Historia

Czterdzieści

xxxshisayuxxx 1 10 lat temu 1 270 odsłon Czas czytania: ~14 minut

Notka od autorki: Z wyrazami szacunku dla tych którzy chcieli więcej past.

____________________________

Nazywam się Timothy Harper.

Mam 38 lat i z zawodu jestem inżynierem budowlanym. Moja firma zajmowała się budową wszelkich budynków biznesowych ewentualnie stawianiem nowych atrakcji. Chciałbym wyjawić wam sekret przez który wylądowałem tutaj. W więzieniu stanowym Austin.

Około dwóch lat temu razem ze swoimi współpracownikami zaczęliśmy wyburzanie jednej ze starych miejskich kamienic na której miejscu miał stanąć wysokościowiec dla dość poważanej firmy.Burzenie przebiegło bez żadnych problemów, wylewanie fundamentów, dokładne szykowanie piwnic, wszystko jak po maśle. Do czasu gdy nie zaczęliśmy ustawiać głównego stelaża. Pracowaliśmy od wczesnych godzin porannych niekiedy do 4 rano. Zależało to tylko od tego jak wielu z nas czuło się na siłach by zostać. Termin był napięty więc staraliśmy się tak jak tylko umieliśmy by sprostać wyzwaniu. W piwnicy zrobiliśmy sobie tymczasową bazę. Ktoś wstawił kuchenkę polową, kilkoro z nas przyniosło materace i poduszki, a całkiem ktoś inny ogrzewacze podłączane do głównego akumulatora który nawiasem mówiąc był zapasowy. Dziwne wypadki zaczęły się w kwietniu 2011 roku. Kilku z pracowników nie miało siły wracać do domów więc zostali w piwnicy by dostatecznie się wyspać. Ja pracowałem wtedy jeszcze nad dokładniejszym szkicem jednego z wyższych pięter budynku, gdzieś coś się nie zgadzało więc pod nadzorem architekta ustalaliśmy wszelkie zmiany. Była godzina druga nad ranem oboje byliśmy zmęczeni jednak nasze głowy podniosły się znad obszernych szkiców gdy usłyszeliśmy z piwnicy gwizd i głuche uderzenie. W tamtej chwili byliśmy pewni że któryś z chłopaków wstał za potrzebą i załadował z impetem w ścianę. Niestety dźwięk z minuty na minutę stawał się głośniejszy. Stary Hart, jednej z najbardziej solidnych i sumiennych pracowników ze stażem chyba dłuższym niż całe moje życie wybiegł z piwnicy w grubym szlafroku który zawsze ze sobą nosił.. ( nawiasem mówiąc wyobraźcie sobie faceta około 60tki w puchatym białym szlafroku i z brodą po pas.Komedia sama w sobie) Zaczął machać rękoma pokazując dłonią w dół. Przez chwilę nie mógł z siebie nic wykrztusić a my z Johnem ( architektem) staraliśmy się go uspokoić. Gdy się to udało Hart przełknął kluchę która ugrzęzła mu w gardle.

-Panowie ja nie wiem dlaczego, ani po co, ani kto, ale kurwa od północnej ściany ktoś calutki czas wali w mur, od wschodu słychać gwizdanie. - Oboje zgłupieliśmy. Nowością było słyszeć z ust tego dobrze wychowanego starszego człowieka przekleństwo.. Coś musiało faktycznie się dziać nie tak jak powinno.

- Panie Hart z tego co wiem za północną ścianą piwniczną jest jedynie ziemia.- odparł John załamując rękę by pomasować obolałą skroń, no i tu zamilkł.- Czekaj.. ale skoro tam jest tylko grunt.. - W tej chwili nie wiedzieliśmy co myśleć, baliśmy się, że któryś z naszych pracowników został zasypany podczas przysłaniania murów a , że stracił przytomność i ocknął się późno zaczął wołać w taki sposób o pomoc. Nie, to było zbyt irracjonalne nawet jak na zmęczonych do granic ludzi.Zeszliśmy do piwnicy. Zliczyliśmy ekipę, do chłopaków których nie było dzwoniliśmy by upewnić się, że są w domach i nic im się nie stało. Cała załoga w komplecie. Stan i Ed siedzieli w części tymczasowo kuchennej popijając kawę, wyraźnie nad czymś rozmyślali. Pozostawiłem Johna w sypialni i sam poszedłem ku tym dwóm. Wydawałoby się, że coś o tym wiedzą.

- Szefie mamy cholernie złe przeczucia. - Wypalił potargany długowłosy Stan, trzymając w trzęsącej się dłoni wpół spalonego papierosa.Wziąłem krzesełko rybackie, rozstawiłem je sobie i usiadłem obok oczekując na rozwinięcie tematu.

-Złe przeczucia- powtórzył Ed na tyle dosadnie, że mogłem zrozumieć iż odczuwał strach. Pytanie przed czym

-Dobra Panowie, co się dzieje, Stan nie trzęś się jak osika, zbierz myśli i wyjaśnij mi co was tak zaniepokoiło. - cały czas wlepiałem wzrok w tę dwójkę. Wyraźnie byli zakłopotani.

-Dobra, jak mieliśmy wykopać piwnice musieliśmy przesunąć północną ścianę o centymetr. Koparka natrafiła na coś co było tak twarde, że zwyczajnie zepsuło łyżkę.- No tak to był powód przez który mieliśmy opóźnienia z początku i za razem powód błędów w pomiarach wyższych pięter.

-czy wiecie , że powinienem wam co najmniej dupy sprać za nie poinformowanie mnie o tym? Wiecie, że teraz cala konstrukcja musi zostać ..

- Tim, to miejsce jest złe na stawianie czegokolwiek.- Wzrok Ed'a mówił sam za siebie. Był pewien swoich słów. Czuł, że to mogłoby przynieść zbyt dużo problemów. Jestem szefem.. Musiałem wywiązywać się z obowiązków, musiałem dokończyć budowę za którą zaręczyłem. Mieliśmy na nią niewiele czasu..

-Panowie nie interesuje mnie co się tu dzieje, czy tego chcemy czy nie musimy to skończyć inaczej stracimy jednego z tych klientów, dzięki którym mamy pracę cały czas. A bez opóźnień wiecie dobrze, że zlecają jeszcze więcej. Przejechaliśmy dzięki nim cały kraj, dzięki tym cholernym gryzipiórkom nasze dzieciaki mają wszystko czego chcą. Nie ważne jak złe przeczucia mamy, to nasz zasrany obowiązek żeby skończyć budowę na czas. Puszczajcie mimo uszu te dźwięki, jeśli coś was niepokoi próbujcie to ignorować. Bardzo was proszę, nie możemy sobie pozwolić nawet na minutowe opóźnienie. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie.- W tej chwili pokiwali jedynie głowami.- Jak damy radę zabiorę was na wielkie picie, przechlejemy całą moją wypłatę, obiecuje.- To rozładowało napięcie.

Mijały tygodnie, miesiące. Od czasu nieprzyjemnej historii z pukaniem i gwizdami nic się nie działo. Stawialiśmy już ósme piętro. Wszystko wyglądało idealnie. Szesnastego lipca tego samego roku zabił się jeden z naszych pracowników. Skoczył z najwyższej części konstrukcji. Ci którzy z nim rozmawiali mówili, że widział na wystającym stelażu swoją pięciomiesięczną córeczkę i spadał tuląc coś małego do piersi. Policja nie znalazła niczego więcej oprócz jego porozrywanego od upadku na beton ciała.

Żałoba. Budowa wstrzymana. Mimo wielkiej tragedii udało nam się po dłuższym czasie wybłagać o wznowienie prac . Dwa miesiące później zaginął Ed. Nikt go nie widział, wiemy tylko, że przyszedł do pracy, zszedł do piwnicy i słuch o nim zaginął. Wtedy stukanie w północną ścianę nasiliło się, było tak donośne, że pracując na wysokości słyszeliśmy je aż zbyt wyraźnie. Niektórzy pracownicy skarżyli się, że słyszą głosy, chichoty dorosłych kobiet, śmiechy mężczyzn. Nocami ludzie z budynków obok widywali na placu ciemne postaci chodzące w koło bez większego sensu. Znikali tak samo szybko jak się pojawiali. Ktoś zaczął podejrzewać iż budowa jest nawiedzona. Wielu z nas doświadczało dziwnych zdarzeń. Rhod i Seth widywali swoje zmarłe dzieci. Podupadali psychicznie tak bardzo, że musiałem im odpuścić. Dałem im urlopy, płatne. Nie mogłem pozwolić by przez coś takiego stracili dochody tym bardziej iż byli jedynymi żywicielami rodzin.

Niedługo później i mnie zaczęły przytrafiać się rzeczy normalnie nie do wyjaśnienia. Widywałem wiele kobiet na budowie, chodziły pomiędzy nami gdy pracowaliśmy, kilka z nich balansowało na chwiejnych stelażach. Wtedy stało się najgorsze. Odnaleźliśmy Ed'a.

Nie pamiętam który z pracowników go znalazł ale wiem, że długo wymiotował.

Ed... Edward Green. Lat 45. Znaleziony wkręcony w gąsienicę żurawia od wewnętrznej strony. obdarty ze skóry przez tarcie, wciąż wyciągający dłoń przed siebie w ostatecznym geście wołania o pomoc. Policja całkowicie zamknęła budowę. Nie było krwi, żadnych śladów walki. Nikt nie mógł uwierzyć, że nie czuliśmy zapachu gnijącego ciała.. że nic nie słyszeliśmy. Zwłoki Ed'a były świetnie zakonserwowane, jakby coś starało się byśmy go nie znaleźli. To był największy cios jak do tej pory. Śmierć jednego z moich przyjaciół, oddanego pracownika, ojca, męża i świeżo upieczonego dziadka. Koniec. Opuściliśmy budowę. Wiele dni po tej katastrofie spotykaliśmy się w ciągu dnia. Piliśmy, dużo by zabić wstrętne wspomnienia. Rodzina Edwarda przeniosła się do Utah choć dla nich to akurat znaczyło nowy początek życia.

Była środa, 17 września. Razem ze Stanem, Starym Hartem i Johnem siedzieliśmy właśnie w Pour House sącząc setne z kolei piwo jeśli się nie mylę. Debatując nad sprawą zaginięć. Wielu z naszych współpracowników zniknęło. Podobnie jak ich rodziny.

-Miewam okropne koszmary panowie- odezwał się Hart marszcząc krzaczaste siwe brwi.Na jego zmarnowanej pracą i wiekiem twarzy widać było skupienie, pełne napięcia jakby chciał coś nam powiedzieć ale zbytnio się bał.- straszne koszmary które przychodzą do mnie co noc.. Nie sypiam prawie w ogóle. Żona mi się nie dziwi.. jednak pije, aż za dużo przez co tylko przynoszę jej zmartwienia. - Stan uniósł głowę znad litrowego kufla.

- Niech zgadnę. Śni Ci się twarz wychodząca z północnej ściany? Dziecięca twarz bez żuchwy?- Przełknąłem ślinę.

- Tak, dokładnie ta twarz.. Widziałem ją pierwszego dnia gdy zaczęły się te dziwne dźwięki. Nic wam nie powiedziałem, bałem się, że uznacie mnie za kompletnego starego wariata.

-Przestań Hart. Wiesz dobrze, że tam się coś działo, gdybyś powiedział może faktycznie zakończylibyśmy budowę już po pierwszym wypadku..- Westchnąłem przeciągle upijając kolejny duży łyk złotego trunku.

-Chodzi o to, że widzę to dziecko co chwila. Wyłania się z ciemności w domu. Podchodzi do mnie na swoich małych bosych stópkach i wyciąga do mnie ręce charcząc jakby imitując śmiech..- Starszy jegomość odsunął od siebie piwo wplatając palce w długą brodę. -Idę jutro z żoną do psychiatry. Mam wrażenie, że te sytuacje sprawiły iż straciłem całkowicie rozum. Raz nawrzeszczałem na Helenę by odeszła od okna. Widziałem tam to dziecko a gdy tylko się odsunęła ktoś rzucił kamieniem tak dużym, że gdyby stała na miejscu mogłaby bez problemu dostać poważnie w głowę..

-Sam widuje tego dzieciaka. Ale zawsze po kilku sekundach wygląda normalnie.. mam na myśli to że jest cały, kompletny. bez uszczerbków na zdrowiu. Chodzi dookoła mnie i tyka mnie palcami po plecach i ramionach...- Wyrzuciłem z siebie.

-Kiedy to się dzieje?- Stan wyraźnie się zainteresował.

-Tylko nocą około 2 rano, dlaczego pytasz?

- Moja żona zajmuje się tą całą posraną magią. Całe szczęście nie w złą stronę. Okadza dom, wypędza złe energie takie tam pierdoły. Sam widuje tego dzieciaka co kilka dni w snach. Bardzo boi się mojej małżonki. Zawsze gdy pomyślę o niej podczas snu ten dzieciak ucieka. Zawsze chowa się w północną ścianę. Nie wiem jak to będzie się miało do was ale jeśli chcecie jest dziś cały dzień w domu może ona coś poradzi.

-A przestań, do reszty zwariowałeś.Może jestem stary ale w takie pierdoły to nie uwierzę. - Hart wyraźnie się obruszył. Był zażartym chrześcijaninem więc wszelkie magiczne pierdoły były dla niego stekiem bzdur.

- Wiecie co jest najgorsze?- mruknąłem po chwili ciszy. Oczy towarzyszy skierowały się na mnie pytająco- zawsze w przeddzień zaginięcia któregoś z naszych kolegów śni mi się, że stoję przed tamtą ścianą i gładzę ją. Nie mam pojęcia co to może znaczyć.

-Wiecie, że tam znajdował się kiedyś masowy grób?- Najcichszy z nas. John wychylił się spod kaptura trzymając w dłoni telefon.- Posłuchajcie tego.

Dnia 18 stycznia 1952 roku Miejscowa Gazeta Austin doniosła o makabrycznym odkryciu na terenie nowo wybudowanej kamienicy. W głębokim na 5 metrów grobie znaleziono zwłoki 20 osób w różnym wieku. Przez brak informacji , kilku istotnych części ciał pogrzebanych nie można było stwierdzić kim byli. Znaleziono 11 kobiet, 8miu mężczyzn i dziecko. Chłopiec prawdopodobnie był zaginionym dzieckiem rodziny z nowego orleanu która przeniosła się na teren austin kilka lat wcześniej. Chłopiec posiadał dużą dziurę w klatce piersiowej.Wszystko wskazywało na morderstwo na tle rytualnym. Policja po 10 latach śledztwa nie odnalazła sprawcy.- Zapanowała głucha cisza.

-Rytualne morderstwo?-Wykrztusił z siebie Hart wycierając brodę po której spłynęło mu piwo.

-Wiecie co to voodoo?- Stan podrapał się po karku- podobnież w tamtych czasach w nowym orleanie praktyka religii voodoo była czymś normalnym, jeśli to dziecko zostało zamordowane dla rytuału który potrzebowałby ofiary z człowieka nie mam pojęcia co to jest. - unieśliśmy brwi nie dowierzając skąd Stan tyle o tym wie.- Voodoo nie działa na osoby niewinne. Voodoo nie pozwoli zabić niewinnego dziecka, prędzej obróci się przeciwko napastnikowi. Koniec końców.. chłopiec musiał być przeklęty. Na pewno był. Pochodził z rodziny która więcej niż pewne, że praktykowała te rzeczy. Musiał być objęty pełną ochroną ze strony rodziców w nowym miejscu a jednak musiał też zrobić coś, że ich energia przestała nad nim czuwać a on pozbawił się niewinności.. John! Poszukaj materiałów podobnych do tego najlepiej o dziecku w wieku nie wiem 6 lat. - Siedzieliśmy jak wryci. Albo za dużo wypiliśmy albo Stan naprawdę wiedział o czym mówi, bo my nie rozumieliśmy go za grosz. John szukał namiętnie jakichkolwiek informacji na ten temat. Był roztrzęsiony wyraźnie zaniepokojony jednym artykułem.

- 16 listopad 1951 rok. Policja w Austin poszukuje 6cio letniego Samuela Scotta, który zaginął tydzień temu. Rodzina pochodzi z Nowego Orleanu. Chłopiec ma około 106 cm wzrostu, bujną czuprynę i charakterystyczną białą plamę na lewym policzku. Zrozpaczona matka podejrzewa sąsiadkę która przeklęła jej dziecko. " Pani H. Nigdy nie była przyjazną kobietą, nasz syn nie raz przyprawiał nas o ból głowy kiedy pod nieobecność tej kobiety bawił się przed jej domem. Zawsze obawialiśmy się jej reakcji gdyby dotarła na miejsce w czasie gdy on tam był. Jest nieszkodliwy, a nie dajemy rady przemówić mu do rozsądku by tam nie wchodził.. Raz Pani H. nakryła naszego syna gdy wyciągał piłkę z jej zdewastowanego klombu. Wybiegła z domu i zaczęła nim szarpać. Mąż słyszał jak przeklinała jego, nas i życzyła naszemu synkowi śmierci." Najdziwniejsze w tej historii jest to iż rzekoma Pani H zaginęła tego samego dnia co syn państwa Scott.

-No tak jeśli tamta babka znała się na rzeczy bądź naprawdę przeklęła małego z pełną, czystą nienawiścią w sercu to faktycznie możliwe, że zneutralizowała ochronę dziecka.. -Hart wstał z miejsca, podszedł do baru odstawiając pusty kufel i bez słowa wyszedł z pubu. Miał chyba dosyć. Wyraźnie nie chciał o tym rozmawiać ani tym bardziej myśleć. Nie minęły może dwie godziny gdy dostaliśmy informację, że Stary poczciwy Hart rzucił się pod pociąg. Wtedy zdecydowaliśmy nie wracać do tego tematu.

Czas mijał, jak wcześniej, dzień w dzień spotykaliśmy się pić. Każdy z nas zawsze stawiał o jedno piwo więcej jakby modląc się by Hart w końcu przestał się wygłupiać i przyszedł. Nie umieliśmy dopuścić do siebie myśli, że nie ma go między nami.

Nastał styczeń. Razem z chłopakami siedzieliśmy na opuszczonej budowie dołując się jeszcze bardziej. Dotychczas zdążyło zaginąć bądź popełnić samobójstwa około 8 z naszych kolegów. Wszyscy Ci którzy choć raz byli w cholernej piwnicy. John wyraźnie zmizerniał. Był postawnym człowiekiem o okrągłej przyjemnej twarzy a teraz zwyczajnie widać było jak wychudł, jak życie uchodziło z niego z każdą chwilą.Stan nie lepiej, przypominał wychudzonego Jezusa bliskiego ukrzyżowania. Jedynie ja się jakoś dobrze trzymałem.

-Tim?- odezwał się John.- Z jakiej racji masz ziemie na rękach?- uniósł wysoko brew a ja zdezorientowany machnąłem dłonią

-Ah.. pomagałem znajomej w ogrodzie, chciała bym przesadził jej dwa drzewka, zapomniałem o tym..- Stan zaśmiał się pod nosem wstając z betonowego placu na równe nogi

-Ty to jednak masz zadane z tym pomaganiem. Nie robisz przypadkiem za dużo dla innych?

-Uwierz mi przyjacielu, jeszcze więcej robię dla siebie.- zapanowała martwa cisza. Taka jak ta w moich snach gdy stoję przed ścianą, gładzę ją.. wstałem, chciałem mieć to już za sobą więc ruszyłem do piwnicy. Chłopaki patrzyli na mnie z nieprzyzwoitym zdziwieniem jednak zaraz John ruszył za mną. Mówił coś słyszałem jak mówił, ale nie rozumiałem go w ogóle. Czułem jak krew pulsuje mi w żyłach słyszałem jak przepływa przez mózg, jak serce wali coraz szybciej i szybciej gdy tylko schodziłem po schodach w dół.

Cisza. Ciemność.

W tej chwili straciłem świadomość tego co się działo. Ocknąłem się wieczorem w piwnicy. Siedziałem w kuchni pijąc kawę . Na ubraniach miałem pełno krwi, w dłoni palącego się papierosa, po prawo były drzwi do ówczesnej tymczasowej sypialni, z wielką dziurą w północnej ścianie a za nią otwarty właz do krypty. Podszedłem do niego. Zapaliłem latarkę i popatrzyłem na zmasakrowane ciała wszystkich swoich współpracowników. Słyszałem jak na górze szczekają psy, jak policja zaczyna schodzić po schodach krzycząc do siebie by uważali. Pamiętam.. trzymałem w dłoni zdjęcie Matki. Uśmiechniętej Pani Harper. Pamiętam jak byłem mały, tłumaczyła mi wtedy zawsze, że 40 to jej ulubiona cyfra, ona była w stanie dobrnąć tylko do 20, później musiała się ukryć. Śmiała się gdy zdradzała mi tajemnicę przeklętej przez nią krypty podziemnej z której żadna dusza nie może się uwolnić, bawiła mnie opowieściami z najprawdziwszych sabatów wiedźm gdzie złożyła w ofierze małe dziecko. Wredne, niewychowane dziecko które utopiło jej ukochanego kota. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i szybko zrobiłem jedno zdjęcie wysyłając je mojej matuli. " Szczęśliwych 70tych urodzin mamo. Twoja zasłużona, dokończona 40". Cóż.. Wychodzi na to, że zamiłowanie do tej cyfry wyssałem razem z jej mlekiem.Zapewne zastanawiacie się kiedy, jak. Byłem od dziecka świetnym aktorem. Potrafiłem się przejmować czymś co było moją sprawką i zmuszać ludzi do myślenia iż byłem całkiem niewinny. Mordowałem ich raz za razem, noc po nocy dla ukochanej matki. Pod osłoną księżyca było najłatwiej. Najzabawniejsze w tym było to jak bardzo mi ufali.. Człowiekowi który nigdy nic im o sobie nie powiedział. I Choć teraz spędzę resztę życia w więzieniu i około 500 lat dłużej... czuję niedosyt. Wiem też że dziecko które rozwija się w łonie przypadkowej kobiety w Luizjanie za jakiś czas również da mi moją własną czterdziestkę.

Czyż... to nie jest piękne?

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Podoba mi się, jedno z lepszych tutaj :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje