Historia

Podmieniec

proboszcz 0 8 lat temu 1 540 odsłon Czas czytania: ~15 minut

Jon co niedzielę urządzał wypady fotograficzne ze swoim przyjacielem Richardem. Tym razem miało nie być inaczej. Obaj byli zapalonymi fotografami. Fotografowali wszystko, co się dało, zaczynając od architektury miast i komunikacji miejskiej, a kończąc na łonie natury. Jon i Richard byli najlepszymi przyjaciółmi. Mieli ze sobą wiele wspólnego, ale to właśnie fotografia zaczęła ich znajomość. Poznali się w liceum fotograficznym wiele lat temu. Odtąd nie zabierali się nigdy do robienia zdjęć bez swojego partnera. A coniedzielne wypady na miasto to była już u nich wieloletnia tradycja. Poznali już każdy zakątek ich okolicy, ale wciąż wynajdywali nowe kadry, które w tych miejscach można było uchwycić. Dziś mieli iść na starówkę.

Po południu Richard zadzwonił, że będzie u niego około dziesiątej wieczorem. To miał być nocny wypad. Jonowi bardzo spodobał się ten pomysł i nie mógł się doczekać, aż nadejdzie ta godzina. Gdy dochodziła dziewiąta, Jon szykował swoją lustrzankę oraz statyw. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Jon był już prawie spakowany, ale musiał przyszykować jeszcze parę rzeczy. Musiał jednak odłożyć pracę, żeby otworzyć drzwi. Gdy to zrobił, okazało się, że za nimi stoi… Richard. Jon myślał sobie - co tak wcześnie? Miał być za godzinę. No ale skoro już tu jest to mogą już iść.

- Dzisiaj trochę zmienimy trasę. Muszę ci najpierw coś pokazać. – Powiedział Richard.

- Zmienimy trasę? Ale po co? – Odparł Jon.

-Zobaczysz. Wszystko w swoim czasie.

Jon sapnął.

- Skoro musisz to w takim razie prowadź. Czekaj, tylko zabiorę ze sobą resztę rzeczy bo nie zdążyłem się do końca przygotować.

Richard poczekał. Kiedy Jon się pakował, ten nie odezwał się do niego ani słowem. Zupełnie, jakby był czymś przejęty, albo zamyślony. Kiedy ruszyli w drogę Richard starał się unikać rozmów. To było dla Jona dziwne, ponieważ podczas swoich niedzielnych wypadów przyjaciele mieli bardzo dużo do obgadania. Jon więc na siłę zaczynał rozmowę. W końcu Richard przełamał się i zaczął rozmawiać. Jednak w tych rozmowach było coś dziwnego. Richard mylił imiona swoich przyjaciół, nie pamiętał co się wydarzyło ostatniego czasu. W rozmowie był zupełnie nieswój. Jon z ciekawości spojrzał na jego zdjęcia, które robił podczas drogi. Wyglądały dziwnie, były źle skadrowane i rozmazane. Jon w końcu nie wytrzymał i zapytał:

- Stary, co się z tobą dzisiaj dzieje? Przecież widzę, że coś jest nie tak.

Richard pomyślał chwilę, po czym odpowiedział:

- Nie wiem. Jakoś źle się dzisiaj czuję.

- Dlaczego?

- Nie wiem. Nie pytaj mnie. Po prostu chodźmy. Jesteśmy już blisko.

- Blisko czego? Co chciałeś mi pokazać?

- Nie pytaj. Idźmy naprzód. Już niedaleko. Zobaczysz.

Ta rozmowa jeszcze bardziej zaniepokoiła Jona. Zaproponował, że jak już dojdą do tego miejsca to obaj zawrócą do domu. Zastanawiało go też, co ten majaczący Richard ma zamiar mu pokazać. I czy to ma związek z jego dziwnym zachowaniem. W końcu dotarli do ruin opuszczonego szpitala. Wyglądało tam okropnie. Zwłaszcza po ciemku. Ledwie było cokolwiek widać. W takich warunkach ewidentnie nie da się robić zdjęć. A więc nie dla zdjęć Richard go tu zaprowadził. Jon zaczął się sam nakręcać, co się teraz może wydarzyć. Trochę się naczytał różnych pierdół w internecie. Zapytał jednak żartobliwie Richarda:

- No i co? Zbliżamy się chyba do sceny, w której zazwyczaj jedna osoba ginie, nie?

Na to Richard odpowiedział:

- Stary, za dużo creepypast się naczytałeś. Weź się zajmij czymś pożyteczniejszym, niż czytanie tych bzdur. Chcę ci tylko coś pokazać, a ty już srasz.

- Nie no, ale…

- Ale co? Boisz się, że zaatakuje cię stado trupów? Martwych pacjentów? Lepiej zepnij dupę bo zachowujesz się jak panienka.

- Nie do dobra już. – Odpowiedział ponuro.

Jon uspokoił się. W końcu Richard odpowiedział coś zupełnie normalnego. Bez majaczenia. Richard wskazał Jonowi zejście do piwnicy. Powiedział, że tam pójdą. Powiedział też, że wziął latarki dla ich obu. Jon był zaniepokojony, ale miał zaufanie do Richarda, swojego najlepszego przyjaciela od 20 lat. Z resztą, co się może stać. Za dużo się naczytał. „Weź się ogarnij chłopie” – mówił do siebie w myślach. W końcu nadeszła pora zejścia do piwnicy.

- Czy to bezpieczne? – Spytał Jon.

- Jak najbardziej. – Odpowiedział Richard – Byłem tam już milion razy.

Obydwaj wciąż jeszcze znajdowali się na zewnątrz. Wtedy niespodziewanie zadzwonił telefon. Jon zobaczył kto dzwoni. Był to numer Richarda. Dziwne trochę. Ale odebrał.

- Halo, kto mówi? – Spytał Jon.

- Jak to kto? – Powiedział głos z drugiej strony słuchawki. – Ja, Richard.

- Kto? Richard przecież jest tu ze mną.

- Gdzie? Ja chciałem ci tylko powiedzieć, że dzisiaj nie będę mógł przyjść. Tak w ogóle to czy my mówimy o tym samym Richardzie?

Jon był bardzo zdziwiony. Ale poznawał głos dochodzący ze słuchawki. Ale przecież to nie mógł być Richard. Spytał:

- No chwila. Ty jesteś Richard Harrison?

- No tak.

- Ale on stoi obok mnie. I właśnie się na mnie patrzy.

Nagle głos po drugiej stronie słuchawki zamarł. Richard bacznie obserwował Jona. Jon poczekał chwilę, poczekał następną chwilę. Słyszał, jak ktoś przez telefon coś notuje. Nagle głos odpowiedział:

- S... słuchaj. Masz przy sobie aparat?

- No mam. Ale kim jesteś? Richard stoi przede mną.

- Zrób zdjęcie temu „Richardowi”. Zrób mu zdjęcie. Nie rozłączaj się. Zrób mu zdjęcie.

Jon ściszył głos.

- Jak zrobię mu to zdjęcie to powiesz mi, kim jesteś, czego chcesz i dlaczego dzwonisz z numeru Richarda?

- Zrób zdjęcie!

Jon na chwilę odłożył słuchawkę. Richard bacznie obserwując Jona spytał:

-Kto dzwonił?

- Jakiś paranoik. Podaje się za…

I wtedy Jon wszystko zrozumiał. Czym do cholery jest to coś, z czym właśnie rozmawia? Z czym właśnie przyszedł w to miejsce? Bo to nie był Richard. Jon właśnie jest z tym czymś obok opuszczonego szpitala i właśnie był prowadzony w stronę jakiejś piwnicy. Nogi mu się uginały pod własnym ciężarem, oddech stawał się ciężki. Nie mógł wydusić ani słowa. Po prostu wyciągnął aparat.

- Kto dzwonił? Kto dzwonił, do cholery?! - Wrzeszczało coś, co wyglądało jak Richard.

Jon cofnął się o dwa kroki. Następnie jednym szybkim ruchem wyciągnął aparat i nacisnął spust migawki. Spojrzał na zdjęcie. A na nim nie było widać Richarda. Był tylko zakrwawiony upiór bez oczu i z bladą twarzą. „Richard” zaczął wrzeszczeć zniekształconym głosem. Uderzył go w twarz tak mocno, że dostał krwotoku. Jon rzucił się do ucieczki. Upiór pobiegł za nim.

- Stóój! Miałem zaprowadzić cię do piwnicy! Musisz coś zobaczyć! Musisz coś tam zobaczyć! – Krzyczał upiór niskim głosem jakoby krzykiem satanisty.

Jonowi nagle adrenalina dodała sił w nogach. Uciekał ile sił. Biegł w stronę ulicy. Zbliżał się do niej. Wiedział, że będzie mógł zawołać po pomoc przejeżdżających samochodami. Biegł ile sił w nogach. Potwór go doganiał, ale Jon był już blisko. W końcu jednak Jon dobiegł do ulicy. Potwór zobaczył nadjeżdżający samochód i uciekł w stronę szpitala. Jon niemal rzucił się pod koła tego samochodu. Kierowca zatrzymał się z piskiem opon. Jon zaczął rozpaczliwie mówić, żeby jak najprędzej go stąd zabrał bo coś próbuje go zabić. Kierowca odjechał zszokowany sytuacją i zabrał ze sobą Jona. Podwiózł go pod dom swojego przyjaciela. Richarda. Miał pewność, że to tym razem ten prawdziwy Richard. Do swojego domu nie miał odwagi wracać. Kiedy wysiadł, Richard już czekał na niego pod domem. Jon mimo wielkiego szoku wyciągnął szybko aparat i zrobił mu zdjęcie, żeby mieć pewność, że to na pewno on. Na ekranie ukazał się tym razem normalny człowiek. Jon miał teraz pewność. Jego przyjaciel widząc go zakrwawionego przyjął go do domu i przemył mu twarz. Kiedy byli już wewnątrz, powiedział:

- Wiem, co się stało. Pokaż mi teraz zdjęcie.

Jon nie mogąc wydusić ani słowa wyciągnął aparat i podał go przyjacielowi. Nie dało się odczytać żadnego zdjęcia. Okazało się, że karta pamięci była stopiona i z trudem udało się ją odkleić od wnętrza aparatu. Była jeszcze ciepła. Richard posadził Jona na kanapę. Usiadł obok niego i rzekł ściszonym głosem:

- To był podmieniec. Zmienił się we mnie i próbował cię zaprowadzić do miejsca, gdzie mógłby cię zabić. Czy ty wiesz, co to oznacza?

Jon potrząsnął głową. Richard odpowiedział:

- Że on nie poprzestanie, dopóki cię nie zabije. Będzie zmieniał się w inne osoby i będzie na ciebie polował. On cię zabije. Jak nie teraz to kiedy indziej.

Jon niedowierzał tej całej sytuacji. Niedowierzał w to, co mówi Richard. Niedowierzał, że pół godziny temu gonił go jakiś upiór. Wszystko jak we śnie. I wszystko takie nierealne.

Jon musiał ochłonąć i przemyśleć sprawę. Poszedł spać na materacu, obok łóżka swojego przyjaciela. Nie odważyłby się pójść spać samemu. Był cały roztrzęsiony. Tej nocy Jon nie mógł zasnąć. Ciągle miał przed oczami tego zakrwawionego potwora. Wciąż nie mógł jednak na trzeźwo myśleć. Miał papkę w głowie. W końcu jednak zasnął. Było coś koło czwartej.

Richard miał tego dnia wstać do pracy, jednak zważywszy na sytuację, został w domu, by pomóc swojemu przyjacielowi. Jon właśnie się przebudził. Richard już na niego czekał. Musiał go przepytać i postanowić, co robić dalej. Jon wstał z łóżka i poszedł z przyjacielem do kuchni. Tam poszli obaj zjeść śniadanie. A w zasadzie tylko Richard, bo Jon nadal nie mógł nic jeść. Po śniadaniu chciał zadać Jonowi kilka pytań. Wszystko było nagrywane dyktafonem. Włączył też kamerę. Obaj usiedli przed stołem. Richard pytał o to, jak wyglądała zjawa, jak się zachowywała i czego od niego chciała. Na końcu Jon spytał:

- Ale dlaczego to się przydarzyło akurat mnie? Czego chce ode mnie ten podmieniec?

- Już ci mówię, Jon. – Odpowiedział Richard dosyć ponurym głosem. – Otóż tydzień temu – to był 24 października – w domu Smithów był przeprowadzany rytuał okultystyczny. Przywoływano tam duchy. Ty prawdopodobnie dla zabawy też w tym uczestniczyłeś. Miano przywołać ducha zmarłej osoby. Nie wiedzieliście jednak, że zamiast ducha można przywołać demona. Wy go przywołaliście. Czarownica, która prowadziła rytuał powiedziała mi o tym wszystkim. Powiedziała, że ten demon, którego wywołaliście wybrał ciebie za cel. Z początku nie chciało mi się wierzyć w to, co mówi, ale miałem się na baczności. Jakby coś się zaczęło dziwnego dziać to wiedziałbym, co zrobić. Trochę się na tym znam. Wczoraj się zaczęło. Jak tylko się dowiedziałem, z czym masz do czynienia, zrozumiałem, że już po tobie. Podmieńce to jedne z najgorszych demonów bo nigdy nie wiadomo, kiedy i gdzie wezmą cię i zabiją. Zamieniają się w znane ci osoby i są nie do odróżnienia. Jedyny sposób, by ich poznać to zrobić im zdjęcie. Na zdjęciu widać ich prawdziwe ja.

- Ale… jak to? – Spytał Jon. Pomyślał chwilę. Zapanowała cisza. Jon jakby potrzebował chwili, żeby zrozumieć, co go może czekać i w jakiej sytuacji się znajduje. Richard to wiedział, dlatego się nie odzywał przez jakiś czas. Siedział tylko i patrzył z politowaniem. Po chwili Jon znowu się odezwał:

- Rozumiem. – Odpowiedział ponuro – Wiem teraz, że to było straszne głupstwo to bawienie się w przywoływanie duchów. Ale co mogę zrobić? Ja nie chcę tak skończyć! – Powiedział z żalem.

- Nic. – Odpowiedział Richard – Poleciłbym się wyspowiadać u księdza. Możesz też pójść do egzorcysty, ale on ci nie pomoże. Jest jeszcze cień nadziei, że demon cię kiedyś opuści. Na razie unikaj sytuacji, kiedy jesteś sam na sam z jedną osobą, albo z grupą ludzi. A jeśli nie możesz tego uniknąć, zrób zdjęcie każdemu, kto zechce być z tobą sam na sam. A najlepiej to w ogóle unikaj ludzi. Nawet mnie. Tyle ci mogę doradzić.

Richard wyłączył dyktafon i kamerę. Rozmowa dobiegła końca. Jon przez dłuższy czas siedział jeszcze przy stole oszołomiony i zmartwiony jednocześnie. Richard musiał jednak iść do pracy. Nie mógł sobie pozwolić na pozostanie w domu cały dzień. Powiedział więc:

- Słuchaj, ja muszę jechać dzisiaj do pracy. Podwiozę cię do twojej matki. Wie, że przyjedziesz. Rozmawiałem z nią. Musisz trochę ochłonąć. Jak już będziesz gotowy wrócić do domu to powiedz. Nie ruszaj się nigdzie samemu. Najlepiej zostań u matki, dopóki nie wrócę z pracy. Tam będziesz bezpieczny.

Richard podwiózł Jona do jego matki. Zanim wysadził go z samochodu, wyciągnął rękę na tylne siedzenie. Podniósł z niego paralizator.

- Trzymaj. – Powiedział Richard i dał paralizator do ręki Jona – Na wszelki wypadek. Być może przyda ci się. Chociaż mam nadzieję, że nie. Schowaj to do torby. I cały czas miej się na baczności. No, idź już i trzymaj się. Zadzwonię do ciebie, jak wrócę z pracy.

Jon wysiadł z samochodu i poszedł w stronę domu matki. Zapukał do drzwi. Przed wejściem pomyślał, żeby zrobić zdjęcie jak ją zobaczy. Wziął aparat i go włączył. Od razu wyświetlił się komunikat o słabej baterii i aparat momentalnie zgasł. „No cóż, obędziemy się jakoś bez tego” – pomyślał. Wtedy drzwi otworzyła jego matka, Jennifer. Zaprosiła go do środka.

- Rozgość się. – Powiedziała Jennifer.

Jon usiadł przy stole.

- Zaparzę ci herbaty. – Powiedziała. Podczas parzenia herbaty dodała:

- Richard mówił mi, co się stało. Widzisz, do czego doprowadziły cię te twoje zabawy? Teraz masz już nauczkę. A z resztą, szkoda gadać. Ty zawsze wiesz lepiej. Szkoda tracić na to nerwy. Po prostu zapomnijmy o tym. Mam cię trzymać w domu, dopóki Richard nie wróci. Nie próbuj nigdzie wychodzić. To dla twojego własnego dobra.

Jennifer zauważyła, że zabrakło herbaty. Poszła więc z kubkami do drugiego pokoju, gdzie trzymała herbatę. Dosyć długo nie wracała, a woda w czajniku już się gotowała. Jona korciło, żeby zajrzeć do pokoju, gdzie jego matka trzyma herbaty. Poszedł więc tam. Okazało się, że tam jej nie ma. Poszedł jej szukać dalej. Była w następnym pokoju. Coś wsypywała do jego kubka. Gdy to zrobiła, natychmiast się odwróciła.

- Co ty tu robisz?! Marsz do kuchni. Nie widzisz, że jestem zajęta?

Jon był jednak bardzo zaciekawiony, co dosypywała jego matka. Bardzo zaciekawiło go opakowanie. Podszedł bardzo blisko. To chyba był jakiś lek. Gdy próbował się przyjrzeć opakowaniu, jego matka zatrzymała go. Była niezwykle silna. Stanowczo powiedziała:

- Nie zbliżaj się tam!

Jon próbował ją chwycić i odsunąć. Wtedy Jennifer z wielką siłą popchnęła Jona, tak że uderzył głową o podłogę, gdy się przewracał. Jego matka była bardzo zła. „Cholera, tylko nie to!” – pomyślał Jon. Natychmiast wstał. Jennifer wzięła nóż i zatamowała drogę do drzwi. Podeszła do niego i mocno go złapała za szyję tak, że podniosła go do góry.

- Jesteś mój! – wrzasnęła Jennifer i zaczęła go dusić.

Wtedy Jon wyciągnął z torby paralizator i momentalnie wycelował go w swoją matkę, a właściwie w to, co wyglądało jak jego matka. Jennifer została sparaliżowana i w jednej chwili puściła Jona, który upadł na ziemię. Jon zaczął uciekać z całych sił. Biegł jak najszybciej bo wiedział, że demon może w każdej chwili wstać. Wybiegł na ulicę – zrobił to, co wcześniej. Od tej chwili wiedział, że podmieniec już nie będzie za nim biegł. Dobrze, że miał ze sobą telefon. Mógł zadzwonić do Richarda. Gdy to zrobił, Richard natychmiast zwolnił się z pracy i przyjechał na skrzyżowanie, gdzie stał Jon. Gdy jego samochód już przyjechał, Jon wsiadł.

- Cholera, nie spodziewałem się, że podmieniec tak szybko zaatakuje. – Powiedział Richard podczas jazdy – Dobrze jednak, że dzisiaj udało mi się umówić cię z moim kolegą.

- Jakim kolegą? – Spytał Jon

- Z niejakim Jamesem Johnsonem. On będzie wiedział jak ci pomóc. Powiesz mu wszystko od nowa, pokażesz mu aparat i spaloną kartę pamięci i potwierdzisz to, co mu mówiłem o rytuale przywoływania duchów. Będzie tam czarownica i inni uczestnicy tego rytuału. Musisz wszystko przy nich powiedzieć. Oni też swoje dopowiedzą.

- Chwila, skąd mam mieć pewność, że to nie kolejni cholerni podmieńcy?!

- Spokojnie, będziesz miał aparat. Swoją drogą, czemu nie zrobiłeś zdjęcia swojej matce?

- Rozładował mi się aparat.

- To go naładuj! Musisz go naładować! Ja też im zrobię zdjęcia, każdemu po kolei.

Dwójka przyjaciół w końcu dotarła pod dom. Obaj wysiedli i poszli do domu. Przesiedzieli w nim do dwudziestej drugiej. Potem udali się do domu Jamesa Johnsona. Tam już wszyscy na nich czekali. Jon i Richard każdemu z kolei robili zdjęcia. Richard zgodnie z obietnicą pokazywał każde zdjęcie Jonowi. Nikt nie był demonem.

- No widzisz, możemy się czuć bezpiecznie. – Powiedział Richard – Poznaj Jamesa Johnsona. Resztę chyba znasz.

James Johnson nakazał każdemu usiąść w kółku. Potem wyjaśnił sytuację. Atmosfera była napięta. Pozostali uczestnicy mieli ogromne poczucie winy przez to, co się stało. Przepytał każdego z nich. Na końcu przepytał Jona. Jon powiedział wszystko o przywoływaniu duchów i o podmieńcu, który gonił go pod opuszczonym szpitalem i w domu jego matki. Wszystkie te wspomnienia wzbudziły w nim zgrozę. Miał ochotę wyjść, by ochłonąć. James pozwolił, by poszedł na papierosa. Albo dwa lub trzy. Wyszedł więc.

Na zewnątrz wypalił papierosa. Potem drugiego. I trzeciego. Wtedy otworzyły się drzwi. Wyszedł zza nich Richard. Powiedział do Jona:

- Wszyscy już na ciebie czekają. James już się naradził z innymi i mówi, że znalazł dla ciebie ratunek. Widzisz? Mówiłem ci, że to równy gość. Musisz tylko robić tak, jak on ci będzie mówił. Zaufaj mu. No, przychodź zaraz.

Jon jeszcze chwilę postał na podwórku, by dokończyć papierosa. Potem wszedł do domu. Wszyscy się na niego patrzyli. Jon próbował znaleźć torbę. Nie było jej jednak na swoim miejscu.

- Ktoś widział moją torbę? – Spytał Jon – Chciałbym włożyć do niej swoje papierosy.

Na to Richard odparł:

- Ktoś widział jego torbę? Nie? Ja nie widziałem. Później ją znajdziemy. Połóż gdzieś te papierosy. I siadaj. Mamy dla ciebie wieści.

Jon jednak pomyślał, że mógł wziąć torbę na zewnątrz i tam ją zostawić. Powiedział więc:

- Pójdę zobaczyć na zewnątrz, czy jej przypadkiem tam nie zostawiłem.

Poszedł do drzwi. Pociągnął za klamkę… i nie mógł ich otworzyć. Sprawdził zamki i były otwarte. Dziwne. Przed chwilą przecież wchodził i nikt nie zamykał za nim drzwi.

- Ktoś chyba zamknął drzwi. Nie mogę ich otworzyć.

Wtedy wszyscy jednocześnie wstali. Zaczęli się powolnym krokiem zbliżać do Jona. Jon wiedział, co to oznacza. Wtedy odezwał się James Johnson:

- Jon. Nie sądziłeś chyba, że uda ci się uciec, co? Przed nami jeszcze nikt nie uciekł. A kto stawia opór i próbuje z nami walczyć, zostaje surowo ukarany. A teraz nie ruszaj się. Trzymajcie go.

Podeszły dwie osoby, reszta stanęła i się wpatrywała w Jona. Dwie osoby złapały go mocno za ręce. Uchwyciły go tak silnie, że połamały mu kości. Jon poczuł niewyobrażalny ból, taki że aż kolana mu się zgięły, bo nie miał siły stać. Podszedł do niego James. Przez chwilę po prostu stał i patrzył jak Jon jęczał z bólu. Nagle zamachnął się i jednym ruchem ręki przedziurawił mu brzuch. Potem wyciągnął z niego jelita, tak że zwisały mu z brzucha. Jon krzyczał z całej siły. Patrzył na swoje jelita i jeszcze głośniej krzyczał. Krew mu tryskała z brzucha. Jon czuł okropny ból i ogromny strach. Na nogach trzymały go jedynie te dwie osoby, które cały czas chwytały go za ręce. Minęło kilka minut. Jon próbował krzyknąć „zabij mnie, proszę!”, ale nie dał rady nic z siebie wydusić. James czekał jeszcze kilkanaście minut i patrzył, jak Jon niewyobrażalnie cierpi, z przebitym brzuchem i połamanymi rękoma. W końcu zbliżył ręce do konającego Jona. Jednym chwytem przebił mu ręką krtań i rozciął mu gardło. Jon wszystko jeszcze czuł. Czuł, jak się dławi własną krwią. W tej ostatniej chwili, gdy miał już poderżnięte gardło wiedział, że to już koniec. Obraz przed jego oczami stawał się ciemny. Przestawał czuć ból. Tracił kontakt ze światem. Czuł, że opuszcza swoje ciało. Znalazł się w ciemnym pomieszczeniu. Czuł niepokój. Wiedział, że już nie żyje. Nagle odezwał się głos:

- Już jesteś mój… Na zawsze…

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje