Historia

Opuszczony Dom
Niektórych jarają nowe samochody, panienki, pieniądze, muzyka. A mnie opuszczone domy.
Nie uważam, żeby było w tym coś dziwnego. Chodzi nie tylko o dreszczyk emocji, gdy jesteś sam w budowli, która może się zawalić, gdy patrząc na pozostawione przedmioty odkrywasz historię, gdy wchodzisz do pokoi w których nikt nie był od lat, próbując odgadnąć kto tu mieszkał. Zawsze bardziej mnie fascynowało… Dlaczego się wyniósł. Gdy jesteś w domu, pośród porozrzucanych papierów i mebli, uwierz, do głowy nie przychodzi Ci, że ktoś się wyprowadził bo znalazł gdzieś indziej prace. Zawsze wyobraźnia wymyśla najstraszniejsze historie.
Miałem grupkę przyjaciół z którymi odkrywaliśmy takie domy. Oczywiście, największe emocje sam, gdy idziesz sam, ale to po prostu niebezpieczne. Coś się zawali, albo zaatakuję Cię pijany żul. Cokolwiek.
Byliśmy już wszędzie, od starych piwnic do opuszczonej fabryki. W tej ostatniej musieliśmy uciekać przed psami, no ale… Wszystko wokół było już pozwiedzane, wiec wyruszaliśmy w coraz dalsze wędrówki. Pewnego dnia jednak kumpel wysłał mi kilka fot na maila. Po prostu jednopiętrowy domek gdzieś w lesie. Trochę odrapany, powybijane okna, ale trzymał się całkiem nieźle. Powiedział, że dom znajduje się w lesie, całkiem niedaleko, ale nie ma żadnych innych informacji. Zdziwiłem się, byłem pewny, że zwiedziłem już wszystko (a po lasach tez łazić lubie). Postanowiliśmy, że weźmiemy grupę i najpierw zobaczymy co tam jest, czy da się wejść czy i jakiś ćpun nie będzie chciał nas zabić. I takie sytuacje się zdarzały.
W grupie było nas jedna dziewczyna i trzech chłopaków. Nazwijmy ją N, ja to ja, a kumple to K i M. Tak będzie najlepiej.
Był czwartek. Nie braliśmy żadnego sprzętu – nie chcieliśmy, żeby nie dość, ze jakiś ćpun nas zabił to jeszcze okradł – i poszliśmy. Droga nie była łatwa, albo lepiej, nie było drogi. Tylko krzaki i drzewa.
Do domu weszliśmy przez drzwi Wyglądały solidnie, ale były otwarte. Szczerze mówiąc trochę się zawiedliśmy. Nic szczególnego, poobdzierane ściany, wszędzie jakieś gazety, trochę połamanych desek. Poszliśmy do kolejnego pokoju. To samo. Po zastanowieniu stwierdziliśmy, że wracam do domu i nawet nie bierzemy aparatu. Mieliśmy od groma takich zdjęć. Ale coś nas zatrzymało.
Kolejny pokój. Mały, jakby łazienka. Jasnoniebieskie kafelki, stare, potłuczone lustro, kilka rur wystających z podłogi, pewnie po wannie czy umywalce. I żelazna klapa w podłodze. Patrzyliśmy się przez chwile na to. Wiecie, takie rzeczy się znajduje niezbyt często. Ale ciekawość zwyciężyła.
Po otwarciu klapy naszym oczom ukazała się stara, żelazna drabinka znikająca w ciemności. K został na górze, a ja, N i M zeszliśmy na dół. Wyciągnąłem latarkę z plecaka i już po chwili zobaczyliśmy, że zeszliśmy do jakby korytarzu. Myśleliśmy, że to jakaś piwnica czy coś. Szliśmy przed siebie jednak zbyt długa i minęliśmy zbyt wiele zakrętów, by była to piwnica gdzie trzyma się ziemniaki i przetwory babuni. Na dodatek po chwili usłyszeliśmy że klapa się zamyka. Nie przejęliśmy się, K ją otworzy gdy wrócimy. Ale w tym momencie dziękowałem, ze nie mam klaustrofobii.
W końcu natrafiliśmy na kolejne drzwi. Również dosyć masywne. Próbowaliśmy je otworzyć, ale z marnym skutkiem. Więc ja i M mieliśmy iść do K i znaleźć cos czym możnaby otworzyć te drzwi, a N miała zostać. Zostawiliśmy jej latarkę a sami wracaliśmy w ciemności. Już po pierwszym zakręcie straciliśmy nawet to nikłe oświetlenie, ale nie baliśmy się. Jeśli masz takie zainteresowania jak ja, to nie boisz się ciemności. W pewnym momencie byliśmy pewni że usłyszeliśmy jakby skrzypienie, ale zignorowaliśmy to. Doszliśmy do klapy, zapukaliśmy, K ja otworzył. Stwierdził, że jakby sama się zatrzasnęła, ale nie zastanawiał się nad tym. Zaczęliśmy szukać czegoś, co mogłoby posłużyć jako łom. Wtedy dostałem SMS od N
„Chodźcie, otworzyłam drzwi”
Nie miałem zielonego pojęcia jak to zrobiła, ale pobiegliśmy do tej klapy. I wtedy usłyszeliśmy wrzask. Jezu, nie wiem jak to opisać, ale nie wiedziałem, ze ktoś może tak krzyczeć. Zamarliśmy nad klapą. Pomimo, ze krzyk trwał kilka sekund, nadal brzmiał w naszych umysłach. Pierwszy raz od lat myślałem, że się popłacze ze strachu. Cokolwiek. Wszyscy wiedzieliśmy, że powinniśmy tam pójść, ale staliśmy tylko i patrzyliśmy się w ta klapą. W końcu M ją podniósł. Usłyszeliśmy kroki
Możecie powiedzieć, ze jesteśmy tchórzami, ale uciekliśmy wtedy z tego domu. Biegliśmy na złamanie karku przez te krzaki, wywalając się co chwile. Gdy wybiegliśmy z lasu, musieliśmy wyglądać jak jakieś potwory. Dopiero wtedy zadzwoniliśmy po policje. To była pierwsza rzecz, jaka przyszła nam do głowy. Tak, policja pojechała tam. Klapa była zamknięta na starą kłódkę. Nawet nie sprawdzili, tylko zobaczyli kłódkę i stwierdzili, ze kłamiemy…
Wróciliśmy do domu. Miałem straszne wyrzuty sumienia. Próbowałem przekonać ich, ze musimy tam iść, ale oni udawali, ze nic się nie stało. W końcu wziąłem kombinerki, łom i poszedłem tam sam. Przez cały czas myślałem, że się posikam ze strachu. Czułem się jak w jakimś słabym horrorze klasy B, tylko, ze w takim horrorach to wszystko zazwyczaj się szczęśliwie kończy. Byłem już w domu gdy dostałem SMS od… N.
„Chodź po swoja latarkę”
Nigdy tam nie wrócę. Nigdy.
Komentarze