Historia
Kości
Na śniadanie wzięłam dwie tabletki przeciwbólowe popijając wodą. Na drugie śniadanie wzięłam kolejne cztery i kolejny łyk wody. Na obiad dwie tabletki przeciwbólowe…wprost do żołądka.
Nie jestem anorektyczką, mogę przysiąc!
Wszyscy myślą, że robię to tylko dla siebie, bo chcę być piękna i chcę być kościstą modelką. To nie tak…
Chcę widzieć swoje kości.
Nie jem, bo pragnę widoku moich kości przeświecających przez cienką skórę. Kocham, kiedy prowokacyjnie wystają z mojego wychudzonego ciała…Szukam ostrych elementów, głębokich dołków i moje palce prześlizgują się z gracją po ich powierzchni. Ubóstwiam dotykać kościstymi palcami moje żebra, licząc je po kolei- raz, dwa, trzy…Oh, tak kocham zarzucać sobie ręce na ramiona, dotykać ich, czuć kostki w poszczególnych palcach, powodując przyjemne ocieranie jedna o drugą. Biegam 10 mil dziennie i strzykam kośćmi każdej nocy, bo chcę widzieć, jak mój szkielet błyszczy i lśni tuż pod drobną kurtyną tkanki skórnej i krwią.
Nie spodziewam się, że zrozumiesz.
Kiedy wszystkie inne dziewczyny mają wręcz obsesję na punkcie opalania, farbowania włosów, makijażu, ja, tak mi się wydaję, bardziej przywiązuję wagę do mojej kościstej struktury. Leżą wytrwale godzinami na słońcu by otrzymać zdrową, brązową karnację, podczas gdy ja smaruję się obsesyjnie tonami kremów z najwyższym filtrem gdziekolwiek wyjdę tylko po to, by utrzymać moją mleczno białą skórę. Dokładnie taki sam kolor jak moich kości. Kiedy one wyczyniają istne cuda ze swoimi włosami: prostują, szczotkują, farbują, kręcą; ja wyobrażam sobie, jak maszynką unicestwiam swe krótkie, cienkie włosy na łyso i biegam palcami po mojej obnażonej, białej i gładkiej czaszce. Maluję jedynie powieki na ciemny kolor by wyrazić pustkę ziejącą w tych ślicznych, prześlicznych oczodołach. Wszyscy zgodnie komplementują moje lodowato niebieskie oczy…
Mam ochotę wyrwać je sobie brutalnie i przejechać palcami dookoła obwodu moich pięknych oczodołów.
Kiedy inne biegają mile by wyrzeźbić swoje sylwetki, ja desperacko chcę stracić każdy kilogram ciała, by poczuć kość udową, tą najpiękniejszą, najsilniejszą i jednocześnie najgrubszą kość w moim chudym ciele. Nie tnę sobie uda…dlatego, że jestem zdołowana. Tnę, bo chcę zobaczyć tę piękną kość, wyrwać ją z ciała i kołysać w mych ramionach.
Czasem śnię o moich kościach.
Śnię, że grzebię ręce w moich drobnych, filigranowych żebrach. Przedostają się przez kolejne, cienkie warstwy mięsa aż do momentu, w którym rozrywają; po prostu wystrzeliwują przez skórę. Ah, te moje piękne, delikatne kości…Wysuwam je z ich pierwotnego położenia, jeden po drugim i łamię je z pięknym chrzęstem na pół. Wkładam każdy wątły kawałeczek do ust, wysysając słodki, słodki szpik kostny ukrywający się w ich zakamarkach, a kiedy każda z nich jest już pusta wkładam je z powrotem.
Ptaki mają puste kości, więc mogą latać…
Chcę się wzbić w powietrze!
A z kolei w innych snach, nie widzę moich kochanych bielejących kości, ale je słyszę. Klekoczą, tańczą ograniczone więzieniem, którym są moje mięśnie i krew. W moich snach są wolne od tej okropnej sieci muskułów i żył. Brzęczą one wesoło, przekręcają się i jęczą i stukają wszystkie razem z tym cudownym pustym, głuchym odgłosem.
Ptaki mają puste kości, więc mogą latać…
Wtedy polubią mnie też brzydkie, małe nietoperze.
Nie mogę być taka jak inne dziewczyny. Kiedy wszyscy uśmiechają się do siebie, machają ręką na powitanie, wymieniają nieskończoną listę swoich przyjaciół, ja zostaję gdzieś na uboczu. Jakby na to nie patrzeć jestem gdzieś poniżej tej całej sytuacji.
Jestem tak chuda, że prawie niewidzialna.
Powoli, powoli zanikam i nikt mnie nie dostrzega. Nie ta dziewczyna, która posiada ujmującą osobowość, którą ja nigdy się nie pochwalę. Ani ten czarujący młody chłopak , który był moim najlepszym przyjacielem, aż do czasu kiedy wszystkiego nie zrujnowaliśmy, przemieniając przyjaźń w nienawiść. Teraz jestem sama- ja i moje kości…
Mimo wszystko- piękno to cierpienie. Cierpienie ponad wszystko, co możesz sobie wyobrazić.
Biegnę, biegnę, biegnę aż łapie mnie ból nóg tak silny by przytłumił ból serca. Tnę, tnę, tnę samą siebie aż moja skóra krwawi wystarczająco by przyćmić ból serca. Rozrywam, rozrywam, rozrywam ciało, by wyrwać serce i wyjadać je z talerza…
Mnóstwo czasu poświęcam myciu zębów.
Zęby to też kości. Szczotkuję, szczotkuję, szczotkuję aż miejscami lśnią, tuż za moimi ustami. Chcę wyrwać je jeden po drugim przy pomocy cążków, potrząsnąć nimi w zaciśniętych dłoniach, słuchać melodii, którą wystukują. Brzęczą jak małe, srebrne dzwoneczki. Są magiczne, a ja jestem uwięziona w tych warstwach skóry i mięsa.
Wyobrażam sobie, że biorę nóż i tnę o wiele głębiej, głębiej niż zazwyczaj. Wycinam sobie skórę, zdzierając ją całą. Chwytam obiema rękami usta i rozciągam aż moja czaszka się nie uwolni. Biorę moją brzytwę i golę całą skórę na nogach aż do zdarcia; do momentu, w którym moje kości będą leżeć przede mną. Zdzieram całą skórę z ramion i wyrywam sobie całe sploty okrwawionych żył i mięśni, aż do momentu, w którym kości uwolnią się z ich sieci. Chwytam moją szczoteczkę do zębów i szoruję każdą kosteczkę na błysk.
Gdybym tylko mogła. Wtedy wszyscy zobaczyliby jakie piękno kryję się pod moją skórzaną powłoką.
Nie mogę doczekać się, aż umrę.
Kiedy już odejdę, będę wiedzieć, co się będzie działo. Żadnego z Was to tak naprawdę nie obejdzie, mniej lub bardziej będziecie pamiętać. Każdy z Was przejdzie przez życie gładko, nie zastanawiając się zbyt długo nad wiecznym losem niewidzialnego, kruchego, perłowo-białego szkieletu dziewczyny.
Ale ja wiem.
Doskonale wiem, co się będzie działo, gdy będę już pod ziemią. Wraz z przemijającym czasem, moje mięso zgnije. Powoli, bardzo powoli ciało się otworzy jak biały, jedwabny kokon. I wtedy… tylko wtedy będę doskonała. Kiedy już wszystkie ślady kokonu zmienią się w popiół moje kości ułożą się pięknie na swoim miejscu. Nikt mnie nie ujrzy, ale i tak będę doskonała.
Mówią, że piękno jest powierzchowne. Czemu nie zerwiemy tych skórzanych okowów, krwawych kajdanów i zostaniemy piękni- my wszyscy, siedząc razem ze swoimi świecącymi, białymi kośćmi?
Nie oczekuję, że to zrozumiesz…
Komentarze