Historia

Przeklęte miejsce

kamikazer 0 7 lat temu 1 197 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

Cała ta historia miała miejsce kilka lat temu. Mieszkam w niewielkiej miejscowości na Podkarpaciu, która swego czasu niczym nie wyróżniała się spośród innych. Od typowe małe miasteczko nieliczące więcej niż 1000 mieszkańców. Wiele zmieniło się parę lat temu kiedy do jednego z domów na uboczu wprowadziła się pewna trzyosobowa rodzina. Był to dwupiętrowy, niewielki budynek, odizolowany od reszty miasta długą drogą dojazdową, który lata świetności miał już dawno za sobą. Stał pusty od czasu śmierci poprzednich właścicieli, sporo czasu zajęło znalezienie na niego kupca, nieotynkowane ceglane ściany i blaszany dach, skutecznie odstraszały potencjalnych nabywców. W końcu jednak ktoś skusił się i do domu wprowadzili się nowi lokatorzy. Na początku ów ludzie byli bardzo towarzyscy i często widywano ich poza miejscem zamieszkania, wydawali się być szczęśliwi, z czasem jednak coraz rzadziej opuszczali swoją posesję. Nikt nie wiedział dlaczego.

Pewnego dnia z powodu nie płacenia rachunków, do ich drzwi zapukał urzędnik. Nikt nie odpowiadał. Dobijał się do nich bite 15 minut, nikt nie otworzył. Porządnie zdenerwowany zadzwonił w końcu po policję. Gdy weszli do domu, nie zastali w nim nikogo. Było to o tyle dziwne, że wszystko wyglądało tak jakby lokatorzy po prostu wyparowali. Wszystkie codzienne przedmioty: ubrania, dziecięce zabawki, naczynia, ułożone na swoim miejscu.

Jak wynikało z relacji jednego z policjantów: „Zaduch był tam taki, że ledwo dało się oddychać. Wszędobylski kurz spowodował, że gość z urzędu zaczął kichać, każdy przedmiot pokryty był warstwą tego gówna. Przeszukaliśmy parter. W salonie pusto: biblioteczka, sofa, stolik i telewizor, wszystko nietknięte, na swoim miejscu. Na stole leżała gazeta, otwarta na jednej ze środkowych stron, widniała na niej data sprzed 2 tygodni, ona sama pokryta była identyczną warstwą kurzu co pozostałe rzeczy. W kuchni to samo, tu w oczy rzucił się jedynie zlew wypełniony brudnymi naczyniami, które podobnie jak wszystko wokół pokryte były tym cholerstwem. Inne pomieszczenia identycznie, żadnego bałaganu, śladów walki, krwi, nic. Tylko tumany kurzu.

Weszliśmy na piętro, urzędnik zdecydował się zostać na zewnątrz, bo od nieustannego kichania szlag go trafiał. Mój kolega sprawdził sypialnię dorosłych, mi przypadł pokój dzieciaka. W nim to samo: żadnych śladów, poza porozrzucanymi na dywanie zabawkami. Z relacji kumpla wynikało, że pomieszczenie dorosłych wyglądało identycznie. Był to widok bardzo niepokojący. Wyglądało to tak jakby w środku dnia domownicy po prostu wyparowali.” Nazajutrz zostały zorganizowane poszukiwania zaginionej rodziny. Zaangażowano nawet policjantów z psami tropiącymi. Przeszukano cały teren wokół willi, łąkę oraz zagajnik rosnący na lewej stronie posesji i drogi dojazdowej. Rodziców i dziecka nigdy nie odnaleziono.

Od tego czasu dom zyskał sobie w okolicy złą sławę. Miejscowi unikali go jak ognia, w obawie przed... czymś, nikt nie był w stanie odpowiedzieć czym. Jakiś czas później, na zakręcie oddalonym kilka kilometrów od miasta miał miejsce wypadek. Poszkodowanego kierowcę, mężczyznę w średnim wieku, odwieziono do naszego szpitala. Moja znajoma pracowała w nim jako pielęgniarka, tak się składa, że zajmowała się właśnie tym pacjentem, była więc w stanie zdać mi relację z tego co się działo. Ranny facet obudził się po kilku dniach, zdezorientowany i przerażony, uspokoił się gdy poinformowano go, że jest w szpitalu. Zapytany czy coś pamięta, odpowiedział:

„Jechałem właśnie do miasta by odwiedzić rodzinę. W czasie jazdy poczułem silną potrzebę natury fizjologicznej. Zajechałem więc do jednej z bocznych dróg, pokonałem jakieś sto metrów. Wyszedłem z auta i wkroczyłem w las. Odszedłem kawałek, załatwiłem swoje sprawy, odwróciłem się chcąc wrócić do auta, wtedy za plecami usłyszałem trzask. Instynktownie odwróciłem głowę, wtedy ją zobaczyłem. W głębi lasu, kilkanaście metrów ode mnie stała kobieta, była chuda, przeraźliwie chuda, miała czarne pozlepiane włosy opadające na ramiona, jej skóra była biała jak kreda. Mimo, że nie widziałem jej oczu, czułem na plecach jej przeszywające spojrzenie. Stałem tak przez kilka sekund, w całkowitym szoku, zaraz jednak rzuciłem się do ucieczki. Wskoczyłem do auta, jednym ruchem zapalając silnik. Gdy podniosłem głowę znad kierownicy, ta sama kobieta stała tuż przed maską mojego samochodu. Nacisnąłem pedał gazu, naprawdę się przestraszyłem, chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce...” Mężczyzna urwał. Moja znajoma przysłuchiwała się tej historii z niepokojem. Podobnie jak pozostali mieszkańcy pamiętała zdarzenie sprzed kilku miesięcy. Wiedziała też, że prócz drogi dojazdowej do niesławnej posesji, nie ma tam żadnych innych odchodzących bocznych uliczek.

Sprawa ta przeszła bez echa, historię pechowego kierowcy znaliśmy tylko ja i moja znajoma. Kolejne tajemnicze zdarzenie miało miejsce w listopadzie, kiedy jeden z miejscowych nastolatków wraz z kumplami ze szkoły postanowili wybrać się do feralnego domu, w poszukiwaniu mocnych wrażeń. Nie omieszkali obwieścić swoich planów na miejskiej grupie facebook-owej, ostatni post opublikowali 8 listopada, zawierał jedno słowo: „Wyruszamy!”. Gdy chłopcy nie wrócili na noc do domów, lokalna społeczność zaangażowała się wraz z policją w poszukiwania zaginionej trójki nastolatków, dwóch z nich znaleziono na ganku posesji, byli nieprzytomni. Ostatniego znaleziono na piętrze w pokoju dziecięcym, siedział skulony w kącie, kiwając się wprzód i w tył, powtarzając w kółko: „Kobieta bez twarzy.” „Zostaw mnie.”.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje