Historia
William i Ivy
Pewne bezdzietne małżeństwo wybrało się jak co roku na wakacyjny urlop. Dwudziestoletni staż małżeńskinski w ogóle nie odbierał im chęci do wspólnych wyjazdów. Nigdy się ze sobą nie nudzili, a ich życie obfitowało w nietypowe przygody. Podobne plany mieli i tym razem. Wyjazd nad jezioro, namiot, las, cicha, prawie bezludna okolica. Tak jak za starych czasów, kiedy byli nastolatkami i musieli się ukrywać, chcąc zrobić coś nieprzyzwoitego. Po dotraciu na miejsce rozbili namiot, rozkoszowali się pięknem przyrody i ciszą, błogą ciszą. Nagle nieskazitelny spokój zakłóciły dziwne odgłosy. Kobieta, która została chwilowo sama z niepokojem wypatrywała męża. Miał iść po drewno do ogniska, ale długo nie wracał. Krzyki dobiegające z coraz większą intensywnością gwałtownie podniosły poziom adrenaliny kobiety. Drżała, zupełnie nie wiedziała czego lub kogo ma się spodziewać. Krople potu spływały z czoła, szyi, karku. Próbowała otworzyć samochód, ale drżące dłonie nie pozwalały jej tego zrobić. Krzyki stały się niezwykle wyraźne, ten ktoś był blisko. Ostatnie szarpnięcie i zamek drzwi auta puscił. Sięgnęła do schowka i wyjęła nóż. Nieruchomo czekała na zbliżającego się nieznajomego. Po chwili jej oczom ukazał się mąż. Nie szedł jednak sam. Prowadził małego chlopca, całego zakrwawionego. Zdążył mu już wydłubać oczy. Kobieta nie kryła zadowolenia. Podekscytowana długim oczekiwaniem, jednym ruchem poderżnęła chlopcu gardło. Po tygodniowym relaksie spędzonym na bezczeszczeniu zwłok, nadszedł czas powrotu. Tym razem wyjątkowo zmienili trasę. Postanowili wracać rzadko uczęszczanymi drogami, licząc na znalezienie kolejnej ofiary. Natknęli się na przejazd kolejowy, wyglądający na nieuczęszczany. Wjechali. Samochód zgasł. Mężczyzna nerwowo szamotał się ze stacyjką. Nagle usłyszeli charakterystyczny stukot i dźwięk pociągowego klaksonu. Niespodziewanie silnik zadziałał, rozpędzona lokomotywa była już niebezpiecznie blisko, jechała prosto na nich. Szlabany gwałtownie opadły, zamykając drogę wyjazdu. Próbowali uciec z auta, ale drzwi pojazdu nie chciały się otworzyć. Pchali ile sił, jednak opór był zbyt duży. Pociąg nie wyhamował, wjechał w samochód miażdżąc pasażerów. Policja, która dokonywała oględzin miejsca zdarzenia, zabezpieczyła na karoserii liczne ślady małych rąk. Dłonie były tak małe, że uznano, iż były to dłonie dziecięce.
Komentarze