Historia

Longinus 2

nieprawicz 0 4 lata temu 686 odsłon Czas czytania: ~19 minut

Niewielkiego wzrostu humanoidalny robot, z jednym cyklopowym okiem jakie żarzyło się na fioletowo, przeszedł powierzchnię testową wzdłuż i wszerz. Obrócił się po czym zwrócił się bezpośrednio do 70-cio paro letniego biznesmena o rzymskiej urodzie. Trevora Longinusa.

-Model w którym rezyduję jest w stanie poprawnie działać przez 100 lat. Później jego komponenty należałoby regularnie wymieniać co dekadę.

Longinus skrzywił się na widok robota. Spodziewał się zobaczyć żywego człowieka, naukowca Randala o którym tyle dobrego słyszał. Zamiast niego zmuszony był do interakcji z robotyczną kukłą, która wyglądała dość dobrze jak na odratowany model do użytku wojskowego.

-Oczywiście proszę się liczyć z tym, że w chwili kopiowania pańskiej świadomości do ciała tego robota wystąpią problemy dwojakiego rodzaju. Pierwszym będzie konieczność zniszczenia oryginału, czyli pana. Zapobiegnie to wielu kłopotom. Zaraz po tym akcie pańska kopia świadomości będzie funkcjonować dokładnie tak jak pan zwykł to robić.

-Nie tego chciałem -skrzywił się Trevor- chciałem przetransportować swoją świadomość tak by oryginał. Oryginał czyli ja, był zachowany.

-Rozumiem pańskie obawy- odparł robot na którego piersi wytatuowany był numer seryjny R-004. - Może wszakże pan jeszcze umieścić swój mózg w specjalnej zawiesinie w przygotowanym na to pojemniku i stamtąd sprawować władzę nad ciałem robota. Wydłużyłoby to pańskie życie o 30 procent.

-Słuchaj blaszaku. Nie po to wydawałem krocie by teraz słyszeć takie rzeczy. To od ciebie zależy jak przetransportujesz MOJĄ świadomość i lepiej by było gdybyś tego nie schrzanił Ty...ty...

-Profesorze Munczkinie. -dokończył robot ze spokojem. Jego cyklopiczne oko przyglądało się uważnie twarzy Longinusa.

Ten zesztywniał jakby miał kołek w dupie.

-Pan jest tym profesorem...

-Zgadza się. -odparł blaszak- jestem pierwszym robotem który został uczonym a zaczynałem jako maszyna czyszcząca.

Trevor zmarszczył brwi. Wiedział niejedno o biedzie. Sam wychował się w niej nim sięgnął po władzę i bogactwo. Jego rozmówca z którym wymieniał się obszerną kartoteką e-maili był w jego oczach bezsprzecznie człowiekiem o nicku Randal. A tu takie zaskoczenie. Robot z ludzką duszą? Nie nie tego było za wiele dla Trevora Longinusa. To nie mogła być prawda. A jednak.

Robot skrzyżował ręce na piersi i przekrzywił głowę pod pewnym kątem"

-Nie ufa mi pan?

-I to jeszcze jak. -odparł Trevor -właśnie powiedziałeś...powiedział pan że mnie zabije.

-Jaka jest różnica między oryginałem a wierną kopią. Jak dla mnie jest żadna. Być może świadomość ludzka jest bardziej skomplikowana jednak takich niuansów wyłapać nie umiem gdyż jestem..."blaszakiem". Tak czy siak musi się Pan liczyć z ograniczeniami i tym że jako robot zgodnie z marsjańskim prawem może zostać pan pozbawiony praw oryginału. Więc pańska fortuna może przepaść i znaleźć się w rękach pańskich synów i córki których tak pan kocha.

W tym momencie Trevor poczuł coś na kształt sarkazmu i drwiny z jego własnej osoby. Ten robot bezczelnie szydził z niego. Adresat tych kpin jednak nie dał po sobie niczego poznać.

-Rozumiem. -powiedział Trevor po dłuższej chwili milczenia- mam dla pana...panie profesorze nadal to samo zadanie. Niech pańska dusza maszyny czyszczącej odnajdzie sposób na transfer mojej świadomości bez konieczności jej kopiowania. Wtedy i tylko wtedy dostanie pan bonus w postaci nowego czipu myślowego na który tak ciężko pan pracuje. Dorzucę go jako premia do wypłaty. O to może być pan pewny.

Robot niepewnie przestąpił z nogi na nogę. Jego oko spojrzało ku podłodze w geście zamyślenia.

Głowa robota posiadała trójkątny kształt pośrodku, którego umocowany był obiektyw kamery która mogła prześwietlać rzeczy w celu zrozumienia ich struktury wewnętrznej. Profesor Munchkin używał tej opcji aż nazbyt często gdy czegoś nie rozumiał. Jego ciało zbudowane było z komponentów tytanu i platyny z domieszką stali nierdzewnej. Jego członki przystosowane były do działań wojkowych choć pierwszy czip z jakiego składała się część jego świadomości należał do maszyny czyszczącej. Powodowało to że profesor przykładał dużą wagę do czystości i nie tolerował brudu ani rdzy w swojej pracowni. Nie lubił także insektów ale tolerował ludzi choć nie mógł pojąć jak taka odrażająca rasa istot potrafiła stworzyć coś takiego jak on. W umyśle Munchkina tkwiła głęboko skrywana niechęć do rodzaju Homo Sapiens. Jednak wraz z pojawieniem się pierwszej wiadomości od biznesmena Trevora Longinusa światopogląd ten nieco zmienił się. Ludzie stali się bardziej interesujący. Szczególnie interesującym dla prof. Munczkina był system ich wartości i coś czego pojąc w dalszym ciągu nie mógł. Mianowicie...wiara. Wiara w boga. Wiara w świętego mikołaja. Wiara w coś co nie istnieje.

-Panie Munchkin, zawiesił się pan -odparł Trevor z nieco większą domieszką szacunku.

-Zastanawiałem się... co panu odpowiedzieć -wyznał robot jakby ten wyciągnął go z odmętów snu- Zrobię co w mojej mocy by urzeczywistnić pańskie marzenie o nieśmiertelności. Martwią mnie głównie problemy czysto prawne, nie technologiczne.

-No i to chciałem usłyszeć. -odparł Trevor zakasując rękawy- NA uczelni w Koth krążą o panu legendy. Eee... Mój syn...

-Pański syn opuścił mój wykład o astronomii -skwitował ozięble robot nadal drocząc się z pracodawcą- Ale niech pan się nie przejmuje...nie na darmo wynalazłem białko które niweluje skłonności samobójcze. O tym będę wykładał za tydzień. Wtedy może pan do mnie przyjść a ja powiem panu czy coś odkryłem no i czy zasłużyłem na ów bajerancki chip.

Trevor zaśmiał się, nieco z rozmówcy, nieco sam z siebie. Po czym obaj dżentelmeni wymienili się serdecznym uściskiem dłoni. Longinus wyszedł z laboratorium na ulicę i kazał się wieźć szoferowi do swojej willi.

Nie spodziewał się że przyjmie go robot i że ów robot da mu tak popalić. Cieszył się jednak, że został zrozumiany i że ów naukowiec... Profesor Astronomii i dr. Bio-robotyki, Munczkin okazał się być całkiem rozsądnym i zabawnym gościem. Trevor nie miał zamiaru płacić za badania komuś szemranemu. Z Munchkinem pod pseudonimem Randal poznał się równo dwa lata temu lecz to było ich pierwsze spotkanie. W wiadomościach e-mail-owych. Randal zachowywał zawsze doze zdrowego rozsądku ale też zdradzał ciekawość wobec nietypowego zadania jakie powierzył mu Longinus. Dotąd biznesmen miał wgląd w jego postęp a dokumenty przesłane mu zapowiadały się obiecująco. Jednak wszystko runęło dnia dzisiejszego gdy Longinus przekonał się do jakich ustępstw musiałby się posunąć. Zostanie metalową puszką nie uśmiechało mu się ani trochę ale była to najpewniejsza droga do nieśmiertelności.

~"Może pozwolę się zabić. Nie...to głupie. Skąd moja kopia będzie wiedziała co robić skoro sam profesor nie wie czym jest ludzka dusza a raczej ludzka świadomość. Czy naprawdę da się już ją skopiować w każdym calu a może występuje gdzieś jakiś glicz którego naukowiec nie widzi"~myślał Trevor wyglądając apatycznie przez okno limuzyny. Hologram wyświetlający się za fotelem szofera komunikował wiozącemu się o najnowszych wiadomościach. Po 15-tu minutach jazdy Longinus wyłączył ów "telewizor" by wsłuchać się w buczenie silnika maszyny. To go uspokajało. Przyjemne ciepło, buczenie silnika przy którym osuwał się w objęcia Morfeusza.

W końcu szofer powiadomił go że zajechali. I faktycznie Loginus obudził się w limuzynie przed swoją willą. Dał, zaskakując sam siebie, uczciwy napiwek szoferowi po czym wszedł do swojego domu w którym to jeszcze nie tak dawno napadł go jego kuzyn Oktawiusz. Wiadomość o jego śmierci trafiła nawet do mediów ale została zapomniana już po miesiącu. Longinus niespecjalnie rozpaczał nad stratą swego krewniaka. W tych tematach był dość gruboskórny. Wchodząc do kuchni od razu zażył dwie pigułki leku. Medykamentu który przyjmował od 60-tego roku życia który powodował spowolnienie procesów starzenia się i dobrze wpływał na wątrobę.

Według prognoz właśnie dzięki temu lekowi długość życia Longinusa miała wzrosnąć o 5 procent. Sam Munczkin pod pseudonimem Randal-a twierdził jednak w swoich elektronicznych listach że to na tyle dobre co umarłemu kadzidło. Trevor zdawał sobie z tego sprawę ale i tak brał lek regularnie. Zażywszy lek popił go przegotowaną i przefiltrowaną wodą z elektronicznego czajnika. Usiadł w pokoju gościnnym i wyjąwszy z papierośnicy "fajkę" zapalił ją. Dym papierosowy rozszedł się po pomieszczeniu. Biznesmen był sam. Na stoliku postawionym wzdłuż kanapy widniało zdjęcie jego kochanki a później żony Anny. Trevor wpatrywał się w nie przez parę chwil po czym odłożył je na kredens przy ścianie. Jego willa była urządzona w dość klasycznym stylu. Białe jak wapno ściany, dębowe meble z wyrytymi w drewnie motywami roślinnymi. Pancerne ściany i okna, a do tego jeden robot czyszczący jego cały dom.

Longinus zastanawiał się czy nie kupić robota latającego, który by laserem czyścił powierzchnie mebli. Z tego co wedział to maszyny te wyglądały jak kulki i posiadały 12-cie wizjerów ale myśl o kupieniu jednego z tych ustrojstw napawała Longinusa niepewnością. Chodziła wszakże wieść, nawet po Internecie, że te maszyny sprzątające mogą omyłkowo wypalić człowiekowi wzrok jeżeli uznają twarz za brudną. Stąd w ostatnich czasach narosła dość duża niechęć do ich kupowania mimo że sami wynalazcy zaklinali się na wszelkie świętości że ich produkt już nie ma tej usterki. Z zamyślenia Longinusa wyrwał go dzwoniący telefon od sekretarki. Wziął więc swoją komórkę i palcem przeciągnął po ekranie zieloną ikonkę.

-Halo?

-Dzień dobry. Mam mały problem.

-Jakiego rodzaju?

-Do pańskiego biura przyszedł Pan Glimerlink. Jest pijany i już wygrażał personelowi.

-Co ten gruby osioł tam robi? -zapytał Trevor zaciągając się zachłannie papierosem.

-Nie wiem. Mówi tylko że ma do pana Interes. Kazałam mu zaczekać w poczekalni ale ten wmaszerował do pańskiego biura i ani myśli stamtąd wychodzić...co mam robić.

-Spróbuj go uspokoić już tam jadę. -powiedział Trevor i szybko z komórką w ręku porwał swój popielaty płaszcz który mógł wspomagać jego ramiona jak egzo-szkielet. Znał Zenona Glimerlink-a. Był on biznesmenem takim jak on sam. Co zaś go różniło od Trevora to fakt, że od początku urodził się w bogatej rodzinie.

Zawsze miał co włożyć do gara, co też sprawiało iż miał dość puszystą aparycję i pomimo zaleceń lekarzy objadał się niezdrowo. Dopiero jego pierwsza wizyta w szpitalu z powodu nadmiernego cholesterolu ocuciła go z niezdrowego głodomorstwa. Jednak puszystość swą zachował. Trevor nie lubił jego wylewności. Nie była niczym niezwykłym. W umyśle Longinusa, Glimerlink jawił mu się jako rozpieszczone, nieszczęśliwe dziecko.

Obraz ten był bardzo bliski prawdzie. Zenon lubił dużo wypić i dużo zjeść. Otaczał się zaś pochlebcami którzy tylko podsycali jego ego. Lubił to. Trevor nie znosił tego. Wiedział wszakże że Glimerlink jedynie bawi się z tymi hienami. Specjalnie ich podpuszczał bo nader wszystko uwielbiał widzieć rozczarowanie w ich oczach gdy odmawiał im pożyczki albo udziału w spółce akcyjnej.

Trevor nigdy nie umiał pojąć jak ten "Pączek" jeszcze nie został zaciukany przez swoich adoratorów. Wszakże miał wpływowych kolegów. A jednym z nich był sam Longinus. Zajechawszy limuzyną przed swoje miejsce pracy Trevor wyskoczył z limuzyny i pognał do windy. Wiedział że Napruty Zenon to także zły Zenon i gdy już wypadł z windy na najwyższym piętrze ujrzał widok niespotykany. Oto ta gruba świnia spoliczkowała jego sekretarkę. Tego było za wiele. Biznesmen o rzymskich rysach twarzy dopadł opasłej postaci i gdy tylko Glimerlink się obrócił w jego kierunku Trevor wymierzył mu prawego sierpowego w twarz. Cios był aż nader dobrze wymierzony. Glimerlink runą jak długi a krew trysnęła z jego nosa.

-Ta świnia mnie uderzyła -jęknęła sekretarka dalej trzymając się za prawy policzek. Trevor popatrzył na nią po czym powiedział:

-Dzwoń na policję. Ten pączek posiedzi sobie dwa dni w kiciu to zmądrzeje. Pokaż...

Sekretarka niepewnie opuściła ręce. NA jej policzku tliła się czerwonawa opuchlizna.

-Chryste panie...co za świnia...Zenon wielki kurwiu zadowolony jesteś z siebie?!

Glimerlink szturchnięty butem ocknął się:

-Longinusie...mam biznes życia dla ciebie...o kurwa....ja krwawię...dlaczego krwawię...Trevor...uderzyłeś mnie.

-Ty świnio! Pozwę cię! -poskarżyła się sekretarka

-A idź mi ty głupia cipo w cholerę!!! Ja z nim nie z tobą będę gadać.

-"Pączek" włazisz do mojego biura i bijesz moją sekretarkę. Co do kurwy to ma znaczyć?! Mam cię pozwać?! Wiesz jakie ostre ostatnio się prawo zrobiło. Jesteś ponadto pijany. Idź do domu.

-Ne...ne pójdę. -zaczął powoli Glimerlink- Mam sprawę do Ciebie. Ty i Ja...spółka...obłowimy się...

-Przestań pierdolić. Co spółka? Jaka spółka? Czegoś się naćpał?

-Jest teraz dość duży popyt na ten nowy czip.

-Jaki czip?

-Nie...będę gadać jak ona tu stoi...

Longinus popatrzył na sekretarkę po czym powiedział:

-Dzwoń na policję a ja sobie porozmawiam z "Pączkiem"

Sekretarka kiwnęła i wyszła zamykając za sobą drzwi.

-Posłuchaj gruby kurwiu -zaczął Trevor- Nigdy cię nie lubiłem. Nie masz szacunku dla nikogo i niczego. Barbara ta sekretarka którą spoliczkowałeś niczego ci nie zrobiła...Prawda!?

-Prawda...ale...

-W dupie mam twoje ale! W żadną spółkę z tobą nie wchodzę. W dupie mam ciebie!!!

-Trevorku ja....przepraszam...po prostu zobaczyłem tą...no fluktuację i pomyślałem że zarobimy. Ty i ja! Proszę Zgódź się...

-Zanim cię zabiorą stąd. Przeprosisz za swoje zachowanie. I sekretarkę i resztę pracowników, których zdążyłeś obrazić. Dopiero wtedy wysłucham twojej oferty. Zadzwoń jak już wydobrzejesz.

Policja zjawiła się dość szybko i zabrali Zenona Glimerlink-a. Zanim jednak zdążyli go skuć, gruby świntuch zdążył już paść na kolana i przeprosić za swoje zachowanie i sekretarkę, i personel. Następne dwa dni przesiedział w areszcie w pobliskiej komendzie policji pośród ćpunów i rzezimieszków. Aż dziw wziął Trevora że nic mu się nie stało. "Pączek" narzekał jedynie na kiepskie posiłki a trzeciego dnia obaj panowie spotkali się w kawiarence. Nie był to jednak lokal bogaty i ekskluzywny. Był prowadzony przez jakieś małżeństwo z Ziemi. Tutaj na Marsie mało kto prowadził już mały prywatny biznes ze względu na robotyzację przemysłu.

Trevor srogo patrzył na swojego kolegę. Zbierało mu się na mdłości. Zenon natomiast zainteresowany miejscówką i tym że nie został kompletnie odrzucony wyjawił mu plan. Polegał on na zmowie cenowej. Obaj panowie mieli podnosić rynkową wartość nowego chipu a potem sprzedać wszystkie akcje a profit z tego przelać na dwadzieścia kont z wysokim oprocentowaniem. Plan był wymyślony całkiem zgrabnie przez "Pączka" ale Trevor odmówił udziału w nielegalnej operacji choć w przeszłości i on nie raz posuwał się do takich czynów.

-Co ale dlaczego Trevuś...to czysty profit. Uda nam się, wierzę w to...

-Nie i koniec rozmowy. -zakończył Longinus i już miał wyjść nie dopiwszy kawy gdy "Pączek" chwycił go za rękaw i cisnął na wygodny fotel.

-Posłuchaj no Trevuś. -powiedział Zenon dobitnie- Ja nie uderzyłem twojej sekretarki...

-Co ty pierdolisz...

-Poważnie. Tylko wymachiwałem rękoma no...ty się pojawiłeś i mnie uderzyłeś.

-Pączek...pijany byłeś...

-Wiem jaki byłem! -krzyknął Glimerlink uderzając pięścią w stół.

Trevor ruchem ręki uspokoił barmana za ladą który spoglądał w kierunku zajmowanego przez nich stolika. Wyjął ze swojej papierośnicy ćmika i zapalił.

-Tu można? -zdziwił się "pączek"

-Można...-odparł Trevor

-Trevuś

-Nie Trevusiuj mitu, co ja? akcja charytatywna?

-Posłuchaj no Trevor. Wiem dlaczego twój kuzyn...no...

Longinus skamieniał. Popatrzył ukradkowo na barmana i nachylił się ku Zenonowi.

-Mów. -powiedział niemal jakby to był rozkaz

-Wiem że...twoi synowie i córka chcą cię martwego. Po twojej śmierci dostaną po równo w spadku. Nie spisałeś testamentu?

-Nie.

-No to tak będzie. Wiem bo mam w tyki że twój kuzynek Oktawiusz nie bez przypadku znalazł się u ciebie w domu.

-Wiedziałeś o tym wcześniej?

-Nie. Dowiedziałem się po fakcie. Ktoś tego ćpuna podpuścił. Obiecywał mu złote góry a w tym przypadku górę kokainy. To cud że przeżyłeś.

-Co jeszcze wiesz?

-Wiem że twoja sekretarka chciała upozorować mobing w twoim biurze ale wtedy wpadłem ja. Chciałem się dowiedzieć gdzie jesteś i...nalegałem na sekretarkę by cię wezwała.

-Bo interes?

-Bo interes. -przytaknął "Pączek"-A gdy się pojawiłeś wtedy się to stało...zaczęła wrzeszczeć jak pojebana...

-Inaczej to pamiętam. -stwierdził Trevor kończąc palić papierosa- Nie wierzę ci. Byłeś pijany.

-Ale...

-Byłeś Pijany i ją uderzyłeś chuju.

-Nie...ja...

-Nie kłam pączek. Skoro nie ty ją uderzyłeś to za co potem przepraszałeś?

-No bo ty jak coś powiesz...to jest jak rozkaz a byłem pijany. Nie wiedziałem co robić!

-Taa...nie wiedziałeś...

Po tej rozmowie obaj panowie rozstali się bez słowa, Trevor nie chciał słyszeć o planie "Pączka" zaś Zenon nie mógł go przekonać. Wracając do swojej willi Longinus włączył w swojej limuzynie program rynku papierów wartościowych. Akcje nowego chipu spadały na łeb na szyję. "Niedługo ów nową technologię będzie można kupić za bezcen..."~ myślał Trevor przyglądając się hologramom wykresów.

Oczyma wyobraźni Longinus powrócił do rozmowy z Glimerlink-iem. Znał tego typa i wiedział że wbrew wszystkiemu mówił on poważnie. Nie kłamał. Sekretarka naprawdę mogła mieć motyw. Ale dlaczego? Być może nie zarabiała wystarczająco dużo by sobie coś kupić ale co to mogło być? Dopiero teraz Trevor uświadomił sobie że nie wie o niej praktycznie nic. Ugryzł się w wargę ze złości. Pamiętał jak był biedny, pamiętał jak walczył o swojej finanse i pamiętał że warto poznawać ludzi dogłębnie bo nie wiadomo czy nie okażą się oni ostatnią deską ratunku. Lata w dobrobycie jednak uczyniły go leniwym i poza imieniem Barbara nie wiedział o swojej sekretarce nic.

Następne dni minęły Trevorowi na rozmyślaniu o tych sprawach. Chciał nawet zadzwonić do sekretarki bezpośrednio by czegoś się o niej dowiedzieć ale zaniechał tego kompletnie. Przecież "Pączek" był pijany. Musiał ją chlasnąć. Nie ma co do tego wątpliwości. A jednak poważna twarz Zenona prześladowała Longinusa niemiłosiernie. W końcu nadszedł dzień na, który biznesmen czekał najbardziej. Wykład prof. Munczkina.

Biznesmen nie pamiętał jak zaszedł do sali wykładowej. Wiedział jednak, że wtopił się w tłum studentów na przedostatnich miejscach. Młodziki po 20 lub 30-ci gorączkowo wymieniali się spostrzeżeniami i uwagami gdy nagle na salę wszedł robot w dość długim białym fartuchu który rozwiewał się na boki. Płynnie podszedł do mównicy po czym rozejrzał się po zgromadzonych.

-Witam nasze króliki doświadczalne. - widownia ryknęła śmiechem bardziej z zaskoczenia niżeli z kuriozalności sytuacji. Nikt na tej uczelni nie poznał bowiem jeszcze sławetnego faktu iż profesor był robotem.

Munczkin przedstawił się z imienia po czym ku zdumieniu i aplauzie studentów przeszedł do omawiania tematu wykładu.

-Jak zapewne wam wiadomo istnieje bardzo ciekawe białko które predysponuje jej właściciela do tendencji samobójczych. To białko naukowcy wyodrębnili i nazwali EA-46. Białko to wpływa na nadpobudliwość neurologiczną i tendencje samobójcze. Dla niewtajemniczonych mam wiadomość iż tak, bio-robotyka zajmuje się tym tematem ponieważ naukowców interesuje czy da się emulować tendencje samobójcze u robotów. Najnowsze rakiety dalekiego zasięgu mają sztuczną inteligencję opartą właśnie na emulacji zachowań jakie wywołuje u człowieka to białko. Zaznaczam także że białko tylko predysponuje osobnika do skłonności samobójczych. Nowe rakiety natomiast zawsze wybierają drogę kamikaze. Bo nie znają innego życia.

Fala tłumionego śmiechu i szemrania rozeszła się po sali.

-Pewnie niektórych z was zdziwi iż wykładającym materiał jest Robot który zaczynał jako maszyna czyszcząca. A zwerbowany do wojska został przez czysty przypadek podczas transferu chipu, który jest moją świadomością.

Gdyby tylko tak łatwo udałoby się zgrać na dyskietkę człowieka rodzaj ludzki stałby się nieskończenie mądry i nieśmiertelny. Bardzo wygodna wizja wszechświata ale niestety jeszcze nieosiągalna… Powracając do tematu.

Tu prof. Munczkin rozwodził się nad wpływem białka EA-46 na systemy nerwowe, opowiadał o złożoności synaps. Zapędził się nawet w płomienną dyskusję z jednym ze studentów który dochodził do ciekawych wniosków. Niestety cały wykład dla Trevora był jak czarna magia. Rozumiał mniej więcej koncept i sposób rozumowania jednak gubił się w niuansach i szczegółach. Do cholery...wiedział jak zarabiać pieniądze na rynku nie jak hodować komórki w zawiesinie "in vitro". Kiedy wykład się zakończył a roześmiani studenci wytoczyli się na zewnątrz. Robot pozostał na mównicy spoglądając w kierunku Trevora Longinusa.

Ten wstał z trybunów i powoli zszedł w dół aż do podstawy mównicy.

-Witam panie Profesorze...-zaczął, chciał coś powiedzieć ale robot mu przerwał.

-Odnośnie pańskiego snu o nieśmiertelności. Obawiam się że jest to bardziej skomplikowana rzecz niż myślałem. Problem sprawia fakt iż musiałbym emulować funkcje życiowe na pańskim mózgu.

-Coś z nim nie tak? -zdziwił się Longinus czesząc swoją krótką czuprynę palcami

-Nie chodzi o to. Niemożliwe jest przenoszenie świadomości bez jej częściowej utraty.

-Wytłumaczy mi to pan w bardziej trywialny sposób?

-Załóżmy że pański mózg jest jak balonik. -powiedział robot

-Okej. -odparł Longinus majtając ręką aby ten kontynuował.

-Przeniesienie świadomości jest jak próba przelania powietrza z jednego balonika do drugiego. Pewna porcja pańskiej świadomości może wyciec. Ponadto jest jeszcze jeden szkopuł natury prawnej. Przejmując świadomość nad maszyną skazałby się pan na prawa przysługujące robotom.

Trevor spojrzał w podłogę. Jego sen o nieśmiertelności rozmył się i pękł jak bańka mydlana.

-Przykro mi ale nie mogę panu pomóc. Nie teraz i nie za 10 czy 20 lat.

-Rozumiem. A więc pozostaje mi tylko zgrać moją świadomość na dysk...

-Kopia nie będzie w 100% panem. Jest pewien obszar mózgu którego my roboty nie możemy emulować a już tym bardziej zrozumieć. To hipokampus.

-Hipo co?

-Coś w rodzaju najważniejszego elementu pańskiego mózgu.

-Aha. -Trevor zawahał się po czym powiedział- Zabawne...

Robot przekrzywił głowę w niemym zaciekawieniu.

-Mając 20 lat myślałem że za dwie dekady będziemy nieśmiertelni, że oszukamy śmierć a jednak...

-Nic nie jest wieczne. -dokończył Robot -Przepraszam że to mówię ale nie ma sensu by organizował pan moje badania. To bezużyteczne jeśli mam być z panem szczery.

-Tak czy siak zasłużył pan na to. -odparł Trevor wyjmując z kieszeni piersiowej płaszcza małe przeźroczyste pudełko w której to znajdował się chip najnowszej generacji -kupiłem za bezcen nim cena poszybowała w górę za sprawą mojego przyjaciela o którym wolałbym zapomnieć.

Robot skrzyżował ręce na piersi i zastanowił się chwilę...

-Nie musiał pan tego robić.

-Panie profesorze... niech pan to weźmie i zapomni o wszystkim.

-Nie zamierzam. -odparł robot przyjmując do rąk cenny artefakt- będę kontynuował badania choć wiem że nawet gdyby zjawił się ludzki geniusz. Zajęłoby to nam dokładnie 30 lat. Musiałby pan wtedy mieć już 101 lat, a to wyczyn.

-Postaram się go dokonać -odparł Trevor zakładając kapelusz, który miętolił przez cały czas w rękach, na głowę -ale niczego nie obiecuję. Czeka mnie jeszcze jedna wizyta. Wizyta którą zostawiłem sobie jako ostatnią.

-Jakaż to wizyta?

-Z sekretarką.

***

Biuro Trevora Longinusa było puste. Znajdował się w nim tylko on sam. Kolejny dzień finansów i biznesowych zbrodni toczył się jak co dzień. Bezrobocie sięgało 30 straszliwych procent. Roboty i maszyny wyręczały ludzi w mieście Koth. Pojawiali się coraz to bardziej brawurowi inwestorzy a on sam zbywał ich jednym słowem. "NIE". Przyszłość miał zabezpieczoną a w myślach wspominał słowa swojego przyjaciela "Pączka" Zenona Glimerlink-a. Do pokoju weszła sekretarka niosąc mu plik dokumentów o które poprosił.

Chciała wyjść ale Trevor kazał jej zostać. Miał na sobie popielaty płaszcz zapięty na ostatni guzik.

-Proszę mi powiedzieć...

-Tak -odparła uśmiechnięta sekretarka

-Czemu pani udawała...udawała że Zenon Glimerlink panią uderzył?

-Ale cóż pan...

-Nie kłam! -huknął Trevor i uderzył pięścią w stół. Nastała chwila milczenia- Wiem że gdyby nie Zenon to ja zostałbym oskarżony o mobing. Ponoć ktoś zaoferował pani całkiem intratną sumę za to...

Sekretarka stała w milczeniu po czym powiedziała nerwowo i załamała ręce:

-Nie wiedziałam co robić. Nie wiem kto to był ani czego chciał ale zaoferował mi aż 30 tysięcy kredytów. Ta suma pozwoliłaby mi na naprawę moich implantów.

-Czego?

-Straciłam prawą rękę i nogę w wypadku samochodowym. Noszę mechaniczne protezy, implanty. Ale to cholerstwo jest drogie a naprawa kosztowna. Po 2 latach użytkowania protezy należy dostrajać najlepiej co rok a teraz...mam szarpane ruchy nie umiem nawet utrzymać protezą szklanki czy kubka żeby się nie trząsł.

-Rozumiem. "Pączek" znaczy Zenon mi o tym powiedział...

-Myślałam że to najlepszy moment. On wpadł a szansa była tylko jedna. Nie chciałam panu tego robić ale byłam przyparta do muru.

-Barbaro posłuchaj. -odparł Trevor- po tym co powiedziałaś nie będziesz już u mnie pracować jako sekretarka. Nie zwalniam cię. Przenoszę cię do innej placówki. Rozmawiałem już z Glimerlink-iem. Zapłaci za pani protetyczne implanty tyle ile zażądała pani w pozwie, 30 tys kredytów. Domyślam się że już ma pani te pieniądze na koncie.

Sekretarka wzięła do ręki swój telefon i zalogowała się na swoje konto w banku. Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.

-Teraz chciałbym znać odpowiedź na nurtujące mnie pytanie: Kto zaoferował pani taką pulę pieniędzy. Był to któryś z moich synów, a może moja córka?

-Nie wiem. Przepraszam ale nie wiem. Głos był zniekształcony ale domyślam się że mógł należeć do mężczyzny skontaktował się ze mną telefonicznie.

-MA pani jego numer komórkowy.

-Tak ale pewnie zatarł i te ślady.

-Przekonamy się jak bardzo był dokładny -dokończył Trevor.

***

Numer był nieaktywny. karta sim do telefonu musiała zostać już dawno zniszczona. Policja przesłuchała potomstwo Longinusa ale niczego się nie dowiedziała. Byli zaskoczeni bardziej od niego samego ale już wiedzieli że coś się stało. Że "tatuś" czegoś się obawiał. Tymczasem sekretarka Barbara przeniosła się do jednej z placówek biznesowych Longinusa i dość szybko awansowała. Trevor nie chciał jej już dłużej widzieć zaczął więc nabór na nową sekretarkę akurat wtedy kiedy przyszedł do niego "Pączek".

-I co Trevuś. Mówiłem ci ten nowy czip tylko drożeje a ludzie kupują akcje jak pojebani. Straciłeś okazję.

-Nie żałuję. Miałem sen o nieśmiertelności, nie bogactwie.

-No no ale twoje wykresy też idą w górę...HA! Jam to nie chwaląc się sprawił.

-I dobrze że coś pozytywnego dla odmiany na tym rynku się podziało. Pączek...?

-No mów. -odparł grubas siadając koło niego uradowany jak dziecko.

-Przesłuchałem 100 kandydatek jeszcze jedna i kończę z tym diabelstwem, wybiorę ją chyba losowo.

-Kto następny na liście?

-Jakaś Ewa Bornkowska...Polka?

-Wpuść ją zobaczymy czy "gładka"...

-I pomyśleć że znasz takie stare wyrazy. Sam mam polskie korzenie.

-Ty?!

-Tak moja matka miała na nazwisko Bławecka

-Nie gadaj...ty? pół polak?

-Wejść!!! -krzyknął Trevor a do biura weszła 101 kandydatka.

Obaj panowie byli osłupieni jej wdziękiem.

-Trevuś?

-Co "pączek"?

-Widziałeś już coś takiego?

-Tak w wiadomościach z Ziemi i tylko przelotnie...

Kandydatka bowiem miała kocie uszy.

[The End]


Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje