Historia

Metro cz. 1

Galis7 0 4 lata temu 601 odsłon Czas czytania: ~12 minut

Przybycie

Głowa Seliwanowa była jak odlana z ołowiu. To była już szósta godzina jego warty, zaraz powinna przyjść zmiana więc musiał wysilić się parę ostatnich minut aby nie zasnąć.

Jego kompan siedzący po drugiej stronie zamkniętych i zablokowanych wrót do stacji spał już od dobrej godziny, nie dziwne, wcześniej w ciągu dnia wziął zmianę za swojego przyjaciela na farmie świń bo ten się rozchorował.

Seliwanowowi znudziło się nawet rzucanie w niego zośką aby ten się obudził, zmiennicy na pewno zrozumieją. W końcu, ich rola była czysto teoretyczna. Grube wrota i tak były zamknięte a otworzyć się je da jedynie od środka. Jeszcze jakby na małą stację Sokoł ktokolwiek chciałby przychodzić. Nawet mutantów nie było u nich za dużo, tak jakby nawet bestie były znudzone peryferyjną stacjo-farmą.

Nagle wcale nie młody już mężczyzna usłyszał głośne walenie we wrota. Podskoczył na nogi wypuszczając swoje stare AK z rąk i rozejrzał się spodziewając się wściekłego krzyku komendanta ale zamiast tego wciąż otaczało go delikatne czerwone światło oznaczające noc na stacji.

Wydawało mu się? Jest możliwe. W końcu ludzki mózg potrafi kreować bodźce gdy brakuje ich w otoczeniu.

Ale wtem, kolejny łomot w stalowe wrota doszedł do uszu Seliwanowa. Ten szybko podniósł swój karabinek i kopnął swojego kompana siedzącego obok. Yusupow zerwał się ze stołka i spojrzał na swojego towarzysza który wzruszył ramionami nie wiedząc kompletnie co zrobić.

Goście z powierzchni byli niesamowicie rzadcy i zawsze wcześniej zapowiedziani. Zwykle byli to wysłannicy z Hanzy albo jej podróżujący kupcy, głównie dlatego, że Sokoł był nieoficjalnie częścią rzeczonej Linii Okrężnej.

Po sekundzie trwającej wieczność Seliwanow mrugnął i odchrząknął ściskając mocniej swój karabinek, jednocześnie stąpając krok bliżej wrót

„K-..Kto tam?!" – Mężczyzna krzyknął aby jego głos przebił się przez grubą stal.

„Stalker. Wpuście mnie." – Basowy, spokojny głos dobiegł uszu dwóch strażników. Yusupow zerknął na drugiego strażnika i pokręcił głową.

Ten pierwszy natomiast zerknął na swojego kolegę po czym znowu na wrota – „Skąd mamy wiedzieć?!.. Hasło!"

„Mutanty nie pukają. Potrzebuję kupić od was amunicji. Zapłacę." - Strażnik skrzywił się lekko i spojrzał za siebie. Komendant na pewno nie byłby zbyt szczęśliwy gdyby okazało się, że nie wpuścili stalkera. Ale z drugiej strony, na pewno nie będzie zadowolony gdy okażę się, że otworzą drzwi jakiemuś nowemu mutantowi..

Chuj tam – pomyślał Yusupow za nich dwóch i kiwnął głową Saliwanowi. Ten drugi westchnął i zrobił krok w tył, jednocześnie podnosząc lekko karabin by w razie czego być gotowym oddać parę ostrzegawczych strzałów. Ten pierwszy w tym samym czasie nacisnął w dół dźwignię odpowiedzialną za sterowanie wrotami.

Dwie żółte lampeczki zmontowane w grubym betonie nad wejściem rozświetliły się wściekłym światłem a generatory skryte w małym pokoju technicznym obok zabuczały budząc się do życia aby otworzyć przejście.

Na zewnątrz rzeczywiście była noc, jedynie trupio-srebrne światło księżyca oświetlało krajobraz widoczny daleko na szczycie długich, zamarłych ruchomych schodów. Wejście na Sokoł było stosunkowo głęboko a sama stacja nie była stricte w centrum miasta które oberwało najgorszą dozą niszczycielskiego atomu tak więc strażnicy nie musieli obawiać się, że natychmiastowo umrą od promieniowania.

Powoli kolejne centymetry ogromnej sylwetki Rangera były odkrywane przez stalowe wrota. W pierwszej kolejności widoczne były jego ciężkie buty ze stalowymi czubami. Następnie jego nogi ubrane w grube spodnie dodatkowo pokryte warstwą granatowego brezentu i płytkami pancerza na udach i łydkach. Jego klatka piersiowa chroniona była przez przedwojenną kamizelkę balistyczną której główna płyta pancerza na torsie mężczyzny była na tyle gruba, że materiał wydawał się ledwo być w stanie ją unieść. Kamizelka była dodatkowo rozbudowana o rękawy chroniące kolejnymi oksydowanymi płytkami pancerza ramiona mężczyzny aż do łokci.

Gęsta chmura białego dymu uciekła przez zawór maski przeciwgazowej gdy stalker odetchnął, bacznie obserwując swój komitet powitalny. Na szczycie jego głowy siedział tak rzadki i pożądany ciężki hełm z przyłbicą która w tamtym momencie była odsunięta do góry.

Krótki karabinek AKSu wydawał się być jedynie zabawką w opancerzonej dłoni wielkoluda, nawet w porównaniu do prostych karabinków dzierżonych przez strażników był on dziwacznie mały.

Zabicie i ograbienie jednego takiego stalkera mogłoby zapewnić stacji jedzenie na wiele tygodni.

Przybysz zrobił krok naprzód i kiwnął głową do Yusupowa aby ten zamykał wrota i dopiero wtedy Seliwanow zobaczył naszywkę wystającą spod jednej z płytek pancerza na bicepsie mężczyzny, prosty lecz wiele znaczący napis wyszyty czerwoną nitką – „Sparta".

Bo jak nie my - to kto? 


Starsza już kobieta poprawiła delikatnie swoją suknię w którą była ubrana, naciągając materiał na swojej talii by go wygładzić po czym strzepała z niej nie istniejący kurz i spojrzała się w lustro. Parę pasemek siwych włosów przeplatało się z resztą jej ciemnej-blond fryzury nadając jej dostojnej aury. Jak królowej która przez wiele lat dobrze rządziła swoim ludem dzięki czemu może z dumą patrzeć na atuty świadczące o jej wieku. Uśmiechnęła się ona do swojego odbicia ale wtem usłyszała dźwięk małych stópek stąpających po drewnianych panelach. Ona i jej mąż – komendant stacji, nie zapalali zbyt dużo światła i starali się być cicho aby nie obudzić ich córeczki ale mała główka właśnie wychylająca się zza framugi drzwi do jej pokoiku była żywym świadectwem na porażkę ich starań. 

„Mamusiu, co się dzieje?.." – Ośmioletnia dziewczynka zapytała się cicho przecierając oczy, wciąż próbując się w pełni obudzić.

„Nic, nic Saszka, wracaj spać." – Kobieta odpowiedziała uśmiechając się do niej delikatnie ale sam fakt, że była ona ubrana tak schludnie o tej porze znaczyło, że jednak coś się stało.

Wtedy drzwi wejściowe do dawnego pokoju z kasami zostały otwarte. Kobieta podniosła swój wzrok na wejście na końcu krótkiego korytarzyka i ujrzała tam swojego męża ubranego w swój ukochany czarny płaszcz który nosił jeszcze przed wojną gdy służył w honorowej straży Kremla. Teraz zniszczony i wypłowiały był używany tylko na najbardziej specjalne okazje.

A przybycie Spartiaty zdecydowanie było największym ze świąt.

Istna góra ciała zakuta w gruby kombinezon i ciężki pancerz stała w cieniu tuż za Komendantem. Jeszcze tylko parę centymetrów a mężczyzna musiałby schylać się by przejść przez pełnowymiarową, przedwojenną w końcu, futrynę wejścia. Zarządca stacji wprowadził przybysza do środka, do salonu w którym stała kobieta. Ta skinęła głową na powitanie i uśmiechnęła się do niego po czym uciekła w róg największego pokoju mieszkania, do aneksu kuchennego, by przyrządzić obu mężczyznom herbatę.

Stalker postawił swój wypchany po brzegi, ciężki plecak na ziemi obok stołu po czym usiadł na przeznaczonym dla niego krześle. Rozejrzał się on po mieszkaniu które należało do dowódcy stacji, jeśli gdzieś szukać luksusów to najpewniej tutaj właśnie.

Małe, ciemne, obrzydliwe. Tak można było w trzech słowach nakreślić miejsce w którym mieszkali Ci ludzie. Spartiata zwiedził dużą część metra w wielu latach swojego życia i przy każdej wyprawie cieszył się, że mieszka w Polis gdzie warunki były jak najbardziej znośne a światło było na tyle jasne, że nie trzeba było do niego lgnąć jak muchy, przytulając się w strachu i uciekając od otaczającej ciemności. Wtedy odwrócił głową w drugą stronę i zobaczył dziewczynkę w połowie skrytą za framugą drzwi do drugiego pokoju mieszkania, jakby jednocześnie przestraszoną przez niedźwiedzią posturę przybysza ale też zaciekawioną jego niespotykanym strojem i tajemniczą naszywką.

Uśmiechnął się on do niej po czym odwrócił głowę z powrotem na Komendanta i z cichym stęknięciem odpiął pasek trzymający jego ochronę głowy na podbródku i podniósł przedwojenny hełm z przyłbicą ze swojej głowy po czym położył go na stole by choć na chwilę dać swojej szyi odpocząć. Jego kamizelka kuloodporna była przykryta dodatkowym systemem piaskowo-brązowych pasoszelek na którym to mieściły się ładownice na magazynki do jego krótkiego karabinka oraz mniejsze, kwadratowe kieszenie na amunicję do strzelby która była przyczepiona skórzanymi paskami do boku plecaka. Maska przeciwgazowa ukryta była w dużej, brezentowej torbie która przewieszona była pod pasami szelek aby nie latała przy szybszym poruszaniu się. Przytwierdzona na kolejne rzemienie do lewego ramienia kamizelki była pochwa ogromnego noża bojowego z dospawanym do rękojeści kastetem. Nóż miał szeroką, grubą głownię zwężającą się do ostrego szczytu.

„Oleg Glebow Nikitowicz. Pozwólcie, że jako komendant stacji przywitam wysłannika Zakonu w naszych skromnych progach!" – Komendant zaczął głośno, jednocześnie świecąc głębokim uśmiechem, wstając by zasalutować rangerowi.

Ten podniósł pusty, zmęczony wzrok na Olega i skinął głową, podnosząc się lekko ze stołka aby oddać salut – „Ałtyn. Cała przyjemność po mojej stronie, dziękuje za gościnność. Ale proszę siadać, Olegu Nikitowiczu, mam parę pytań które muszę Panu zadać." – Odpowiedział po czym ciężko opadł z powrotem.

Kobieta postawiła na stole srebrną tackę z miedzianym imbrykiem i dwoma stalowymi kubkami. Z miedzianego naczynia leniwie uciekała gorąca para. Nalała do obu ciepłej herbaty i podała po jednym każdemu z mężczyzn po czym usiadła na krześle obok swojego męża.

Dłonią zakutą w ciężką, kolczno-skórzaną rękawicą ze wzmocnieniem na kłykciach wykonanym z oksydowanej stali stalker chwycił kubek i lekko skinął głową w kierunku kobiety przed wzięciem ostrożnego łyku napoju.

„A więc.." – Ałtyn odstawił kubek i z kieszeni swojego kombinezonu ukrytej po wewnętrznej stronie bicepsa wyciągnął mały notes z ołówkiem przymocowanym gumką recepturką – „Zakon wysłał mnie i trzech moich towarzyszy którzy są dzień drogi za mną aby odnaleźć zaginioną ekspedycję naukowców z Polis którzy przed tygodniem nadali ostatni sygnał ze szczytu stacji Sokoł. Olegu Nikitowiczu, czy widziałeś ich jak wchodzili do tunelów biegnących na północ?"

Komendant obruszył się i szybko skinął głową – „Oczywiście! Dziewięciu mężczyzn, wszystkich ugościliśmy najlepszym mięsem jakie mieliśmy i powiedzieliśmy wszystko co wiedziemy o tamtych tunelach. Wyruszyli około dziesięciu godzin po wejściu na stację lecz nie słyszeliśmy nawet szmeru od czasu gdy zniknęli w ciemnościach."

Po skrupulatnym zanotowaniu całej odpowiedzi stalker skinął głową ponownie i kontynuował – „Rozumiem, w imieniu Polis dziękuje za całą daną im pomoc. Czy wiesz Olegu dlaczego ekspedycja przybyła tutaj?"

Mężczyzna odpowiedział dopiero po paru sekundach zastanowienia się – „Ja.. Tak. Słyszałem jak mówili o anomaliach na falach radiowych dobiegających z tamtych tuneli. O głosach które dało się usłyszeć na niektórych bardzo dziwnych częstotliwościach.. Lecz.." – Przerwał on na chwilę po czym szybko spojrzał na swoją żonę, jakby zastanawiając się czy na pewno wyjawić wszystko przybyszowi – „My słyszymy te głosy nawet bez radia. Szmery, śmiech dzieci, rozmawiające kobiety. Czasem łomot kół pociągów po starych torach.. Ale nikt tam nie mieszka." - Stalker zmarszczył brwi, notując słowa komendanta – „A ponad to, ludzie po prostu.. Znikają. Nikt od nas nie zapuszcza się w tamtą stronę bo nikt nie wraca."

„Nikt nie wraca? Co masz na myśli?" – Spartiata zapytał się

„Strażnicy na barykadzie którą zbudowaliśmy jakieś.. Dwa lata temu zaczęli po prostu znikać. Wysyłaliśmy trzech, zmiennicy znajdowali dwóch. Często śpiących snem tak twardym, że budzili się dopiero następnego dnia. Nic nie pamiętali, magazynki mieli pełne a noże czyste. Żadnych śladów krwii, zadrapań na murach, nawet mutantów tutaj nie ma. Po prostu, był człowiek – nie ma człowieka."

Po postawieniu ostatniej kropki Ałtyn westchnął i oderwał zżółkniętą kartkę od reszty notesu. Przeczytał jeszcze raz wszystko co na niej zapisał i podał ją Olegowi – „Rozumiem. Tak więc nie mogę czekać, przekaż tę kartkę trzem Spartiatom którzy pojawią się u waszych wrót jutro. Oni będą wiedzieli co z tym zrobić, ponad to przekaż im, że wyruszyłem naprzód samemu i będę czekał na nich na peronie kolejnej stacji. Jeśli mnie tam nie będzie i nie zjawię się w ciągu trzech godzin, niech uznają mnie za zaginionego w akcji. Zrozumiałeś?" – Ranger powiedział po czym wstał zaskakująco szybko z krzesełka chwytając jednocześnie swój plecak z ziemi i podniósł go na szczyt stołu. Rozpiął małą, boczną kieszeń i wyciągnął z niej stary, brązowy worek. Metaliczny brzęk gdy ów worek został położony na blacie jasno oświadczał co było w środku. Jedyna prawdziwa waluta w metrze – wojskowa, przedwojenna amunicja. – „Potrzebuję amunicji 5.45 i grubego śrutu. Granaty też przygarnę. Co możecie mi sprzedać?"

Oleg Nikitowicz mrugnął parę razy spoglądając najpierw na kartkę którą od razu schował do wewnętrznej kieszeni płaszcza, a potem na worek pełny waluty następnie przenosząc wzrok na Stalkera. – „Mamy.. Mamy wszystko w składzie. Zaprowadzę Pana i odprowadzę do barykady." – Komendant odpowiedział i szybko wstał ze swojego krzesła uprzednio dając swojej żonie całusa w czoło i szeptając jej, że zaraz będzie.

Ta wyraźnie nie była zadowolona z pomysłu swojego męża lecz jedynie westchnęła i skinęła głową.

W tym samym czasie Ałtyn zaczął się zbierać, założył z powrotem na głowę swój hełm po którym dostał swoją ksywę i zapiął pasek pod brodą. Już chciał zakładać plecak lecz w tym momencie w rogu jego pola widzenia znów poruszyła się dziewczynka która przysłuchiwała się całej rozmowie. Spartiata delikatnie uśmiechnął się do siebie samego i rozpiął przednią kieszeń plecaka. Po chwili gmerania w środku wyciągnął z niej małego pluszowego misia. W odróżnieniu od tych znalezionych w metrze ten nie był pozszywany z paru innych zabawek losowymi niciami lecz wyglądał jak wprost wyjęty z wystawy sklepu zabawkowego. Mężczyzna położył go na stole i kiwnął głową w kierunku kobiety. – „Znalazłem go na powierzchni jakiś czas temu. Niech to będzie moje podziękowanie za gościnę i pomoc." – Stalker powiedział po czym szybko zasunął kieszenie swojego plecaka, bez słowa założył go na ramiona i złapał worek z walutą a następnie prowadzony przez Olega, wyszedł z mieszkania.

„Kto idzie?!" – Krzyk strażnika siedzącego przy ognisku na najdalszym posterunku prawie sto-pięćdziesiąt metrów od stacji dobiegł uszu Ałtyna gdy ten dosyłał właśnie pocisk do komory swojego AKSu.

„Oleg Nikitowicz, spokojnie Walerij." – Komendant odpowiedział bez nerwów po przejściu paru kolejnych kroków.

Trzech mężczyzn siedziało skulonych przy ognisku ukrytym za paroma workami z piaskiem. Imbryk z herbatą zawieszony był nad ogniem a obok jednego z nich widoczna była otwarta butelka taniego bimbru produkowanego w metrze. Rzeczony Walerij uśmiechnął się do Komendanta i skinął mu głową na powitanie po czym przeniósł wzrok na Stalkera. Jego brwi lekko się zmarszczyły ale po chwili musiał dojść do wniosku, że samotny mężczyzna nie stanowi zbyt dużego zagrożenia. – „Gdzie się wybieracie, Olegu Nikitowiczu?"

„Prowadzę naszego gościa na barykadę. Zaraz będę wracał z powrotem, nie zastrzelcie mnie tylko." – Lider stacji odpowiedział i zaśmiał się cicho jednocześnie machając ręką do Rangera aby ten szedł za nim.

"Na barykadę?" - Walerij znowu zmarszczył brwi - "A po kiego chuja?"

"Nasz gość wyrusza na północ by znaleźć naukowców którzy wyszli tam tydzień temu, na pewno ich pamiętasz, Walerij?"

"Ha! Oczywiście, że tak. Od razu wiedziałem, że gówno znajdą. Nikt nie wraca z północy, to samobójstwo. Wczoraj Wania słyszał kobiece krzyki zza barykady, głęboko z tunelów. Histeryczne, dzikie krzyki. Trwały prawie pełną minutę zanim się urwały jak nożem odciął.. Reszta nic nie słyszała, chłopak prawie zrobił pod siebie ze strachu. Podobno złapał się za uszy i zaczął rzucać się po betonie, musieli go trzymać żeby nie rozwalił sobie głowy.." - Walerij powiedział po czym odwrócił szybko głowę w kierunku ciemności tunelów i mimowolnie wstrząsnęły nim drgawki. - "Przeklęte miejsce.."

"W każdym wypadku.. Będę z powrotem za parę minut." - Dowódca stacji powiedział i machnął ręką na Stalkera.

Po przejściu kolejnych stu metrów w ciemnościach przed nimi zaczęły malować się kształty wysokiej konstrukcji sięgającej prawie do połowy wysokości całego tunelu. Prymitywna linowa drabina zwieszona była z małej kładki zbudowanej w połowie wysokości barykady. Ałtyn przeleciał wzrokiem po drewnianej konstrukcji.

„Tak jak mówiłem, ludzie znikali. Nie trzeba było iść głęboko w tunele, już tutaj strażnicy przepadali bez śladu.. Jak kamień w wodę." – Komendant powiedział i wzruszył ramionami.

„Rozumiem." – Ranger odpowiedział krótko i zapalił latarkę przyczepioną do prawego ramienia jego kamizelki. Była ona znacznie mocniejsza niż ta którą dzierżył Oleg, ponad to świeciła czystym, białym światłem które równie dobrze mogło oślepiać stworzenia przyzwyczajone do mieszkania w ciemnych, głębokich tunelach.

„Powodzenia, Stalkerze." – Oleg powiedział i zasalutował.

Ałtyn oddał salut i bez słowa ruszył przed siebie wyuczonym, stabilnym krokiem. Komendant widział go jeszcze jak wspinał się drabiną na kładkę, po czym przesadził niski płotek dający osłonę temu kto stał na platformie. Przez parę sekund trzymał się on na rękach po drugiej stronie a następnie łomot ciała spadającego na beton i kroki cichnące w oddali obwieściły, że Spartiata ruszył na polowanie.


Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje