Zdjęcie

Nigdy mnie nie zostawiał...

jorayman 0 6 lat temu 502 odsłon Czas czytania: ~2 minuty

Nigdy mnie nie zostawiał...

Każdego dnia budziłem się z tym samym uczuciem - coś we mnie umierało. Coś dobrego,

chcącego mi pomóc, zabrać go ode mnie. Był wiecznie uśmiechnięty, jego twarz

emanowała cholernie szerokim uśmiechem i równie długim wąsem, który rozciągał

- chciało by się powiedzieć - od ucha do ucha, jednak on go nie posiadał. Nie miał też przegród

nosowych, jedynie wypukłość pod czarnymi jak nocne niebo oczyma. Patrzył na mnie

nigdy nic nie mówiąc, jedynie spoglądał na mnie w bezruchu. Patrzył się godzinami

na moje sparaliżowane ciało. Patrzył się, a ja nie mogłem powiedzieć tego nikomu...

Był przy mnie zawsze i wszędzie, gdziekolwiek by mnie nie zabrano, on tam był. Nikt

nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia, a ja mogłem się jedynie bać i zastanawiać

się - kim on do cholery jest? Po co? Dlaczego nigdy nie odchodzi?! Dlaczego ja?!

Trwało to kilka lat. Przestałem się go bać, a zacząłem traktować jedynie jako iluzję,

coś, co nie istnieje. Coś, co nie może być prawdziwe - w końcu tylko ja go widziałem.

Jednak wczoraj się ruszył. Pierwszy raz wykonał jakikolwiek ruch swoim chorobliwie

szczupłym i gumowym ciałem. Zrobił dwa kroki zbliżając się do łóżka, w którym leżałem.

Pochylił się nad moim nie mogącym wykonać ruchu ciałem i swymi strasznie długimi

rękoma zakrył mi oczy. Nie mogłem ich otworzyć. Bałem się jak nigdy, nie wiedząc, czy

jeszcze jestem żywy... Nic nie słyszałem, nie czułem, nie oddychałem, lecz nagle

otworzyłem oczy, a kiedy to zrobiłem, byłem w pomieszczeniu pełnym ogromnych szuflad

oraz stołów, na których leżeli poprzecinani ludzie. Byli martwi, a ich organy

wewnętrzne wyjęte. Całe pomieszczenie było pełne czerwonej i lejącej się wszędzie

krwi. Po paru minutach do sali wszedł mężczyzna. Wysoki i chudy - wiedziałem kto to

był... Zbliżył się do mnie, po czym wyjął z kieszeni skalpel i przejechał nim po mojej

klatce piersiowej. Nie czułem bólu, smutku, żalu, rozpaczy... Nie czułem już niczego.

Po chwili wyjął coś ze mnie. Nie leciała z tego krew, ani żaden inny płyn. Było to coś

związanego ze mną. Czułem się jeszcze mniej sobą, kiedy wyjął to ze mnie. Objął to

swoimi rękami tak, że nie byłem w stanie zobaczyć co to. Kiedy macał każdy cal

obiektu, nagle wieczny uśmiech na jego twarzy znikł. Stał się smutny i zaniepokojony,

popatrzył się na mnie i nagle znowu się uśmiechnął. Odsłonił to, co trzymał w rękach -

jego twarz. Uśmiechnięta, jednak bez oczu. Zaczął ją głaskać. Pochylił się nad moją

głową, po czym ponownie włożył twarz do mojego ciała. Po chwili złapał jedną część

mojego rozciętego ciała rękami, zaczął rozszerzać szczelinę, po czym wszedł na stół,

na którym leżałem. Włożył jedną nogę w moje ciało, potem drugą i powoli zaczął się

zapadać we mnie. Nie czułem go. Nie czułem tego, jak wchodzi we mnie. Jak jego wysokie

na dwa metry, wychudzone ciało powoli wchodzi we mnie, ale czułem jedno:

To, że nie jestem już sobą...

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje