Historia
Pośród nieznanych kwiatów
„Czy Ty jesteś Alicją?”
„Kim jest Alicja?”
„To Ty! To Ty! To Ty!”
„Ty jesteś Alicją!”
Młoda kobieta obudziła się sama w pustym domu, drżąc po śnie, który widziała tej nocy. Wciąż otaczała ją ciemność. Czemu się bała? Sen nie był straszny... Widziała ogród pełen kwiatów, słyszała piękny głos, nucący nieznaną jej melodię i szepczący do jej ucha słowa w języku, którego nie rozumiała. Nie wiedziała więc, czemu wypełniał ją strach, jakby ujrzała najbardziej przerażającą rzecz w znanym jej świecie. Ze snu najlepiej pamiętała zapach kwiatów i słowa, które odbijały się echem pośród jej własnych myśli. „Czy Ty jesteś Alicją?” – jak miałaby na to pytanie odpowiedzieć, gdyby zostało jej zadane w prawdziwym życiu? To prawda, że w dzieciństwie nazywano ją Alicją przez jej wybujałą wyobraźnię, która sprawiała, że nawet o wietrze potrafiła opowiadać godzinami, a słuchając jej miało się wrażenie, że nie mówi o tym samym, co widzą inni, lecz o jej własnej Krainie Czarów, którą jedynie ona potrafiła dostrzec. Jednak czy to właśnie miała na myśli osoba z jej snu? Przecież jej prawdziwym imieniem było „Ewa”, choć zanim wyprowadziła się z domu prawie nikt jej tak nie nazywał. Teraz była dorosłą, samodzielną kobietą, która przez ostatnie pięć lat pracowała na swój awans, który dostała zaledwie tydzień temu. Czemu pamiętała sen, skoro zawsze ulatywały tuż po przebudzeniu? Może to z przemęczenia? Ostatnio dawała z siebie wszystko, nie biorąc choćby dnia wolnego. Nie wysypiała się dostatecznie, być może podświadomie tęskniła za czasami dzieciństwa, gdy była beztroską „Alicją” nie zaś poważną „Ewą”. Za miesiąc miało zacząć się lato. Postanowiła, że poprosi szefa o tydzień urlopu na początku sierpnia, by wyjechać z dala od cywilizacji, by móc uspokoić skołatane nerwy.
Mijały dni, tygodnie, a kobieta wciąż nie potrafiła pozbyć się wspomnienia tego snu. Zawsze myślała wysoce racjonalnie, więc na początku uznała, że sen musi dotyczyć jedynie jej własnego stresu, przepracowania, po prostu mózg płatał jej figle. Jednak sen pojawiał się zbyt często, był identyczny za każdym razem... To nie mógł być przypadek. Może to była jedynie zapamiętana przez nią scena z filmu, który mógł być wyświetlany w telewizji, gdy zasnęła któregoś wieczoru przed telewizorem? Zapamiętała ją, bo pojawiało się imię, którym nazywali ją w dzieciństwie, więc jej podświadomość uznała, że ktoś mówił do niej i za wszelką cenę chciała dowiedzieć się kto to był. Dlatego te sny się powtarzały wciąż i wciąż, nie mogąc się zatrzymać. Każdej nocy słyszała te same słowa, każdego ranka budziła się przerażona, choć sny były przyjemne i stawały się rutyną. Nauczyła się słów, które słyszała, choć nigdy nie zrozumiała ich znaczenia... Język zaś zupełnie nie pasował do akcentu z jakim słowa były wypowiadane... Ach, zapewne to przez to, że ostatnio firma, w której pracowała podpisywała wiele kontraktów z zagranicznymi inwestorami. Musiała po prostu zapamiętać jakieś słowa z ich rozmów... Jednak... „Alicja”... Słowa w nieznanym jej języku, wypowiadane z obcym akcentem... To wszystko było takie dziwne. Zwłaszcza to, że wspomnienie snu nie zniknęło z nastaniem poranka, jak i to, że sen pojawiał się niezmiennie, każdej nocy identyczny, wywołując te same uczucia.
Nadszedł dzień, w którym kobieta mogła wreszcie zaznać spokoju. Długo wyczekiwany urlop, który planowała spędzić na łonie przyrody. Już wcześniej zarezerwowała sobie pokój w gospodarstwie agroturystycznym mieszczącym się niedaleko wielkiego lasu, w którego wnętrzu rozpościerało się ogromne jezioro. Ludzie w reguły wybierali hotel mieszczący się po przeciwległej stronie terenu, mający łatwiejszy niż jedynie leśna ścieżka, dostęp do jeziora, więc po tej stronie lasu panowały cisza i spokój, zmącone jedynie rżeniem koni ze stadniny właścicieli gospodarstwa. W tym właśnie miejscu powinna zaznać spokoju, nie martwić się pracą czy nawracającymi snami. Jeśli się dobrze wyśpi, bez zgiełku samochodów za oknem czy telewizora obok łóżka, powinna móc śnić piękne, normalne sny.
Tak jednak się nie stało. Pierwszej nocy pojawił się identyczny sen jaki pojawiał się już od kilku miesięcy. Obudziła się pośród nocy i wydawało się jej, iż za oknem widzi osobę o jasnych włosach, która natychmiast uciekła. Być może to powidok minionego snu? Kobieta napiła się herbaty, którą co noc stawiała zawsze na nocnym stoliku, by nie iść do kuchni gdy zechce jej się w nocy pić. Nie lubiła opuszczać swego pokoju, zwłaszcza po zmroku, a teraz zaś była w obcym domu, gdzie wiele osób zapewne spało, nie chciała nikogo budzić chodząc korytarzem, zwłaszcza, że mogłaby nie znaleźć kuchni i jedynie włóczyć się bez celu... Ach, może ta osoba, którą ujrzała za oknem też była kimś, kto przyjechał na urlop? Być może ten ktoś zgubił się i szukał domku, w którym wynajmował pokój. Mógł stracić drogę w lesie i wyjść po drugiej jego stronie, dlatego chodził o tak późnej godzinie i może sprawdzał, czy w którymś domku są ludzie, z którymi przyjechał... Trzeba zawsze myśleć logicznie, racjonalnie... Jednak z pamięci kobiety nie mogły zniknąć jasne włosy nieznanej osoby. Zawsze podobali jej się tacy mężczyźni... Odkąd w liceum uczyła się o chorobach związanych z genetyką i na lekcji zobaczyła zdjęcia albinosów, wydawało jej się, że jest w nich coś tajemniczego, pięknego. Byli tacy kryształowo czyści, pozbawieni koloru, idealnie biali, tajemniczy... Nikt nie wiedział jakie mieliby włosy czy oczy, gdyby posiadały one kolor. I niezależnie od rasy mieli podobną cerę. Jasną, czasem całkowicie białą, czasem delikatnie żółtawą. Takie właśnie osoby pokazywały jaki bezsensowny jest rasizm. Każdy mógł utracić kolor, z którym się urodził, każdy mógł urodzić się bez koloru. Więc jaki był sens oceniania ludzi według jedynie barwy skóry, która mogła zniknąć, lub nigdy nie zaistnieć? To samo z ocenianiem względem wieku. Szacunek dla siwych włosów ludzi, którzy nie zawsze na to zasłużyli. Starzec, który bił dzieci na podwórku musiał być bardziej szanowany niż młody człowiek, który oddawał swe pieniądze potrzebującym. Albinosi zaś zawsze mieli białe włosy, czy jako dzieci czy jako starcy. Nie było więc widać kiedy stawali się sędziwymi ludźmi. Posiadali cechy swej rasy, wyjątkowy kształt nosa, oczu, ust, posiadali cechy ukazujące ich wiek, zmarszczki chociażby. Jednak jednocześnie byli tajemniczy... Nie posiadali koloru, a jednocześnie ukrywali go w sobie, ukazując jedynie biel niczym płatki kwiatu lilii. Kobieta uznała więc, iż osoba, którą widziała za oknem musiała być jedynie wytworem jej wyobraźni. Długo była samotna, odkąd okazało się, że jej narzeczony był narzeczonym również połowy dziewczyn z uniwersytetu, który oboje kończyli. Być może podświadomie marzyła o osobie o jasnych włosach, z wyjątkowym akcentem, która widziałaby w niej nie tylko bogatą młodą karierowiczkę, ale również dawną, małą „Alicję”, która potrafiła widzieć świat w zupełnie odmienny sposób. Kobieta zasnęła spokojnie, starając się uciec od codzienności. Miała jeszcze dużo czasu, by spokojnie się wyspać. To był dopiero pierwszy dzień w nowym, pachnącym kwiatami miejscu.
Sen jednak nie dawał wytchnienia. Zdawał się być kontynuacją conocnej mary. Znów słowa w nieznanym języku i już całkowicie zrozumiałe pytanie o „Alicję”. Jednak tym razem pośród kwiatów widziała jasną poświatę, jakby młodą osobę, siedzącą w otoczeniu roślin... Osobę o jasnych włosach, jasnej skórze, jakby cała była jedynie bielą... Kobieta znów obudziła się przerażona, a jednocześnie sparaliżowana. Sen po raz kolejny był przepiękny, pełen pozytywnych emocji, miłych doznań, jednak przebudzenie przynosiło jeszcze większy, niezrozumiały strach. Może to strach przed rzeczywistością? Sen był tak piękny, że przebudzenie stawało się koszmarem... To tak, jakby zostać wygnanym z Raju... Kobieta zaśmiała się pod nosem. Myślała o takich rzeczach nosząc imię „Ewa” i jednocześnie będąc najbardziej racjonalną i najmniej skłonną do uwierzenia w cokolwiek osobą, jaką tylko znała. Dla niej nie było „Raju”. Dla niej istniało tylko „Tu” i „Teraz”. Bez przeszłości, bez przyszłości. Jedynie teraźniejszość, która ma prowadzić do celu. Bez pytań o to, czemu żyje, co stanie się po śmierci. Jedynie z odpowiedzią, która kryje się w dążeniu na samą górę. Kobieta wiedziała, że nie powinna zbytnio nad niczym rozmyślać. Jej jedynym planem na następne dni było odnalezienie spokoju pośród ciszy. Przygotowała się do wyjścia, by spędzić dzień nad jeziorem.
Postanowiła iść mniej znaną ścieżką. W lesie czuć było zapach wody z jeziora, więc nie musiała martwić się o to, że się zgubi. Było to zawsze zastanawiające... Zapach rzek zawsze roznosił się przez pół miasta, zapach jeziora wyczuwalny był prawie w całym lesie, choć przecież nie był intensywny, ani rażący. Po prostu był. Jakby zapach wody otulał wszystko, co znajdowało się w jej pobliżu. Woda była zawsze delikatna i nieobliczalna. Jej subtelny zapach potrafił roznosić się przez wiele metrów, ona sama mogła dać życie jak i je odebrać. Podlewane kwiaty rosły pięknie, ludzie mogli w każdej chwili się utopić. Tak, jakby natura uznawała ludzi za zarazę, dając życie roślinom, odbierając je ludziom. Wypalone lasy wracały do życia, spalone domy popadały w ruinę. Las wydawał się być przytłaczający, jakby wypełniony niemą władzą, którą demonstrował nieświadomym niczego ludziom. Kobieta szła przed siebie pośród gąszczy, krocząc wąską ścieżką, na której końcu miało znajdować się jezioro. Oprócz zapachu wody poczuła nagle inną woń, bardzo dobrze znaną. Woń delikatnych kwiatów. Było już lato, większość wonnych roślin przekwitła czy uschła przez wysokie temperatury, rośliny wydawały już owoce, które miały dojrzeć jesienią. Skąd więc na polanie, która wydawała się wyłonić znikąd, majacząc za kilkoma wąskimi rzędami drzew obok ścieżki, mogło być tyle kwiatów, by ich zapach był aż tak intensywny? Nie było w okół ludzi, którzy mogliby poczuć to samo, czy też uznać, że kobiecie musi się coś zdawać. Musiała więc ona samodzielnie zrozumieć, co działo się z rzeczywistością w okół niej. Zapach kwiatów wydawał się być jej zbyt znajomy. Jednak, przecież wiele kwiatów pachnie podobnie, zawsze mogła już kiedyś poczuć podobny zapach, mijając przypadkowo kępę roślin, idąc do pracy. Jednak to nie dawało jej spokoju. Tak, jakby te kwiaty wołały ją swym zapachem. Zboczyła ze ścieżki, skręcając ku polanie. Gdy ją ujrzała, zrozumiała czemu zapach kwiatów wydawał się jej być znajomy. Przyglądała się identycznej polanie, identycznym kwiatom, jakie widziała w swych snach. Cóż, może była tu w dzieciństwie? Dlatego je pamiętała. I dlatego w śnie ktoś pytał ją czy jest Alicją. Może po prostu śniła wspomnienie z dzieciństwa? Gdy bawiła się z dziećmi i któreś z nich mogło o niej słyszeć od kolegów, a nie wiedzieć, że to ona. I właśnie to zapomniane dziecko zapytało wtedy „Czy jesteś Alicją?”, a jej podświadomość wciąż pokazywała jej ten obraz w snach. Pomyślała, że dobrym pomysłem byłoby następnego dnia zamiast iść nad jezioro, odpocząć nieco na tej właśnie polanie. Zrobić sobie mały, samotny piknik w bezpiecznym miejscu, do którego nikt nie zagląda.
Resztę dnia spędziła nad jeziorem, kompletnie wyrzucając z pamięci polanę, sny, jak i tajemniczą postać, którą widziała za oknem. Po prostu opalała się, pływała i cieszyła upragnionym urlopem, robiąc sobie wolne od nadmiernych rozmyślań. Wracając tą samą ścieżką nawet nie zwróciła uwagi na nic szczególnego, co mogłoby znajdować się w pobliżu. Po prostu z uśmiechem na ustach wdychała zapach lasu.
W nocy znów ujrzała ten sam sen, co zawsze. Zapach kwiatów był taki sam, tak jak i głos szepczący w nieznanym języku, czy też zadający powtarzające się każdej nocy pytanie „Czy jesteś Alicją?”. Znów po przebudzeniu kobietę ogarnął strach, jednak już po chwili otrząsnęła się z niego, uznając, że sen jest jedynie zapomnianym wspomnieniem z dzieciństwa, być może później stało się coś złego, dlatego się bała. Być może, gdy była dzieckiem wydarzyło się coś podobnego, mogła bawić się na łące z innymi dziećmi, a jedno z nich mogło zrobić jej krzywdę. Mogła to pamiętać, zaś sen mógł kończyć się chwilę przed tym i to wywoływało ten dziwny lęk. Jej podświadomość widziała coś strasznego, lecz ona nie mogła sobie tego przypomnieć. Pamiętała jedynie emocje. Gdy nastał świt zaczęła przygotowywać kanapki i herbatę, by udać się na samotny piknik, tak jak postanowiła dnia poprzedniego. Jeśli pamiętała tą polankę, jeśli pojawiała się w jej snach, to musiała ją zobaczyć, spędzić dzień tak, jak w beztroskim dzieciństwie. Nie zajęło jej wiele czasu, by poczynić przygotowania i znaleźć się na miejscu. Było wciąż wcześnie, ledwie rozpoczęła się pora śniadaniowa. Gdy inni jedli jeszcze w domach, ona spokojnie wyciągała kanapki na leśnej polance, siedząc na kocu, który poprzedniego dnia służył jej wspaniale jako posłanie, by spokojnie opalać się na plaży. Panowały cisza i spokój, mącone jedynie śpiewem ptaków, a zapach kwiatów mieszał się z wonią konfitur w kanapkach i czarnej herbaty w termosie. Nagle jednak rozległy się delikatne kroki, jakby zmierzała ku niej młoda osoba. Nie zdziwiło jej to. Zapewne niektórzy ludzie już zmierzali nad jezioro. Być może ktoś, kto by ją teraz zobaczył uznałby ją za bardzo samotną lub dziwną osobę, jednak nie dbała o to. Nieco ubrudziła się konfiturami, jednak nie zwracała na to uwagi. Nie patrzyła na nic, poza koronami drzew. Aż nagle usłyszała pytanie tuż obok siebie:
- Czy Ty jesteś Alicją? – to było dla niej przerażające. Pytanie identyczne jak to, które pojawiało się w jej snach. Spojrzała w kierunku pytającego. Młody, urodziwy mężczyzna o włosach koloru płatków wodnych lilii, o skórze jaśniejszej niż porcelana i oczach barwy świeżej krwi. Albinos. Bardzo zaniżone stężenie melaniny, bezbarwne oczy, odbite od naczyń krwionośnych światło nadawało im szkarłatną barwę. Nic nadzwyczajnego, nic przerażającego. Po prostu wyjątkowy młodzieniec. I to pytanie... – Proszę wybaczyć bezpośredniość. Przypomina mi pani osobę, z którą bawiłem się jako dziecko. Przyjeżdżała tu z rodzicami na wakacje... Nazywała się „Alicja”, dlatego tak nagle o to zapytałem. Przepraszam – młodzieniec zaczął odchodzić. Kobieta jednak postanowiła go zatrzymać. Być może oceniała go pochopnie, chcąc nawiązać z nim kontakt jedynie z powodu jego wyglądu, jednak właśnie te białe włosy, to tajemnicze pytanie i wyraźnie obcy, zachodni akcent, sprawiły, że nie mogła pozwolić mu odejść. Tak, jak w jej snach.
- A co, jeśli jestem Alicją? Tak mnie nazywali w dzieciństwie, choć na imię mam Ewa – uśmiechnęła się delikatnie. – Zjesz może kanapkę? Z konfiturą jagodową.
- Ach, oczywiście, uwielbiam konfitury – młodzieniec uśmiechnął się w tajemniczy, niespotykanie piękny sposób, który sprawił, iż, mimo, że mówił jedynie o zwykłym jedzeniu, nie mając na myśli nic więcej, jego słowa wywołały rumieniec na twarzy kobiety. – Proszę wybaczyć, iż nie przedstawiłem się wcześniej. Alexis... – jego wypowiedź została przerwana gestem dłoni kobiety.
- Nie potrzeba żadnych nazwisk. Jesteśmy na wakacjach, a nie na spotkaniu służbowym. Bądźmy beztroscy jak dzieci, którym wystarczy poznać czyjeś imię, by uznać, że jest to ich przyjaciel na całe życie – kobieta poczęstowała nowego znajomego kanapkami i herbatą. Była nim zauroczona. Nie mogła oderwać wzroku od jego szkarłatnych oczu i jasnych dłoni. Może nie powinna oceniać nikogo po wyglądzie, jednak byłaby w stanie oddać wszystko, byleby tylko patrzeć na niego bez końca. Nie miała jednak żadnych nieodpowiednich myśli, jak mogłoby się zdawać, gdy wpatrywała się w niego. Jedynie zachwycała się nim tak, jak koneser sztuki podziwia obraz, patrzy, lecz nigdy nie przejdzie mu przez myśl, by go dotknąć. Słuchała pięknych słów mężczyzny, który wydawał się być wspaniałym poetą i gentlemanem. Opowiedział, iż od dzieciństwa wyjeżdżał z rodzicami na wakacje za granicę. Choć urodził się i wychował we Francji, to każde wakacje spędzał w Polsce, u swej babci, mieszkającej niedaleko tego lasu. Jako dziecko bawił się na tej polance i tu właśnie pewnego lata poznał „Alicję”. Wydawał się pamiętać zbyt wiele szczegółów jak na pięcioletnie wtedy dziecko, podczas gdy nieco starsza od niego kobieta nie umiała w pamięci przywołać choćby szczątków tego miejsca. A on kontynuował opowieść o tym jak co rok prosił rodziców, by przyjechać w to miejsce i na polanie szukał swej „Alicji” i być może w końcu ją znalazł. Czy było to możliwe, że właśnie ta kobieta wtedy, jako siedmioletnia dziewczynka, poznała go tutaj? Czy było możliwe, że on to tak dobrze pamiętał? Podobno powracał tu nawet gdy dorósł, tak długo szukał „Alicji”. Czy to właśnie ta kobieta była jego „Alicją”? Wydawał się w to wierzyć, obsypując nowo poznaną damę komplementami, a ona pragnęła w to wierzyć, by móc spędzać z nim czas. Nie miała jeszcze nawet trzydziestu lat, pragnęła szczęścia, być może w głębi serca wciąż marzyła o zostaniu księżniczką, poznaniu księcia na białym koniu. Teraz jednak wystarczył jej ten śnieżnobiały młodzieniec, który traktował ją jak damę. Nim się spostrzegła pora śniadaniowa przeszła w porę podwieczorku, a oni wciąż rozmawiali. Mężczyzna opowiedział również, iż od pewnego czasu mieszka w domku, który odziedziczył po swej babci, a który to znajduje się w pobliżu. Zaproponował również, by kobieta przyszła do niego na kolację, by odwdzięczył się w ten sposób za ugoszczenie na jej małym pikniku.
- Przygotuję coś wspaniałego, byś mogła poczuć się zupełnie beztrosko – powiedział tajemniczo.
- Jeśli już dzisiaj się odwdzięczysz to może oznaczać, że jutro się nie spotkamy. Potrzymam Cię trochę w niepewności. Może wyjdziemy jutro razem nad jezioro? A wieczorem możemy pójść do Ciebie.
- Nie jest to do końca możliwe. Na słońcu nie czułbym się tak dobrze jak pośród cienia drzew... – mężczyzna delikatnym ruchem dłoni odgarnął białe kosmyki ze swej twarzy. – Jednak mogę czekać na Ciebie do wieczora. Zabiorę Cię stąd do siebie. Na pewno tu będę – zbliżył się, by wyszeptać kilka tajemniczych słów do ucha kobiety, która rozpoznała w nich zdanie znane z jej snów, choć nie potrafiła nadal zrozumieć, jakim językiem się posługiwał. – To znaczy „Jestem tu po to, by odgonić Twą samotność” – młodzieniec złożył delikatny, subtelny pocałunek na dłoni kobiety, po czym, gdy ona patrzyła na niego zauroczona, oddalił się i skrył pośród drzew. Ona zaś wróciła samotnie do domu, zebrawszy wszystkie swe rzeczy. Nie mogła przestać myśleć o tajemniczym mężczyźnie.
Tej nocy kobieta śniła spokojnie. Nie widziała już powtarzających się snów. Jedynie twarz poznanego tegoż dnia młodzieńca. To właśnie on mówił znane z jej snów słowa „Czy jesteś Alicją?” jak i zdanie w nieznanym jej języku. Obudziła się bez strachu, raczej wypełniona smutkiem, jakby straciła coś ważnego. Jednocześnie była wyspana, choć wciąż nie wzeszło Słońce. Za oknem ujrzała jasną postać, taką samą jak poprzedniej nocy, która znów zniknęła. Jednak kobieta zauważyła, że postać bardzo przypominała albinotycznego mężczyznę. Czyżby to on patrzył na nią przez okno poprzedniej nocy? I teraz zrobił to samo? Czemu? Mówił, że szukał jej wiele lat. Ale jakim sposobem mógł rozpoznać ją, jeśli ostatnio widział ją jako dziecko, a teraz nagle miałby wiedzieć, iż ona, dorosła kobieta, jest tą samą osobą? Coś było podejrzane... Może był jakimś prześladowcą, a to wszystko było bajką, by zamydlić jej oczy? Może był mordercą? A ona jak głupia, wiedziona jego pięknymi słówkami i wyjątkową cielesnością, zgodziła się udać do jego domu. I to jeszcze wieczorem! Gdy zapadnie zmrok wszystko może ukryć się pośród ciemności. Z jednej strony chciała znów go spotkać, wydawał jej się być taki znajomy, bliski. Nie mogła odgonić od siebie myśli o nim, czy oderwać od niego wzroku, gdy go widziała. Czy taki był jego plan? Znała dobrze społeczeństwo w jakim się wychowywała. Jeśli poszłaby za nim z własnej woli, nieważne czy oszukana, czy wiedząc, co ją czeka, jeśli stałaby się jej krzywda, nikt nie szukałby sprawcy, a jedynie ludzie powtarzaliby „Sama za nim poszła, widocznie tego chciała”. Zapewne otrzymałaby opinię panny lekkich obyczajów, która idzie za każdym mężczyzną, nie zastanawiając się w jakim celu ją prowadzi w nieznane jej miejsce, albo też właśnie osoby idącej za mężczyznami tylko w jednym celu, która później, gdy spostrzeże swój błąd, kłamie, mówiąc, że była ofiarą. Teraz więc było już za późno. Zgodziła się pójść na kolejne spotkanie z tajemniczym mężczyzną, który wydawał się być spełnieniem jej najskrytszych marzeń, lecz mógł zawsze zmienić jej życie w koszmar. Mogła okłamać go, wystawić, po prostu nie spotkać się z nim. Jednak, jeśli chciał wyrządzić jej krzywdę to znalazłby ją wszędzie, skoro już stwierdził, że jej szukał przez bardzo długi czas. Zaś, jeśli był tak wyjątkowy, jakim się jawił, odrzucenie go mogłoby do końca życia dręczyć sumienie kobiety. Postanowiła więc, mimo swych wątpliwości, iść na spotkanie. Jednak nie chciała być bezbronną owieczką, idącą w łapy wilka. Zaplanowała zabrać ze sobą kilka przydatnych rzeczy. Często nosiła ze sobą gaz pieprzowy, zwłaszcza, gdy wracała z nadgodzin w pracy, musiała mieć go ze sobą. Przygotowała więc go i teraz, by wieczorem zabrać go ze sobą, idąc na spotkanie. Jeśli ustawi w telefonie nagrywanie dźwięku, to w przypadku, gdy coś jej się stanie, zapis będzie mógł stać się dowodem, gdy zachowa się na nim rozmowa i głos należący do tegoż tajemniczego mężczyzny. Jeśli był kimś złym, mógł skrzywdzić już wiele osób, a także planować zdobyć kolejne ofiary. Unikając spotkania z nim można było samemu nie stać się ofiarą, jednak nie powstrzymałoby go to od dalszej działalności. Być może były to zbyt górnolotne myśli, być może kobieta jedynie usprawiedliwiała nimi swą chęć spotkania się z nim, mimo tak wyczuwalnego zagrożenia, jednak zawsze był to dobry powód, by pokonać swój strach. Chciała wierzyć, że nie ma się czego obawiać. Jednak mogła się o tym przekonać jedynie spotykając się z nim i obserwując jego zachowanie. Jakkolwiek nie było to naiwne czy głupie, nie chciała rezygnować z małego skrawka marzeń, które tkwiły w jego słowach.
Gdy nadszedł zmrok w umyśle kobiety pojawiły się kolejne wątpliwość. Ich spotkanie nie miało żadnej ustalonej godziny. „Wieczór” może określać tak wiele. On mógł już dawno wrócić do domu, myśląc, że ona nigdy nie przyjdzie. Mógł również czekać na późniejszą godzinę, by prowadzić ją w nieznane wśród ciemności. Tego dnia kobieta wracała znad jeziora inną, mniej znaną drogą, by nie mijać polany, na której on mógł ją ujrzeć. Będąc w domku, w którym zamieszkiwała w czasie urlopu, przygotowała się do spotkania, choć nie mogła olśniewać swym pięknem z powodu posiadania przy sobie jedynie wygodnych i praktycznych rzeczy, które zabrała na ten wyjazd. Dodatkowo nie mogła iść w butach na obcasie czy ubraniach, które mogłyby krępować ruchy. Jeśli nieznajomy naprawdę był niebezpieczny mogła nastąpić konieczność ucieczki. Jemu, jeśli zdziwi go jej niepozorny strój, powie jedynie, iż chciała zauroczyć go naturalnością. Większość mężczyzn uznaje kobiety za istoty dziwne i nieodgadnione, więc nie zadawałby więcej pytań, ani nie podejrzewał niczego. Wkrótce znalazła się na polanie oświetlonej blaskiem księżyca, którego światło delikatnie błyszczało na śnieżnobiałych włosach młodego mężczyzny, który czekał tam na nią.
- Więc jednak przyszłaś, moja droga Alicjo – młodzieniec odezwał się pierwszy i ukłonił się niczym arystokrata. Wydawał się pochodzić z pięknej baśni, nie pasował do rzeczywistości. Jednak pośród tej tajemniczej polany zdawał się być księciem marzeń skrytych pośród ciemności nocy i światła księżyca.
- Mówisz, jakbyś nie wierzył w to, że przyjdę – kobieta uśmiechnęła się niewinnie. – Jeśli ja jestem Twoją „Alicją” to czy Ty jesteś „Białym Królikiem”, który ma poprowadzić mnie w nieznane? – starała się, by jej głos brzmiał uwodzicielsko, chciała pokazać, że jest całkowicie oddana jego planom. Jeśli mogła mu ufać nie było powodu, by postępować inaczej, jednak, jeśli coś planował, każdy cień jej niepewności mógł sprawić, że stanie się nieobliczalny.
- Nie. Jestem jedynie kimś, kto przyszedł, by odgonić Twą samotność. Wiedziałem, że przyjdziesz. Inaczej nic nie miałoby sensu – choć mówił te słowa z uśmiechem, delikatnym głosem przypominającym czyste płatki kwiatu konwalii, wydawało się, jakby kryło się za nimi coś więcej. Dalsza rozmowa dotyczyła jedynie błahostek, takich jak piękno księżyca czy zapach kwiatów. Oboje wydawali się rozumieć siebie nawzajem i razem kroczyć w nieznanym nikomu innemu świecie. Opisywali zwykłe przedmioty tak, jak pisarze określają zaczarowane artefakty. Ewa, która od dzieciństwa była „Alicją”, zamkniętą we swej własnej Krainie Czarów i Alexis, który niczym „Biały Królik” prowadził ją w nieznane. Nawet, jeśli skrywał mroczne sekrety, zapewne każda kobieta poszła by za nim, nie obawiając się niczego, a nawet, gdyby była pewna, że spotkanie z nim byłoby ostatnim dniem w jej życiu, nie wahałaby się ani chwili. Był on czarodziejem słów, który oczarowywał niczym światło księżyca. Nawet, jeśli to wszystko miało być snem, kłamstwem, Ewa chciała wciąż śnić i słuchać łgarstw.
Ich celem był mały, biały dom położony w głębi lasu. Otoczony był ogrodem warzywnym, kilkoma drzewami owocowymi i dzikimi kwiatami. Wydawał się być kolejnym fragmentem snu, który nigdy nie powinien okazać się prawdą, gdyż był na to zbyt piękny. Wnętrze budynku wypełniał zapach lawendy i konwalii, które ułożone były w pięknych bukietach, stojąc w dzbankach umieszczonych w każdym pomieszczeniu. Wystrój był piękny, acz prosty i czysty. Dom nie wydawał się należeć do mężczyzny, który przecież z racji swej płci w oczach każdej osoby musiał być bałaganiarzem, żyjącym niczym prymitywne ludy. To miejsce wydawało się należeć raczej do ducha, którego misją było tworzenie poezji. Każde pomieszczenie wydawało się być świeże, nietknięte, jakby wyjęte z obrazu, nie zaś świata, w którym należy walczyć o przetrwanie, nie tylko o przeżycie kolejnego dnia, ale także o uniknięcie obłędu. Tu panował spokój, jakby wciąż trwał tu sen osoby, która spełniła swe marzenia i nie musiała już nigdy o nic walczyć, o nic się martwić. Mężczyzna zaprowadził swego gościa do jadalni, w której roztaczał się zapach słodyczy. Na stole stały talerze pełne dań, które być może nie były wykwintne, jednak na pewno były one o wiele wspanialsze, o delikatnym zapachu przypominającym beztroskie dzieciństwo. Nieco słodkich naleśników, którym nadano kształty niedźwiadków, zaś dzięki czekoladzie ubarwiono je na wzór pandy, obok zaś pucharek owocowych lodów i słodkie wino. Połączenie dzieciństwa z dorosłością poprzez piękno i niewinność. Kobieta była tym oczarowana. Wyglądało to o wiele lepiej niż w nudnych, nawet według niej, romansach, którymi wciąż raziła telewizja, gdzie kolacja wydawała się być posiłkiem jedzonym przed długą podróżą, składała się zawsze z drogich, trudnych do przyrządzenia i ciężkich dań, jeszcze łącząc wszystko z mocnym winem. Tak, jakby mężczyźni w filmach chcieli utuczyć i upić swoje partnerki, by nie mogły im uciec w nocy. Jednak to, co Ewa widziała przed sobą było idealnie tym, o czym zawsze marzyła. Była znów małą „Alicją”, którą „Biały Królik” delikatnie wprowadzał w dorosłość, jednak nie tą, którą widziała na co dzień, pełną obowiązków, tylko beztroską, dającą nowe, wyjątkowe prawa. Zastanawiała się, skąd młodzieniec tak idealnie wiedział co ją uszczęśliwi. Każde jego słowo było takim, jakie marzyła usłyszeć, każdy jego ruch przypominał jej dziecinne wyobrażenia o księciu, który miałby uczynić ją królową, każda rzecz, którą dla niej zrobił wydawała się jakby wyjęta wprost z jej niewinnych snów. Ach, właśnie, sny... Czy to właśnie jego widziała w powtarzających się nocnych marach? Tak wiele o niej wiedział, jego głos pojawiał się w jej umyśle każdej nocy... Jego słowa o tym, że jej szukał, jego oddanie dla niej, którą znał przecież ledwie jeden dzień... Czyżby śledził ją od wielu lat? Czyżby obserwował ją, pozyskując o niej informacje? A to miejsce było jedynie kryjówką, w której mógł sprawić, by już zawsze należała do niego? Jeśliby się nad tym zastanowić, wszystko do siebie pasowało. Dom był zbyt czysty, zbyt piękny, jakby wybudowany ledwie kilka tygodni wcześniej, lub co najmniej wtedy zmieniono jego wygląd na taki „idealny”, choć nikt w nim cały czas nie mieszkał. Mężczyzna mógł ją obserwować od dawna, dowiedzieć się, że planuje przyjechać w to miejsce, a wtedy szybko pozbyć się mieszkańców tego domu, by zmienić go w sposób, który oczarowałby ją. Dlatego też tak się starał... „Kochał” ją od lat potajemnie się jej przyglądając, dlatego mogło mu na niej zależeć bardziej niż na zwykłej, obcej osobie... Rozmyślania kobiety zostały przerwane przez delikatną dłoń, która odgarnęła jej włosy.
- Wydajesz się być bardzo zmartwiona. Czy zrobiłem coś nie tak? Jeśli tylko mi powiesz, to wszystko naprawię, sprawię, że będziesz się tu czuć jak królowa – takie zapewnienie zapewne ucieszyłoby każdą kobietę, jednak w tym wypadku jedynie zwiększyło obawy. Wydawał się mówić słowami wyjętymi z jej marzeń, słowami, których nie powinien znać. Tak, jakby nie był rzeczywistością, lecz snem... Jego głos pochodził ze snów, które wciąż dręczyły kobietę. Czyżby teraz też spała? Czyżby to wszystko było snem? Mimo wszystko kobieta starała się zachowywać naturalnie. Powiedziała jedynie, że zamyśliła się i przeprosiła za to, by później odgrywać rolę idealnej, zauroczonej, naiwnej ofiary. Jednak, mimo tego, jak bardzo się spodziewała złego ruchu ze strony młodzieńca, wręcz chciała, by zrobił coś nieoczekiwanego, by jej podejrzenia nie były bezpodstawne, wszystko wydawało się być idealne. Jednak, czy naprawdę był taki „idealny” czy też po prostu zauważył jej wahanie i postanowił wykorzystać inną sytuację, by wprowadzić w życie okropny plan, a teraz jedynie utwierdzał ją w przekonaniu, że wszystko jest dobrze, by uśpić jej czujność? Takie myśli dręczyły kobietę przez resztę wieczoru. Zastanawiała się również nad bardziej przyziemną wersją. Nawet, jeśli nie był mordercą, prześladowcą czy innym potworem, mógł być po prostu podrywaczem, który zabiera do łóżka co ładniejsze turystki. Jednak również to się nie potwierdziło, gdy zaproponował, że odprowadzi ją do domu, a raczej miejsca, w którym wynajmowała pokój. Mógł przecież wymyślić idealną wymówkę, twierdząc, że skoro i tak nie będzie spała w swoim łóżku, to równie dobrze może spać w jego, jednak tego nie zrobił. Im bardziej był „idealny” tym więcej wątpliwości budziło się w głowie kobiety.
Każdej nocy pojawiały się te same sny, zaś każdego dnia pojawiał się ten tajemniczy młodzieniec. Być może wydawało się to być spełnieniem marzeń, gdy można w czasie krótkich wakacji nawiązać niezobowiązującą znajomość z kimś tak wspaniałym, jednak również sprawiało to, że kobieta coraz bardziej się bała. Przecież, jeśli tu zaginie, nikt jej nie będzie szukał. Jeśli nie wróci do pracy to po prostu ją zwolnią, nie przejmując się powodem. Być może ktoś zauważy puste mieszkanie, lecz kiedy to będzie? Lecz, jeśli nic takiego się nie stanie, mogłaby stracić najpiękniejsze chwile w życiu przez niepotrzebne zmartwienia. Tak też myślała aż do ostatniego dnia, gdy musiała pożegnać się z młodzieńcem. Był on na tyle tajemniczy, że choć tym razem zapytała o jego nazwisko, by móc się z nim kontaktować, odnajdując go w Internecie, gdy będzie już w domu, on nie odpowiedział jej, rzekł jedynie „Jestem po to, by odgonić Twoją samotność. Jeśli będziesz samotna, ja będę przy Tobie. Już nie jesteś samotna, więc wykonałem swe zadanie” po czym odszedł ze znanej im polanki. Myśląc, że zmierza w kierunku swego domu, kobieta pobiegła za nim, lecz nie widziała go w lesie. Pokonawszy całą drogę do białego domku ujrzała z przerażeniem, że na jego miejscu znajdują się jedynie zgliszcza. Przecież jeszcze poprzedniego dnia tu była, wraz z nim, młodzieńcem, który zniknął na jej oczach... To było dziwne, bardzo, bardzo dziwne...
Wróciła do wynajmowanego pokoju, by zebrać swe rzeczy przed wyjazdem. Pozostał jej jeszcze jeden wolny dzień, by wrócić i wyspać się przed pracą. Gdy już wszystko było spakowane, postanowiła zapytać właścicieli domu o to, co mogło się stać w głębi lasu. Czyżby nie zauważyła pożaru, który mógł w ciągu jednej nocy spalić cały ten piękny, biały domek? Może z tego powodu młodzieniec zachowywał się tak dziwnie tego dnia, stracił wszystko, a ona nawet nie okazała mu współczucia. Czuła się winna. Miała nadzieję, że ktoś wiedział, gdzie mógł się podziać, w końcu w małej społeczności wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą, mogłaby więc odnaleźć go i choć trochę mu pomóc.
- Wie pani, kiedy spłonął ten domek w lesie... Biały z ogrodem... Jak dzisiaj tam byłam to zobaczyłam tylko kilka drewienek, a ogród był zrujnowany. Jeszcze wczoraj wszystko było dobrze. Nie było burzy, więc to nie wina pioruna. Myśli pani, że ktoś go podpalił? Czemu nie jechała tam straż pożarna? Byłoby ją słychać... – zapytała w pewnym momencie rozmowy z właścicielką domu, która słysząc te słowa pobladła znacząco.
- Widziała pani... ten domek... wczoraj? – głos starszej pani drżał wyraźnie, a ona nie mogła złapać oddechu.
- Tak. Nawet byłam w środku, zaprosił mnie ten miły pan, który tam mieszka. Na pewno go pani zna. Taki dość młody, z jasnymi włosami... – po tych słowach rozmówczyni jeszcze bardziej pobladła, wydawała się słabnąć. – Coś się stało? – kobieta szybko do niej podbiegła, przytrzymując ją, by nie zemdlała.
- Drogie dziecko... Muszę, naprawdę muszę Ci coś powiedzieć... – starsza kobieta wydawała się być przerażona. – Ten domek spłonął, to prawda, ale... Stało się to kilkaset lat temu. W tych rejonach krążyła legenda, że w pewnej rodzinie wciąż rodziły się córki, choć, jak wiesz, w tamtych czasach chciano mieć jedynie synów. Rodzina długo nie mogła doczekać się męskiego potomka. Pewnego dnia jednak zaczęli się chwalić, ze w końcu urodził się syn. Jednak kilka dni później nagle się wyprowadzili, a w domu podłożyli ogień, jakby chcieli coś ukryć. Ludzie mówili, że dzieciak miał czerwone oczy. Najpierw tłumaczyli to tym, że pewnie tak wyszło po porodzie, że niedługo będzie miał normalny kolor. Dziś po prostu powiedzieliby, że to taki, jak to się mówi, albinos czy inny taki. Jednak to kompletnie nie tłumaczyło ich dziwnego zachowania. Podobno jak się wyprowadzali to nikt nie widział z nimi tego syna, a przecież to było małe dziecko. Ludzie mówili, że byli tak zdesperowani, żeby mieć syna, że ugadali się z diabłem i dlatego dzieciak miał czerwone oczy, bo był nie ich synem, a samego Lucyfera! Pani to pewno nie wierzy, ale starsi ludzie wciąż o tym mówią. Podobno tego dzieciaka nigdy nie znaleźli, chociaż niektórzy twierdzą, że prababki im przekazywały, że ten dzieciak płakał jeszcze jak dom płonął, w środku był i płakał. Może naprawdę to było dziecko diabła i spalić go chcieli, dom, w którym się urodził i ten diabeł tam mógł być też spalili i uciekli? Ale mówi pani, ze ten dom wczoraj pani widziała? I kawalera o jasnych włosach?
- Tak. Ale on na pewno nie ma nic wspólnego z tą historią. Mówił, że niedawno się wprowadził do tego domku. Miał mieszkać we Francji, ale na wakacje tu przyjeżdżał do babki i jak babka zmarła to dom odziedziczył... Ale, jeśli tego domu nie było od setek lat, to czemu widziałam go wczoraj? Dzisiaj naprawdę to miejsce wyglądało na opuszczone od dawna... – młodsza z kobiet wydawała się mieć wątpliwości zarówno względem tej historii, jak i tego, co widziała.
- Powiadają, że oni wtedy gdzieś za granicę wyjechali. Może ten dzieciak został? I potem ich szukał jak go ktoś odchował. Może pojechał za nimi i widziała pani jego wnuka? – starsza kobieta starała się mówić spokojniej. – Może wrócili kiedyś i ten dom odbudowali? Może kawaler prawdę mówił? A ja tylko, jak to stara babka, banialuki opowiadam, całkiem mi na starość gorzej w głowie... Idź, dziecinko, szykuj się, bo jeszcze noc Cię w drodze zastanie – kobieta starała się przerwać rozmowę. Najwyraźniej coś ją dręczyło, coś związanego z tym domem, z tajemniczym młodzieńcem, o którym właśnie usłyszała. Wydawało się jednak, że nie chce martwić tym Ewy, albo po prostu była to jedna z rzeczy, o których starsi ludzie nie chcą wspominać. Młodsza z kobiet pożegnała się więc i udała w podróż powrotną do domu.
Dziwne sny już jej nie dręczyły, w pewnym sensie tęskniła za nimi. Postanowiła odszukać tajemniczego młodzieńca, z którym rozmawiała, a który wydawał się być nierealny. Pomyślała, że najlepiej byłoby sprawdzić spis ludności wioski, w której znajdował się jego dom, albo też dowiedzieć się, kto jest właścicielem tego białego domku, obie te drogi musiały do niego prowadzić. Jednak obie też urywały się, prowadząc donikąd. Podobno w wiosce nigdy nie mieszkał nikt o tym imieniu, tak sądziły dane gminy znalezione najprostszą drogą, w Internecie. Ostatnia wzmianka o domku pochodziła z roku 1492 i dotyczyła tajemniczego pożaru. Wyglądało, jakby domek nigdy nie został odbudowany, jakby jasnowłosy młodzieniec nigdy nie istniał. Więc czy to wszystko było snem? Więc czemu tak dobrze to pamiętała? Nie wierzyła w żadne nadprzyrodzone zjawiska. Uznała, że najwyraźniej mężczyzna ją okłamał co do swego imienia i historii, a później ona zgubiła się w lesie i natrafiła na inny domek, ten z legendy. Być może on sam mieszkał obok, nazywał się zupełnie inaczej i teraz śmiał się z kolejnej „upolowanej” kobiety, która na pewno się w nim zakochała, ale nigdy nie wróci go szukać. Idealny plan na mały romans bez zupełnie żadnych konsekwencji. Kobieta przyzwyczaiła się już do tych myśli i powoli zapominała o nim, aż do dnia ślubu jej młodszej siostry. Poczuła się wtedy strasznie samotna, niczym stara panna z dawnych czasów, która już nie ma żadnych szans na zamążpójście, a choć najstarsza to przed nią wydają za mąż młodsze siostry. Cieszyła się szczęściem swej rodziny, jednak rozpamiętywała również zdradę swego narzeczonego, przez którego jako jedna z niewielu przyszła na wesele bez osoby towarzyszącej. Była tak niesamowicie samotna. Przypomniała sobie jasnowłosego mężczyznę z tej kwiecistej polany wewnątrz lasu, lecz po chwili znów pojawiły się myśli, że musiał ją wtedy okrutnie oszukać. Na weselu wypiła zdecydowanie za dużo przez co szybko zasnęła. Śniła znajomy sen, a gdy się obudziła, po jej policzkach spływały łzy.
Sny znów zaczęły się powtarzać, jednak ona nie zwracała na nie uwagi. Minął rok, odkąd ostatnio je widziała, znów zaczynało się lato. Zrzuciła ich pojawienie się na wysoką temperaturę i przemęczenie. Tym razem planowała na urlop jechać nad morze, by nie widzieć znów tej dziwnej wioski, tego tajemniczego lasu. Pewnej nocy jednak obudziła się nagle nim pojawił się znany jej sen. Ujrzała obok swego łóżka jasną postać. Doskonale rozpoznała szkarłatne oczy.
- Jestem tu po to, aby odegnać Twą samotność – rzekł młodzieniec.
- Kim jesteś? Skąd się wziąłeś w moim pokoju? Jesteś dziwny... Okłamałeś mnie. Nikt o Twoim imieniu tam nigdy nie mieszkał, a jeszcze przez Ciebie zgubiłam się wtedy w lesie i wpadłam na jakieś ruiny. Śmieszy Cię to? I skąd w ogóle wiedziałeś gdzie mieszkam, jak się tu dostałeś? – kobieta w chwilach stresu zamiast znieruchomieć jak zwyczajni ludzie, zaczynała mówić wszystko, co ślina jej na język przyniosła.
- Nie okłamałem Cię. Jak i również się nie zgubiłaś. Urodziłem się właśnie w tym domku, gdy w nim byłem zawsze był piękny. Nie wiem, jak widzą go ludzie, gdy nie ma mnie w środku. Ale każdy mówi o ruinach... Wychował mnie ktoś obcy, choć nikt nie chce w to uwierzyć, mówią, że taki ktoś nigdy nie istniał, więc nie ma sensu Ci o tym opowiadać... Wiem też więcej niż Ci się zdaje, żyję na tyle długo, by nauczyć się wielu przydatnych rzeczy – uśmiechnął się tajemniczo i pocałował dłoń kobiety.
- Więc... Ta legenda jest prawdziwa...
- Nie do końca. Ludzie nadali bardzo dziwne nazwy temu, co jest normalne. Nazwali złym to, co jest niezrozumiałe. Ale po części mają rację. Choć nikt nie wie, w której części...
- Ty jesteś... – kobieta odsunęła się od niego.
- Nieważne kim ja jestem. Ważne kim Ty jesteś. Czy Ty jesteś Alicją? – przez delikatny piękny uśmiech mężczyzny Ewa nie mogła oprzeć się wrażeniu, że naprawdę jego tożsamość zupełnie się nie liczy tak długo, jak po prostu jest obok.
- Tak. Jestem Alicją – uspokoiła się i uśmiechnęła delikatnie. Odtąd co noc pojawiały się te same sny, a gdy poczuła się samotna zaraz za nią pojawiał się delikatny zapach lawendy i konwalii, by ona chwilę później mogła ujrzeć znaną jej twarz.
Ewa żyła długo, zestarzała się samotnie, bez dzieci, bez męża. Lecz zawsze, do końca swoich dni, mówiła, że wcale nie jest sama, że ktoś jest obok niej. Mówiono, że po prostu zwariowała, zwłaszcza, gdy na starość opowiadała, że wciąż odwiedza ją bardzo młody, urodziwy mężczyzna. Jednak, gdy umierała, uśmiechała się spokojnie, jakby patrząc w czyimś kierunku. Wydawała się nie patrzeć na żadnego ze swych krewnych, którzy byli przy niej, lecz daleko, jakby w przestrzeń, jednak wzrokiem, jakim patrzy się na ukochanego. Kilka lat po jej śmierci opublikowano dziwny artykuł w brukowcu mówiący o tym jakoby wiele kobiet, które choć raz w życiu wybrało się do tajemniczej wioski w wielkim lesie, tuż obok jeziora, zostawało starymi pannami. W gazetach dla kobiet był to temat na pierwsze strony, rozchodził się jak ciepłe bułeczki. Zaś pokątnie ludzie szeptali o tym, że niektóre młode kobiety widziały w lesie młodzieńca o jasnej skórze i szkarłatnych oczach.
[Opowiadanie konkursowe - Wakacje 2014]
Komentarze