Historia
Prawo Murphy'ego - Gatunek I
Lucy ocknęła się, zwisając na pasach z wraku samochodu, który ugrzązł na drzewach niecały metr nad ziemią. Na trawę przed nią, powoli i miarowo skapywała krew, dobywająca się z jej rozciętej głowy.
Mętnym wzrokiem rozejrzała się dookoła. Przednia szyba była rozbita, a jej kawałki leżały teraz w gęstej trawie, czerwonej od krwi. Spojrzała w lewo i dostrzegła go. Ten widok sprawił, że jej oczy rozszerzyły się z przerażenia, a serce zaczęło szybciej bić. To był Daniel, jej narzeczony, z którego głowy także leciała krew. Z tym jednak wyjątkiem, że wyciekała gęściej, a on nie oddychał.
"Nie, nie, nie!" myślała Lucy szarpiąc pas chroniący ją od uderzenia w ziemię. "To nie może być prawda!"
Na mokrą od krwi trawę dołączyły słone krople łez. Dziewczyna w końcu rozpięła pas bezpieczeństwa, po czym spadła na ziemię. W momencie zderzenia zamroczyło ją, lecz mimo to wstała i podparła się o okoliczne drzewo, żeby nie upaść. Jej mózg próbował wyprzeć z siebie to, co się stało, oraz tego nieodwracalne skutki.
Kiedy mogła już swobodnie stać, podeszła do wraku auta i ostrożnie rozpięła pas Daniela. Martwe ciało upadło na ziemię z głuchym uderzeniem. Lucy odwróciła je na plecy, po czym pochyliła się nad nim. Łzy, jedna po drugiej skapywały jej z nosa, lądując na koszulce martwego mężczyzny. Załamała ręce i przytuliła swoją głowę do głowy narzeczonego. Nie żył.
Pierwsze prawo Murphy'ego twierdzi, że wszystko zawsze pójdzie tak źle, jak to tylko możliwe. Sprowadza się to do tego, że chleb spada masłem do dołu, a przy montażu jakiegoś sprzętu nic nie będzie do siebie pasować. Drugie z tych praw wyklucza jakąkolwiek możliwość zapobiegnięcia prawu pierwszemu. Głosi ono, że nic nie uda się nawet wtedy, gdy udać się powinno. Trzecie z nich łączy w sobie wszystko, co najgorsze. W tym wypadku nie jedna rzecz pójdzie jak najbardziej źle. Zrobią to wszystkie.
Daniel miał stwierdzoną cukrzycę, a co się z tym wiąże, ryzyko udaru niedokrwiennego mózgu było u niego jeszcze wyższe, niż u zdrowego człowieka. Pech chciał, że tego udaru dostał, a z lekką domieszką pierwszego Prawa Murphy'ego, stało się to podczas jazdy samochodem. Daniel oczywiście prowadził. Udar nastąpił w chwili, gdy samochód skręcał obok bardzo stromego wzgórza. Do gry weszło prawo drugie i balustrada ochronna, która powinna zatrzymać samochód przed spadnięciem zawiodła. Ostatnie z tych praw zwieńczyło cały ciąg tychże tragicznych wydarzeń, kończąc je śmiercią kierowcy.
Samochód stoczył się z kilkudziesięciu metrów, po czym wylądował na niewielkim zbiorowisku sosen, na których się zatrzymał unikając zderzenia z ziemią. Daniel, jako pierwszy poczuł skutki uderzenia, rozbijając sobie głowę o przednią szybę, kończąc życie swoje, zaś ocalając Lucy.
Załamana dziewczyna wciąż pochylała się nad martwym ciałem narzeczonego, roniąc gorzkie łzy rozpaczy. Żałobę przerwał jednak dźwięk łamanych gałęzi dochodzący z krzaków naprzeciwko dziewczyny. Słysząc to przestała płakać i spojrzała w miejsce, z którego dochodził dźwięk. Gdy ten się nasilił, powoli odsunęła się od zwłok gotowa do ucieczki.
Stała tam, nieruchomo, czekając na dalszy bieg wydarzeń. Po niedługiej chwili odgłosy - jak teraz zdołała się zorientować - czołgania stały się bliższe. Gdy krzaki przed nią zaczęły się poruszać, zauważyła, że dzielą ją ledwo dwa metry od tego, co jest po drugiej stronie. Chciała się odsunąć. Chciała uciec. Ale nie mogła.
Jej nogi, niczym dwa żelazne słupy stały nieruchomo i wcale nie miały zamiaru się ruszać. Przerażona Lucy wpatrywała się w krzaki modląc się w duchu, aby to, co znajduje się za nimi było tylko jakimś małym, niegroźnym zwierzęciem.
Niestety, myliła się. Z krzaków wypadł mężczyzna, nagi, pokryty krwawymi ranami. Upadł na twarz, po czym podniósł się na rękach i zaczął się czołgać w stronę dziewczyny. Ona odsunęła się, odzyskując władzę w nogach, lecz nie uciekała. Była przerażona - to prawda - ale nie wiedziała, kim jest ten człowiek. Może potrzebował pomocy? Patrząc na jego wygląd, jak najbardziej.
Jego głowę porastały rzadkie kępki brązowych włosów, lecz mimo tego twarz - brudna i zaniedbana - wskazywała na młody wiek. Był bardzo chudy. Jego ręce zdobiła siatka cięć i zadrapań, przy których znajdowała się zakrzepła krew. Nogi, posiniaczone i podrapane wskazywały na to, że czołgał się już od dłuższego czasu.
Kiedy człowiek wynurzył się z krzaków w całości, z ust Lucy wydobył się niemy okrzyk na widok stóp ów mężczyzny. Na końcu patykowatych nóg znajdowały się dwie, odwrócone stopy, w ten sposób, że gdy mężczyzna leżał na brzuchu, one sterczały ku górze.
Z jego ust wydobyły się ledwo dosłyszalne słowa.
- Pomóż... mi...
Lucy żałowała tego, co zrobiła, ale zamiast w istocie pomóc temu biednemu człowiekowi, odwróciła się i zaczęła biec. Biegła przez krzaki i drzewa, ostre gałęzie smagały ją po twarzy, kolczaste krzaki raniły nogi. Mimo tego nie zatrzymywała się. Z jej oczu znów popłynęły łzy.
"Dlaczego to się dzieje?" pomyślała zrozpaczona wciąż pędząc przed siebie. "Dlaczego akurat mi?"
Po paru minutach zabrakło jej tchu, więc upadła na ziemię i leżała tak, nabierając powietrza rozdzierającego jej płuca. Leżała dobre kilka minut. Była wycieńczona i zrozpaczona, a jej psychika doznała dużego uszczerbku.
Kiedy jej oddech się ustabilizował, a ona się w miarę uspokoiła, wstała i rozejrzała się wokoło. Wiedziała mniej więcej skąd przybiegła, więc postanowiła się wrócić. Myślała o tym, co zrobiła i nie mogła sobie wybaczyć, że zostawiła tego człowieka na pastwę losu. Atak paniki utrudnił jej zadanie wydostania się stąd, przez co znalazła się jeszcze dalej od miejsca wypadku.
Skierowała się w stronę, z której przybiegła, po czym rozpoczęła wędrówkę ku wrakowi auta, gdzie - miała nadzieję - wciąż przebywa ten mężczyzna. Szlag by to trafił, jej telefon też został we wraku, przez co nie mogła nawet wezwać pomocy dopóki tam nie dotrze. O ile tam dotrze.
Po kilkudziesięciu minutach zdała sobie sprawę, że biegła dłużej, niż jej się początkowo wydawało. Przyszło jej na myśl, że może dawno ominęła to miejsce, ale wolała o tym nie myśleć. Zresztą, czy miała inny wybór?
W końcu usłyszała dźwięk konsumpcji jedzenia dobywający się zza wysokich krzaków okalających niewielką polanę. Mlaskanie i jakiś inny dźwięk, którego nie potrafiła dokładnie zidentyfikować. Brzmiał tak, jakby ktoś przesuwał w dłoniach ciepłe mięso.
Lucy ostrożnie odsunęła krzaki i spojrzała na polanę. Eureka! To miejsce, do którego chciała dotrzeć. Rozejrzała się wokół i zobaczyła...
...jak mężczyzna z odwróconymi nogami leży nad rozprutym brzuchem jej narzeczonego i ze zwierzęcą zawziętością zjada - a raczej wyjada - poszczególne części z jego wnętrza.
Powstrzymała się od jakichkolwiek reakcji, które mogłyby zwrócić jego uwagę. Zakryła sobie usta dłonią i wycofała się, żeby nie oglądać tego okropieństwa, które dzieje się z ciałem Daniela. Teraz wydarzenia przybrały zgoła inny obrót. Wycofała się trochę dalej, po czym poszukała na ziemi jakiegoś większego kamienia.
Robiąc wszystko jak najciszej, w końcu znalazła idealny, ostro zakończony kamień, który świetnie wpasowywał jej się w rękę. Obeszła polankę zza linii krzaków, po czym znów spojrzała na tę okropną scenę. Ten potwór wciąż zajmował się ciałem.
Ostrożnie wyszła na polankę, w ręce wciąż ściskając kamień. Podeszła na odległość metra od mężczyzny, po czym zaatakowała. Jedno uderzenie, drugie, trzecie. Krew tryskała z głowy nieszczęśnika, mieszając się z krwią Daniela i Lucy. Uderzała dalej, nie zwracając uwagi na to, czy jej ofiara wciąż żyje.
Nie rozumiała, co się dzieje. Nie rozumiała, gdzie jest i dlaczego sprawy przybrały tak okropny obrót. Była przerażona. Załamana. Wściekła. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nie wiedziała, co robić dalej. Na ten moment nie wiedziała nic, oprócz jednego.
Właśnie zabiła człowieka.
Ciąg dalszy: http://straszne-historie.pl/story/12813-Drzewo-Gatunek-II
_________________________________________________________________
Jeżeli jesteś zainteresowany moją dalszą twórczością, bądź chcesz być na bieżąco ze wszystkimi nowymi materiałami odwiedź mój Fanapge:
https://www.facebook.com/mrdonut064?fref=ts
_________________________________________________________________
Komentarze