Historia

Odmieniec

orzeszek 8 6 lat temu 14 607 odsłon Czas czytania: ~10 minut

Jajecznica znowu mu niesmakowała. Przyrządził ją w dokładnie taki sam sposób jak wczoraj i przedwczoraj. Nawet roku temu robił ją tak samo. Może właśnie w tym leżał problem, codziennie przez ponad rok jeść to samo na śniadanie. Być może mu się przejadło. Poczuł odruchy wymiotne, gdy zaczął przeżuwać. Było już za późno, nie zatrzyma tego w sobie. Rodzice spojrzeli na niego tym swoim wzrokiem. Domyślał się co zaraz nastąpi, ale nie mógł już nic na to poradzić. Zwymiotował pod stół, okropny kwas i gorzki posmak wypełniły mu gardło, gdy jedzenie opuszczało jego ciało.

- Co za tuman, nie mogłeś iść, kurwa, do łazienki?! - ostry głos ojca dochodził do niego jak przez mgłę, lecz mimo to jak zwykle czuł nienawiść zmieszaną z obrzydzeniem.

- Bierz się za to i posprzątaj, chyba nie uważasz, że będę to za Ciebie czyścić. - jego matka od razu wyczuła moment, żeby dołączyć się do sytuacji.

"Nawet nie przyszło mi to do głowy" - odpowiedział jej w myślach, wiedząc, że gdyby spróbował cokolwiek powiedzieć na głos tylko bardziej by ich nakręcił.

Poszedł powolnym krokiem do łazienki po papier i mop. Wracając zaszedł do kuchni i zabrał szufelkę. Przez moment poczuł ogromną chęć, by już zostać w kuchni. Położyć się na ziemi i nie wracać do salonu. Nie przeszkadzał mu sam fakt tego, że musiał posprzątać. Nie chciał po prostu robić tego w ich obecności. Nienawidził ich.

Powoli wstał z podłogi w kuchni - "zrobię to i pójdę do pokoju, szybko pójdzie", pocieszył się w myślach i ruszył w stronę salonu. Szedł boso po zimnych płytkach w kuchni i korytarzu. Chociaż mieszkał w tym domu od tak dawna nadal czuł mu się obcy, a może to raczej on był obcym w tym domu. Czuł, że tu nie pasuje, nie tylko tutaj tak szczerze. Miał wrażenie, że nie pasował nigdzie.

Wchodząc do salonu momentalnie poczuł na sobie wzrok swojego taty, jego serce biło coraz szybciej z każdym krokiem, który zbliżał go do plamy wymiocin.

"Zrób to jak najszybciej i miej to za sobą" - ta jedna myśl krążyła mu po głowie, jak jakieś dzikie zwierzę obijała się o jego umysł.

Urwał z rolki fragment papieru i zaczął zbierać wymioty. Przerwał mu zimny głos matki.

- Nie będziesz marnować naszych pieniędzy. My kupujemy jedzenie, a Ty nim rzygasz? Zjesz to z podłogi. - czuł się otumaniony, gdy to słyszał. Miał wrażenie, że unosi się w powietrzu, gdy słowa trafiały do jego głowy. Na ziemię sprowadziła go upadająca obok łyżka.

- Nie pójdziesz nigdzie, póki tego nie zjesz.

Łzy leciały mu po policzkach, gdy zmuszał się, by połknąć to co zebrał na łyżkę. Gdy poczuł na języku ten smak jego ciałem wstrząsnął mocny kaszel. Poczuł, że znowu będzie wymiotować, że będzie musiał zjeść jeszcze więcej. Pociemniało mu przed oczami, gdy zaczął powoli opadać twarzą w stronę podłogi tracąc przytomność. Czuł ogromną ulgę, że zaraz to wszystko zniknie, już za moment ogarnie go spokój.

- Co ty taki martwy, co? - Piotrek szturchnął to mocno łokciem, by przywołać go do rzeczywistości.

- Miałem ciężki poranek. Nie wyspałem się. Tak trochę zdycham.. - odpowiedział swoim typowym tonem, który wypracował przez ostatnie lata.

- No właśnie widać, że jakiś jesteś dziwny. - rzucił z uśmiechem jego kolega z ławki.

- Ta.. Nie to co normalnie. - odpowiedział żartem.

Umiał udawać, umiał trzymać wszystko co działo się w domu poza szkołą, zastanawiał się przez to często nad tym, czy byłaby dla niego przyszłość w aktorstwie. Jednak codzienność szybko burzyła jego rozmyślania, trzymała go blisko ziemi. Z czasem przestało mu to przeszkadzać, czuł się wyjątkowo będąc takim jaki jest. Uważał, że w przeciwieństwie do innych jest realistą, który widzi świat w jego prawdziwych barwach. Uświadomił sobie, że często czuje pogardę dla swoich rówieśników, za ich poglądy, słowa, marzenia. Jednak mimo wszystko to oni byli szczęśliwi, a nie on. Nie pasował do nich, nie miał tego samego podejścia do życia co oni, nie miał takich samych zainteresowań. Miał wrażenie, że urodził się w złych czasach, że jest odmieńcem.

Odmieniec.

Pierwszy raz usłyszał to przezwisko w pierwszej klasie, gdy zamknęli go w szatni. Musiał wtedy przypominać małpę w klatce. Była tam cała jego klasa, wyśmiewali go, wyzywali, pokazywali palcami. A on kurczowo trzymał się drzwi do szatni i szarpał nimi, prosząc, by go już wypuścili. To wtedy ktoś wpadł na pomysł, by nazwać go odmieńcem. Lecz ku ich zdziwieniu, nie zrobiło mu się przykro. Pokochał to przezwisko. Właśnie za takiego "Odmieńca" chciał uchodzić.

Głośny dzwonek oznaczający koniec lekcji wyrwał go z tych myśli. Rozejrzał się po klasie, wszyscy się pośpiesznie pakowali, bo wreszcie cieszyć się wolnością reszty dnia. Ostatnia lekcja była dla nich jak wybawienie. Dla niego oznaczała nieunikniony powrót do domu.

-To co? Idziemy tam gdzie zawsze?

- Taaa.. Mam dziś dobry humor, możemy się trochę powłóczyć.

- To świetnie, chodźmy!

Rozpoznał te głosy. Ania, Marek i Bartek. To do nich czuł największą nienawiść w klasie. Tych dwóch chłopaków zgotowało mu tu największe piekło. A ona.. Do niej czuł coś od pierwszego dnia w szkole. Była idealna, delikatna, miła, zawsze radosna i uśmiechnięta. Do tego jej wygląd, była najpiękniejszą dziewczyną jaką miał okazję zobaczyć. Nie to co te sztuczne laski w internecie, ona była całkowicie naturalna i prześliczna. Była tez tak blisko niego, na wyciągnięcie ręki. Tyle, że nigdy nie zwróciła nawet na niego uwagi. Nienawidził jej właśnie za to. Teraz jednak ujrzał, że ktoś wreszcie dał radę sięgnąć po nią ręką. Zrobił to Marek, właśnie w tej chwili, na jego oczach. Zobaczył jak całują się, po czym w towarzystwie Bartka idą na kolejną eskapadę. Pękło w nim wszystko co trzymał w środku. Poczuł napływające do oczu łzy, zrozumiał, że ta prawie minimalna szansa na jego szczęście właśnie została zdeptana. Nie mógł wrócić do domu, czuł, że nie może już tam nigdy się pokazać. Przypomniał sobie o żyletce, którą zawsze trzymał w swoim plecaku i pierwszy raz poczuł tak ogromną pewność co do swojej przyszłej decyzji. Musiał to skończyć raz na zawsze, nie było innego sensownego zakończenia tej historii. Ku swojemu zadowoleniu doskonale wiedział, gdzie powinien się udać.

Wszystko zmierza ku końcowi.

Wiedział, że kiedyś pewnie przyjdzie ten dzień.

Nie przypuszczał jednak, że z takiej przyczyny.

Zobaczył w oddali cel swojej wędrówki. Zamknięte zejście do metra, które zmieniło swoje przeznaczenie na meline dla wszelkiej maści pijaków i ćpunów.

"Miejsce idealne" - pomyślał.

Przekradł przez zabezpieczające ogrodzenie i znalazł się przed ziejącą zepsuciem częścią metra. Czuł zapach sików zmieszanych z piwem. Gdzieś w tym tlił się jeszcze jakiś odór, którego nie umiał jednak zidentyfikować.

"To pewnie ta cała marihuana" - rzucił w głowie, po czym skierował się powoli w dół schodów prowadzących do metra.

Ściany pokrywały graffiti, najróżniejsze treści czy obrazki. Jakieś krótkie sentencje, hasła, wyrazy miłości czy oznaczenie swojej obecności.

- Artyści pierdoleni.. - rzucił pogardliwie w przestrzeń.

Gdy pokonał ostatni stopień zdjął z ramienia plecak. Żyletka była w najmniejszej przegrodzie, nie trudno było ją wyjąć. Musiał tylko uważać, by się nie skaleczyć. Rozśmieszyło go, że boi się o taką drobnostkę przypominając sobie o celu w jakim tu przyszedł.

- No dobra.. Teraz trzeba tylko dobrze poszukać.

Echo rozniosło się po okolicy, słyszał jak wyrazy powoli się ukrywają, by w końcu zamienić się w niezrozumiały dla nikogo szmer. Po chwili jednak po metrze rozniósł się inny głos. Wyraźnie wystraszony.

- Są tu.. Nie mogą mnie zauważyć. Nie mogę teraz tego zepsuć. - cicho ostrzegł sam siebie.

Ruszył w kierunku głosów, obserwując podłogę, by nie postawić jakiegoś błędnego kroku. Czując w dłoni zimno żyletki, zacisnął na niej mocniej dłoń, bojąc się, że wypadnie mu z niej w te ciemności, co oznaczałoby pewnie zniszczenie wszelkich planów.

Zauważył postać wychodzącą z tunelu metra, w ułamku sekundy przytulił się plecami do najbliższego filaru. Nasłuchiwał najdokładniej jak mógł ewentualnych kroków zbliżających się do niego. Po chwili usłyszał odgłosy sugerujące wspinaczkę, ktoś wdrapywał się na stację. Ktoś go szukał, miał tego pewność. Po metrze rozniósł się damski głos. Jęknięcie, prawdopodobnie z wysiłku. Kroki zaczęły się zbliżać, były delikatne, domyślał się, że osoba, która idzie w jego kierunku sama się boi.

Postanowił, że już czas. Wyszedł jej na przeciw zza filaru.

- Boże! Kurwa, ależ mnie wystraszył! Myśleliśmy, że to jakiś pijak... - krzyknęła, a raczej wydała z siebie głośny pisk, Ania.

- Przepraszam.. Nie chciałem nikogo przestraszyć.. Naprawdę.. - odpowiedział zmieszany

- Co ty tu robisz? To nie miejsce na samotne wędrówki! - jej głos brzmiał teraz ostrzej, chciała przejąć kontrolę nad rozmową.

- Nie twoja sprawa po co tu jestem..

Zauważył, że jej oczy skierowały się ku jego dłoni. Wiedział, że teraz wszystko musi wydarzyć się dużo szybciej niż zakładał.

- Co to..? Co ty chcesz właściwie zrobić..? - jej głos miał brzmieć pewnie jak zatroskany, ale on wiedział, że to czysta ciekawość.

- Mogę ci pokazać, jeśli obiecasz, że nikogo nie zawołasz.

Powoli zaczęła się do niego zbliżać, wyglądała naprawdę pięknie. Na moment poczuł w sercu smutek, na myśl tego co chce zrobić.

- Oddaj mi ją.. Proszę. Nie rób rzeczy, których nie da się cofnąć. - powiedziała to patrząc mu w oczy.

Pewnie dlatego nie zdążyła zareagować na to co zrobił.

- Co.. Dlaczego... - jej głos był słaby, przerażony tym co się właśnie stało

- Bo... To jedyna słuszna opcja... Zaufaj mi, Aniu - odpowiedział zimnym głosem.

Dłoń w której trzymał żyletkę zaczęła się powoli poruszać, strumień krwi zalał mu palce. Zaczęło ogarniać go zmęczenie tym wszystkim, więc brutalnie wyciągnął żyletkę z ciała. Kilka kropel krwi dotknęło jego twarzy. Czuł jak jest gorąca.

- Widzisz, że teraz to już koniec? - zapytał jej, chociaż nie spodziewał się odpowiedzi.

Ania powoli zaczęła osuwać się na ziemię. Strugi krwi wypływały z jej rozpłatanego gardła. Nie była w stanie zrozumieć dlaczego to wszystko się dzieje, nie umiała logicznie wytłumaczyć tego co właśnie jej zrobił. Próbowała jeszcze coś powiedzieć, ale zamiast słów z jej ust wydobyło się żałosne syknięcie. Wziął ją w ramiona i położył sobie na kolanach. Opuszczało ją życie, a on patrzył jej w oczy. Poruszył dłonią. Po chwili poczuła ból na brzuchu, spróbowała dojrzeć dlaczego ją tak boli, ale nie miała już siły. Wizja zaczęła słabnąć, miała wrażenie, że po prostu idzie spać.

Zamknęła oczy. Wiedział, że właśnie zmarła, ale to go nie powstrzymało. Nacinał jej skórę na brzuchu, głębokie cięcia, jedno za drugim. Gdy miał pewność, że są już odpowiednie położył ją na ziemię i odsunął się. Na efekt swoich prac nie musiał zbyt długo czekać. Szczury zaczęły zbliżać się do ciała, błyskawicznie wyczuły krew.

- No.. Dalej, zróbcie to. - powiedział to cicho, ale stanowczo.

Wreszcie zobaczył to na co czekał. Szczury wykorzystały porozcinany brzuch, by wejść do jej środka. Zobaczył jak porusza się jej skóra, gdy one zaczęły siać spustoszenie wśród jej wnętrzności. Mógł patrzeć na to bez końca, ale wiedział, że nie ma dużo czasu.

Teraz muszę podejść do reszty.

Za moment będzie po wszystkim.

Zeskoczył na tory. Dźwięk rozniósł się naprawdę daleko. Musieli go usłyszeć.

- Anka!? To ty? Długo Ci zeszło! - Marek. Za moment wszystko zrozumie.

- Ty? Czego Ty tu, kurwa, szukasz odmieńcu?! - Wychodzący z tunelu Bartek od razu go zauważył.

Marek po chwili za nim wybiegł.

- Co jest kurwa... Czemu jesteś we krwi!? Nie podchodź do nas! - jego głos nie był już taki pewny siebie. Pierwszy raz słyszał w nim coś poza pewnością siebie.

"Zaraz Cię złamie, kurwo."

Z tą dziką satysfakcją ruszył w ich kierunku.

- Trzymaj się z dala! Skąd ta krew?

- Gdzie jest Anka?!

Ich krzyki były coraz bardziej żałosne, śmieszyły go.

- Zabiłem ją. Leży na górze. - odpowiedział na tyle głośno, by wyraźnie usłyszeć swoje echo.

- Co ty pierdolisz? Jesteś świrem! Rozumiesz? Jesteś popierdolony! - Bartek cofnął się o krok w stronę tunelu.

- Co ty masz w dłoni, koleś? Co to?

Był już tylko dwa kroki od niego. Czas na prawdę.

Otworzył dłoń i rzucił żyletkę pod nogi Marka.

- Zabiłem ją. Tym.

- O czym ty mówisz? Zamknij się!

Zatrzymał się w miejscu, patrzyli sobie w oczy.

"Nadal nie wierzy, co za cymbał."

- Porozcinałem ją. Calutką. Patrzyła mi w oczy..

Nie udało mu się dokończyć zdania, bo pięść Marka uderzyła go w skroń. Poczuł ból i lekkie zawroty głowy, gdy drugi cios spadł na jego głowę. Stracił równowagę, a następne uderzenie powaliło go na ziemię. Zaczęli go kopać, kopnięcia spadały na całe ciało. Nie zwracał uwagi na ból, bo wiedział, że wreszcie to on jest górą.

- Kurwa, starczy. Spadamy stąd. Anka na pewno jest gdzieś na górze!

- Jasne. Idziemy. Ale syf..

Leżał, słuchając jak wspinają się w górę. Wiedział, że zaraz usłyszy głośne dwa krzyki. Zaraz cała prawda wyjdzie na jaw.

Zauważył, że podchodzą do niego szczury. Patrzył na ich małe oczka, które bacznie go obserwują.

Poczuł dziką ochotę na jajecznice, gdy metro rozdarły dwa niesamowicie głośne okrzyki przerażenia.

Zdecydowanie, z chęcią zjadłby jajecznicę.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Eeeee, takie sobie. Może nie okropne, ale takie sobie. Przeszkadza mi fakt, że chłopak nie bardzo miał powód, by zrobić co zrobił. Byłoby lepiej, gdyby dorzucić więcej scen znęcania się. Poza tym Odmieniec nie był też za bystry - zaraz by go złapali
Odpowiedz
Słabe, niestety
Odpowiedz
Niezłe, ciekawiej by było gdyby dziewczyna się broniła.
Odpowiedz
Boskie
Odpowiedz
Przewidywalne , szkoda. Czytalam poczatek zaciekawiona , kiedy doszlam Do Metra wszystko bylo przewidywalne , nic nowego.
Odpowiedz
szukałem pasty do nitki i co Ty tu robisz ;o
Odpowiedz
Mateusz Ziółkowski połowe past tutaj przeczytałam, nie licz na oryginalność. Polcem reddita!
Odpowiedz
Kurcze... tak dawno tu nie zaglądałam. Weszłam po nie wiadomo jak długiej przerwie, pierwsze opowiadanie na głównej jakie czytam. I w sumie dobre. Wciągnęło mnie, aż chciało się czytać i cieżko było przerwać. Mimo to jednak mi tu czegoś brakuje. Mam na myśli niedosyt, który odczuwam po końcówce. Z drugiej strony jednak super był ten zwrot akcji, gdy dziewczyna była pewna, że on chce się zabić, ale wyszło inaczej. Bo na początku chyba w sumie chciał, prawda? Ale mega wyszło. W każdym razie życzę dalszych sukcesów w pisaniu! Opko dobre. :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje