Historia

Krótkie spięcie

marcinov123 4 9 lat temu 10 080 odsłon Czas czytania: ~8 minut

- No i mamy naszego winowajcę!

W hangarze panował półmrok. Pracownicy hali skończyli zmianę o dwudziestej, dlatego czteroosobowa grupka była jedynymi osobami w przestronnym hangarze. Dwóch mężczyzn w garniturach, z teczkami w rękach. Jeden technik w granatowym uniformie, i niewysoka blondynka, z ręką na temblaku. Stali przed jednym z mechów. W hangarze było ich kilkanaście. Każdy z nich przyklękał na jedno „kolano”, i podpierał się „rękami” o podłogę. Ułatwiało to operatorom wejście do środka przed rozpoczęciem testów. Właz dla pilota znajdował się na plecach pięciometrowych kolosów. Wchodzenie tam gdy stały wyprostowane było zwyczajnie niepraktyczne.

- E-8, wyprodukowany w zeszłym roku. „Bulldog” - jak nazywają go piloci. Powiedział technik klepiąc maszynę w pancerz.

Mech był masywny. Jedna z ciężkich maszyn do zastosowania górniczo-budowlanego. Sporo chciała kupić też armia. Grube, pomalowane na szaro płyty pancerza mogły wytrzymać naprawdę dużo. Na filmikach promocyjnych strzelano do nich z GAU-8, zrzucano z kilkunastu metrów betonowe bloki. Maszyny były jednymi z mocniejszych mechów produkowanych przez firmę. Dlatego mówili na nie „bulle” albo „bulldogi”. Krótki moduł kroczący, z szeroko rozstawionymi nogami, długie, potwornie silne hydrauliczne ramiona, wyposażone w trzy palce, zamontowane na mogących obrócić się o trzysta sześćdziesiąt stopni „dłoniach”.

Przez chwilę wpatrywali się w ciemne, pokryte pancernym tworzywem moduły optyczne. Głowa zamontowana była praktycznie bezpośrednio w korpusie maszyny. Lekko przesunięta do przodu. Brak pierścieniowej szyi ograniczał co prawda ruchomość, ale zapewniał większe bezpieczeństwo maszynie w przypadku, na przykład, zarwania się stropu. Pilot tak czy siak był bezpieczny - ukryty w swoim elektronicznym „kokonie”, wewnątrz robota.

- Rozumiem, że przeprowadził pan pełną kontrolę maszyny zaraz po… incydencie sprzed kilku dni? - zwrócił się do technika garniturowiec.

Jeden z dyrektorów Shogo Company - pierwszy po Bogu - jak się mówiło. Mechanik skwapliwie kiwnął głową i wyciągnął z kieszeni moduł pamięci, gdzie znajdowały się dokumenty z kontroli. Drugi z garniturowców, chyba asystent dyrektora, bez słowa wziął od niego nośnik.

- Rozumiem, że wszystko było w porządku?

Technik znowu przytaknął. Dyrektor obszedł maszynę dookoła. Wszedł nawet na niewielką, mobilną drabinkę dla pilota i zajrzał do gniazda pilota, przez otwartą pokrywę włazu. W końcu zszedł na dół i stanął przed pozostałą trójką.

- Zarząd firmy zapozna się z dokumentami i przeanalizuje całą sprawę. Oczywiście pani uszczerbek na zdrowiu - zwrócił się w stronę dziewczyny - zostanie zrekompensowany. A może już nawet został - przed godziną podpisałem stosowną dyspozycję. Liczę, że będzie pani usatysfakcjonowana. Jest pani jedną z lepszych operatorek w naszej firmie, nie możemy sobie pozwolić, żeby tak zdolny pracownik mógł zostać niezdolny do pracy.

Mówił mechanicznie, bez emocji. W firmie żartowało się, że był maszyną.

- Rozumiecie państwo, że dobro firmy jest sprawą priorytetową, i nie możemy sobie pozwolić na wypływ informacji, mogący zaszkodzić naszemu wizerunkowi, prawda?

Wszyscy milczeli. Technik był lekko poirytowany, siedział już drugą godzinę po fajrancie. Wszystko przez ostatni wypadek na hali. Na sam początek dnia, dosłownie kilka minut przed świtem. Cztery maszyny miały iść na testy - do pobliskiego kamieniołomu. Operatorzy byli już w środku, technicy zezwolili na uruchomienie maszyn. Mechy wstawały, jeden po drugim, i kierowały się w stronę wyjścia. Alice była w tym czasie na stanowisku obok - pomagała właśnie kalibrować sieć neuronową dla nowego pilota. Miał dostać dawno nieużywanego „Bulla”, który od paru miesięcy spoczywał na hali i porastał coraz większą warstwą kurzu. Maszynę w ramach jakiś tam testów przysłali z Nashville. Teraz decyzją góry po realibracji miała dostać operatora. Wcześniej przygotowali stanowisko w pobliżu maszyny - pilot siedział na krześle, a Alice pomagała mu nałożyć czepek z elektrodami.

Pierwsza kalibracja zazwyczaj trwa około dwóch godzin - nie było sensu, żeby mężczyzna wchodził do maszyny. E-8 miał otwarty właz na plecach - wybiegała z niego gruba wiązka kabli - wpięta do przenośnego terminala, który miała Alice. Od niego z kolei odchodziły przewody przymocowane do „czepka” pilota.

O te właśnie przewody potknęła się pani technik, kiedy próbowała odbiec od stanowiska. Kiedy ostatniemu mechowi coś się stało, i wyjąc sygnałem ostrzegawczym zaczął iść w jej stronę, sypiąc iskrami z modułu sterującego, z tyłu głowy.

„KURWA! COŚ SIĘ SPIEPRZYŁO!” - wrzeszczał przez zestaw nagłaśniający operator - „SPIERDALAĆ STAMTĄD! ODPIĘŁO MI NOGI!”

Machał rękami mecha, próbując wybić go z równowagi i przewrócić, ale maszyna parła przed siebie. Odruchowo włączył syrenę. Technik pamiętał, że spojrzał wtedy na odczyt z czujników tego mecha. Paliły się praktycznie wszystkie kontrolki awaryjne. Przepięcie. Cholerna firma, która testowała wszystkie maszyny aż do zajechania. Zgłaszał kierownictwu, że niektóre moduły są do wymiany.

Nic. Krew w piach. Teraz mają za swoje.

Coś się przepaliło i maszyna urządziła sobie samowolny spacer przed siebie.

Z operatorem w środku.

Pewnie rozpieprzy jakiegoś innego robota i wtedy dopiero będzie problem. Operator będącego najbliżej E-8 odwrócił się i ruszył w stronę oszalałego mecha. Wyciągnął ręce z rozłożonymi chwytakami, ale zaledwie musnął idącą z pełną szybkością maszynę. Mech obrócił się trochę na bok, idąc jednocześnie przed siebie i dalej sypiąc iskrami. „Wyłączcie go, cholera jasna!” - krzyczał operator.

Inni piloci krzyczeli do siebie, że trzeba go przewrócić. Technik wrzeszczał to innych techników, żeby zdalnie wyłączyli maszynę. Inni technicy krzyczeli, że nie są w stanie. Obserwowali wszystko z bezpiecznego stanowiska kontrolnego - praktycznie pod samym dachem hangaru.

Alice wstała z krzesła, była kilkanaście metrów od mecha, kiedy ten cały czas iskrząc i wyjąc syreną skręcił w jej stronę. Jasna cholera!

Maszyna zachowywała się jakby operator był pijany. Poszły moduły kontrolujące chodzenie - zaczęły działać z automatu, całkowicie niezależnie, w zupełnie nieprzewidywalny sposób. Ważąca blisko dwie tony maszyna zataczając się pędziła w stronę pani technik, i pilota, który właśnie zrzucał czepek z elektrodami i darł się, żeby uciekali. Wtedy Alice wstała i chciała biec w stronę tunelu technicznego - mieli tam tylko kilka metrów. Tylko potknęła się o kable, wywracając stolik z komputerem, i upadając na ziemię, przed wyłączonym E-8. Dokładnie w tej chwili, jakby tego wszystkiego było, mało oszalała maszyna straciła równowagę.

Technik pamiętał, że wszyscy zaczęli wrzeszczeć.

Jego kolega tłukł jak oszalały w przycisk wyłączający zdalnie mecha, ale ten w ogóle nie reagował. Tylko Alice patrzyła, nie mogąc nawet krzyknąć, na górę stali, która właśnie pędziła wprost na nią.

I wtedy E-8, którego kalibrowała, włączył się. Błysnęły reflektory zamontowane po bokach głowy, zapiszczał sygnał gotowości. Technik słyszał go mimo hałasu, jaki robiła uszkodzona maszyna.

Mech machnął ręką, a Alice, razem z komputerem, wywróconym stolikiem została zepchnięta i zatrzymała się dopiero pięć metrów dalej. Wtedy właśnie złamała rękę. W miejscu, gdzie przed sekundą była stanęła stopa oszalałego mecha.

E-8, jak gdyby nigdy nic, z otwartym włazem i ciągnącą się z niego wiązka kabli wstał, i drugą ręką uderzył iskrzącego robota. Maszyna zwaliła się na plecy, cały czas przebierając nogami. Wyłączyła się dopiero po kilkunastu sekundach. W powietrzu unosił się zapach palonej izolacji.

Wyły syreny alarmowe, technicy biegli w stronę Alice. Trzech pilotów otoczyło przewróconego mecha i odwróciło go „plecami” do góry - żeby umożliwić wyjście pilotowi. Na zewnątrz wyła syrena ambulansu. Dziewczyna podnosiła się z betonowej podłogi, trzymając się za ramie. Do końca nie mogła zrozumieć, co się stało. E-8 stał wyłączony - z wyciągniętą przed siebie ręką.

- Stary, powiedz mi proszę - spytał technika jego kolega, kiedy patrzyli na to wszystko z góry, ze swojego stanowiska - co to kurwa było?

***

A teraz stali przed urzędasem z Shogo, który tłumaczył im, że zaistniała sytuacja mogłaby naruszyć dobro firmy, i powinni o tym zapomnieć. Dzień wcześniej pojawiło się nawet oficjalne pismo, w którym firma przepraszała za zaistniała sytuacje, zapewniała o „zadośćuczynieniu” dla narażonych pracowników, oraz o bezwzględnym zezłomowaniu uszkodzonych E-8. Zarówno tego, który prawie stratował panią technik, jak i drugiego - który „zupełnie przypadkiem, w skutek awarii serwomechanizmów spowodował kolizję z drugim mechem, przez co pani Alice C. nie odniosła poważniejszych obrażeń”.

Tak… Jasne…

Łącznie dziesięć osób widziało, jak wyłączona maszyna bez pilota wstała, odepchnęła dziewczynę i przewróciła szalejącego mecha. Nagrały to również cztery kamery zainstalowane w hangarze, oraz kamery w innych mechach. Nagrania zostały zgrane i przekazane „specjalnej komisji badającej przyczyny wypadku”.

- Czyli zwyczajnie pokasowali, żeby gnój nie wypłynął przed przetargiem z armią - jak to powiedział Alice, kiedy rozmawiali dzisiaj rano.

Oficjele z zarządu spakowały manatki. Pożegnali się z wymuszona uprzejmością, podpisali dyspozycję złomowania dwóch E-8. Jeszcze raz przeprosili w imieniu firmy, zapewnili o rekompensacie. A potem wyszli i tyle ich widzieli. Technik został w hangarze razem z Alice. Stali przed mechem, przyklękniętym na jedno kolano, podpierającym się obiema rękami i podłogę. Goście z Shogo nakleili na właz plomby, oraz pomarańczowe, ostrzegawcze naklejki.

Dziewczyna stuknęła palcem w polimerowy gips.

- Mogło się znacznie gorzej skończyć, co nie?

Technik kiwnął głową. Cały czas wpatrywał się w maszynę.

- Kończąc to ich biurokratyczne pierdolenie, masz jakieś teorie co to było? Przecież one nie mają SI, nie mają nawet wgranych sekwencji ruchowych…

Technik dalej wpatrywał się w robota. O tak. Miał teorię. Jako nadzorca ekipy technicznej miał też dostęp do wszystkich dokumentów z wyższymi klauzulami poufności.

- Wiesz czemu on nie był używany przez dłuższy czas? – wskazał w kierunku mecha.

Pokręciła głową.

- Chodź, pokaże ci coś - wyjął z kieszeni nośnik i podszedł do stanowiska komputerowego, kilka metrów od maszyny.

- To się zgrywa niezależnie, dlatego nie mogli tego pobrać razem z nagraniami. Odczyty z sieci neuronowej zgrywają się w pamięci wewnętrznej maszyny, coś jakby czarna skrzynka. Mam do tego kody, zrobiłem kopię zanim wszystko zresetowali. O, popatrz..

Przebiegł palcami po klawiaturze. Na ekranie pojawił się wykres. Kilka linii.

- Tutaj masz odczyt, w piętnastej sekundzie się włączył. W siódmej pilot zerwał czepek i zaczął uciekać, zrobiło się wszystko płaskie… Trzynaście… czternaście… teraz patrz - stuknął palcem w ekran.

Wykres skoczył w górę. Prawie ponad normę.

Popatrzyła na technika nie bardzo rozumiejąc. Wyjął nośnik z czytnika. Wyłączył komputer.

- Chodź, zapalimy…

Ruszyli do wyjścia z hangaru. Na moment zatrzymała się patrząc na mecha, majączącego w półmroku.

Zgasili światło, i przez rozsuwane drzwi wyszli na zewnątrz. Było już chłodno, słońce dawno zaszło. Zaczynały grać cykady.

Mężczyzna pomógł Alice zapalić papierosa.

Przez chwilę milczeli, słuchając cykad i patrząc na nocne niebo.

- Według tego odczytu… - zaczęła.

- Wiem. Ktoś był w środku.

- To niemożliwie. Nikt nie był podpięty.

- Widziałaś wykresy?

Milczeli przez moment.

- A teraz coś najlepszego. Tylko zachowaj dla siebie. Nie chciałbym, żeby to się rozniosło.

Kiwnęła głową.

- Wiesz dlaczego przysłali nam tego E-8 z Nashville? W środku zginął pilot. Podczas testów. Pękł mu tętniak - nic związanego z maszyną. Po prostu przykry wypadek. Nikt potem nie chciał go pilotować. Dlatego wysłali go tutaj - gdzie nikt nie wiedział. I stał sobie w hangarze aż do dzisiaj. Kiedy sam się włączył.

- I mnie uratował - przerwała mu - to totalnie popierzone…

Technik zaciągnął się i wydmuchnął dym w nocne niebo.

- Czy ja… To zależy od jednej rzeczy.

- Jakiej?

- Czy wierzysz w duchy - uśmiechnął się

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Dobre :-) Ale mam sugestie do autora-staraj się nie pisać w pośpiechu i większą wagę przywiązywać do interpunkcji. Poza tym ok.
Odpowiedz
W poprzednich tekstach tego nie zauważyłam, ale już od tego w górę zdarza się to dosyć często, więc zdecydowałam się zasugerować Ci pewną opcję. Masz bardzo dobry warsztat, ale wkradają Ci się pewne błędy - momentami siada interpunkcja, zdarzają się powtórzenia i problemy składniowe, co psuje efekt. Nie myślałeś nigdy nad znalezieniem sobie bety?
Odpowiedz
swietne a Shogo to ekstra gra;]
Odpowiedz
Akurat dziś kupiłem Titanfall :D
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje