Historia
Moja przyjaciółka
Moja przyjaciółka uwielbiała las. Kochała zapach drzew, lekki wiatr muskający jej twarz i śpiew ptaków przelatujących z jednej gałęzi na drugą. Często spacerowała dróżkami, chodząc godzinami po polanach, obserwując wiewiórki i sarny podczas ich codziennych rytuałów. Była prawdziwą miłośniczką natury i potrafiła docenić jej majestat. Ja też byłem dość wrażliwy na piękno przyrody. Pamiętam dzień, w którym ją poznałem. Występowaliśmy razem na przedstawieniu w pierwszej klasie. Gdy ją tylko zobaczyłem już wiedziałem, że to moja bratnia dusza. Zabawna, wesoła, towarzyska, przyjazna. Upadły mi rekwizyty, a ona podbiegła do mnie i je podniosła. Uczynna i pomocna. Ze świecą takiej szukać. Jej znajomi nigdy mnie nie polubili. Byłem dość odosobnionym człowiekiem i tylko ona była na tyle dojrzała, aby mnie nie odepchnąć, gdy próbowałem nawiązać jakiś kontakt. Znajomość z nią była dla mnie bardzo ważna. Ze względu na to, że tylko ona mnie lubiła, moja przyjaciółka stała się dla mnie priorytetem. Dlatego tak bardzo cierpię wspominając jej śmierć... Pewnego dnia zadzwoniłem do mojej przyjaciółki, aby się spotkać i porozmawiać. Powiedziała, że nie ma czasu i nie może wyjść. Często tak mówiła. Chyba była bardzo przepracowana - w końcu studiowała ciężki kierunek na pobliskim uniwersytecie. Sprawiała wrażenie przestraszonej, gdy ze mną rozmawiała. Martwiłem się o nią. Gdy zaczęła studia, nasz kontakt lekko się urwał. Nie chciałem do tego dopuścić, dlatego często pisałem i dzwoniłem, aby przypomnieć jej o sobie. Bałem się, że nowi znajomi, koledzy i koleżanki mi ją odbiorą. Często tak bywa wśród młodych ludzi. Czas weryfikuje przyjaźnie i miłości. Nie chciałem, by nasza relacja się popsuła. Wiedziałem, że jej codziennym rytuałem był spacer do pobliskiego lasu. Siadała z książką na polanie i przez godzinę zatracała się w fikcyjnym świecie, odłączona całkowicie od rzeczywistości. Postanowiłem spotkać ją tam i w końcu spędzić razem chociaż pięć minut. Tyle czasu minęło... Tyle rzeczy musiałem jej opowiedzieć... Nie sądziłem jednak, że nasze spotkanie będzie naszym ostatnim.Wziąłem plecak, spakowałem coś do zjedzenia i ruszyłem w stronę lasu. Znałem jej ulubione dróżki, więc poszedłem nimi z nadzieją, że spotkam ją może gdzieś po drodzę na polanę. Cieszyłem się, że przyjaciółka nie zbacza ze ścieżek, ponieważ kręciło się tu mnóstwo kłusowników, którzy zakładali pułapki na leśną zwierzynę. Robił tak też mój ojciec - prawdziwy miłośnik dziczyzny. Nie mówiłem jej jednak o tym, że i ja byłem tu z tatą w celu założenia nowych sideł, ponieważ wiedziałem, jak kocha zwierzęta.Po kilku minutach dotarłem na polanę. Moja przyjaciółka już tam była. Spojrzała na mnie, otworzyła szeroko oczy i otworzyła usta ze zdziwienia. Nie spodziewała się, że tu przyjdę. Usiadłem obok i podałem jej kanapkę. Odmówiła. Zapytałem, co czyta. Podała mi książkę i przeprosiła mówiąc, że musi napisać wiadomość do rodziców, ponieważ mają dziś rocznicę ślubu i musi im złożyć życzenia. Wziąłem książkę do ręki, przeczytałem krótki opis i biografię autora na okładce. Książka fantasy - wiedziałem, że takie lubi najbardziej. Gdy podniosłem głowę zobaczyłem, że wpatruje się we mnie intensywnie. Siedziała jakieś półtora metra ode mnie, ale i tak widziałem ogromne skupienie w jej wielkich, niebieskich oczach. Była dziwnie blada, a jej dolna warga drżała. Zapytałem, czy wszystko w porządku. Powiedziała, że ostatnio nie najlepiej się czuje. Może była chora? Martwiłem się, jak cholera. Może nie utrzymywała ze mną kontaktu, ponieważ jest ciężko chora i nie chciała mnie martwić? Wstałem, ona zrobiła to samo. Staliśmy tak przez chwilę naprzeciwko siebie. Zrobiłem krok w jej stronę. Nagle jej oczy przestały wpatrywać się w moje, ale patrzyły gdzieś ponad moje ramię. Odwróciłem się gwałtownie i zobaczyłem mężczyznę. Usłyszałem, jak przyjaciółka zrywa się do ucieczki patrząc na mnie ze strachem w oczach. Rzuciłem się za nią biegiem. Mężczyzna biegł za nami. Mijaliśmy drzewa i krzewy z niesamowitą prędkością. Moja przyjaciółka biegła przede mną, prowadząc mnie w mniej znane tereny leśne. Poczułem gulę w gardle, ponieważ był to rejon uczęszczany przez kłusowników, a my biegliśmy po ściółce, w której mogły być ukryte pułapki na mniejszą zwierzynę. Usłyszałem, jak mężczyzna się zbliża. Na szczęście ona biegła przede mną. Jakby coś, to ja byłbym pierwszą ofiarą mężczyzny. Ona może zdoła uciec. Nie wiedziałem, czego chce ten facet. Czy nachodzi moją przyjaciółkę? O nie... nie mogłem tego tak zostawić. Byłem pewien, że to o to chodziło. Dlatego mnie unikała. Dlatego wyglądała tak słabo. Dlatego czułem od niej strach. Nie chciała wplątywać mnie w jakieś poważne problemy. Wpadłem na pomysł, aby spowolnić nieco oprawcę. Skręciłem gwałtownie w prawo i przeskoczyłem pomiędzy dwoma wysokimi drzewami. Mężczyzna pobiegł za mną. Kilka sekund potem usłyszałem jego ogłuszający ryk. Wpadł w sidła na sarny. Ustawiłem je tam z ojcem. Znam te rejony. Pomiędzy drzewami widziałem biegnącą dalej dziewczynę. Krzyknąłem, aby poczekała, ale wydawała się mnie nie słyszeć. Biedna, musiała być przerażona tą całą ucieczką i goniącym nas mężczyzną. W duchu miałem nadzieję, że moja przyjaciółka trafi na szopę, w której razem z ojcem i innymi kłusownikami chowamy sidła i pułapki. Po kilku minutach biegu za dziewczyną zobaczyłem jej postać. Kilka metrów dalej stał budynek. Weszła do niego. Kamień spadł mi z serca. Tam jest bezpieczna. Zapukałem w drzwi szopy. Cisza. Biedaczka, musi być w szoku. Powiedziałem przez drzwi, że już jesteśmy bezpieczni. Zapytałem, czy ten facet ją nachodzi. Nic nie odpowiedziała. Milczała. Otworzyłem powoli drzwi i wszedłem do środka. Nagle poczułem silne uderzenie w głowę. Moja przyjaciółka stała z torbą na książki trzymaną nad głową. Myślała, że to ten mężczyzna. Trzymając jedną rękę przyciśniętą do głowy, drugą chwyciłem dziewczynę za nadgarstek. Torba wypadła jej z rąk uderzając z głuchym łoskotem o drewnianą podłogę. Krzyczała, że mam ją zostawić. Nie mogłem, bo to moja przyjaciółka. Wiedziała, że jej nie zostawię. Wiedziała, że pomogę jej w każdej sytuacji. Mogła na mnie liczyć. Postanowiłem, że muszę ją uspokoić. Rękę, którą trzymałem się za głowę, ułożyłem na jej drugim nadgarstku i spokojnie pociągnąłem w dół. Patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami, do których zaczęły napływać łzy. Spojrzałem na nią z wyrozumiałym wyrazem twarzy i przycisnąłem do siebie. Spokojnie szeptałem, gładząc jej włosy. Chciałem, żeby poczuła się bezpiecznie. To moja najlepsza przyjaciółka. Oczekiwałem, że przytuli się do mnie w podzięce za ratunek. Zamiast tego zaczęła się szarpać. Bałem się, że zrobi sobie krzywdę. Było tutaj mnóstwo sideł i pułapek. Wszędzie były ostre przedmioty. Chwyciłem ją za ramiona, aby utrzymać ją w miejscu. Krzyczała, że mam ją puścić i się nie zbliżać. W przypływie adrenaliny pchnąłem ją na stół. Nie przemyślałem tego. Na stole leżały noże używane do skórowania zajęcy i innych małych zwierząt. Były ustawione na sztorc w specjalnym metalowym koszyku. Upadła na nie plecami. Z jej ust wyleciała strużka krwi. Spojrzała na mnie z szokiem wypisanym na twarzy. Podszedłem do niej. Wiedziałem, że nie powinienien jej ruszać. Zamierzałem zadzwonić po ambulans, lecz przed tym zapytałem:- Kim był ten facet? Na te słowa dziewczyna sięgnęła powoli do kieszeni swojej kurtki. Znalazła w niej telefon, który wypadł na podłogę. Ukucnąłem i go podniosłem. Na ekranie wyświetlił się spis wiadomości ostatnio wysłanych. Zobaczyłem do kogo napisała wtedy, na polanie. Do: Sierżant JohnsTreść: Jest ze mną na polanie, proszę jak najszybciej przyjechać. - Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. - podszedłem do dziewczyny. Z jej ust wypływały strużki krwi. Wodziła za mną wzrokiem. - Myślałem, że jesteś moją przyjaciółką. Patrzyła na mnie, nie odrywała ode mnie wzroku. Chwyciłem duży nóż leżący na krześle. Uderzyłem pięścią w stół, na którym leżała. - Dlaczego mnie odrzucasz?! Daczego?! Tyle lat Ci ofiarowałem, tyle pieprzonych lat! Nie umiesz docenić prawdziwej przyjaźni! Wolisz spędzać czas z tymi tępymi, puszczalskimi studentkami albo z tymi napakowanymi głupkami z uniwersytetu! Widocznie Bóg chciał, żebyś tak skończyła! - Chwyciłem nóż i wbiłem go w jej brzuch. Dziewczyna zawyła z bólu. Łzy popłynęły po jej policzkach. Krew trysnęła na moją twarz. - Widzisz? Zobacz do czego doprowadziłaś. I to dlaczego? Dlatego, że wolisz być ze swoimi znajomymi. Dlatego, że nie jestem zbyt dobry. Dlatego, że nie potrafisz docenić przyjaźni. Mam na imię Steve Kennedy. Jestem nauczycielem języka polskiego. Mam 45 lat. Wczoraj zostałem skazany na dożywocie za morderstwo funkcjonariusza policji i morderstwo ze szczególnym okrucieństwem 20-letniej Ann Locke.
Autor - Altera X
Komentarze