Historia

Larwa - Siedlisko Zła

Lotharx 0 2 lata temu 418 odsłon Czas czytania: ~12 minut

Larwa - Siedlisko zła

Otworzyłem oczy, moje powieki były ciężkie, zmęczone, zaklejone. Przetarłem dłońmi twarz, moje ręce bolały niemiłosiernie. Po chwili zobaczyłem białe intensywne światło i zrozumiałem, że nie umarłem. Znajdowałem się w pokoju szpitalnym dość pokaźnych rozmiarów. Na Sali byłem sam w białym kitlu i długich białych wełnianych rękawiczkach. Dookoła mnie znajdowała się aparatura do podtrzymywania życia, mały stolik z świeżymi liliami, łazienka, szafka z akcesoriami medycznymi oraz dwa okna z widokiem na znany mi Norweski fiord. Gdy po pewnym czasie zacząłem pojmować skąd się znalazłem tu w szpitalu to powoli wpadałem w panikę. Serce zaczęło szybciej bić, ciśnienie krwi wzrosło do poziomu, który włączył automatycznie alarm w urządzeniu monitorującym funkcje życiowe. W akcie paniki wyrwałem kroplówkę z ręki i elektrody z klatki piersiowej. Na korytarzu za drzwiami usłyszałem tupot drewniaków szpitalnych. Wyślizgnąłem się z łóżka i czołgałem się w stronę drzwi, chciałem jak najszybciej uciec, ponieważ uczucie paniki narastało nieprzerwalnie i nie mogłem już tego uczucia powstrzymać. Gdy byłem już prawie przy klamce, chciałem wstać, ale nie mogłem, skinąłem głową w dół. Pod długim kitlem znajdowały się dwa zabandażowane kikuty. W ten do pokoju wbiegło kilka osób z lekarzem na czele, a ja straciłem przytomność. Po jakimś czasie znów się obudziłem. I zobaczyłem Ciebie Henryk, Lekarza i panią pielęgniarkę.

 -, Więc to dla tego jesteś przywiązany do łóżka, kochany bracie, Matt cieszę się, że cię widzę już przytomnego. Wszystko będzie już teraz dobrze, zaopiekujemy się tobą - Powiedział mój brat Henryk ze Łazami w oczach.

 - Lepiej powiedz mi bracie i Ty doktorze, co się kurwa stało z moimi nogami! – Krzyknąłem w złości.

 - Panie Chram, ze względu na głębokie uszkodzenia tkanek, do których dostała się infekcja, która spowodowała martwicę tkanek, nogi musiały zostać amputowane. Miał pan dużo szczęścia. Ja sam wraz z sztabem lekarzy nigdy przez 30 lat kariery zawodowej nigdy nie spotkaliśmy się z takim przypadkiem, z takimi obrażeniami. Proszę opowiedzieć, co się stało. – Odparł zaciekawiony lekarz.

 - Muszę pozbierać myśli, wszystko jest jak za mgłą, mam przebłyski z tego, co się wydarzyło, ale to jeszcze za wcześnie żeby ułożyć z tego spójną historię. – Odrzekłem zmartwiony

 - Bracie postaraj się przypomnieć wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Policja będzie chciała usłyszeć całą prawdę. Dowiedzieli się, że odzyskałeś przytomność i lekarz prowadzący twój przypadek wydał pozwolenie na przesłuchanie na jutro. Od twoich zeznań zależy twój jak i nasz dalszy los. – Odpowiedział zasmucony brat Henryk

 - Obawiam się kochany braciszku, że jeśli wyjawię prawdę uznają mnie za wariata. Ale teraz po tym wszystkim, co mnie spotkało już mi nie zależy ani na nauce, ani na sławie i pieniądzach. Jestem wdzięczny, że żyje, nawet, jeśli to ma oznaczać, że spędzę następne lata życia w więzieniu albo szpitalu psychiatrycznym.

Następnego dnia.

 - Witam Pana, proszę się przedstawić powiedzieć, kim pan jest z zawodu – stanowczo powiedział pan policjant

 - Dzień dobry, jestem Matthaeus Chram, mam 37 lat kawaler a od stycznia tego roku obejmuje na uczelni stanowisko doktora ds. badań Geologii.

 - Proszę opowiedzieć, co się stało między marcem 28 a kwietniem 14 tego roku.

 - Dobrze rozumiem, że chcecie mieć pełen obraz, co zaszło, więc niech moja historia sama się obroni. Zarzekam się, że wszystko, co usłyszycie jest prawdą, nie mam nic do ukrycia. Zapewniam również, że jestem poczytalny i w pełni świadomy horroru, który mam za sobą. Moje kalectwo jest dowodem prawdy, którą postaram się wam wyłożyć. Opowiem wam wszystko od samego początku.

Jak już wiecie po objęciu na uczelni stanowiska Doktora. Zostałem wysłany z grupą moich studentów 3ciego roku na wyspę, Svalbard w celu prowadzenia badań geologicznych, zbierania próbek gruntów, klasyfikacji różnorodności ziem i ich późniejszej ich analizie. Było nas łącznie 25 osób. 10 Kobiet i 15 mężczyzn. Grupa była zżyta i wszyscy potrafili się ze sobą dogadywać. To miał być piękny miesiąc razem spędzonego czasu na wyjeździe. Wyruszyliśmy 25 marca z TromsØya promem bezpośrednio do Svalbard na północy. Najlepsi studenci Jack, Nikol, Kevin, Sara i John byli istnymi zapaleńcami. Ich piątka wyróżniała się z grupy, chcieli wszystko robić naraz. Lubiłem ich, pomimo że nauczyciel nie powinien, to ja darzyłem ich sympatią, bo kiedyś przed dziesięcioleciem też taki byłem jak oni, młody i ambitny. Podczas rejsu dyskutowaliśmy o rodzajach gleb, jakie chcielibyśmy zbadać. W strefie zasięgu wiecznej zmarzliny i grubej pokrywy lodowej jedyną możliwością dokładnej analizy Historii gleb był odwiert lub znalezienie uskoku lub zapadliska. Na szczęście mieliśmy pewne sygnały z uczelni, że w ostatnich latach zaobserwowano na satelitach kilka ciekawych i wartych do zbadania szczelin. Stąd wzięły się fundusze na nasze badania. Mieliśmy zebrać wszystko, co wydało nam się ciekawe. Uczelnia wyposażyła nas w dużo drogiego i specjalistycznego sprzętu. Do dyspozycji mieliśmy mieć nawet drony i kilka Quadów z przyczepami. W pewnym momencie naszej rozmowy o odwiertach wtrącił się pewien facet był w podeszłym wieku na oko po 70tce. Powiedział, że niedaleko miejscowości Pyramiden 20 lat temu odkrył coś ciekawego głęboko pod zmarzliną. W trakcie spaceru wpadł w głęboki dół a następnie stracił przytomność. Gdy ocknął się po upadku i zaświecił latarkę czołową, zauważył, że jego spodnie są obgryzane przez malutkie białe larwy. Szczęśliwie jak upadał nie zrobił sobie krzywdy, więc szybko wstał strzepał larwy i uciekł z dołu po kamieniach z osuwiska. Prawdziwość swojej historii argumentował tym, że przez 40 lat życia jeździł po świecie i zajmował badaniami nad parazytologią i helmintologią a występujący obcy gatunek larw w tym miejscu był praktycznie czymś niemożliwym. Przez kolejne lata pluł sobie w brodę, że nie pobrał próbek i żywego egzemplarzu do dalszych badań. Jego Historia rozbudziła ciekawość wśród moich studentów. Udało się im, mnie przekonać o zmianie planu podróży, aby sprawdzić autentyczność opowieści starszego mężczyzny. Historia, która wydawała się jak bajka, nie chciałem w to wierzyć, że coś mogłoby żyć w tego rodzaju podłożu. A Już zwłaszcza jakieś żarłoczne białe larwy. Pomimo moich wątpliwości zgodziłem się na zbadanie tej sprawy. Po kilku następnych dniach dotarliśmy na miejsce z tego, co pamiętam to był już 31 marca. Jack i Nikol poszli zakwaterować nas do jedynego hotelu wraz z resztą studentów. Ja za to z Kevinem, Sarą i Johnem udaliśmy się do pobliskiej starej tawerny wybudowanej w 1972 roku. Rozłożyliśmy mapy i zaczęliśmy powoli układać plan wyprawy. Wieczorem razem już jak byliśmy zebrani, ustaliliśmy, że pójdziemy z rana na wzniesienie niedaleko hotelu na obserwacje wizualną terenu. Rankiem Zebrani i gotowi do drogi ruszyliśmy na najwyżej wzniesienie w okolicy. Wejście poszło nam bez najmniejszych problemów. Jack z Johnem podnieśli Drony i na kamerach obserwowali otoczenie, reszta grupy wypatrywała ciekawych geologicznie kształtów w oddali. W pewnym momencie Kevin krzyknął żeby John podleciał bliżej na północny wschód dronem. Po chwili już wiedzieliśmy gdzie musimy się kierować. Kamera zarejestrowała z powietrza wyglądającą na świeżą szczelinę w ziemi. Ustaliliśmy, że wrócimy do hotelu, zbierzemy Quady i podjedziemy na zwiad. Wybrałem oczywiście moich ulubieńców i pojechaliśmy na trzy pojazdy w stronę naszego miejsca docelowych badań. Droga zajęła nam ponad godzinę, było wiele podjazdów i zjazdów. Teren w niektórych miejscach był zdradliwy, nie trudno było o wypadek. Nikol w pierwszym podjeździe ześlizgnęła się z quada i niefortunnie upadła na nogę. Noga jej spuchła w kostce jednak nalegała żebyśmy jechali z nią dalej. Mówiła, że wcześniej już jej się zdarzały podobne urazy, uważała, że opuchlizna zdąży jej zejść do czasu aż zajedziemy na miejsce. Po godzinie drogi okazało się, że było z nogą Nikol coraz gorzej. Noga jej mocno spuchła i nie mogliśmy już słuchać jej historyjki o tym, że jej przejdzie. Postanowiliśmy, że John ją odwiezie do bazy skąd reszta grupy ja opatrzy a my rozejrzymy się, co jest niżej w rozpadlinie, którą chcieliśmy zbadać. W cztery osoby ubieranie i rozstawianie sprzętu zajęło nam więcej czasu niż zwykle w pełnym składzie. Po dobrej kolejnej godzinie byliśmy gotowi, aby zejść poniżej. Szczelina była bardzo głęboka, a po 20 metrach w głąb otchłani zaczęła się zmieniać temperatura i wilgotność. Nie było to już -25 stopni jak na powierzchni a dobre +25 z wysoką wilgotnością powietrza. Nasze urządzenia do pomiaru powietrza, zaczęły włączać alarmy o podwyższonym poziomie dwutlenku węgla. W tym momencie ubraliśmy maski i schodziliśmy dalej w dół pieczary. Na głębokości ok. 50 metrów kazałem Kevinowi, który był na poniżej nas, aby wyrzucił flarę chemiczną. Chłopak bez zawahania zrobił, co mu powiedziałem, i po chwili wiedzieliśmy już, że jesteśmy prawie na samym dnie. W końcu udało się zejść rozstawić światła i resztę sprzętu. Znajdowaliśmy się w owalnej Sali wielkości sporego mieszkania. Chciałem żeby każdy mój student zobaczył cuda geologiczne, jakie tutaj się znajdowały. Na ścianach wtopione były rzadkie, niespotykane na tą szerokość geograficzną gleby, skały i co najciekawsze jak się potem okazało małe drobne życie. W Momencie jak rozkładaliśmy sprzęt Sara zaczęła się skarżyć na swędzenie pod koszulką na plecach. Kazałem jej to zignorować, powiedziałem, że to ze stresu i potu ma takie wrażenie. Prosiłem, żeby zwalczyła to uczucie i zabrała się za dalszą pracę. W oddali przy ścianie, w którym stała woda zobaczyłem w świetle mały ruch. Gdy podszedłem zobaczyłem szybko napływające małe białe świecące larwy. Kazałem natychmiast zebrać kilka z tych larw moim studentom i wracać na powierzchnię. Chcieliśmy powiadomić jak najszybciej resztę ekipy a po badaniach może nawet i prasę. To nie było byle, jakie odkrycie. Wszyscy byliśmy mocno podekscytowani. Nie zdawałem sobie sprawy z tego jak wiele naukowych błędów popełniliśmy tego dnia, nikt w tedy nie myślał o procedurach. Odkrycie potencjalnie nowego gatunku i nieznanych dotąd formacji skalno-glebowych było ogromnym wydarzeniem w naszym świecie. Popędziliśmy na Quadach do naszego punku wypadowego w Pyramiden. Całą grupą siedliśmy do stołu i rozpoczęliśmy dyskusję:

 - Panie i Panowie, Drodzy studenci chciałbym wam z radością powiedzieć, że odkryliśmy dotąd nieznany mikroklimat głęboko pod zmarzliną i lodem tego niegościnnego regionu świata! Niech nas ci z Cambridge cmoknął ha ha ! – Zaśmiałem się złowieszczo i z wyższością

 - Doktorze, niech Pan mówi, co tam było, co znaleźliście – Krzyknął ktoś z grupy

 - Dobrze, słuchajcie na dnie jednej z szczelin, które się otworzyły znaleźliśmy na głębokości 50 metrów aktywną warstwę akumulacji biologicznej, składającej się z próchnicy, czyli jak wiecie dobrze humusu. Tak jak i na powierzchni w różnych miejscach na ziemi gleby te obfitują w różnego rodzaju proste formy życia, zwykle Dżdżownice. Tutaj jednak odkryliśmy pewnego rodzaju larwy, których nigdy wcześniej nie spotkałem. Kevin, podejdź i pokaż proszę żywy okaz.

 - Pod mikroskopem można zaobserwować mocno rozwinięty aparat gębowy. Posiada przyssawki i drobne kiełki wygięte do wewnątrz - Tłumaczył Kevin reszcie studentów

 - Doktorze, wygląda na to, że historia starca z promu, to prawda. I to najprawdziwsza, możliwe, że dostaniemy za to Nobla? – Zażartowała Sara

 - Panie Chram, a Ja mam takie pytanie nieśmiałe – Odparł Jack

 - Proszę mów Jack, skoro już zabrałeś głos

 - Gdzie jest John i Nikol?

Na Sali w tym momencie zapadła grobowa cisza. Zakręciło mi się w głowie i usiadłem na krześle. Zapytałem drżącym głosem czy nikt ich przypadkiem nie widział wcześniej. Wszyscy twierdzili przecząco. Wyczuli strach w moich oczach i sami zaczęli bać się, że mogło stać się coś złego. Konsekwencje uszczerbku na zdrowi każdemu z moich studentów mogło pozbawić mnie kariery naukowej na resztę życia. Za późno zorientowałem się, że działałem w sposób nieodpowiedzialny, nie naukowy, zbyt szczeniacko zapaleńczy. Nie zadbałem o ich bezpieczny powrót do bazy. Natychmiast postawiłem wszystkich na baczność. Rozkazałem zebrać najpotrzebniejszy sprzęt i wyruszyć na poszukiwania. Zabroniłem mówić komukolwiek o tej sytuacji z zaginięciem ich kolegów. Gdyby ludzie się dowiedzieli o tym byłbym skończony jak i całe przedsięwzięcie upadło by jak domek z zapałek. Wyruszyliśmy wiec natychmiast całą grupą na poszukiwania naszego kolegi i koleżanki. Po godzinie znaleźliśmy ślady Quada , leżał na boku oddalony od ścieżki, którą jechaliśmy do szczeliny o ponad kilometr na zachód. Kawałek o wywróconego pojazdu znajdowała się lina przywiązana do głazu, prowadziła do kolejnej tym razem dużo węższej szczeliny postanowiliśmy, że wejdziemy na dół w kilka osób. Reszta miała szukać innego wejścia bocznego. Po 5 metrach dotknęliśmy dna włączyliśmy latarki i zobaczyliśmy przerażający widok. Wdziałem jak pod osuwiskiem klęczał John .Krzyczał jak nas zobaczył i płakał. Miał na rękach ciało Nikoli. Była zimna, bez oznak życia. Staraliśmy się uspokoić kolegę jednak w pewnym momencie nastąpiło tąpnięcie. Gdy odzyskaliśmy równowagę i otarliśmy z ziemi twarze, zrozumieliśmy, że nasza droga powrotu została odcięta. Na Johna i Nikol spadł głaz zabijając go na miejscu. Nie mieliśmy szans dowiedzieć się, co się stało, że tu zeszli na dół, czy to była ambicja czy wypadek? Nigdy się tego nie dowiem. W głowie miałem tylko to, aby wydostać resztą moich studentów z tego piekła. Rozpoczęliśmy wędrówkę w głąb jednego z tuneli, z których wydobywało się świeże powietrze. Droga była ciasna i klaustrofobiczna. Musieliśmy się czołgać w niektórych miejscach. Gdy przechodziliśmy przez większe pieczary mieliśmy wrażenie, że wszystko wydaje odgłosy i porusza się. Schodziliśmy coraz to głębiej i głębiej. Każdy metr każdy krok w dół towarzyszył temu, że temperatura powietrza wzrastała. Białych Larw było również coraz to więcej. Minęliśmy kolejną sale, a w niej sprzęt naukowy buty, rękawice i kaski kilku moich studentów. Nie było Ciał, leżał sam sprzęt. Dopiero potem zauważyliśmy, że leża stłoczeni przy ścianie. Poruszali się, mieli drgawki, ale byli nie żywi ich ciała od środka jadły żarłoczne larwy, wypadały im z ust, nosa, uszu. Wpadliśmy w panikę i zaczęliśmy biec zrzucając z sobie coraz to więcej larw. Osoby, które upadły zostały momentalnie oblezione przez larwy. Wkręcały się w skórę jak wiertła. Nareszcie zobaczyliśmy światło. Zostało nas w sumie wraz zemną 6 osób. Weszliśmy do ogromnej pieczary, nie mam pojęcia jak było głęboko, ale temperatura była tak wysoka, że nie mogliśmy już wytrzymać. W ten światło, które widzieliśmy okazało się jedną wielką Królową Larw emitowała intensywne biało - zielone światło. Miała wielkość dużego samochodu osobowego. Leżała pośrodku pieczary w gnieździe. Każdy ruch odwłoka powodował wystrzelenie kolejnych pokładów mięsożernych larw. Byliśmy w potrzasku, strach i panika osiągnęły kres wytrzymałości, niektórzy mdleli i natychmiast ginęli zabijani przez larwy. Silniejsi z nas zdołali znaleźć siłę w nogach i zacząć wdrapywać się po skalnej półce. Byłem tym, któremu się to udało. Jedynym, który przeszedł przez mały tunel, który wyprowadził mnie w kierunku mocnego podziemnego strumienia. Poddałem się prądowi wody i straciłem przytomność.

 To wszystko, co pamiętam Panie władzo. Opowiedziałem całą prawdę, przyznaje się do popełnionych błędów. Jestem gotów ponieść konsekwencje swoich czynów. Jeśli dojdzie do rozprawy mogę powtórzyć moje zeznania i zapewniam, że zrobiłem wszystko żeby uratować te dzieciaki. W pewnym momencie strach i panika przysłoniły się mi zdrowe myślenie, a może to moja ambicja, jedno jest pewne nikt już nie zwróci życia tym biednym ludziom.

 - Panie Chram, historia ta jest tak niesamowita, że nikt by panu w nią nie uwierzył gdyby nie jeden szczegół. Mianowicie lekarze znaleźli w pańskim ubraniu martwe larwy, których nigdy nikt wcześniej nie widział. W Miejscu gdzie odnaleźliśmy Pana dzięki nadajnikowi GPS w Pana zegarku znaleźliśmy coś jeszcze. Leżał pan pomiędzy ludzkimi kośćmi sprzed wielu lat, niektóre jeszcze są w trakcie badań i datowania. Ale sądzimy, że miejsce, do którego trafiliście było swojego rodzaju miejscem kaźni. Obawiam, się, że człowiek, który wam polecił do zbadania to miejsce był potworem w ludzkiej skórze. Jeśli to wszystko prawda, a wiele na to wskazuje, to odnalezienie tego człowieka będzie naszym priorytetem. A teraz Panie Chram proszę się udać do swojej Sali na dalsze badania, wezwiemy Pana jak coś się dowiemy. – Odparł Policjant zmartwionym głosem

Wracam do Swojej Sali głowa boli mnie jak nigdy wcześniej w życiu – Pomyślałem o domu

 - Siostro Siostro! Pan Chram Stracił przytomność, szybko proszę tu przyjść coś się z nim dzieje – Krzyczał detektyw pchający wózek.

 - O Boże te larwy są wszędzie, wychodzą mu z oczy, ust, uszu. – Przeraźliwie Krzyczała pielęgniarka.



Lotharx


Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje