Historia

Pokój

białadama 8 11 lat temu 8 833 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

Mieszkam w starym domu, dosadnie mówiąc wiekowym, stary folwark, który czasy swej świetności miał już dawno za sobą. Jak to w czasach sarmackich, ludzie zwykli budować się z dala od innych, by mieć na oku tylko swoje okoliczne pola, wsie, toteż na nasze podwórko prowadziła tylko jedna leśna dróżka, na którą wjeżdzało się z pobliskiej autostrady. Rodzice starali się utrzymywać budynek w jak najlepszym stanie, uważali, że to część naszej historii, to, że kiedyś nasze nazwisko coś znaczyło, teraz został tylko dworek. Wnętrze jak wnętrze, XXI wiek, lecz widać w wystroju coś staropolskiego, mój ojciec jest z tego strasznie dumny. Cóż, mnie raczej to nie obchodziło, starałem się po prostu być, jeździłem autobusem do szkoły, gdzie w mieście miałem kilku znajomych, czasem jakiś wypad na piwo. Większość czasu spędzona

na tym nieszczęsnym folwarku gdzie czas zajmowała mi nauka, pomaganie rodzicom i internet. Nudne życie, co? Ja powiedziałbym, że spokojne, lubię spokój, poranne spacery nad wodę i powiewy świeżego powietrza zawierające w sobie przyjemny aromat okolicznych sosen.

Tak więc wróćmy na właściwe tory mojej historii, a więc drzwi. Drzwi w moim pokoju, drzwi, za którymi nic nie ma. Są trochę zabite i uszczelnione, żeby w zimę nic nie przemakało, dawno temu zapytałem o nie mojego ojca. Opowiedział, że drzwi te niegdyś prowadziły do pokoju mojej prababki, lecz cały pokój strawił ogień, po prostu kolejny nieszczęsny wypadek, babcia jak zwykle po południu zamknęła się w swoim azylu, zamknęła drzwi na klucz, bo nie lubiła jak ktoś jej przeszkadzał. Nie przysypiajcie podczas lektury, szczególnie jeśli czytacie przyświecając sobie lampą naftową. Lampa upadła, cały pokój zajął się ogniem wraz z moją prababką. Zburzono zatem skrzydło, w którym był ten jeden nieszczęsny pokój a drzwi zostawiono, nie wiem dlaczego, nie pytajcie. Tak więc opowiadam wam to, bo podczas ostatnich nocy, zza tych drzwi rozlega się ciche pukanie. Stuk. Stuk. Stuk, delikatne, powolne pukanie. Budzi mnie rano, nie daje zasnąć. Powiedziałem rodzicom, ale oni mi po prostu nie wierzą, raz całą noc siedzieli w pokoju a ten ktoś nie raczył zastukać. Taki mój pech, mój strach się wzmaga, może mam jakąś schizofrenię? Przecież to takie realne. Stuk, stuk, stuk. Równe odstępy. Stuk. Stuk. Stuk. Rodzice przygotowują mi już nowy pokój, po długim czasie na szczęście dali się namówić, nie wytrzymałbym dłużej. Historię odmienia pewna wizyta. Zostałem sam w domu, rodzice pojechali na jakieś większe zakupy, zająłem się niczym, przeglądałem bez sensu internet. Nagle usłyszałem, pukanie do drzwi

wejściowych. Dokładnie to samo, stuk, stuk, stuk. Z ciarkami na plecach spojrzałem przez judasz, stała tam jakaś kobieta, na oko po czterdziestce, lecz całkiem urodziwa, taka staroświecka uroda. W sumie nie tylko uroda, była ubrana w sukienkę, jakieś lata 40, 50. Dziwne. Otworzyłem, na wstępie powitała mnie uśmiechem. Swoim dźwięcznym głosem oznajmiła, że się zgubiła i czy nie było by dla mnie kłopotem, żeby skorzystała z łazienki. "No jasne, że nie, wzdłuż korytarza, trzecie drzwi na prawo" -odparłem. Po jakiś 10 minutach oczekiwania trochę się zaniepokoiłem, czemu ta "stara-młoda" kobieta tak długo tam siedzi? Ruszyłem zatem w stronę mojej łazienki, ale po drodze ujrzałem coś, co zaparło mi dech w mojej wątłej piersi. Drzwi. Drzwi w moim pokoju, otwarte. Ale jak? Przecież były zabite, przecież prowadzą na dwór. Byłem lekkomyślny od zawsze. Wszedłem do swojego pokoju i popatrzyłem na to, co jest za drzwiami. Nie uwierzycie. A może uwierzycie?

Był tam ten pokój. Pokój, doszczętnie spalony, zaczynałem się bać co raz bardziej.

Wszedłem tam, pachniało świeżą spalenizną. Nagle usłyszałem coś, dzięki czemu moje serce bijące jak karabin nieomal wyskoczyło mi z gardła. Ktoś stanął w progu za mną. To miał być tylko początek, odwróciłem się i ujrzałem na wpół zwęglone ciało. Było straszne, nieludzkie. Obtarta suknia, kłębki włosów wystające z głowy, puste oczodoły. Całkowicie zesztywniałem, cóżże miałem zrobić, to był żywy trup! Chyba się lekko uśmiechneła, o ile można to nazwać uśmiechem. Ostatnim co usłyszałem, były słowa z jej martwych ust, głosem dokładnie takim samym jak kobieta, która chciała skorzystać z mojej łazienki...

"Myślałam, że już nigdy mnie nie wypuścisz..."

A potem? Potem była ciemność. Zamknęła drzwi, zostałem sam w tym przeklętym spalonym pokoju. Na wieczność. Teraz jedyne co mogę robić to pukać...

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

całkiem fajne ;) ale nie mógł wyjść przez okno? :D
Odpowiedz
Ziomek zdradzisz mi sekret jak piszesz z za grobu i jak dobry net jest w zaświatach xddd???
Odpowiedz
Kurwa, ja zesrałbym się na rzadko... Ale ciekawe jak to napisał skoro był uwięziony w zabitym pokoju? Miał internet w tele? Nie no, żarcik, wiem że to wymyślił...
Odpowiedz
Dobre :D Białadama jak zawsze nie zawodzi ;)
Odpowiedz
nie aż straszne tylko że ten dom wyglądał przerazająco
Odpowiedz
bardzo fajne opowiadanie
Odpowiedz
fajne :) naprawdę ciekawie napisane
Odpowiedz
Myślałam, że prababcia to raczej dobry duch ale w sumie z rodziną to najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Fajne opowiadanie.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje