działaniu chłopak. Nie należał do gadatliwych i tyle. Pracował w domu, był grafikiem w jednej z Japońskich firm. Mógł więc swoją pracę wykonywać w domu.

Teraz jednak leżał w łóżku kolejny dzień. Światło dnia przebija się przez żaluzje tworząc półmrok. Drobinki kurzu unosiły się w promieniach światła. Wirowały w swoim dziwnym tańcu. Bardzo lubił na to patrzeć. Sprawiało mu to jakąś dziwną przyjemność. Całkowicie pogrążył się w swoim świecie. Leżał tak z całkowitym spokojem aż nagle coś wyrwało go z rozważań. Poderwał się i spojrzał nerwowo na szafę. Jego źrenice momentalnie się pomniejszyły. Znieruchomiał, na chwilę wstrzymał nawet oddech. Nasłuchiwał czegoś po czym zerwał się z łóżka i zaczął przesuwać fotel spod okna. Zabarykadował nim drzwi szafy, jakby kryło się w niej jakieś wielkie zło. Pobiegł w stronę drzwi i przekręcił klucz w zamku. Zapalił światło.

Oni tu są. Już tutaj są. Wiedziałem, że mnie tutaj znajdą. Rozglądałem się po pokoju za czymś czym mógłbym się bronić. Weszli tu. Tak szczelnie się zamknąłem, tak dobrze ukryłem a oni jednak mnie znaleźli. Wyciągnąłem spod łóżka kij bejsbolowy. Usiadłem w rogu przy oknie i czekałem. Wydaje mi się, że minęło dużo czasu. Zza żaluzji nie widać już tego złocistego światła. W pewnym momencie nasiliło się a potem zaczęło blednąć. Gasło i za żaluzjami było tak ciemno. Tylko przerzedzone latarnie uliczne. Cały czas nerwowo rozglądałem się po pokoju. Kątem oka już widziałem cienie wpełzające do pomieszczenia. Wyłaziły ze ścian, drzwi. Ze wszystkich możliwych zakamarków. Wzdrygałem się. Czułem chłód. Co jakiś czas przechodziły mnie bardzo nieprzyjemne dreszcze i słyszałem jakby jakiś owad brzęczał przy moim uchu. Coś zaczęło dudnić w drzwi. Co robić?! Co robić?! Są zamknięte na klucz. Nic nie może mi się stać. A jak oni wejdą mimo wszystko, tak jak cienie?

Światło zaczęło mrugać. Zgasło. Zrobiło się chłodno, poczułem powiew zimnego powietrza. Zacząłem się trząść, łzy wezbrały mi w oczach. Gdy krople rozbiły się o podłogę wywołując niemal echo w tej przerażającej ciszy, w słabym świetle latarni z ulicy zobaczyłem, że to była krew. Przeraziłem się. Usłyszałem jak zamek w drzwiach pracuje, a potem charakterystyczne skrzypnięcie zawiasów. W moich uszach echem odbijał się przerażający złowrogi oddech dochodzący od drzwi. Upuściłem kij. W kieszeni miałem kilka żyletek. Wyciągnąłem je i ściskałem mocno w dłoni.

-No dalej... - Powiedział szept gdy po moich palcach ściekała krew.

Wezbrał we mnie gniew. Nie mogę pozwolić by on nadal sterował moim życiem! Nie pozwolę by mnie kaleczył i ranił!

-NIE!!! - Wrzasnąłem i ruszyłem na niego upuszczając ostrza. Biegłem ale uderzyłem o jakąś przeszkodę. Oparłem dłonie na czymś pionowym i płaskim. W pokoju zrobiło się jasno. Przez jakby szklaną ścianę przechodziły smugi na prądu ale nic mi się nie działo. Moja prawa dłoń była cała we krwi, która zostawiła ślad na szybie, ściekała po niej. Po drugiej stronie stał on. Był ubrany na czarno. Jego twarzy nie było widać, na głowie miał wielki biały łeb królika. Jak od jakiegoś przebrania na Halloween. Zacząłem uderzać w szybę, obijać się o nią ale nie mogłem jej rozbić. On stał po drugiej stronie. Śmiał się ze mnie.

-Zabiję Cię! - Zaryczałem głośno.

Młody chłopak wsiadł na rower. Upewnił się, że w kieszeni czarnej bluzy jest to co powinno tam być. Odgarnął włosy z oczu i ruszył nie zamykając nawet drzwi od domu. Jechał przez mroczne uliczki małego miasteczka w którym mieszkał. Czuł się jak uskrzydlony, jechał tak szybko, wiatr wiał mu w twarz.

Zatrzymał się przed domem w którym odbywała się impreza Halloween'owa. Dobrze znał właściciela domu. Zaczęło mżyć. Rzucił rower na trawnik przed domem i szedł w stronę otwartych drzwi. Dookoła kręciło się mnóstwo ludzi w różnych przebraniach. Wśród nich zauważył postać w masce królika, szedł pod rękę z jakąś dziewczyną. Wyjął broń, przeładował magazynek i wymierzył prosto w niego. Pociągnął za spust. Chłopak upadł na ziemię. Z klatki piersiowej sączyło się dużo krwi. Dziewczyna, która jeszcze przed chwilą trzymała go za rękę wpadła w panikę. Rzucił broń.

Młody chłopak stał nad urwiskiem. Bezludne miejsce, przy ulicy za przedmieściami. Już świtało. Rzucił w przepaść maskę białego królika, trochę poplamioną. Usiadł na ziemię i patrzał jak nastaje nowy dzień. Słońce monumentalnie wschodziło w całym swoim majestacie, jakby to był najcudowniejszy ze wszystkich wschodów. Może to przez dobry punk obserwacyjny. Widok jednak był niesamowity. Krwawiące, rozdarte niebo.

Siedział tam jeszcze jakiś czas, po czym podniósł swój rower i odjechał.

Było około godziny 12:00. Młoda dziewczyna nerwowo wystukiwała na klawiaturze telefonu numer. Szła szybkim krokiem ulicami miasta. Sekretarka, znowu. "Pewnie ma dużo pracy i nie może odebrać" - Postanowiła się więc nagrać:

"Hej Charlie, nie mogłam się do ciebie dodzwonić. Mam nadzieję, że nie zapomniałeś brać tabletek. Oddzwoń."

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje