Historia

To był sen... Prawda?

ryhmus 4 9 lat temu 6 221 odsłon Czas czytania: ~7 minut

Mike był wściekły. Po raz kolejny jego opowieść nie znalazła uznania w oczach szefa.

A przecież to było coś nowego. Podróż w głąb umysłu ludzkiego, zadawanie pytań, na które ciężko znaleźć odpowiedź. Wiele godzin przemyśleń, analiz i zachowań ludzkich poszło jak krew w piach. Szef krótkim zdaniem „To się nie nadaje, Mike” rozwiał jego nadzieję na publikację. Po raz kolejny. Jego posada wisiała na cienkim włosku, który za chwilę ma się zerwać.

- Ależ szefie, przecież to jest świetne! Pracowałem nad tym opowiadaniem wiele dni, nie może Pan ot tak go wyrzucić!

- Zaufaj mi, Mike. Robię w tej branży o wiele dłużej niż Ty i wiem, co się nadaje do publikacji, a co nie. A to Twoje opowiadanie wcale nie jest straszne. Tanie romansidło jakie można kupić w kiosku za 3 dolary. Wypalasz się, Mike…

„Wypalasz się Mike… Kurwa! Co za kretyn” pomyślał w duchu mężczyzna. Mike Nichols, młody i ambitny pisarz właśnie został zrównany z ziemią. I to przez kogo? Starego, obleśnego grubasa, który nie robi w życiu nic innego, jak żarcie fast foodów i krytykowanie innych. „Tanie romansidło… Niech Cię szlag! Napisz coś lepszego, hipokryto.”

- Coś jeszcze? Skoro nie, to wyjdź z gabinetu. Jesteś skończony, Michael. Zwalniam Cię.

- Co? Jak… Dlaczego?

- Nasza gazeta nie potrzebuje takich grafomanów jak Ty. Dawałem Ci szansę wiele razy, ta była ostatnia. Zabieraj swój rękopis i niech Cię tu więcej nie widzę, zrozumiano?

Mike’owi ugięły się nogi. Kochał swoją pracę i uważał się za całkiem niezłego pisarza. Właściwie gazeta „Mystery chronicles” nie była jego szczytem marzeń i ambicji, redagowanie w niej było formą samospełnienia. Cóż, pieniądze z tego były też niezłe. A teraz ten gbur, na którego właśnie patrzył, odebrał mu jego pasję. Tygodnie ciężkiej przeprawy przez strach i tajemnice zostały zakończone, a okręt przybił do portu. Mike ze łzami w oczach zabrał swój rękopis i bez słowa wyszedł z gabinetu.

- Coś się stało, Mike?

Pytanie dochodziło do niego jakby zza mgły. To była Julia, jego koleżanka z pracy. Dzielą wspólny pokój służbowy, w którym i tak mieściły się dwa biurka i dozownik z wodą. W zasadzie można ująć, dzielili.

- Właśnie mnie wylali. Wyobrażasz to sobie?

- Jak to?

- Tak. Moje najnowsze opowiadanie nie spodobało się Staremu, więc mnie wywalił.

- „Kolejne życzenie?” Przecież to było świetne! Co Ci powiedział?

- Że to tanie romansidło, rozumiesz? Kolejny typ, który widzi w nim tylko i wyłącznie romans… Cholera!

Julia wpatrywała się w Mike’a, który właśnie pakował swoje rzeczy z biurka do reklamówki. Nigdy nie widziała go tak wściekłego i zrozpaczonego zarazem. Chciała coś powiedzieć, jednak w obecnej sytuacji nie znajdowała słów pocieszenia. Poza tym wiedziała, że Mike go nie potrzebuje.

- W porządku. Wszystko spakowane. Trzymaj się, Julio. Powodzenia.

- Mike… Jeśli będziesz czegoś potrzebował, po prostu dzwoń.

Mężczyzna kiwnął głową i bez słowa wyszedł z pokoju. Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy on, samotny i porzucony pisarz, wracał do swojego domu. Poniżony, zawiedziony i pałający chęcią zemsty.

Mijały dni. Michael bezskutecznie starał się wrócić do codzienności. Jego laptop, na którym pracował, uparcie milczał. Jedyne, co zostało mu z jego pracy, to właśnie ten komputer. Mike często uruchamiał program do pisania, po czym po chwili go wyłączał. Niezapisana biel jak i ten przeklęty migający kursor doprowadzały go do rozpaczy. „Może ja się rzeczywiście wypaliłem?”, „Może już nie jestem tym, za kogo się uważałem?”. Mężczyzna tracił w siebie wiarę. Nawet długie rozmowy i spotkania z Julią niczego nie zmieniły. Pomysłów w jego głowie brakowało jak wody na pustyni, a on sam zaczął popadać w marazm. Szukał inspiracji wszędzie- przeglądał czasopisma, oglądał tanie horrory i śledził życiorysy morderców czy innych szaleńców. Wydawało mu się, że to wszystko już było, że musi znaleźć taki pomysł na opowieść, na który nikt inny nie wpadł. To okazało się trudniejsze, niż sobie zakładał.

- Udowodnię Ci, że za szybko mnie skreślasz, Richards. Napiszę takie opowiadanie, że będziesz mnie błagał na kolanach, żebym wrócił. I to ja będę górą w tej walce, słyszysz? Ja!

Mike wpatrywał się w swoje lustrzane odbicie. Chęć zemsty nie dawała mu spokoju. Czuł, iż jest tak blisko czegoś, o czym napisze. I to będzie hit. Pełen entuzjazmu przeplatanego z goryczą i ogniem rewanżu, zasiadł przed swoim laptopem. Uruchomił go i odpalił Worda. I znowu pojawiła się ta biel. Biel, której nie znosił. Doprowadzała go do szewskiej pasji. „Pisz coś, cokolwiek”, pomyślał Mike i zaczął nerwowo uderzać w litery na klawiaturze. Biel została zapełniona ciągiem liter tworzących niezrozumiałe połączenia. To nie miało dla Mike’a znaczenia. Grunt, że ta biel została zapełniona.

- Dobra, myśl Mike. O czym chcesz napisać? Musisz to zrobić, masz coś do udowodnienia.

Walka z myślami przeciągała się w nieskończoność. Z sekundy na sekundę, z minuty na minutę niecierpliwość rosła. Mike wpatrywał się w ekran laptopa niczym szaleniec. Niezrozumiały ciąg liter wwiercał mu się w głowę niczym solidne wiertło. Desperacja sięgnęła zenitu. „A może… Nie, nie będę plagiatorem. Aż tak nisko nie upadłem.” Mike z hukiem zamknął laptopa i zapalił papierosa. Drapiący dym z jego Marlboro uspokoił go nieco. Mężczyzna spojrzał na zegarek. Za kwadrans 19:00. „Pierdole to, prześpię się trochę. Może coś ciekawego mi się przyśni”. Mike dopalił papierosa i zgasił go w popielniczce. Postanowił nie wyłączać laptopa, w razie pomysłu będzie miał szybki dostęp do jego realizacji. Zdjął koszulę oraz skarpetki i jak kłoda runął na łóżku.

Noc. Miałczenia kotów za oknem nie dawały mu spokoju. Mike otworzył oczy i przez chwilę wpatrywał się w ciemność. Spojrzał na zegarek. Było trochę po 3:00 w nocy. Wstał i udał się do kuchni. Nalał sobie zimnej wody z kranu do szklanki i pociągnął zachłannie. Miał naprawdę paskudny sen. Śnił mu się pewien facet. Chyba. W zasadzie sam nie był przekonany, czym to coś było. Przedstawiło mu się jedynie jako nieokreślony cień. Przerażający sam w sobie, wpatrujący się w niego i przewiercający go wzrokiem. Jego uśmiech odsłaniał rząd naostrzonych zębów, niczym u rekina, a ręce trzymał siekierę. Mike nie miał wątpliwości. Użyje go jako bohatera swojej nowej powieści. Nieokreślona masa ciemności z nieokreślonym co do człowieka zamiarem- bomba. Mężczyzna odłożył szklankę na blat i wrócił do laptopa. Spojrzał raz jeszcze na ciąg liter i zjechał kursorem na sam dół. Jego oczom ukazał się komunikat „I właśnie wtedy odwrócił swą głowę, która z hukiem upadła na podłogę. Koniec” Mike’a przebiegł dreszcz. „Kiedy ja to napisałem? Nie przypominam sobie…”. Zimne krople potu wystąpiły na jego skroń. Dreszcz paraliżował ciałem niczym łańcuchy. Odwrócił powoli głowę, gdy wtem…

Obudził się z krzykiem. Zlany potem nie mógł dojść do siebie. Rozejrzał się po pokoju, jednak niczego dziwnego nie dostrzegł. „Sen… To tylko mi się śniło.” Otarł dłonią twarz z potu i spojrzał na zegarek. Była dokładnie 3:17 w nocy. Mike podniósł się z łóżka i poszedł do kuchni. Nalał sobie szklankę zimnego mleka i wrócił do pokoju. Popatrzył na włączony komputer i oniemiał. „Chwila… Przecież ja go zamykałem jak się kładłem, nie?”. Podszedł do biurka i położył na nim szklankę. Ciąg liter wciąż był zapisany, a Mike nadal się zastanawiał. Zapalił nocną lampkę i postanowił zapalić papierosa. Ukradkiem spojrzał na popielniczkę, w której obok zgaszonego peta Marlboro był jeszcze jeden. Mężczyzna wziął go w dłonie i spojrzał. Pall Mall. Nigdy nie palił tych papierosów, od lat był wierny Marlboro. „Co do diabła? Skąd to się wzięło?” Mike zapalił swojego ulubionego „odstresowywacza” i spojrzał na monitor. Liter nadal nie dało się ułożyć w sensowną całość. Zjechał na sam dół arkusza i zobaczył coś, czego nigdy zobaczyć nie chciał. Strach objął go w swe ramiona i zaczął dusić niczym wąż boa swoje ofiary. Tuż przed jego oczami ukazała się wiadomość.

„To był tylko sen… Czyżby? Mężczyzna nie wiedział, jak to odebrać. Była dokładnie 3:27 gdy wtem usłyszał pukanie do drzwi. Zignorował je. Udawał, że go nie ma w domu. Dopiero, gdy drzwi z cichym zgrzytem się otworzyły, postanowił coś zrobić. I właśnie wtedy odwrócił swą głowę, która z hukiem upadła na podłogę. Koniec”

Podpisano- Nieokreślony.

Od Autora:

Czasami, gdy czegoś naprawdę chcemy, to to dostajemy. W takiej, czy innej formie, prawda?

Mike był bliski obłędu. „Kto to… Jak… Cholera, kto to napisał?! Skąd ten Pall Mall w popielniczce? Dlaczego 3:27?”. Spojrzał na zegarek. Była 3:26. Czuł, jak strach pochłania go żywcem. Jego ręce trzęsły się jakby dostał ataku padaczki. Niczym ślepiec wpatrywał się w ekran komputera. 3:27. Mike patrzył na te liczby jak na wyrok. Jak na topór, który za chwilę ma spaść na jego głowę. Chciał, żeby to był sen. Przeklęty koszmar, z którego zaraz się wybudzi. Uszczypnął się najmocniej jak umiał i poczuł ból. Ból, który oznajmiał mu pełnię świadomości. Ciąg liter… wiadomość. Mężczyzna, nie odrywając wzroku od ekranu, sięgnął wciąż trzęsącą się dłonią po telefon gdy wtem usłyszał ciche pukanie do drzwi wejściowych…

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Te demony zawsze takie kulturalne, najpierw pukają :D
Odpowiedz
Kultura pszedewszystkim
Odpowiedz
Świetne, z dreszczykiem emocji :) Podoba mi się
Odpowiedz
Przyjemnie się czyta. Bardzo mi się podobała, nie mam żadnych uwag :P
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje