Historia

Bez tchu

Muzoflik 0 3 lata temu 467 odsłon Czas czytania: ~8 minut

Ten dzień nie był zwyczajny, choć rano jeszcze nie zdawałem sobie z tego sprawy. Nic nie wskazywało że stanie się coś takiego. Przecież takie coś zdarza się tylko w filmach, ale nie w życiu "normalnego" nastolatka, względnie.

Ale od początku.

Dzień zaczął się zwyczajnie, jak codziennie obudził mnie budzik, choć to trochę nad wyraz, w końcu i tak praktycznie nie spałem, ale to nie ważne. Wstałem, po długiej walce z samym sobą. Wyjąłem z szafy jeansy, koszulkę, i jakąś białą bluzę. Udałem się do kuchni, zaparzyłem sobie kawę by jakoś przetrwać ten dzień.

Wiem że powinienem iść do szkoły, ale nie czuje się na siłach, psychika mnie rozkłada, ale nie mogę zostać w domu, to by było zbyt proste, więc pewnie znów będę błąkał się ulicami szukając sensu istnienia kopiąc kamyk po zaśnieżonym chodniku. Gorąca kawa pobudza mnie do życia, przesuwa ciepło przez przełyk do żołądka, emanuje na całą objętość ciała, delikatnie przyśpiesza mi puls, oddalam kubek od twarzy bo zaparowały mi okulary. Nie będę jeść, nie chcę, ostatnio nie czuje głodu, co mi odpowiada bo i tak nie mam apetytu. Dopijam kawę, wkładam kubek do zmywarki i udaje się po kurtkę.

Zasznurowywuję buty i wychodzę, sam nie wiem po co, ale chyba już do tego przywykłem.

Wyruszam znaną mi trasą by po chwili skręcić w boczną uliczkę, z tego co wiem prowadzi do jakiś starych magazynów, fabryki czy czegoś w tym rodzaju.

Przynajmniej tak słyszałem choć jeszcze tam nie byłem, w końcu trzeba trochę iść, ale czasu mi nie brakuje.

Na szczęście jest dosyć ciepło mimo śniegu pod stopami.

Nie wiem ile tak szedłem, nie zwracam uwagi na czas, aż w końcu moim oczom ukazały się budynki, ruiny, jakieś baraki, to chyba to czego szukam.

Wchodzę do środka, olewam to że to czyjaś własność prywatna. Niebezpieczeństwo? Istnieje, ale przecież non stop coś mi zagraża, więc co za różnica gdzie zginę.

Bez-tchu

W środku czuć zapach wilgoci, stęchlizny, i czegoś jeszcze, ale nie przeszkadza mi to, włócząc się czułem gorszy smród. W środku jest zadziwiająco ciepło, może to dzięki temu że w ramach zostały wszystkie szyby przez co wiatr nie dostaję się do środka.

Fakt jest tu za to bardzo brudno, ale czego się spodziewać, zresztą, mi to nie przeszkadza.

Moja uwagę przyciągnęły schody, wyglądają inaczej, jakby, ktoś je specjalnie zniszczył, to pewnie tylko złudzenie, ale może coś się tam kryje.  

Bez-tchu

Tylko jak się tam dostać?

Rozejrzałem się po pomieszczeniu, obszedłem okalające je komórki, znalazłem jakieś szafki, na które mógłbym wejść by dostać się na górę.

Nie myliłem się, na górze znajdowało się sporo graffiti, z pozoru normalne, ale wystarczyło zrobić kilka kroków by ujrzeć jakieś dziwne znaki, jakiś alfabet, aramejski albo jidysz, nie znam się, ale zaraz, przecież mam telefon.

Wyciągam go, robię zdjęcie i translator podaje mi znaczenie, to było zbyt łatwe.

Heh, ostrzeżenie, i to niby ma mnie odstraszyć? Pentagram i ostrzeżenie nabazgrane brązową farbą?

Tak, też zauważyłem że od pewnego czasu mówię do siebie, to chyba samotność.

Podoba mi się to miejsce, chyba był tu jakiś hol czy coś,

Wokół mnie na podłodze i ścianie są białe kafelki, ale tylko do połowy wysokości ściany, powyżej jest farba biała, śliska, faktura jak przemysłowa, tak, dotknąłem jej.

Prawie uciekł mi jeden szczegół, pośród kresek, który jak odkryłem był alfabetem jidysz były łacińskie litery

Napis RACHE

Znam to słówko, pamiętam, co ono oznaczało....

Mniejsze, pewnie sobie przypomnę

W powietrzu unosi się dziwny odór, to chyba ten zapach z dołu, jednak dużo silniejszy, intensywniejszy jakby znajomy, tylko skąd

Po prawej stronie warstwa kurzu jest jakby mniejsza w niektórych miejscach, widoczne są jakby plamy z mniejszą ilością brudu.

Bez-tchu

Podświadomie ruszam w tamtą stronę, zanim zdążyłem pomyśleć byłem już przed drzwiami z którego wydobywał się ten zapach, były dobrze spasowane, zapach wydostał się tylko szczeliną nad podłogą.

Cuchniało coraz silniej, chodź zacząłem się już przyzwyczajać

Gdy dotknąłem klamki poczułem przeszywający dreszcz, niczym prąd przemierzający otchłań mojego ciała od dłoni, poprzez ramie do głowy, stóp, i reszty ciała.

Bez-tchu

W tym momencie przypomniałem sobie skąd znam ten zapach.

 Było upalnie, mimo iż niedawno przeszła tędy burza,

Powietrze nadal było cholernie gorące i wilgotne, nie mogłem wysiedzieć w domu, więc ruszyłem w drogę.

Idąc drogą nagle skręciłem w las.

Bez-tchu
Tak, tego mi brakowało, zapachu listowia, ściółki i drzew zaraz po deszczu. 

Nie miałem ochoty iść dróżką, wolałem dziki spacer, przez równie dziki las, porośnięty krzakami, jarzębiną, gdzieniegdzie skupiskami paproci.

Szedłem tak patrząc przed siebie. Lubię przemierzać tak przestrzeń, bez żadnych kontroli, zakazów, po prostu wolność.

Idąc tak przed siebie, odcinając wszystkie myśli poczułem dziwny zapach, podczas tego dusznego dnia, praktycznie nie do zniesienia, powinienem odejść stamtąd, ale coś, chyba ciekawość ciągnęła mnie w tamtą stronę.

Ujrzałem to...

 Na zakręcie, niedaleko obalonego drzewa na rzece...

Było to ciało, młodej dziewczyny, wokół niej porozrzucane były rzeczy z torebki, chyba jakieś dokumenty, nie pamiętam dokładnie bo po chwili puściłem pawia. Ale w pamięć zapadł mi dziwny kształt kamieni odłożonych wokół niej, coś jakby pentagramem tak, to był mój pierwszy raz że zwłokami, koszmarne przeżycie.

Wiem że powinienem odrazu wezwać odpowiednie służby, ale przecież jej i tak już nie pomogą.

Dziwne, jej przypadek wywołał u mnie zaciekawienie połączone z obrzydzeniem. Spostrzegłem że obrzygałem sobie buty.

W tym momencie dostałem strzał adrenaliny w tętnice, serce przyspieszyło a ja, jak małe dziecko rzuciłem się do ucieczki, nie rozumiejąc dlaczego, biegłem tak najszybciej jak umiałem nie rozumiejąc dlaczego, nie zdając sobie sprawy co się ze mną dzieje.

Nagle wywaliłem się, ręce nie zdążyły zadziałać i moja twarz i całe ciało spotkało się z podłożem.

Najszybciej jak umiałem pobiegłem dalej nie otrzepując się nawet.

Na skraju lasu ochłonąłem, zrozumiałem że muszę wezwać policję, zawiadomić kogoś, przecież tam leży dziewczyna, ktoś jej na pewno szuka, przecież to czyjaś córka, przyjaciółka, dziewczyna...

Oczekiwanie na służby trwało w nieskończoność, nie umiałem zebrać myśli, byłem roztrzęsiony, nigdy nie było tak źle, to było tak nienaturalne, miała gołe plecy z doszytymi czarnymi skrzydłami, jakby wrony, czy kruka.

Zaprowadziłem tam techników, złożyłem zeznania i udałem się do domu.

Ten widok był wstrząsający, jednak po jakimś czasie polepszyło się, bez wizyt u specjalisty, choć do dziś czasem mi się śni, i budzę się zlany potem.

Teraz gdy dotknąłem klamki wspomnienia wróciły, już wiem co to za zapach.

W tym momencie nacisk mojej dłoni otworzył drzwi, a było już za późno by się cofnąć, odór rozkładu uderzył mnie w twarz.

Z trudem powstrzymałem wymioty.

Na przeciwko drzwi, była ściana całkowicie przeszklona

Jednak najpierw moja uwagę przykuł fotel, staromodny, z zielonym obiciem, z mnóstwem plam.

Wewnątrz siedział człowiek, a raczej zwłoki, ciało było napuchnięte więc pewnie leżał, a raczej siedział tu już dość długo.

Ogolone na łyso, że zniekształconymi rysami twarzy, nie byłem w stanie stwierdzić jakiej są płci.

Miał rozcięte ubranie na obojczykach.

Przesiąknięte było zaschniętą krwią,

Mogło mi się wydawać, ale zza pleców wystawały jakby, nie to nie może być to, to nie możliwe...

Wybiegłem, znów, nie wytrzymałem i poddałem się, zacząłem uciekać, zeskoczyłem na parter, poczułem że coś przeskoczyło w kostce, jednak serce pompujące adrenalinę zaprzeczało każdemu bólowi, po prostu biegłem, bez tchu, mimo mrozu, zorientowałem się że moja kurtka została na dole, bo przeszkadzała mi w wejściu na górę, mimo to biegłem, robiło się już ciemno, tym razem nie umiałem nikogo powiadomić, ulice były puste, żadnej żywej istoty wokół.

Dobiegłem do domu. Wpadłem, zamknąłem drzwi na wszystkie zamki, popędziłem do łazienki by przemyć twarz, by pozbyć się emocji, byłem cały rozpalony końcu zdjąłem bluzę.

Na jej tylnej części zauważyłem napis. " איר וועט זיין ווייַטער" nabazgrane brązowa farbą, taka jak napisy w holu, ale to nie farba. Wygląda jak, zaschnięta krew...

Wklepałem te znaki do tłumacza, to co zobaczyłem sprawiło że serce przyspieszyło, żołądek podjechał do gardła, nie mogłem przełknąć śliny, upadłem na podłogę...

Wybudził mnie dzwonek do drzwi...

Nie kończący się, w końcu podszedłem do nich, nie mogłem znieść tego dźwięku przez ból głowy

Nie zauważyłem nikogo wokół, na wycieraczce leżały tylko czarne skrzydła...

Osunąłem się na ziemię.

 Witaj, tak to znów ja, wiem, dawno się nie odzywałem, miałem chyba zły czas, a był jakiś inny? Heh

Pamiętasz, jak ostatnio straciłem przytomność w łazience?

Okazało się że to tętniak. Że muszę być operowany...

Nie wiem po co Ci to mówię, może po prostu nadal jesteś ważna. Może chciałem się pożegnać, nie umiem stwierdzić.

Zabrano mnie do szpitala na badania, i tam już zostałem, aż do operacji.

 To był zimowy wieczór. Pamiętam że po upadku bolała mnie głowa, czułem się jak po prochach, nie pytaj skąd wiem jakie to uczucie. To co stało się później uważałabym za sen. Koszmar, ale jednak sen.

Przecież to nie możliwe. Jakieś to zagmatwane. To nie mógł być przypadek ale łudziłem się że jednak tak.

Ocknąłem się w progu, ale zniknęło ciało.

Może to mi się tylko wydawało.

Więc zamknąłem drzwi i poszedłem do łóżka, byłem tak zmęczony, rozbity emocjonalnie, targały mną emocje, strach, lęk, czułem się obserwowany.

Nie byłem w stanie zasnąć, ból rozrywał mi głowę.

Nie pomagał nawet ketanol, połknąłem z 10 tabletek.

Wiłem się po łóżku, zlany zimnym potem. Każda minuta się dłużyła, a zegarek wskazywał za szesnaście czwartą.

Nie mogłem wytrzymać z bólu, nie rozumiem do dziś dlaczego i w jaki sposób, ale wyszedłem z domu,

Szedłem ciemnymi ulicami gdzieś w stronę szpitala, nie panując nad ciałem, przewracając i upadając.

Ostatnie co pamiętam to drzwi wejściowe, białe rażące światło jarzeniówki później chyba straciłem przytomność.

Ocknąłem się w białej sali, na metalowym, szpitalnym łóżku, przypięty pasami.

Przez okno wpadały promienie słońca, drażniąc moje zmęczone oczy. Zacząłem się trząść, chyba wpadłem w drgawki. Znów ciemność.

Sytuacja powtarzała się kilkukrotnie.

Gdy w końcu zyskałem przytomność na tyle by być choć trochę świadomym, zapytałem obsługi szpitala jak się tu znalazłem. Miła, młoda pielęgniarka o brązowych włosach i zapachu kwiatów powiedziała mi że trafiłem tu w nocy kilka dni temu, z rozbitą, zakrwawioną głową, rozcięciami na rękach i plecach. A także że miałem dwie głębokie rany na obojczykach.

Okazało się że straciłem sporo krwi, nikt nie wierzył że byłem w stanie w takim stanie dostać się do szpitala o własnych siłach. Po wstępnym opatrzeniu zrobiono mi tomografię. Tętniak. Heh, nie wiedziałbym nic o tym gdyby nie tamten dzień. Na samą myśl zebrało mi się na wymioty, znów ciemność. Nie wiem ile razy traciłem przytomność i odzyskiwałem ją oblany zimnym potem po wizjach z tamtego dnia.

Właśnie do mnie dotarło. Dwie głębokie rany na obojczykach, przecież to znak, tamte postacie, one...

Ale to nie możliwe.... Te ptaki... Nie wiem co się ze mną dzieję. Nie rozumiem, to zbyt trudne.

Ale chyba tutaj jestem bezpieczny, w końcu to szpital, nie wpuszczają tu psychicznych, chyba

Znów straciłem przytomność

Bez-tchu

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje