Historia

Rozgryź mnie, Kriegs

pariah777 3 7 lat temu 5 181 odsłon Czas czytania: ~10 minut

– Panie Kriegs, czas najwyższy wstać.

Odrywam głowę od poduszki i wlepiam wciąż ospały wzrok w młodego mężczyznę. Przechadza się po pokoju, bada każdy kąt. Panujący tutaj półmrok mu chyba nie przeszkadza, bo nie wygląda, jakby szukał sznurka podnoszącego rolety ani włącznika światła.

– Ile spałem? – cedzę przez zaschnięte gardło.

– Za długo – odpowiada pospiesznie – oj, za długo, panie Kriegs.

– Muszę się gdzieś spieszyć? – pytam, drapiąc się po obleczonym zarostem poliku.

– Jeśli tylko panu życie miłe – mówi, wreszcie przystając.

Choć już nie łazi wte i wewte, to jednak wciąż łypie na boki.

– Czego szukasz? – Przekłuwam go badawczym spojrzeniem.

– Niczego – zapewnia, wyraźnie zaskoczony. – Możemy wychodzić.

Kiwam głową na znak aprobaty i wciskam stopy w stojące obok łóżka buty. Widzę, iż mam na sobie wygniecioną koszulę oraz jeansy, więc pozostaje mi tylko chwycić płaszcz z wieszaka. Zaraz potem wychodzimy.

Wręczywszy mi list, odpala silnik. Podczas gdy ja się upewniam, że na kopercie podane są moje dane, on już zdąża wplątać się w sznur pojazdów przemierzających miasto. Milczy, dając tym samym znak, że powinienem czytać.

„Kriegs, potrzebuję Cię. Albo przynajmniej kogoś z Twoimi kompetencjami. Muszę odejść, a wiesz, że nie mogę tego uczynić bez uprzedniego załatwienia sobie zastępstwa. Dlatego piszę i chcę, byś przyjechał do mnie jak najszybciej. Badam pewną ważną sprawę, która wymaga Twojej opieki.”

Wchodzę do mieszkania. Pokoje są przesiąknięte starością i pleśnią. Ludzie musieli już dawno temu opuścić to lokum. Ani śladu nadawcy. Na biurku leży tylko teczka, zaadresowana tak samo jak list. Borę ją w ręce i otwieram. Wysypują się wiadomości – maile. Siadam w fotelu, po czym zabieram się do uważnego studiowania korespondencji zakochanych. Wygląda na to, że cała sprawa zawiera się właśnie w tych kartkach.

– I czego się dowiedziałeś, Kriegs?

– Znaleźli ją?

Marszczy brwi z niepokoju, słysząc moje pytanie. Sekundę później dochodzi do wniosku, iż lepiej będzie, jeśli usiądzie. Zajmuje miejsce naprzeciwko mnie i nie odzywa się. Nawet z takiej odległości czuję, jak wali jego serce.

– Dziewczyna. Domyślam się, że zaginęła i stąd to całe zamieszanie – wyjaśniam.

– Jesteś dobry, Kriegs.

– Więc się nie znalazła – stwierdzam.

– Chciałbym móc ci nie przyznać racji.

– Jak dawno temu to się stało?

Wzrusza ramionami. Czas najwidoczniej nie gra dla niego roli.

– Myślę, że nie żyje. We wiadomościach wspominała, co prawda między wierszami, o samobójstwie. Czy nikt tego nie zauważył? Ten, do którego były pisane te listy, nie zaniepokoił się?

Wypowiadane przeze mnie słowa wbijają się w niego niczym sztylety. W kącikach oczu lśnią mu łzy, a jego szczęka drży.

– Wszystko w porządku? – Nie mogę dłużej udawać, że nie widzę, co się z nim dzieje.

– Nie, Kriegs, nic nie jest w porządku. Ale chyba minęło już sporo czasu od jej zaginięcia, już nie da się nic zrobić – mówi z niezdrowym, tragicznym uśmiechem.

– Co cię łączy z zaginioną? – pytam wiedziony intuicją.

– To, że wkrótce będę martwy. Ty też.

Nie przeszywają mnie dreszcze. Nie boję się, choć wiem, że mówi prawdę.

– Do ciebie pisała? – kontynuuję swoje przesłuchanie.

– Do nas.

– Nie pamiętam czegoś takiego.

– Bo chciałem, żebyś nie pamiętał. Inaczej byś nie odkrył tego, co odkryłeś.

– O czym ty mówisz?

– To też odkryjesz. Choć wtedy i tak będzie za późno.

Wstaje z fotela i rusza ku wyjściu. Jak gdyby nigdy nic, pozostawiając mnie z dylematem – czy uznać go za szaleńca, czy też może biec za nim i nie odpuszczać? Mam mętlik w głowie. Jeszcze raz przeglądam wydrukowane maile, próbując przywołać sobie nimi własną pamięć. Kim jest ta dziewczyna?

Mam przeczucie, że odpowiedź znajduje się niedaleko. Rozglądam się po mieszkaniu, aż wreszcie natrafiam na drzwi prowadzące do niewielkiego pokoiku. Półki z kasetami zapełniają niemal całą przestrzeń, pozostawiając tylko trochę miejsca na dojście do odtwarzacza. Chwytam przypadkowe nagranie i wpycham je w urządzenie. Wpierw słychać tylko szum, lecz po kilkunastu sekundach dołączają do niego głosy.

– Zmienić cię?

– Nie trzeba.

– Powinnaś się wyspać.

– Przeżyję.

– Jak chcesz. W razie czego daj znać.

Rozmowę kończy szczęk delikatnie zamykanych drzwi. Ładuję inną kasetę.

– Obudź się, proszę... – ktoś mówi przez łzy. – Nie rób nam tego... Potrzebujemy cię...

Zauważam, że na opakowaniach są daty. Szukam najświeższej.

– Nawet jeśli wróci, to co wtedy?

– Pomożemy mu...

– Wątpię. Znasz go. Eh, powinniśmy...

– ...odpocząć?

– Mhm.

– Nie, nie, nie... To mój syn...

– Wiem, mój też.

– Wyłącz to – odzywa się nagle głos zza moich pleców, a ja czynię jak każe.

– Po co wróciłeś? – pytam.

Stoi przy drzwiach, opierając się o framugę. Bezsilność. Tylko to przychodzi mi do głowy, gdy na niego patrzę.

– Tam nic nie znajdziesz – mówi, lecz zdaje się, że sam nie wierzy we własne słowa.

– Opowiedz mi o wszystkim.

Kiwa głową, zgadzając się.

– Mogę ci to wytłumaczyć – oznajmia, gdy siedzimy w salonie – ale lepiej będzie jeśli nigdy się nie dowiesz, Kriegs. Mam plan.

– Jaki?

Nabiera powietrza w płuca, wierci się. Potrzebuje chwili na zebranie odwagi.

– Ty tam wrócisz – wreszcie wypluwa z siebie.

– Tam?

– Tak, tam. Zamiast mnie.

– A co tam jest?

– Świat, Kriegs. Prawdziwy. Poradzisz sobie. Jeśli tylko zostawisz to wszystko. Ja przepadnę razem z tym miejscem, dając ci szansę na nowy start. Zgoda?

– Nie rozumiem.

– Po prostu idź. Czekają na ciebie.

Ląduję na łóżku. Dookoła krzątają się ludzie, których głosy kojarzę z nagrań. Pytam się ich, co się dzieje, kim są, kim ja jestem. Trochę im to zajmuje, ale wreszcie domyślają się, że straciłem pamięć.

– Nazywasz się Marek – mówi kobieta i na tym urywa, łkając.

Lekarz ze skonsternowaną miną powstrzymuje się od odpowiedzi na pytanie, czy odzyskam wspomnienia. Wśród tego całego zamieszania dostrzegam jednak pewien przebłysk jasności. Z pewnością tylko ja go zauważam. Przez ułamek sekundy na twarzy – jak się domyślam – mojego ojca zagościł wyraz ulgi. Zrozumiał to, co jeszcze nie dotarło do matki. Że nie muszą mi przekazywać złych wieści. Że dziewczyna nie umarła, bo nigdy nie żyła w moim umyśle. Błąd. Jest tam. Jako zagadka.

Uczę się z nimi rozmawiać, a oni ze mną. Uczę się żyć życiem Marka, lecz nie jako on, ale jako ja, Kriegs. Gdy już zabierają mnie do domu, pytam wreszcie o dziewczynę. Wpierw myślą, że wróciła mi pamięć, ale wyjaśniam im, iż nie o to chodzi. Są na wpół zawiedzeni, na wpół uspokojeni. Już chyba zdążyli się przyzwyczaić.

Dochodzi do rozmowy między nami. Opowiadają mi całą historię o Magdzie. O naszym związku. Słucham całkowicie spokojnie, kiwając głową co jakiś czas, aprobując tym samym każdy ważniejszy fakt z mojego życiorysu. Doszedłszy do stanu rzeczy sprzed miesiąca, na krótko przed jej zniknięciem i moją śpiączką, milkną. Po chwili dopiero ojciec tłumaczy mi, że się powiesiła. Znaleziono ją wkrótce po mojej próbie samobójczej. To jest ten moment, w którym pada pytanie z ich strony:

– Dlaczego próbowałeś...? – szepcze niemal bezgłośnie matka.

Sam się nad tym zastanawiałem. Dlaczego postanowiłem umrzeć? Zaraz po zniknięciu Magdy. Nie była wtedy jeszcze martwa. A jeśli tak, nie wiedziałem tego. Czyżbym się domyślał, co planowała? Wiedziałem, jak się sprawy potoczą? Nie, nie wiedziałem. Więc jakie powody mi pozostają? Samo jej zaginięcie tak mną wstrząsnęło?

– Nie wiem... – przyznaję się.

W swoim pokoju znajduję szufladę z mailami. Są takie same jak te, które czytałem wcześniej. Musiały być dla mnie na tyle ważne, by je wydrukować. Ale jedna rzecz rzuca mi się w oczy coraz bardziej. Z każdą przeczytaną linijką coraz bardziej uzmysławiam sobie, że nie dało się przeoczyć myśli samobójczych Magdy. Są zbyt wyraźne, ona mówi o nich prawie otwarcie. Jeśli zależało mi na niej, dlaczego nie poruszyłem tego tematu? W moich odpowiedziach wątek ten jest kompletnie bagatelizowany. Zupełnie jakby zależało mi na tym, by dopięła swego. Dlaczego?

Zastanawiam się, czy ten cały Marek mnie obserwuje. Gdzieś z głębi, z odmętów umysłu. Wyobrażam go sobie uśmiechniętego szyderczo, wypowiadającego słowa „Brawo, Kriegs, niezły początek, ale wciąż mnie nie rozgryzłeś”. Miałby rację. Rodzice są zaniepokojeni tym, że rozgrzebuję wątek dawnej miłości, obawiają się nawet, że mogę drugi raz targnąć się na własne życie. Wypytuję, szperam w wiadomościach, ale nic nie udaje mi się znaleźć.

Wymykam się nocą z domu. Idę tam, gdzie znaleziono jej ciało. W głąb lasu. Choć nic nie widzę, zmierzam w dobrym kierunku. Wiem to. Jest zimno, a samotny, blady księżyc na aksamitnym niebie potęguje wrażenie wszechogarniającej pustki. Zupełnie jakbym nie przedzierał się przez gąszcz drzew, ale przemierzał muliste dno jeziora, mając zewsząd ten sam bezmiar wód i nic więcej.

Chwytam się gałęzi, na której się powiesiła. To ona wyciąga mnie z ataku paniki spowodowanego mrokiem, zimnem i strachem. Działa na mnie niczym kij podany tonącemu. Dobrze. Uspokajam się, i siadam na zmarzniętej ziemi. Nagle płaczę. Co się dzieje?

– Wszystko pomieszałeś – mówi niskim tonem pień. – Twoja opowieść jest fałszywa.

Czyżby nawet drzewa znały prawdę? Rozglądam się wokół w poszukiwaniu nie wiadomo czego. Ratunku? Zagrożenia?

– Kriegs, Kriegs, Kriegs – powtarza hulający po lesie wiatr.

Zwijam się w kłębek. Muszę tak przeczekać do poranka.

– Kriegs nie istnieje – ktoś szepcze mi do ucha. – To byłeś ty. To zawsze byłeś ty. Obudź się.

Wszystko jest jasne i miękkie. Czyste. Uporządkowane. Tylko nie ja.

– Pogubiłeś się w życiu. Zaginąłeś we własnych teczkach – kontynuuje pielęgniarz klęczący obok mnie. – Żyjesz sprawami, które ciebie nie dotyczą. Wziąłeś tę pracę na zbyt poważnie.

– Pracę...?

– Tak, detektywie. Od dłuższego czasu siedzisz tutaj zamiast w swoim biurze. Masz poważne problemy ze zdrowiem.

– Dlaczego pozwoliłem dziewczynie...

– Nie pozwoliłeś. To ktoś inny. Ty ją tylko odszukałeś.

– Kochałem ją...

– Nikt jej nie kochał. Dlatego się zabiła. Sam tak zawyrokowałeś, dawno temu, kiedy pracowałeś nad tym. Była ze wszystkim sama.

– Pisała do mnie...

– Nie do ciebie. Ty to tylko przeczytałeś. Służbowo.

– Kim jesteś i skąd to wszystko wiesz?

– Opiekuję się tobą. Płacą mi za to.

Palce mam wciąż zaciśnięte na gałęzi. Nie mogę jej puścić aż do poranka.

– Kłamiesz. Próbuję uciec przed konsekwencjami własnej ślepoty. Mogłem wszystkiemu zapobiec...

– Biedaku... – mówi ze współczuciem. – Wyciągniemy cię z tego, zobaczysz.

Zabierają mnie stąd siłą, pomimo moich protestów. Prowadzą do auta i każą siedzieć spokojnie. Jedziemy koło dwudziestu minut, po czym się zatrzymujemy przed starszą już kamienicą. Otworzywszy drzwi, wchodzimy po schodach, ostatecznie przystając przed jednym z mieszkań. Mówią, bym chwycił klamkę. Musiała być długo nie używana, ponieważ aż czuję na niej drobinki kurzu.

Wewnątrz panuje zaduch. Boję się poruszać po tych zawieszonych w czasie pomieszczeniach, ale nie mam wyboru.

– To twoje biuro – mówi któryś z moich opiekunów. – Może gdzieś wciąż tutaj są te teczki, które...

Milknie, widząc, że nie słucham. Dwaj mężczyźni rzucają sobie zaniepokojone spojrzenia. Zastanawiają się, czy dobrze zrobili, konfrontując mnie z tym miejscem. Błąd, błąd, błąd... Ich cholerny błąd.

Nie wiem, ile czasu minie, nim ktoś się zorientuje. Jestem tylko pewien, że nie posiadam go dużo, by rozwiązać najważniejszą w moim życiu tajemnicę. Idę ulicą, po raz pierwszy od bardzo dawna. Mam na sobie zwykłe, nieprzykuwające uwagi ubranie. Zadbałem o to, by nie było widać śladów krwi. Smak tej namiastki wolności nieco otrzeźwia mój umysł, dzięki czemu naprawdę twierdzę, iż mam szansę zdążyć. Ale od czego zacząć?

Płacę taksówkarzowi pieniędzmi moich opiekunów, nie wiedząc nawet, ile dokładnie mu wręczam, i każę jechać pod adres z kartki. Robi to bez pytań ani uwag, więc zapłaciłem wystarczająco. Podróż trwa kilka minut, może dziesięć. Wysiadając, dorzucam mu dodatkowy napiwek. I tak wkrótce będę musiał się rozstać z tymi dwoma portfelami. Ale jeszcze nie teraz. Teraz stoję przed wejściem do domu chłopaka. Pamiętam go, jak zlecił mi odszukanie dziewczyny. Miał wtedy nieco ponad osiemnaście lat. Niedługo potem próbował się zabić. Od tamtego czasu nie kontaktowaliśmy się. Nie było powodu, ktoś inny przekazał mu wieść o makabrycznym odkryciu, a należności uregulowali jego rodzice. Dzięki Bogu, że w jednym ze starych segregatorów znalazłem adres. Chyba wciąż jest aktualny. Przed domem stoi auto.

Pukam do drzwi. Otwiera mi starsza kobieta, której twarz nagle zastyga ze strachu bądź paraliżującego zaskoczenia. Wreszcie się odzywa:

– Marek, synku...

To za wiele. To nie może być prawda. Ta opowieść jest fałszywa. Zupełnie jak moje życie.

– Dlaczego nie reagowałeś? – pyta Kriegs, gdy znów znajdujemy się wśród bieli oraz bezpieczeństwa.

– Chyba wtedy potrafiłbym ci odpowiedzieć. Ale teraz... Nie wiem już, co jest czym. Dotarcie do moich toków myślowych z tamtego czasu jest, obawiam się, niemożliwe.

– Wiem. Chyba już nic nie możemy zrobić. To koniec. Śmierć umysłu.

Kriegs odszedł tak nagle jak się pojawił, zrodzony z mojej potrzeby zrozumienia samego siebie. A ja zostałem sam z gałęzią w dłoni. Nie puściłem jej, a jest już poranek. Co ja robię w tym lesie?

– Nareszcie przyszedłeś – mówi Magda, pochylając się nade mną.

– Żyjesz... – szepczę.

– Nie... To nie do końca tak.

Tuli mnie delikatnie, czuję jej ciepły oddech na karku.

– Chryste... – nagle się wzdrygam, zauważając czerwone kreski na własnych nadgarstkach.

– Mogłeś ciąć wzdłuż, oszczędziłoby ci to złych majaków przed końcem.

– Więc to wszystko było snem...? Po prostu zwidami...?

– Teraz już całe nasze życie można nazwać snem.

– Ale... powiedz mi, czy mogłem wtedy coś zrobić?

– Nie. Wiedziałeś, że wszystko musi się potoczyć tak, jak właśnie się potoczyło. A ja wiedziałam, że ty to wiesz.

– Nigdy się nie obudziłem po próbie? Nigdy nie byłem detektywem?

– To był tylko koszmar. Teraz już masz to za sobą.

Oto, Kriegs, są twoje odpowiedzi. Wtulam się w nią i wiem, że uciekłem już od wszystkiego. Oprócz niej.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Od mojego nowego profilu autorskiego natomiast nie ma po co uciekać – Szymon Sentkowski, zapraszam! ;)
Odpowiedz
Dobre, chce takich więcej xD
Odpowiedz
co
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje