Historia

Prawo jazdy
Usłyszał kroki na korytarzu. Pewnie idą, żeby go zwolnić. Standardowa procedura. Spisali jego dane. Pewnie będzie mandat. Do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn. Jeden z nich miał okulary. Trzymał w ręku jakiś plik papierów.
- Dzień dobry Panie Stefanie. Jak samopoczucie?
- Dziękuję, dobrze Panie władzo. To jak będzie? Anulujemy ten mandacik? W końcu nie prowadziłem po pijanemu.
Mężczyźni spojrzeli po sobie.
- Najpierw – powiedział ten bez okularów – musimy prześledzić fakty.
- Znowu? Mówiłem to już setki razy. Byłem na imprezie rodzinnej.
- Sam?
- Nie, z córką i synem.
- Ile lat mają Pana dzieci?
Mężczyzna zamrugał oczami.
- A jakie to ma znaczenie?
- Proszę odpowiedzieć na pytanie.
- Joasia ma 3, a Piotruś 15.
- No właśnie. I co się działo na tej imprezie?
Przesłuchiwany przetarł rękoma twarz i sapnął.
- Mówiłem, nie zrobiłem nic złego.
- Proszę odpowiedzieć.
- Piliśmy wódkę! A co się miało dziać?!
- Uważa Pan, że to rozsądne zabierać trzyletnie dziecko na zakrapianą imprezę?
- A z kim ich miałem zostawić? Żona w Stanach! Moja matka nie żyje. Z resztą Piotruś jej doglądał.
Mężczyzna w okularach zdjął je i zaczął gryźć.
- Powierzył Pan trzylatkę piętnastolatkowi?
Oskarżony zaczął nerwowo poruszać się w przód i w tył.
- Tak, powierzyłem. Powierzyłem i co? Za to jeszcze chyba nie wsadzają.
Mężczyzna bez okularów patrzył na niego przenikliwie.
- Dobrze. Co było dalej?
- Jak to co? Byłem nawalony, więc zamiast samemu prowadzić dałem kluczyki Piotrusiowi.
Obaj mężczyźni byli nieruchomi jak głazy.
- To znaczy?
- No co? Sam miałem jechać? To były tylko dwie przecznice! Chyba dobrze zrobiłem nie?
Mężczyźni znowu spojrzeli po sobie. Milczeli dłuższą chwilę, po czym ten w okularach rzekł.
- To zależy, biorąc pod uwagę konsekwencje.
- Dobra! – oskarżony nagle się ożywił – Chcecie wlepić mi mandat? Wlepcie! Chcecie mi zabrać prawko? Zabierajcie! Tylko dajcie mi już święty spokój.
Ten bez okularów pochylił się do przodu.
- Panie Stefanie. - spojrzał mu prosto w oczy – Pan nie ma prawa jazdy.
- Aha. – oskarżony opadł bezwładnie na krzesło – Aha. Dzięki, że informujecie mnie w ten sposób. Naprawdę. Ludzie narzekają na aparat władzy, że to bęcwały, ale to co się tutaj wyrabia, to już jest dno. Proszę natychmiast oddać mi moje prawo jazdy! Żądam rozmowy z adwokatem!
Zaczął teraz szarpać się i miotać i dopiero teraz zrozumiał że jest przykuty do krzesła.
- Co to jest? – szarpnął się raz i drugi – To są metody postępowania z podejrzanymi w cywilizowanym kraju?! Co to ma być?! Proszę mnie natychmiast rozkuć.
- Proszę się uspokoić.
- Ani myślę!
- Proszę się uspokoić, a wtedy pana rozkujemy.
- Pieprzcie się bęcwały!
Szamotał się dłuższy czas, aż opadł bezwładny na oparcie.
- Czego wy ode mnie chcecie?
- Proszę powiedzieć, kiedy miała miejsce ta zakrapiana impreza?
- Wczoraj chyba, nie?
- A dokładnie?
- Co dokładnie? Wieczorem.
- Pamięta Pan który wtedy był?
Teraz oskarżony spojrzał na swoich prześladowców z niedowierzaniem.
- 14 sierpnia. W co tu się gra?
- Wie Pan który jest teraz?
- Jezu! A który ma być? Jest sobota 15 sierpnia 2015 roku.
Jeden z mężczyzn bez słowa wyciągnął z kieszeni smartfona i pokazał oskarżonemu wyświetlacz. Widniała tam data 24 listopada 2016.
- Co to za żarty? – spytał Stefan, ale wcale nie było mu do śmiechu, zaczął oddychać coraz ciężej, a na czoło wystąpiły mu krople potu. – Co to kurwa za gra?
- Dziś jest dwudziesty czwarty listopada dwa tysiące szesnastego roku. – powiedział drugi mężczyzna – Chce Pan zobaczyć mojego smartfona?
- Dobra. Mam dość. – Stefan wyglądał na naprawdę spanikowanego – To jakiś kawał, tak? Wiem! Jesteście kolegami Krzyśka! Jesteście aktorami, prawda? Wiedziałem, że to jego robota. Straszny był z niego jajcarz zawsze! O ho, ho! Nieźle żeście mnie wystraszyli. Krzychu ! Gdzie się chowasz?! Przejrzałem cię! Możesz już wyjść!
- Nie ma tu pana kolegi – mężczyzna w okularach, wstał i zaczął chodzić po pokoju – i to nie jest żaden kawał. Naprawdę nie przypomina sobie Pan czemu Pan tu jest i co się stało tamtej nocy?
Stefan zacisnął oczy jakby ktoś miał mu sypnąć w nie piaskiem.
- Wyszedłem z imprezy po pijaku. Dałem klucze Piotrusiowi, wsiadłem na tylnie siedzenie, a następne co pamiętam to te pieprzone białe ściany. Co się kurwa dzieje?! Kim wy kurwa jesteście? Czego ode mnie chcecie?
- Chcemy prawdy – odpowiedział ten w okularach.
Stefan otworzył oczy i zobaczył że mężczyzna, jeden, jak i drugi, nie mają na sobie policyjnych mundurów. Ba! Nie przypominają z wyglądu nawet policjantów.
- Jezu! Ja nie mogę. – wyjąkał.
- Stefan. Zastanów się. – ten bez okularów pochylił się do przodu
– Jeśli tym razem się nie uda, nie będziemy ci już mogli pomóc.
Ten drugi włożył okulary do kieszeni kitla.
- Co wydarzyło się w nocy z 14 na 15 sierpnia zeszłego roku?!
Twarz oskarżonego spięła się w konwulsji bólu i zastygła tak niczym woskowa maska.
- Co się stało Stefan?! Mów!
Milczenie przez kilka sekund.
- Zabiłem swojego syna. – wyjąkał ledwo słyszalnie, a potem zaczęły targać nim spazmy – Z lewej nadjechała ciężarówka. Nie wiedział, że ma się zatrzymać. Jezu Chryste! Dlaczego?! Dlaczego pozwoliłem mu prowadzić?!
Zaczął wyć jak zaszczute zwierze.
Mężczyzna z okularami otworzył drzwi i powiedział do kogoś na zewnątrz.
- Siostro, proszę sprowadzić pielęgniarzy.
Komentarze