Historia

Ghostpen

Drakorin 3 4 lata temu 1 433 odsłon Czas czytania: ~12 minut

Ghostpen Piętnastoletni Jacob Philips mieszkał wraz z rodzicami i młodszą siostrą w Boulder, miasteczku na przedmieściach Denver w stanie Kolorado.


  Od dziecka miał duże zdolności plastyczne co czyniło go dość zamkniętym w sobie. Nie miał wielu przyjaciół. Był raczej postrzegany przez rówieśników jako dziwak. Nie był dobrym uczniem. Ciągle był myślami gdzie indziej niż na lekcji przez co jego rodzice nie byli z niego zadowoleni. Martin i Violett rodzice Jake'a, wiecznie w pracy, nie zwracający uwagi na jego wewnętrzne potrzeby i marzenia, wierzący, że liczą się tylko jak najlepsze oceny w szkole i jak najszybsze zaczęcie budowania swojej przyszłości i życia. Koszmar. Jake'a to nic nie obchodziło. Jego jedyną odskocznią od swoich surowych rodziców była sztuka. Co wieczór kiedy mama i tata byli w pracy, a siostra u koleżanki, Jake był wolny. Brał swoją czarną torbę ze sprayami różnych kolorów i niebieską pół-maskę gazową i ruszał za dom. Maskę kupił niegdyś na obozie letnim w górach w sklepie ze starociami. Nie chciał, żeby jego rodzice się dowiedzieli więc, trzymał ją pod łóżkiem w swoim pokoju.


  Za płotem ich domu rozciągał się duży, gęsty las. Nikt się tam nie zapuszczał. Jakieś 30 minut drogi od płotu stał stary mur jakiegoś budynku. Ciężko go zauważyć bo był całkowicie obrośnięty krzakami. Owy mur był nocną pracownią Jake'a. Mieściły się na nim przeróżne rzeczy takie jak postacie ludzi, kwiaty, zwierzęta, lecz z jego drugiej strony nie było nic podobnego. Były tam tylko stwory, mordercy i psychopaci. Można powiedzieć, że ten mur opisywał dzień Jake'a. Kiedy było dość spokojnie w domu, tworzył on na nim zwykłe przedmioty, ludzi, ale bywały czasami takie momenty w życiu chłopaka, że nie był w stanie się uspokoić. Właśnie wtedy dosięgała go przerażająca ręka weny. Jego ściana złości się powiększała, a wraz z nią dziura w jego umyśle.


  Dziś dzień spędzony z rodziną był raczej spokojny, więc nie było powodów aby chłopak miał stawać przed drugą stroną muru. 

  Nasprayował rozkwitający storczyk. Był szczęśliwy, że dzisiaj było miło. Zabrał się do pakowania pustych puszek do torby. Jedna potoczyła się na drugą stronę ściany. Gdy chłopak złapał uciekiniera spojrzał w górę. Już miał się wycofać kiedy coś przy jednym z gniewów (tak nazywał swoje rysunki po tej stronie muru)przykuło jego uwagę. Jakiś symbol, którego nigdy tu nie było. Okrąg przecięty krzyżykiem, nakreślony jakąś dziwną czarną substancją, którą na pewno nie była farba.


  "Dziwne"-pomyślał, " Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek coś takiego tu zrobił, ale jeżeli nie ja to kto? Przecież nikt oprócz mnie nie wie o tym miejscu"


  Kiedy się przyjrzał zauważył, że przy każdym gniewie jest ten sam symbol.


  Księżyc w tym czasie zdążył się schować za chmurami, a w lesie stało prawie czarno. Jakaś mroczna atmosfera wtedy pojawiła się w cieniu drzew. Na szczęście Jake miał ze sobą latarkę. Gdy zaczął przeszukiwać torbę usłyszał ciche kroki w oddali od strony domu. Ktoś tu był. Chłopak zaczął się bać, myślał że to jego ojciec, który poznał już całą prawdę o nocnych wycieczkach swojego rozczarowującego syna pod jego nieobecność. Nie czekając ani chwili, chłopak schował się za rosnącym przy murze krzakiem. Wstrzymując oddech zaczął nasłuchiwać, lecz wokół panowała cisza i tylko liście kołysały się na jesiennym wietrze. Nagle w małej, oddalonej o kilka metrów smudze światła odbijanego przez księżyc zauważył jakąś czarną, wysoką postać patrzącą wprost na kryjówkę Jake'a, wtem z naprzeciwka usłyszał wcześniejsze kroki, zobaczył błysk metalowego przedmiotu, a potem świst i stracił przytomność.


  Obudził się w jakimś łóżku w bardzo jasnym pomieszczeniu. Rozejrzał się dookoła. Spojrzał na zegarek stojący na szafce obok łóżka. Była 4.30. Miał zabandażowane czoło. Strasznie bolała go głowa. Chwilę potem do pokoju weszła jakaś postać w fartuchu. To był lekarz. Okazało się, że Jake był w szpitalu jednak nic nie pamiętał z poprzedniej nocy. 


-Witaj Jake, jak się czujesz?-spytał lekarz.


-Dobrze...chyba.-odpowiedział z wahaniem chłopak.


-Pamiętasz coś?

Jake pokręcił głową. 


  Rozmawiali jeszcze przez pół godziny. W tym czasie lekarz opowiedział chłopakowi, że znalazł go taksówkarz z krwawiącą raną na głowie w rowie przy drodze przecinającej tutejszy las. Mało mu to wyjaśniało. Jak się tam znalazł i kim był ten wysoki człowiek? Jake nie mógł nic powiedzieć lekarzowi bo i tak by mu nie uwierzył. W końcu doktor wstał z krzesła stojącego przy łóżku Jake'a. 


-W szafce znajdziesz swoje rzeczy.-powiedział, wskazując palcem na mebel na którym stał zegarek. 


-A, był bym zapomniał. Podaj mi numer telefonu do twoich rodziców.


  To właśnie był problem. Jeśli rodzice dowiedzieliby się to przysłali by jakąś opiekunkę na czas ich nieobecności, co gorsza zrobiliby kolejną awanturę do tego w szpitalu.


-Proszę, proszę pana. Niech pan nie wzywa moich rodziców. Jakby się dowiedzieli to... No sam pan rozumie. Proszę.-prosił błagalnie Jake.


  Na szczęście lekarz był starym znajomym rodziców chłopaka i wiedział on, że nie ma z nimi lekko. Po chwili milczenia oznajmił.


-Cóż, w drodze wyjątku mogę się na to zgodzić. Ale ktoś musi cię odowieźć do domu.


-Mieszkam 4 przecznice stąd. Znam drogę. Byłem tu kiedyś z tatą kiedy złamał nogę.


-No tak kojarzę. Dobrze, w końcu nie jesteś już taki mały jak wtedy. Za pół godziny cię wypiszę. Przebierz się.-powiedział lekarz wychodząc z pokoju.


  Jake miał sporo szczęścia. Szybkim ruchem otworzył szafkę, w której stała jego torba i poukładane w stosik ubrania.


Zaczął się przebierać.


  Wychodząc ze szpitala zauważył, że jeszcze było ciemno. Zerknął na godzinę w telefonie. Rodzice przyjeżdżali o 5.30. Do domu Jake'a były 4 długie przecznice.


-piąta cztery. Chyba zdążę. 


 Mówiąc to chłopak zerwał się z miejsca i zaczął biec.


  20 minut potem był już przy drzwiach. Cały spocony i zdyszany, łapiąc się za brzuch przekręcił klucz w zamku. Spojrzał na zegar ścienny wiszący na ścianie w ganku. 5.25. 


-Cholera... Zdążyłem.-powiedział z trudem. 


  Chwilę potem dało się słyszeć znajomy dźwięk samochodu wjeżdżającego na podjazd. Jake w pośpiechu zdjął buty i popędził przez salon do schodów prowadzących na korytarz, w którym były drzwi do jego pokoju. Wrzucił torbę do szafy, maskę pod łóżko i wtedy usłyszał kroki na schodach. Nie zwracając uwagi na rozrzucone po podłodze kartki i ubrania, wskoczył do łóżka i przykrył się kołdrą tak aby nie było widać co miał na sobie. Zaraz potem do pokoju weszła matka Jake'a. 


-Znowu po sobie nie posprzątał, śmierdzący leń.


  Mówiąc to wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Jake odetchnął z ulgą i próbując zasnąć wymamrotał.


-Co za jędza.


  Kolejne dni mijały bez kłótni i konfliktów. Przez cały tydzień chłopak nie dał po sobie poznać, że boli go głowa. Zagrożenie ze strony rodziców spadło do zera. Uświadomili oni sobie to, że jednak trochę zależy im na szczęściu syna i postanowili dać mu zupełny spokój podczas jego święta. Halloween. W całym roku to najszczęśliwsza i najspokojniejsza chwila w życiu Jake'a. Zawsze poświęcał on mnóstwo uwagi temu wydarzeniu, tym razem nie było inaczej. Od rana Jake przygotowywał strój, szalony śmiech i straszne pozy z nożem w ręce. Co do stroju to nie wyglądał on zbyt strasznie. Szara bluza w ryski i maska ducha, zakładana pod kaptur. Nie, to nie przeszło. Stojąc przed lustrem, Jake widział tylko pajaca, a nie seryjnego morderce, którego sobie wymyślił na tę okazję. Zaczął gorączkowo szukać po szafkach jakiegoś szczegółu, który by pomógł. Nic. Nigdzie żadnej ozdoby, widocznego detalu. Jake powiększył obszar poszukiwań od swojego pokoju do całego domu. Sprawdził piwnicę, warsztat, garaż, starą szopę. Nawet w starej skrzyni z kostiumami mamy niczego nie było, a to była ostateczność, bo jego mama pracowała kiedyś w teatrze. 


-Kurwa...- Jake zaklął cicho.


  Lekko podenerwowany wrócił do swojego pokoju. Kiedy przechodził przez próg spostrzegł, że na łóżku leżała jego pół-maska.


-Co? Co ty tu robisz?- spytał maskę.-przecież zostawiłem cię pod łóżkiem.


  Po krótkiej chwili zamyślenia Jake wpatrując się w przedmiot zwrócony w jego stronę coś wymyślił.

-Zaraz, kiedy wracają rodzice? Jutro o 6. Halloween jest dziś w nocy. Chyba nie zauważą, że mam na sobie maskę, a nawet jak zauważą to będę miał wymówkę, że to na Święto Zmarłych.- powiedział do siebie Jake, po czym założył pół-maskę na strój ducha.


-No. Trochę lepiej.-oznajmił chłopak oglądając się przed lustrem. 


  Przez pozostały czas Jake nie robił wiele rzeczy. Pokręcił się po domu, coś naszkicował, a nawet usnął na jakieś dwie godziny.


  Godzina 10 wieczorem. W końcu nadszedł czas na rozpoczęcie zabawy. Jake przygotowany od dłuższego czasu, zerwał się z miejsca i ruszył do drzwi wyjściowych. Po wyjściu z domu wybiegł na ulicę. Był pierwszy, zresztą jak zawsze. 


  Noc mijała Jake'owi wyśmienicie. Uzbierał już całe wiadro cukierków, a każdy sąsiad gdy otwierał drzwi krzyczał ze strachu na jego widok. Gdy chłopak odwiedził już wszystkich na przedmieściu przyszedł czas na tych, którzy mieszkali za lasem. Kiedy szedł chodnikiem koło lasu, czuł się nieswojo chociaż to mało powiedziane, on był przestraszony. Czujnie obserwując skraj lasu posuwał się na przód. Szukał jakiegokolwiek ruchu, nasłuchiwał w milczeniu. I wtedy coś zobaczył. Coś przy pniu. Błysk. Metaliczny błysk odbijany przez długi przedmiot. W tej chwili przypomniał sobie sytuację w lesie, ból i strach. Od razu rzucił się przed siebie do ucieczki w kierunku domu. Serce waliło mu jak młot o kowadło. Biegł tak szybko, że mógłby wyprzedzić motocykl. Nie odwracał się. Nie mógł spojrzeć za siebie w obawie, że goni go jakiś psychopata z metalowym drągiem w ręce. Tylko biegł.


  Jakieś piętnaście minut potem był pod drzwiami swojego domu. Szybko wszedł do środka i zamknął drzwi na klucz. Był spocony ale nie czuł zmęczenia. Strach wziął nad nim górę. Nie zdejmując butów pobiegł do kuchni po jakiś nóż, a potem do swojego pokoju. Prawie się przewrócił na schodach. Wbiegając do pokoju zamknął za sobą drzwi, po czym znalazł się przy oknie pokazującym ulicę. Kiedy się trochę uspokoił spojrzał na zegarek.


-5.47.-wyszeptał.-Rodzice wracają o 6.


  Jake odłożył zegarek na łóżko i wrócił przed okno. Wpatrując się na ulicę, kątem oka ujrzał kogoś przy nie działającej lampie ulicznej. Wysoką postać, tę samą co w lesie przy murze. Wysoki mężczyzna patrzył na chłopaka tak samo jak wtedy. Po dłuższej chwili owa postać zaczęła iść w kierunku światła lampy stojącej przy tej zepsutej. Dopiero wtedy oczom chłopaka ukazał się jej pełny wygląd.


Jake widząc to przeraził się i zasłonił okno zasłonami. Postać miała na sobie czarny garnitur, czarne spodnie i czerwony krawat, ale to nie było istotne. To co budziło grozę w chłopaku to jej twarz, a raczej jej brak. Blada skóra, bez oczu, nosa, ust, włosów i uszu. Najstraszniejszy widok w życiu chłopaka. W końcu Jake się przełamał i odsłonił zasłony. Zniknął. Na ulicy było pusto i cicho. Śmiech dzieci i odgłos szeleszczących cukierków zniknęły, była tylko cisza. Wraz z mężczyzną zniknęła wszelka radość, a pojawił się mrok i chłód. Nagle Jake usłyszał kroki z ulicy. Kiedy się przyjrzał zauważył swoją młodszą siostrę, Connie. Nieświadoma czychającego niebezpieczeństwa wracała od koleżanki. Jake pierwszy raz zaczął się martwić o siostrzyczkę. Kiedy Connie przechodziła przez ulicę, jakiś chłopak podbiegł do niej od tyłu. Miał metalową rurkę w ręce. Jake chciał wydać z siebie ostrzegawczy okrzyk, ale szyba była tak gruba, że można było usłyszeć tylko stłumione nawoływania, do tego Connie miała w uszach słuchawki, więc i tak by go nie usłyszała. 



  Po chwili, chłopak był już przy niej, wziął zamach i uderzył dziewczynę w tył głowy. Cios był tak potężny, że głowa Connie oderwała się od tułowia i poleciała jeszcze kilka metrów dalej. Krew tryskała z jej szyji plamiąc chodnik i ulicę. W końcu jej ciało upadło na ziemię. Jake parsknął śmiechem. Nie był pewien dlaczego, ale nie mógł przestać się śmiać. Śmiał się aż do zobaczenia znajomych świateł reflektorów. Na widok głowy ukochanej córki i jej zakrwawionego ciała samochód rodziców zatrzymał się z piskiem opon. Matka Jake'a ze łzami w oczach wysiadła z auta i wraz z rostrzęsionym ojcem podbiegła do leżącego na chodniku ciała swojego dziecka. Wołając o pomoc tuliła się do ojca jednak nikt się nie zjawił. Nic nie można było zrobić. Connie nie żyła. Violett nie mogła w to uwierzyć, a Martin z trudem powstrzymywał łzy. 


  Zrozpaczeni rodzice byli tak przejęci śmiercią córki, że nie zauważyli trzech chłopaków wyłaniającyh się zza samochodu. Jeden miał dwie siekierki jednoręczne, a dwaj pozostali metalowe rurki. Ich twarze były schowane za maskami. Powoli zbliżali się do ojca i matki Jake'a. Chwilę później na ulicy rozpoczęła się krwawa rzeź. Wnętrzności dorosłych latały w powietrzu, z odciętych kończyn wystawały połamane kości, krew pokryła cały odcinek drogi i część chodnika. W końcu z Martina i Violett zostały tylko zmasakrowane korpusy z dziurą w brzuchach i wystającymi z nich częściami jelit i innych organów wewnętrznych. Jake tylko stał przy oknie wpatrzony w rzeczy dziejące się na zewnątrz. Moc wysokiego mężczyzny przejęła jego umysł. Jake nie był już sobą. Siedząc na łóżku w swoim pokoju śmiał się ze swojej martwej rodziny. Zauważył, że każdy chłopak był charakterystycznie ubrany. On sam jeszcze nie zdążył się przebrać z Halloween, więc wymyślił, że co noc będzie karał tych, którzy wcześniej się z nim nie liczyli. Nie czekając ani chwili zszedł po schodach kierując się do drzwi frontowych by zapoznać się z nowymi znajomymi. Kiedy przechodził przez salon zauważył siedzącego na kanapie mężczyznę w garniturze. Wpatrując się w niego spytał.


-Kim jesteś?


  Zero odpowiedzi. Po krótkiej chwili Jake spytał jeszcze raz. Mężczyzna wstał i odwrócił się do chłopaka. Znów cisza. Jake zirytowany, wrzasnął.


-Kim jesteś!? Odpowiedz!


Nagle w pokoju pojawił się czarny dym i dało się słyszeć narastający pisk. Wszystko wokół zdawało się znikać. Chłopak zasłonił uszy rękami i zamknął oczy. Nieznośny dźwięk wibrował mu w głowie. Po krótkiej chwili dźwięk ucichł. Jake otworzył oczy. Był w lesie przy swojej pracowni. Z boku stał blady mężczyzna i trzech chłopaków odpowiadających za śmierć rodziny chłopca. Jake zauważył Martina, Violett i Connie opartych o radosną stronę muru. Z nożem w ręce spojrzał na grupkę odpowiedzialną za to wszystko. Wpatrywali się w zwłoki będące niegdyś udręką chłopaka. Z ich spojrzenia wywnioskował już co musi zrobić. Jake podszedł do muru. W tej samej chwili usłyszał głos w swojej głowie.


-Czy jesteś gotów dołączyć do rodziny? 


Po chwili chłopak pochylił się nad ciałami. Zacisnął rękojeść noża w ręce i wbił go w jedno z ciał swoich bliskich. Krew trysnęła z wnętrza plamiąc mu cały strój. Wyjął nóż i wyprostował się spoglądając na oblicze radosnej ściany. 

 

-To wszystko przez nich. To przez nich... To... przez moją rodzinę.-wyszeptał ze łzami w oczach.

- Ale dziś dzień był spokojny, więc nie było powodów abym miał stawać przed drugą stroną muru.


Wyciągnął rękę z zakrwawionym nożem i zaczął malować.


Po tym incydencie w całym Denver podczas Halloween nikt nie wychodził z domów. To oni czekali na czyjąś wizytę. Chyba wiesz kogo.



Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Całkiem nieźle napisane, znalazłem parę błędów "zabandarzowane" "wszedła" i tego typu, ale poza tym całkiem przyzwoicie prowadzisz historię. Nie znam oryginalnej historii "Ghostpena", ale to nie jest złe. Do czego mogę się przyczepić? Historię prowadzisz fajnie, ale końcówka wydaje się strasznie przyspieszona i naciągana. Jeśli koniecznie chcesz szybko skończyć historię, to odpocznij od niej trochę i wróć po jakimś czasie, efekt powinien być dużo lepszy. A wydaje się, że masz potencjał i to niezły, na Twoim miejscu rozplanowałbym sobie jakieś opowiadanie, stworzył własną postać i próbował coś z nią podziałać. Generalnie nawet mi się podoba, powodzenia w dalszym pisaniu.
Odpowiedz
Aktualnie ta postać została przeze mnie stworzona w ostatnim czasie jako nowy członek the order jeśli wiesz co mam na myśli
Odpowiedz
Dziękuję za twoje wskazówki. To moja pierwsza opowieść tego typu więc cieszę się, że udzieliłeś mi porad.☺
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje