Historia

Porwana

piramides 3 11 lat temu 2 753 odsłon Czas czytania: ~1 minuta

W Chinach dziennie ginie więcej dzieci niż w Polsce rocznie. Znajduje się tylko 1% z nich. Bardzo mało porywaczy chce okupu – większość dzieci porywa się po to, by je sprzedać, czy to rodzinom, które nie mogą mieć własnych pociech, czy też do fabryk, gdzie stają się niewolnikami. Chen została porwana w wieku pięciu lat. Była z mamą na jakiejś strasznie zatłoczonej ulicy. Ktoś podbiegł, wziął ją na ręce i uciekł. Chen widziała tylko płaczącą matkę klęczącą na ziemi.

Nie wiedziała co się działo dalej. Zapomniała. Pamiętała tylko Kana – chłopaka, który musiał nauczyć ją jej pracy. Miała segregować ziarna kawy. Piętnaście godzin na dzień. Nie rozumiała nawet ile to jest. Gdy Kan powiedział jej wszystko co musiał, uśmiechnął się. Tylko oczy miał jakieś takie smutne. Jeszcze tego samego dnia Chen poznała innego Kana. O jakieś dwadzieścia lat starszego. Był kierownikiem sekcji fabryki, w której pracowała. Bardzo krzyczał. Za każde, nawet najmniejsze przewinienie. Często bił. Miał przy sobie patyk, często lał nim po nogach.

Chen nie mogła w nocy zasnąć. Bolały ją nogi, tęskniła za mamą. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek ją zobaczy. Pracowała jeszcze pięć dni. Zmarła z wycieńczenia. Ciało wrzucono do rzeki.

Otworzyła oczy. Widziała przed sobą swoją matkę. Rozdawała ulotki z jej wizerunkiem. Chciała znaleźć swoją córkę. Chen chciała zwrócić na siebie uwagę. Matka nie reagowała. Dziewczynka spojrzała w dół- nie widziała własnych nóg.

Pięć lat błąkała się po Chinach bez celu. Aż w końcu znalazła wielki budynek z obrazkiem, które coś jej przypominał. Weszła do tego budynku. Unosił się w nim zapach, który skądś kojarzyła. Widziała dzieci. Oraz krzyczącego mężczyznę. Nie pamiętała go, ale bardzo się jej nie podobał. Obserwowała go.

Po pięciu godzinach poszedł do domu. Szła za nim. Mieszkał w strasznym bałaganie. Usiadł przed telewizorem. Chen zaczęła się rozglądać. Weszła do kuchni. Znalazła tasak. Podniosła go. Zbliżyła się do mężczyzny. Kan, chyba tak się nazywał. Uderzyła go w głowę. Z czaszki wypłynęła jakaś szara masa. Uderzyła w brzuch – wypełzły dżdżownice. Odcięła mu ręce, które sprawiały jej ból.

Ujrzała światłość.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Bezsens ;-;
Odpowiedz
Grzywacz masz rację, z początku myślałem że to ona zrobi coś dziwnego za życia. Nie wiem co, ale mogło być trochę bardziej rozwinięte.
Odpowiedz
Początek spoko, pomysł przyzwoity, trochę za szybko się wszystko potoczyło, za mało rozwinięcia, zakończenie prymitywne.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Czas czytania: ~1 minuta Wyświetlenia: 4 353

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje