Historia

Duchowe Igraszki

pariah777 0 8 lat temu 1 022 odsłon Czas czytania: ~5 minut

Wszystko zaczęło się od mojego syna. Kiedy pewnego wieczoru wrócił do domu, wyglądał, jakby ktoś mu wyciął mózg. Tyle się mówi o dopalaczach i innym gównie, więc postanowiłem odbyć rozmowę z tym świeżo upieczonym osiemnastolatkiem. Bardziej to przypominało monolog. Pytałem się, czy się czegoś nie nabrał, czy mu coś się stało, czy ma jakąś depresję, ale on nic. Tylko patrzył raz na sufit, raz na podłogę. Zrozumiałem, że to do niczego nie prowadzi. Już chwytałem za klamkę, kiedy nagle wymamrotał pod nosem:

– Widziałem Alicję...

Moje serce przestało na moment bić. Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.

– Gdzie? – zapytałem szeptem.

Nie odpowiedział, tylko ukrył twarz w dłoniach i zaczął szlochać. Zwariował, pomyślałem. Usiadłem tuż przy nim i otoczyłem go ramieniem. W napięciu czekałem, aż powie coś jeszcze. Wreszcie zwrócił się ku mnie. W jego oczach błysnęła iskierka żalu przeplatanego determinacją.

– Mogę cię tam zabrać – rzekł, a w jego tonie nie zadźwięczały żadne emocje.

Skinąłem głową.

Opuściliśmy mieszkanie w całkowitej ciszy, nie widząc powodu, by mówić cokolwiek Anecie, mojej żonie. Wsiedliśmy do samochodu i rzuciliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia. Ruszyłem do przodu, czekając na dalsze instrukcje ze strony Marka. Ten wlepił wzrok w przednią szybę. Myślami był gdzie indziej, lecz zdawał sobie sprawę ze swojego zadania i wykonywał je bez zarzutu.

Zajechaliśmy przed jakąś zapyziałą kamienicę. Marek wysiadł i żwawym krokiem ruszył w jej stronę. Po chwili oboje schodziliśmy do piwnicy, gdzie napotkaliśmy metalowe drzwi. Syn kiwnął głową, abym w nie zastukał. Nim zdążyłem cokolwiek przemyśleć, po pomieszczeniu rozległo się pukanie. Mój umysł najwyraźniej nie nadążał za biegiem wydarzeń i pozostał w mieszkaniu, razem z zaniepokojoną Anetą. Mechanizm wydał cichy szczęk, po czym przed nami pojawił się napakowany łysy mężczyzna.

– Nie byliście umówieniu – warknął.

– Musimy wejść – rzucił błagalnym tonem Marek.

Dryblas pokręcił przecząco głową i już chciał zamknąć z powrotem drzwi, ale przeszkodziła mu moja noga. Szeroko otworzył oczy – nie spodziewał się tego. Tak samo ja się nie spodziewałem, że zgrabnym ciosem zgruchocę mu nos, a potem jeszcze poprawię butem, kiedy padnie jak kłoda na twardy beton, totalnie oszołomiony. A jednak tak się stało. Marek wypadł zza moich pleców i przemknął w głąb korytarza. Dogoniłem go przed kolejnymi drzwiami. Od razu chwycił za klamkę, nie czekając na niczyje pozwolenie. W kolejnym pomieszczeniu czekał na nas makabryczny widok.

Do ściany przybita była kobieta. Naga, pokryta ranami. W jej dłonie wbite były gwoździe, krępujące jakiekolwiek ruchy. Nogi ugięły się bezwładnie, nie potrafiąc dłużej trzymać ciała w pionie. Zdawała się wciąż żyć – ledwie dostrzegalne ruchy klatki piersiowej nie były cechą trupów. Oczy miała zamknięte, usta rozdziawione. Piękne, kruczoczarne włosy oplatały jej spocone ciało i przylepiały się do ran, z których nadal sączyła się krew. Obrażenia wskazywały na użycie więcej niż jednego narzędzia tortur – sińce, nakłucia, rozcięcia. Naprzeciwko niej stał mężczyzna w rozkroku. Spodnie miał opuszczone. Jedną dłonią macał zmasakrowaną pierś kobiety, a drugą pieścił swoje przyrodzenie. Na ten widok od razu odrzuciło mnie w tył z obrzydzenia. Wytoczyłem się z powrotem na korytarz, próbując powstrzymać wymioty. Marek tymczasem stał jak posąg.

– Co jest, kurwa!? – wrzasnął zboczeniec, gdy tylko nas dojrzał.

W odpowiedzi na jego krzyk, gdzieś na końcu korytarza rozległ się odgłos kroków zmierzających w naszą stronę. Wiedziałem, że to kłopoty nadciągają.

Nie minęła chwila a z mroku wyłonił się mężczyzna w szacie, który pierwsze co zrobił, to zamknął drzwi, odgradzając moje oczy od makabrycznych scen. Razem z Markiem nie byliśmy w stanie wyrzec ani słowa. Nowo przybyły, najwyraźniej widząc to, rzucił chłodnym tonem:

– Co to ma znaczyć?

Nie mogłem przecież mu powiedzieć, że to syn mnie tu zaciągnął. Zmuszony byłem czekać, aż Marek wreszcie przemówi.

– Alicja... – wyjęknął.

Przebrany za czarodzieja mężczyzna zmarszczył pytająco brwi. Po paru sekundach jednak doznał olśnienia i zawołał:

– Więc to ty jesteś tym, który dzisiaj nam spierdolił? – Uśmiechnął się. – Aż tak ci się spodobało, że postanowiłeś przyjść z tatusiem?

Nie miałem pojęcia o czym mówili.

– Co to za miejsce? – zabrałem w końcu głos.

Mag spojrzał się na mnie podejrzliwie. Gdy wreszcie zrozumiał, iż nie żartuję, zwrócił się do mojego syna:

– Po co go tu przyprowadziłeś?

– Dziewczyna, którą mi dałeś... Ona była moją zaginioną siostrą...

Po tych słowach zapadła głucha cisza.

– Przynajmniej już wiecie, że nie ma jej po co szukać... – szepnął zamyślony czarodziej.

Wtedy otworzyły się drzwi. Do naszej trójki dołączył zboczeniec. W jego oczach płonęła furia, dyszał przez zaciśnięte zęby. Wzrok utkwił we mnie.

– Czy ty wiesz, co się stanie, jeśli ktoś się dowie, że tu byłem!? – wrzasnął do mężczyzny w szacie.

– Nikt się nie dowie – zapewniał mag, gestykulując dłońmi, jakby chciał uspokoić tamtego.

Na próżno. Zboczeniec wyjął zza pasa pistolet. Wycelował mi między oczy.

– Tylko w ten sposób to nie wyjdzie na jaw – syknął i pociągnął za spust.

Odrzuciło mnie w tył. Nim wszystko pociemniało, udało mi się rozpoznać twarz mojego zabójcy. Polityk jakiejś partii, ale imienia nie pamiętałem. Zdążyłem jeszcze usłyszeć wrzask mojego syna i spanikowany głos maga, po czym nie czułem już nic.

Cokolwiek się działo nim odzyskałem świadomość, jest tajemnicą. Ocknąłem się dopiero słysząc jakiś odległy hałas. Gdzieś paliło się światełko, ktoś wołał. Ruszyłem w tamtą stronę.

– Chodź do nas, przyjacielu! – niósł się wśród ciemności znajomy mi głos.

Znalazłem się przy świetlistym pierścieniu.

– No, wchodź, wchodź! – zachęcał.

Prócz tego obiektu otaczał mnie jedynie mrok. Bez wahania przeszedłem na drugą stronę.

– O proszę, znajoma twarz się trafiła! – zawołał czarodziej.

Otworzyłem oczy. Leżałem nagi na środku pokoju. Przede mną stał mag, wyglądający jakby się postarzał o parę lat od naszego ostatniego spotkania. Zza jego pleców wyglądała zaciekawiona starsza kobieta. Chciałem się zapytać, o co, do diabła, chodzi, ale nie potrafiłem w żaden sposób kontrolować mojego ciała. Nawet myśli stały się ociężałe. Byłem totalnie bezbronny.

– Jeszcze raz zasady – zwrócił się mężczyzna w szacie do kobiety. – Możesz robić z nim co chcesz, nawet go zabić. To tylko zmaterializowana dusza przywołana z zaświatów. Kiedy skończysz, zawołaj mnie, a ją odeślę. Wszystkie ślady znikną, krew, ciało, nie pozostanie po nim nic. Baw się dobrze i nie narób syfu, bo kiedyś miałem dwa prawdziwe trupy do sprzątnięcia jak mi się trafił nadpobudliwy pojeb. Oczywiście nic z tego, co tu się dzieje, nie wyjdzie poza nasz krąg. – Uśmiechnął się i zwinnie wymknął się z pokoju.

Zostałem sam na sam z kobietą. Nachyliła się nade mną i spojrzała mi prosto w oczy.

– Biedna duszyczko... współczuję, że to tobie akurat się trafiło mnie zaspokajać...

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje