Historia

Mortuus est

Użytkownik usunięty 2 5 lat temu 540 odsłon Czas czytania: ~9 minut

W tamtej chwili, nie myślałem o konsekwencjach. Nie sądziłem, że prawda, do której dążyłem, stanie się moim najgorszym koszmarem.

Wszystko zaczęło się od jednej informacji, która wstrząsnęła lokalną społecznością.

Doskonale pamiętam tamten dzień. To był 6 maja... Powietrze z rana było ciężkie. Wisiało w nim coś niepokojącego. Już na progu mojej szkoły, dotarła do mnie informacja o zaginięciu jednej z dziewczyn, z naszego liceum. Wieść o tym była tyle samo straszna co ekscytująca. Nareszcie coś ciekawego działo się w mojej do bólu nudnej miejscowości. Na korytarzach, które zawsze pełne były wygłupów i gwaru rozmów, teraz królowały szepty... Z fascynacją pochłaniałem coraz to nowsze teorie od znajomych.

W czasie powrotu do domu ekscytacja ustąpiła miejsca zaskakującemu smutkowi. Choć dziewczyna ta była dla mnie obca, to jednak była osobą, którą dość często widywałem na co dzień. Mijając jej dom, zwolniłem na chwilę. Na podjeździe stał policyjny radiowóz. Przeszedł mnie zimny dreszcz. W mojej głowie zaczęły pojawiać się straszne myśli... ruszyłem dalej....

Gdy zbliżałem się już do mojego domu, spostrzegłem zaparkowany po drugiej stronie duży samochód. Wokół niego było porozstawiane pełno nieoznakowanych kartonów. Po chwili z wnętrza ciężarówki wyłonił się lekko zgarbiony mężczyzna. Nie mogłem tak po prostu przyglądać się, jak sam siłuje się z ciężarami, poczułem się obowiązany pomóc domniemanemu nowemu sąsiadowi. Gdy tylko się zbliżyłem, on odwrócił się do mnie i z uśmiechem przedstawił. Byłem, lekko mówiąc skonsternowany jego pogodną aurą jaką w czasie rozmowy prezentował. Przedstawił się jako Piotr. Miał około czterdziestu lat. W pierwszym momencie można było pomyśleć, iż jest jakimś prawnikiem czy wysoko postawionym urzędnikiem. Jednak pewien szczegół bardzo mnie zaintrygował. Uśmiech. Nie było w nim szczęścia, radości, czy chociażby szczerości. Był pusty. Chociaż staram się nie oceniać nikogo z góry, to w tamtej chwili poczułem się trochę niepewnie w obecności tego mężczyzny.

Kiedy zaproponowałem mu pomoc w przenoszeniu kartonów, jego reakcja była dość zaskakująca. Każdy rozsądny człowiek po prostu by grzecznie podziękował i ochoczo przyjął pomoc. Jednak nie on. Jego uśmiech natychmiast zniknął. Zawahał się. Jego wzrok na moment zawisł na bliżej nieokreślonym punkcie tuż za mną. Przez moment, odnosiłem wrażenie, że ktoś za mną stoi. Nawet się odwróciłem, kiedy chwilę później odparł z uśmiechem, że bez problemu sam sobie poradzi. Jednakże ja nie dałem za wygraną. Nie czekając na żadne przyzwolenie, sięgnąłem po jeden z większych kartonów. Coś musiało w nim pęknąć, bo od spodu był cały czymś przesiąknięty. Natychmiast do mnie podbiegł i próbował odebrać pudło. Kiedy odparłem, że bez problemów go uniosę, ten, jednym sprytnym ruchem mi je zwyczajnie wyrwał. Był strasznie zdenerwowany. Spojrzałem na ręce...

Całe były pokryte jakimś bordowym gęstym płynem. Na jego twarzy ponownie zagościł szeroki uśmiech. Spojrzał na moje ręce. Powiedział, że muszę jak najszybciej je umyć, gdyż najprawdopodobniej jedna z konfitur zrobionych przez jego żonę, musiała w transporcie się potłuc. Następnie pożegnał się, mówiąc, że bardzo mu się spieszy. Zachowanie tego człowieka było doprawdy dość niepokojące. Coś mi w nim nie pasowało. Był zbyt... sztuczny. Zresztą, miał momenty, kiedy po prostu zawieszał gdzieś swój wzrok, co jeszcze bardziej dodawało upiorności do jego osoby.

Odnosiłem wrażenie, że każda jego czynność była starannie wypracowana, każda poza, mina. Łącząc powoli wszystkie fakty do kupy... jego dziwne zachowanie, ciecz... przeszył mnie zimny dreszcz.

Z moimi obawami dotyczącymi nowego sąsiada nie podzieliłem się z nikim. Wtedy sądziłem, że emocje związane z zaginięciem dziewczyny oraz moja wyobraźnia, robią sobie ze mnie żarty. Ponadto nie miałem żadnych dowodów. Opierałem się jedynie na prostej dedukcji... to zbyt mało. Dlatego też, postanowiłem bacznie przyglądać się sąsiadowi i w razie czego podzielić się z kimś moimi obawami.

Przez długie tygodnie nie wydarzyło się nic, co wzbudziłoby moje podejrzenia.W pewnym momencie doszedłem nawet do wniosku, że najzwyczajniej w świecie, coś sobie ubzdurałem. Kiedy miałem już odpuścić, 4 czerwca miał miejsce pewien incydent. Było jakoś po pierwszej w nocy. Ze snu wybudziło mnie straszne ujadanie mojego psa. Zerwałem się z łóżka i szybko podbiegłem do okna, sprawdzić co się dzieje. Gdy odsłoniłem rolety, zobaczyłem młodą kobietę, stojącą tuż przed furtką i spoglądającą w moje okno. Chwilę później poczułem straszny chłód rozchodzący się po całym ciele. Jej twarz miała okropnie niepokojące rysy. Z trudem przełknąłem ślinę. Widziałem tę kobietę pierwszy raz na oczy! Nie miałem pojęcia, kim mogła być. Z każdą kolejną chwilą robiło się coraz bardziej przerażająco. W końcu pękłem. Gdy tylko zawołałem ojca, kobieta odwróciła się i powolnym krokiem udała się w stronę domu naprzeciwko. Jej nienaturalnie powolne ruchy, wzbudziły we mnie jeszcze większy strach. Swym zachowaniem przypominała osobę będącą wręcz w jakimś transie. Kiedy mój tata podbiegł do okna, zdołał jedynie zobaczyć zamykające się za nią drzwi. Ojciec miał już odchodzić, gdy na piętrze w domu sąsiada zapaliło się światło. Tylko czekałem, aż kobieta przejdzie obok okna. Po dwóch minutach zdenerwowany ojciec, odszedł kląc pod nosem. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, z przerażenia omal ponownie nie zacząłem krzyczeć... Kobieta ponownie wpatrywała się w moim kierunku, tym razem z okna domu naprzeciwko. Chwilę później światło zgasło. W mojej głowie zaczęły rodzić się pytania, na które próżno było szukać odpowiedzi. Resztę nocy spędziłem przy zapalonym świetle, usilnie próbując ułożyć sobie wszystko w głowie. Na marne.

Poranek znów okazał się być bogatym w przerażające wieści. Ktoś zdewastował trzy grobowce na pobliskim cmentarzu. Muszę przyznać, że to niesłychanie rozbudziło moją wyobraźnię. W połączeniu z wydarzeniami z nocy, wywarło na mnie piorunujące wrażenie. Jeszcze nigdy nie miałem styczności z czymś równie zagadkowym co teraz. Nie mogąc już dłużej czekać, jeszcze tego samego popołudnia podzieliłem się moją teorią z ojcem. Zasugerował, abyśmy poszli do naszego sąsiada, pod pretekstem pożyczenia jakiejś rzeczy.

Kiedy tylko zaczęliśmy zbliżać się do jego domu, nasz pies ponownie zaczął szczekać. Ojciec zapukał do drzwi. Otworzył mu sąsiad. Gdy tata wdał się w rozmowę, ja poczułem na sobie czyiś wzrok. Spojrzałem w stronę okna, w którym widziałem ostatniej nocy kobietę. W tamtej chwili nagły szum zalał moją głowę. Odrętwienie zawładnęło nad kończynami. To było straszne. Ona tam była... I wpatrywała się centralnie w moje oczy. Wiem, że zabrzmi to dość dziwnie, lecz w tamtym momencie w środku mnie poczułem cierpienie, ścierające się ze smutkiem i udręką. Emocje te, dogłębnie mną wstrząsnęły. Najwyraźniej, ojciec zauważył, że coś jest ze mną nie tak. Kiedy spytał co się dzieje, zapytałem, czy również widzi tę kobietę... na co odparł, że nie...

Sąsiad wyraźnie zdenerwowany stwierdził, iż to niemożliwe, gdyż mieszka zupełnie sam. Wtedy zapytałem, o jego żonę, o której wspomniał, gdy go poznałem. Pytanie to jeszcze bardziej go rozwścieczyło. Jednak robił, co mógł by nie było tego po nim widać. Powiedział, że to pomyłka, gdyż jego żona zmarła kilka miesięcy temu. Nie sposób sobie wyobrazić, jaki blady strach na mnie popadł. Ojciec przeprosił i powiedział, że musimy już iść. Nie skomentował całego zajścia. Najzwyczajniej w świecie zakazał mi kontaktów z tym człowiekiem. Sam natomiast całą sprawę zwyczajnie zbył.

Tego samego wieczoru, siedziałem na skraju łóżka, próbując jakoś zrozumieć zaistniałą wcześniej sytuację. To, jak wielki bałagan panował w mojej głowie, nie sposób opisać. Co gorsza, smutek, który wówczas poczułem, nie zniknął. Wręcz przeciwnie... zdawał się pogłębiać jeszcze bardziej.

Nagle spostrzegłem, iż na moich dłoniach znajduje się krew. Przestraszony, pobiegłem do łazienki jak najprędzej ją zmyć. Gdy na koniec obmywałem twarz, w lustrze zobaczyłem, jak tamta tajemnicza kobieta schodzi po schodach w moim domu! Wraz z przeszywającym lękiem, poczułem, że muszę w końcu dowiedzieć się prawdy. Poszedłem za nią. Kierowała się w stronę domu naprzeciwko. Dokładnie tak, jak myślałem. Nie miałem pojęcia, która jest godzina. Lampy uliczne jeszcze nie świeciły, jednak na zewnątrz panowała szarówka. Kiedy kobieta przede mną, powoli zbliżała się do drzwi, te ku mojemu zaskoczeniu same się otwarły. To był jeden z tych momentów, w których bardzo mocno zacząłem żałować, podjętej przeze mnie decyzji. Gdy wszedłem do środka, nie zastałem na szczęście nikogo. Kobieta również gdzieś zniknęła. Co dziwniejsze, w mieszkaniu nie było mebli. Żadnych stołów, krzeseł... nawet łóżka. Zamiast tego, wszędzie pełno było tych cholernych kartonów. Ostrożnym krokiem rozejrzałem się po reszcie mieszkania. Pokoje były zupełnie puste. Nagle, tuż przede mną, drzwi do piwnicy zaczęły się bez końca otwierać i zamykać. Echo trzaskających drzwi niosło się po pustych pokojach. Przez chwilę się wahałem. Chociaż chciałem uciekać, wiedziałem, że drugi raz taka okazja może się już nie nadarzyć. Złapałem za klamkę. Drzwi momentalnie się uspokoiły. Już na pierwszym stopniu poczułem, bijący z piwnicy paskudny fetor. Ruszyłem dalej. Stopnie skrzeczały pod moim ciężarem. Moje serce waliło jak szalone. Z tyłu głowy począłem słyszeć jakieś niezrozumiałe szepty. Postępując coraz dalej w ciemność, zdałem sobię sprawę, że schody są niesamowicie długie. Nagle na ich końcu zaczęło tlić się słabiutkie światło. Bałem się tego, co na mnie czekało. Kiedy w końcu znalazłem się na samym dole, ujrzałem pomieszczenie w całej swej okazałości. Panował w nim półmrok. Blask na wpół wypalonych świec, oświetlał ściany, których powierzchnia pokryta była jakimiś niezrozumiałymi dla mnie napisami oraz symbolami. Najwięcej światła dawały jednak świece gromnicze. Te z kolei stały w cztery kątach piwnicy i trzymane były przez cztery zgarbione nagie ciała. Były całkowicie zmasakrowane. Brakowało im różnych części ciała. Dwóm brakowało głów. Z każdego wycięto ogromne płaty skóry wraz z fragmentami mięśni. Z trudem powstrzymałem odruch wymiotny. Lęk dosłownie paraliżował moje ciało. Jednak to, co stało na końcu pomieszczenia... Przechodziło wszelkie ludzkie wyobrażenie... O tym czymś, nie zapomnę już do końca swych dni. Przy drewnianym stole siedziała postać. Miała długie włosy i posturą przypominała kobietę. Siedziała ona do mnie plecami, więc nie mogłem zobaczyć jej twarzy. Powoli jednak zacząłem się do niej zbliżać. Za stołem stały kartony. Gdy sprawdziłem zawartość jednego z nich, okazało się, że w środku znajdują się słoiki pełne krwi. Inny z kolei zawierał różne części ciała. W końcu zbliżyłem się dostatecznie blisko by poznać, jakże makabryczną prawdę o siedzącej tam kobiecie. Była dosłownie poskładana z różnych części ciała. To była ta sama kobieta, którą już od jakiegoś czasu widywałem, i za którą tutaj zresztą przyszedłem. To było straszne.

Szum ponownie zaatakował. Szepty, które dopadły mnie na schodach, przybrały na sile. Co więcej, prócz strachu, wypełniało mnie powalające wręcz cierpienie. Chciałem stamtąd uciec jak najprędzej, jednak nogi odmówiły posłuszeństwa. Na domiar złego, w piwnicy rozległo się trzaśnięcie drzwiami... Wszystko to wyglądało niczym najgorszy senny koszmar.

Wtedy tuż za mną rozległ się znajomy głos:

-Tyyy!

To był sąsiad. Jego głos był przesiąknięty do cna nienawiścią

-Spójrz, co jej zrobiłeś! - wykrzyczał, a w kącikach jego oczy zebrały się łzy – Tak bardzo starałem się jej pomóc! Wszystko zniszczyłeś!

Wówczas nie miałem już żadnych wątpliwości. On był całkowicie chory psychicznie. Próbowałem mu odpowiedzieć, lecz strach odebrał mi mowę. Począłem bać się o własne życie.

-Ona cierpi! - kontynuował Piotr, a jego nienawiść, momentalnie ustąpiła miejsca głębokiemu smutkowi. - W snach ciągle błagała mnie, bym jej pomógł... Tęskniła... ona tak bardzo tęskniła... A ty wszystko zepsułeś!

Nie wiedziałem jakim cudem było to możliwe, ale po policzku tego, co stworzył ten psychol, spłynęła krwawa łza. Gnębiące mnie smutek i udręka, osiągnęły wreszcie apogeum. Moje myśli zdawały się należeć do kogoś zupełnie innego. Zacząłem tracić kontrolę nad własną świadomością. Obraz przede mną robił się coraz bardziej rozmazany. Nagle, ku mojemu przerażeniu, mężczyzna wydał z siebie przeszywający skórę, pełen bólu krzyk. Złapał się za głowę i zaczął słaniać się na nogach. Nie miałem pojęcia, co się dzieje. Po chwili padł na kolana. Jego oczy zaszły bielmem. Z uszu sączyła się gęsta krew. Jego krzyk ustał. Jednym sprawnym ruchem wyciągnął zza pasa nóż i wbił w swoje serce. Gdy jego ciało upadło na ziemię, ciało kobiety zsunęło się z fotela. Podoszywane elementy ciała odpadły. Wtedy niewidzialny uścisk ustał. Resztkami sił, natychmiast wybiegłem z tego piekła. Będąc już na ulicy, straciłem przytomność...

Ocknąłem się dopiero na szpitalnym łóżku. Nie wiem, co stało się z sąsiadem i tym makabrycznym znaleziskiem w piwnicy. Ani rodzice, ani personel szpitala... nikt nie chce mi powiedzieć. Chociaż zdarzenie to, pozostawiło niesamowite wręcz rany w moim umyśle, to cieszę się, że najgorsze już za mną. Jedynym mankamentem mogą być powracające co jakiś czas szepty, z tyłu mojej głowy... i te ciągle zakrwawione ręce.

Autor: Maciej "Morrk" Zygmunt

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać
Dokonaj zmian: Edytuj

Komentarze

Perfekcyjnie mroczne o.O
Odpowiedz
Fajne
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje