Historia
To tylko pomoc
Możesz mnie uważać za chuja. Zdeprawowanego, zdegenerowanego zwyrodnialca bez skrupułów. To może być prawda. Ja jednak siebie samego za owego „chuja” nie uważam. Może jestem troszeczkę chłodny, to fakt. Szczery? Też prawda. Ale nie zły. Ja tylko pomagam ludziom zrobić to, czego chcą. Niektórzy może jeszcze nie wiedzą, że chcą.
Wszystko przez moją aspołeczność. Zamknięty od świata, w ciasnym pokoju z jednym komputerem przy ścianie. Jestem gruby, mam brodę i całe dnie spędzam w podkoszulku. Kocham jeść pizzę. Nie jestem bogaty, więc niestety jem tą najtańszą. Ale cóż, pizza to pizza. Zarabiam na komputerach. Zawsze dobrze szło mi z informatyki. Jestem typowym umysłem ścisłym. Dzięki temu udaje mi się od czasu do czasu zrobić niektórym firmom stronę, program, a nawet pomóc w naprawie komputera. Oczywiście przez internet, moja aspołeczność nie pozwala mi na wyjście z domu. Czasami nawet wyobrażam sobie ją jako strażnika stojącego przy drzwiach wejściowych do mojej kawalerki. Pozwala mi jedynie odebrać pizzę. Wyobrażasz to sobie? Choroba jako strażnik. Muszę mieć nieźle nasrane we łbie.
Kiedyś do mnie napisała dziewczyna. Zdrowa, ładna, pocięta. Miała piętnaście lat. O ile pamiętam, poznaliśmy się na jednym z tych portali losujących obcą osobę do pisania. Udawałem dziewczynę w jej wieku. Gdyby dowiedziała się kim na prawdę jestem, na pewno przestała by utrzymywać ze mną kontakt. Bo miesiącu znajomości wyjawiła mi, że chce się zabić. Przekonała mnie do swojej decyzji. Nie mogłem znaleźć argumentów przeciw jej decyzji. Życie jest piękne? Bzdura. Życie jest okrutne. Sam nie wiem czemu jeszcze żyję. Spanie – jedzenie – komputer. To nawet nie jest życie.
Pomogłem jej to zaplanować. Opisałem co musi dokładnie zrobić. Które tabletki ma wziąć i w jakiej ilości. Tego dnia poprosiłem żeby zadzwoniła do mnie na Skype. Na początku nie pokazywałem się. Modulator głosu robił swoje, a ta głupiutka dziewczynka myślała że faktycznie jestem jej przyjaciółką. Wzięła garść silnych tabletek przeciwbólowych. Popiła piwem. Wtedy się pokazałem. Przestraszyła się. Zaczęła płakać. Chciała wyłączyć kamerkę, ale nie miała siły. Zasnęła. Na zawsze.
Czy mogę nazwać ją swoją ofiarą? Nie. Ja jej nie zabiłem. Ja jedynie pomogłem jej w osiągnięciu jej celu. Jestem tylko dobrym samarytaninem. Pomogłem biednej duszyczce przejść na tamten świat. Powinna mi za to podziękować. W końcu ją uratowałem.
Druga ofiara była młodsza. Typowa rozwydrzona nastolatka. Dwanaście lat. Ojojoj, świat mnie nienawidzi. Ojojoj rodzice mnie nie kochają. Ojojoj patrzcie na mnie, chcę się zabić!
Gardzę takimi.
Udawałem młodego chłopaka. Ciężko było takiemu staremu koniowi jak ja, udawać czternastoletniego chłopaka. Przez całe moje marne życie nie naczytałem się tylu gimbusiarskich pierdół w celu zdobycia informacji o czym teraz młodzi gadają. Przynajmniej się nie wydało. Do samego końca wierzyła, że jestem tylko trochę starszym od niej przystojniakiem o aparycji idola nastolatek. Tak samo jak wcześniej, po około miesiącu znajomości pomogłem jej wybrać czas i sposób samobójstwa. Nawet nie wiecie jakie to podniecające. Nie żeby coś, nie podniecają mnie dwunastolatki. Nie prosiłem żadnej o zdjęcia ani nic w ten deseń. Po prostu cieszyłem się z niesionej im pomocy. Tam po drugiej stronie na pewno jest im lepiej.
Tego dnia jej rodziców nie było w mieszkaniu. Włączyła kamerkę i pokazała na siebie. Ja siedziałem w cieniu, tak jak poprzednio. Nie widziała mnie. Otworzyła okno. Wspięła się na parapet. Poślizgnęła się i upadła na podłogę, łapiąc się w locie firanki. Porwała firankę, zrzuciła karnisz. Omal nie wybuchnąłem śmiechem. Ten mały wypadek jednak jej nie powstrzymał. Wspięła się drugi raz i tym razem wypadła z dobrej strony. Aż chciałem jej pomachać w locie. W sumie to bardziej zależało mi na uratowaniu otoczenia przed nią, niż jej przed otoczeniem. Jak już mówiłem, gardzę takimi jak ona.
Dzień później wpadłem na genialny pomysł.
A co, gdyby założyć internetową społeczność samobójców? Genialny pomysł, racja? Grupa wiernych mi ludzi namawia masowo innych do samobójstw. A nie tyle namawia co pomaga im w podjęciu właściwego wyboru, który w głębi duszy i tak już sami podjęli. A pośród nich, ja – siedzący w cieniu król, admin internetowej „Sali samobójców”, że tak już nawiążę do popularnego polskiego filmu. Władca marionetek, pociągający za sznurki. Zawsze chciałem taki być. Ja, ten grubszy chłopak, nie umiejący gadać z ludźmi. Ten, który był wyszydzany w szkole. Ten chłopak bez przyjaciół i ambicji. Kto by pomyślał, że stanie się kimś takim?
Zdolności informatyczne mnie nie zawiodły. Udało mi się zrobić stronę wraz z forum, a później je rozpromować. Wbrew pozorom internet nie kończy się na Kwejku czy Wykopie. Jest o wiele głębszy niż może się wydawać. Moje zdolności manipulacyjne, a nie ukrywam, posiadam takowe, również były w dobrej formie. Zdołałem zgromadzić grupkę wiernych wyznawców, nakłaniających innych do popełniania zamachów na własne życie. Już w zasadzie nie musiałem nic robić.
Maszyna ruszyła.
Gdy przeglądasz Kwejka, przypomnij sobie o nas. Gdy piszesz na Facebooku, nie zapomnij o nas. Jesteśmy i czekamy. Czekamy na chwilę gdy podupadniesz psychicznie. Gdy w twojej głowie narodzi się chociażby ziarno smutku, my pomożemy mu wykiełkować w dorodną roślinkę. Będzie ona rosnąć, aż przekształci się w drzewo. Drzewo, na którego gałęzi zawiśniesz, a my już się o to postaramy.
Internet to większe i mroczniejsze miejsce niż mieści się to w twojej głowie.
Wyczekuj nas.
Komentarze