Historia

Torschlusspanik.

Muzoflik 0 3 lata temu 424 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

Nie pamiętam jak się tu znalazłem

Ostatnie wspomnieniem jakie mam

To jakiś zapyziały bar,

Pamiętam, znalazłem tam pewna dziewczynę w czerwonej sukience, oczy miała niebieskie,

Włosy brązowe, rozpuszczone, zapewne ładnie układały się na wietrze.

Pamiętam że tamtej nocy, zbyt wiele wypiłem,

Gorszy dzień czy tydzień, gorsze całe życie,

Wypiłem za smutki, upadki i żale

W końcu urwał mi się film,

Tak mi się przynajmniej zdaję

A teraz stoję, w białym kitlu lekarskim

W pustym holu przed drzwiami jakieś sali

Naciskam na klamkę i otwieram drzwi,

Po hall'u rozniósł się zgrzyt zamka i pisk drzwi.

W sali, znajduje się fortepian, duży i czarny, na zdobionych nogach, obok, nie za duży metalowy stoliczek, na nim przybory chirurgiczne, a bardziej rzeźnicze, skalpele, może, piły tasaki i długie szpikulce,

Na fortepianie przykuta łańcuchami, leży...

A jakże dama z baru, już bez czerwonej sukni, nie porusza ciałem, choć unosi jej się klatka, to znak że żyje, dobrze że tym razem nie zjebałem proporcji, chyba zbyt dużo pije. Leży, zamulona prochami i alkoholem, czy w pełni świadoma? Psychologiem nie jestem ,choć bardzo jara mnie ten temat, może nie tak jak żydzi, lecz to inny temat.

Podchodzę do niej, przesuwam dłonią po delikatniej twarzy, zjeżdżam ku szyi, po ramieniu do dłoni.

Przepraszam, to nie twoja wina, nie powinnaś tak skończyć, to zwykły zbieg okoliczności, znalazłaś się w złym miejscu o nie właściwym czasie. Nie miej mi tego za złe, to tylko gra, ja się tu bawię, bawię, bawię...

Nie zakładam rękawiczek, już dawno przestały być potrzebne, lubię czuć ciepło ciała, gdy układam na nim ręce, spokojnie, nie jestem zwyrolem, nie jestem seksualnym potworem, ja tylko sprawie że będziesz cierpieć niedolę.

Biorę do ręki nóż, na skalpel przyjdzie pora robię dwie kreski, zaznaczam obojczyki, to rodzaj podpisu, dawniej były to nacięcia na plecach w kształcie skrzydeł, ale od tamtego czasu sporo się zmieniło, odkładam nóż, zamieniam go na skalpel, i jednym precyzyjnymi cięciem, otwieram ciało niczym książkę.

Ukazują mi się Twoje płuca, serce bijące, pulsujące organy wewnętrzne, czekałem na ten widok, upajający i przynoszący spokój, minęło już tyle czasu od ostatniego razu.

Na twarzy pojawił się delikatny wyraz bólu, jednak jesteś tak naćpana że nie możesz nic zrobić, Twój mózg nie ma kontroli nad ciałem.

Przesuwam dłonią, od szyi, przez płuca, trzustkę, po tańczące jelito cienkie, przyznam że wygląda to okrutnie,

Jednak wiesz po co tu przyszedłem.

Nacinam skórę na nadgarstku, by przeciąć żyłę, taka krew wolę, bez tlenu, ciemną, mocniejszą w smaku,

Przystawiam do nadgarstka złoty kielich.

Twoja krew będzie ofiarą, spokojnie, nie stracisz jej dużo, Żydzi dobrze płacą.

Nie sądziłem że jesteś aż tak silna,

Mimo tylu narkotyków w żyłach, rozprutym brzuchu i krwawiącej żyle jesteś stabilna, interesujące.

W międzyczasie rozmyślań, kielich zdążył się napełnić.

Teraz czas na twoje nerki.

Wykonuje ten zabieg, już nie pierwszy raz. Nie mam wyrzutów, przecież nie zabije Cię. Robiłem to zbyt wiele razy, jednak do tej czynności zakładam rękawiczki, szanuję Cię, mimo iż leżysz na fortepianie z rozciętym brzuchem.

Wycinam Ci jedną nerkę, druga zostawiam byś mogła żyć, teraz Cię zaszyje, poleżysz kilka dni, tygodni aż dojdziesz do siebie, zadbam o Ciebie a później wypuszczę. Będę Cię obserwował, ale nie zabiję. Nie tym razem. Od tamtego pamiętnego wieczora w Cardiff, gdzie pora ostatni czułem jej zapach, nigdy więcej nie wróciła, jakiś pijak zajechał jej drogę. Od tamtego czasu nie zabijam. Nerka to takze dodatek dla żydów. Pieniądze się niezbędne, a ja nie umiem nic innego. Wiesz że to nie Twoja wina. Że po prostu wybrałaś zły lokal.

Skończyłem. Nadal jesteś stabilna, zaszywam Ci brzuch,

Byłaś taka dzielna.

Teraz muszę podłączyć Cię pod zewnętrzny układ krwionośny aby oczyścić Twoja krew, ta mieszanka narkotyków może Cię zabić. Tak, zauważyłem, od dawna mówię do siebie, mówię co robię, dziwny nawyk, przecież wiem że nikt mnie nie obserwuję.

To ja jestem obserwatorem. Znasz to uczucie, gdy idziesz ciemna nocą i czujesz czyjeś spojrzenia, tak, to ja, jednak nigdy mnie nie widzisz, czarny garnitur to moja wizytówka.

Podpinam Cię do aparatury, do rana będziesz czysta, kilka dni, może tygodni i wypuszczę Cię, wiem że nikomu nic nie powiesz, znam Cię. Ty nie wiesz o mnie nic, a ja o Tobie wszystko.

Żydzi to dobrzy kupcy, płacą od ręki, gotówka, nigdy nie spóźniają się z transakcjami, ich Bóg nie lubi czekać.

A ja, zadbam o Ciebie, odwiozę do domu, obudzisz jakby nigdy nic w łóżku, myśląc że to zły sen, jednak blizny na ciele sprawia że przeszyją Cię deszcze...

Pamiętasz tego człowieka, którego spotkałaś wieczorem? Był miły, prawda?

Pamiętasz tego pana, który podarował Ci parasolkę?

Pamiętasz tego pana co zapłacił gdy zapomniałaś portfela?

 Pamiętasz tego kierowcę autobusu, który na Ciebie zaczekał?

Znasz to uczucie gdy w nocy się nagle budzisz, mając wrażenie że ktoś patrzy?

Tak, to też byłem ja.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje