Historia

Rycerz, Demon i Klątwa Velmontu

nieprawicz 0 3 lata temu 555 odsłon Czas czytania: ~17 minut

Arianna była jednym z ostatnich rycerzy jaki ostał się w niszczejącym i niemalże sczezłym królestwie, w krainie zwanej Velmont. Nie dość że była kobietą, to jeszcze najlepszą z dawnej szkoły szermierczej której styl fechtunku odchodził już w zapomnienie.

Król pozostawił tron bez potomków. Królowa zaś jak i cała kraina padła ofiarą klątwy pewnej wiedźmy, która wypowiedziała ją jako swoje ostatnie słowa na gorejącym stosie. Bez wątpienia kraj pogrążył się w nieopisanym jak dotąd rozkładzie. Chorowały całe rodziny, na wsiach nie było rąk do pracy tak iż obowiązki musiały przejmować chłopskie dzieci i sieroty. Plagi wśród zasiewów i ludzi toczyły tę krainę tak bardzo iż nawet lasy obumarły a ziemia przestała rodzić. Miasta, niegdyś kwitnące, obracały się w ruinę jeżeli dotąd jeszcze nimi nie były. Przeklęta magia pierwotna zanieczyszczała serca istot niebiańskich, które nią trawione zaniechały wszelkiej interwencji na ziemi. Świat jaki znała Arianna umierał, powoli i w męczarniach.

-Do tego nigdy nie powinno było dojść. To nasza pycha skaziła te pola i lasy. Nasi rycerze są w rozsypce. Wkrótce każdy ościenny kraj będzie mógł zabrać całe połacie naszej ziemi, ale którzby chciał taką krainę. Wszystko tu przestało rosnąć. Dzieci umierają na ulicach kradnąc resztki chleba i nawet ptaki już nie ucztują na truchłach umarłych i zabitych. -pomyślała złotowłosa Arianna siedząc na kamieniu i obserwując nielicznych ocalałych, którzy spakowawszy swój mizerny dobytek udawali się z pośpiechem za najbliższą granicę Velmontu.

Kobieta byłą przyodziana w zbroję, która teraz brudna i poobijana była jedynie cieniem dawnej świetności i kunsztu kowali. Jej przycięte do ramion włosy powiewały na wietrze, poza tymi najbardziej z tyłu głowy które były związane w warkocz.

Warkocz ów był spleciony jakiś czas temu przez jej córkę Alicję, która zmarła podczas epidemii wywołanej klątwą wiedźmy. Nikt nie pamiętał imienia tej czarownicy. Jedni twierdzili iż zwała się Rosalia, inni - że Róża a jeszcze inni mówili iż była nimfą lub półbogiem; dzieckiem bogini ziemi.

Arianna długo jeszcze patrzyłaby na ową gnijącą krainę, wyniszczoną także licznymi wojnami z krajami ościennymi gdyby nie mały diablik, który przysiadł niedaleko niej. Była to Kyoko zwana też Ćmą. Demon z piekieł o formie żeńskiej, o niskiej - nieco wychudłej posturze, zielonkawo-złotych kocich oczach, trójkątnych goblinich uszach, białej jak papier skórze oraz czarnych jak smoła włosach.

-Czego chcesz czarci pomiocie, nie dość wam splendoru z tej tragedii -powiedziała Arianna gdy

Ćma zakradła się do niej od tyłu.

-Oj, już tak się nie dąsaj Arianno - odparła Ćma wchodząc w jej pole widzenia z rękoma

założonymi za głowę.

-Fakt, twoje królestwo sczezło, ale zawsze możesz iść gdzie indziej. Takiej tragedi nikt nie

mógł przewidzieć, nawet my diabliki niezdolne byłyśmy do przewidzenia aż takiej katastrofy.

-Łatwo ci tak mówić bo nie cierpisz. Ostatnie zapasy ze spichlerza są na wyczerpaniu ja zaś w swojej torbie mam jedynie czerstwy chleb. Ledwo mogę to zjeść, tak twarde to jest.

Ćma opuściła ręce. Była ubrana jak skrytobójca. Każdy element jej garderoby miał ciemny odcień zieleni, za pasem zaś zatknięte były w pochwach dwa noże o wygiętym ostrzu. Jej czarne jak smoła włosy rozwiały się na wietrze mimo, iż były dość krótko przycięte, do samych ramion.

Jej źrenice lekko się zwęziły.

-Jeżeli chcesz teraz zjeść ten chleb daj mi miskę a przygotuję strawę, wszystko mam w swojej torbie o tu na plecach.

Arianna spojrzała na pomiot piekielny. Podniosła hełm który leżał nieopodal i rzuciła pod nogi Ćmy.

-Użyj tego jako miski.

-Daj mi chleb.

Arianna nie bez ociągania wyjęła ze swojej przypiętej do pasa torebki pakunek, w którym się on znajdował. Ćma nie odzywając się już wzięła bochenek i pokroiła go wszerz. Po czym szybko nalałą do hełmu mleka i zamoczywszy w nim chleb posypała go makiem z mieszka wyciągniętego z jej torby. W chwilę potem Arianna mogła podziwiać namokły od mleka chleb z oblepiającym go makiem. Wzięła kawałek i spróbowała. Strawa była miękka, lepka ale także słodka w smaku. Nie bacząc na obecność diablika szybko zjadła całość. Nie jadła prawie nic od dwóch dni. Posiłekdobrze zrobił jej żołądkowi, który niezapełniony domagał się o więcej. Lecz więcej nie było...

-Skąd wytrzasnęłaś ten mak i mleko?

-Ze spichlerza.

-Cała Ćma. Kradnie z właściwego miejsca...khy...khy... Moje płuca plują krwią, zobacz.

Niedługo i mnie dosięgnie klątwa wiedźmy.

-Jest szansa na uratowanie tego królestwa...

Arianna zaśmiała się niespodziewanie co zbiło nieco z tropu diablika. Ćma patrzyła na

rechoczącą z sardonicznym uśmiechem kobietę, póki ta się nie uspokoiła.

-Jak tego dokonać? Mój mąż i moje dziecko nie żyją. Klątwa dopadła nawet ziemię a ty mi mówisz, że jest szansa?

-Tak. Ale bardzo nikła. Jeżeli podążysz drogą, o której ci powiem może okazać się twoją

zgubą. Twoja dusza może sczeznąć w niebycie albo...

-Albo..?

-Albo przełamać klątwę.

-Ćmo znam Cię od lat. Służyłaś u króla jako najlepszy zabójca. O twoich czynach szemrano w

najczarniejszych zaułkach Velmontu. Byłaś nie tylko najlepszym do tej roboty ale także

najlojalniejszym podwładnym.

-Schlebiasz mi, pani...

-Ach...do diabła z tą twoją skromnością...A co stało się z czarodziejem, który cię tu

przywlókł?

-Jest daleko. Tam gdzie najjaśniej świecą gwiazdy a noc jest wieczna. -odparła Ćma nieco

denerwując się, iż odbiegają od tematu rozmowy.

-Aha...cóż powiedz mi zatem o tym sposobie na przełamanie klątwy.

-Musiałabyś udać się do świątyni druidów. Tam napić się ze źródła mądrości a następnie osiąść

na tronie w tym Zamku, który był ci domem przez tyle lat.

-Nie godna jestem tronu.

-Nie chodzi o tron czy status a o to co w sobie kryje. Pokryty jest runami. To pradawna

magia. Z jej pomocą znajdziesz sposób na przełamanie klątwy. Jestem tego pewna.

-Czy to jest aby na pewno twój pomysł, a nie tego twojego Czarodzieja który udał się ku

gwiazdom i zasiada przed bogami ziemi?

-Czytasz mi w myślach. -odparła Ćma uśmiechając się nieznacznie i przysiadając obok Arianny

na kamieniu- To jak? Podejmiesz się tego zadania?

-Czułabym się pewniej gdyby był tu ten stary piernik.

-Wszyscy czegoś chcemy. -odparła Ćma- Też bym chciała aby tu był ale jest niestety zajęty

walką.

-Walką?

-Tak. Zaraz po tym jak ta przeklęta wiedźma rzuciła czar - tę klątwę a bogowie tej Ziemi

zobaczyli jak dalece niszcząca jest to magia postanowili tą krainę zniszczyć. Ale mój

przyjaciel, ów Czarodziej, powstrzymuje ich wpływ nawet teraz kiedy o tym mówimi. Wzbrania im dostępu do rzeczywistości śmiertelników. To dlatego jeszcze nie ma tu bogów, którzy odebraliby żywot tym co ocaleli, choć trudno nazwać to ocaleniem. Niestety jest uwięziony w swojej wieży daleko na niebie, związany walką z gniewem boskich istot, które chcą zburzyć ten świat i uformować go na nowo podług swojego widzimisię.

-He... he... widzimisię. Doprawdy myślałam że użyjesz bardziej wyszukanego słowa.

-Nie uważasz iż dość już spędziłyśmy czasu na rozmowie. Czas ucieka a okazja nie będzie czekać wiecznie.

Arianna popatrzyła na diablika ze zrozumieniem, po czym powiedziała:

-Co się dokładnie stanie jeżeli to nie wypali?

-Jeżeli runy i woda ze źródła mądrości nie zrobią swojego może pochłonąć cię cień. Esenscja

klątwy toczącej tą krainę. Ale...

-Ale...?

-Jeżeli wchłoniesz tę ciemność, jeżeli porzucisz swoje człowieczeństwo cała klątwa iwszystkie nieszczęścia zgromadzą się w tobie, a kraina zostanie uwolniona od czaru wiedźmy.

-Brzmi jak rozwiązanie, na które gotowa jestem przystać. Nie mam już nic do stracenia poza swoim życiem. Jeżeli po tym wszystkim nie przełamię klątwy... Lepiej żeby to zadziałało.

-Jeżeli wszystko pójdzie dobrze -zaczęła Ćma.- To twa ofiara pozwoli ci stworzyć zaklęcie, które oczyści ziemię z tej próchnicy. Jeżeli nie...wtedy wprawdzie zdejmiesz klątwę, ale sama zamienisz się w bestię. Królestwo zarosną drzewa i powstaną nowe lasy, pola pokryją się nowymi zastępami roślin a ty będziesz trwać i trwać przez wieczność póki twoja dusza się nie wypali. Tyle wiem na temat tego co może nadejść... Będę towarzyszyć ci w tej wyprawie.

-Niech i tak będzie. -odparła Arianna, po czym obie towarzyszki podjęły drogę ku źródłu

mądrości leżącej głęboko w uschłym już lesie zwanym niegdyś Lasem Paciorkowym (od nazwy

kwiatów, które tam rosły zwanymi właśnie Paciorkami).

Słońce nagrzewało zbroję Arianny, brak wody również zaczął jej doskwierać. Wprawdzie przemierzyły już 7 mil a nie doszły nawet do ściany umarłego lasu. Demon nie musiał nic jeść ani pić przez długi czas. Pod tym względem Ćma byłą bardziej uprzywilejowana, ale widząc trud swojej towarzyszki dawała jej się napić ze swojej manierki.

Ziemia byłą spękana i kamienista. Opadłe liście zdążyły zostać już spopielone przez słońce i teraz niczym pył podrywany przez suchy wiatr oblepiały twarze obu towarzyszek.

W pewnym momencie droga stała się niemal grząska, błotnista. Las zgęstniał a wysuszone gałęzie i ciernie zagrodziły drogę Arianny i Ćmy. Kyoko przedzierała się przez owe martwe chaszcze ze swoją niedoścignioną zwinnością i szybkością. Arianna torowała sobie drogę mieczem.

W pewnym momencie kobieta poczuła jak grunt osuwa się jej spod nóg, krzyknęła nim zapadła się po pas w grząskim bajorze, które o dziwo porośnięte było jeszcze zieloną roślinnością.

-Ćma, pomocy!

Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Czerwony szalik demona oplótł kobietę-rycerza w pasie i nim zdążyła ponownie krzyknąć, Arianna poleciała w górę. Jej upadek na grunt był bolesny, ale poza stłuczeniami nie nabawiła się żadnego złamania. Zbroja pochłonęła część siły uderzenia.

-Czy wspominałam już iż powinnaś uważać? -burknęła od niechcenia Ćma i nim zdążyła dokończyć gałąź, na której wisiała złamała się. Diablik wylądował na głowie a jej nogi pozostały zgięte ku niebu w tak komiczny sposób iż Arianna parsknęła śmiechem. Brakowało jej owego śmiechu od dłuższego czasu, taka prosta radość z zaistniałej niefortunnej sytuacji nic więcej i nic mniej.

-Ha ha ha. Bardzo śmieszne. -odparł diablik podnosząc się z niewygodnej pozycji. - Nie mamy całego dnia.

-He he...racja. Ale już nie skacz po gałęziach. Jeszcze tego by brakowało żebyś rozbiła sobie nos.

Dalszą drogę obie bohaterki przeszły bez żadnych dalszych ekscesów. Czerwony szalik Ćmy został schowany do jej torby ponieważ nie było zimno. Jego elastyczne i magiczne właściwości były doprawdy nie tyle nietypowe co dziwaczne - mógł działać jako pas ratunkowy do wyciągania z bagna albo zostać rozciągnięty na bardzo dużą odległość choć i tu pojawiały się pewne ograniczenia. Mógł robić zarówno za kocyk jak i za dywan. Był to prezent od czarodzieja.

Po dłuższej wędrówce Arianna i Ćma weszły w obręb ruin druidów. Zdawały się całkowicie opuszczone. Tutaj zieleń jeszcze nie uschła. Wydawało się jakby pośród tej całej martwoty ruiny były jedyną oazą zieleni. Nawet niektóre kwiaty kwitły mimo iż nie było owadów, które by je zapylały.

Wtedy Arianna ujrzała źródło mądrości. Przelewało się przez omszały kamień. Czysta źródlana woda wytryskująca wprost z trzewi ziemi. Już miała się zbliżyć, gdy Demon wleciał na nią zmieniając trajektorię jej ruchu o dziewięćdziesiąt stopni. Nim Arianna zdążyła jakoś zareagować, tuż przed jej twarzą gruchnął o ziemię wielki głaz.

-Golemy -wykrzyknęła Ćma, która uratowała jej życie. Jeszcze parę cali a jej ciało zostałoby zmiażdżone pod ciężarem kamiennego konstruktu.

Parę chwil później wywiązała się walka. Golemów była na szczęście tylko dwójka. Powolne i ociężałe próbowały zmiażdżyć swoimi potężnymi łapami diablika tak samo jak strudzony pisarz próbuje odgonić muchę, która uparcie lata koło jego głowy. Demon jednak był o wiele zwinniejszy i szybszy. Arianna wyciągnęła z pochwy swój miecz i pamiętając wykłądy ze szkoły magicznej przyzwała magię ognia, którą pokryła miecz. Oręż rozbłysnął jasnym, pomarańczowym światłem. Wojowniczka zamachnęła się a ostrze rozcięło pierwszego golema na pół jakby był z masła. Jego głowa i członki rozsypały się na kawałki, drugi zdołał w tym czasie złapać łapą Ćmę za nogę, ale płynny cios Arianny odciął mu ową kończynę podczas gdy drugi cios przebił korpus w którym biło jego krystaliczne serce. Zagrożenie minęło. Ćma podniosła się z Ziemi odtrącając obciętą rękę golema, która stała się kupą gruzu.

-Przeklęte konstrukty -żalił się demon.

-Cóż, spłacam swój dług. -odparła Arianna podchodząc do źródła.

-Poczekaj! -zwołała Ćma powstrzymując towarzyszkę.

-Co znowu! -odparła z irytacją kobieta.

-Jeden łyk. Choćby cię kusiło... tylko jeden łyk. Rozumiesz?

-Rozumiem. -to mówiąc Arianna zbliżyła swoje usta do tafli wody i wypiła jeden łyk.

To co potem nastąpiło można nazwać nieprzewidzianymi następstwami. Arianna poczuła palący ból w gardle. Próbowała zwymiotować, jednak żar począł palić teraz jej płuca a także kości, żyły i skórę. Ból był nie do opisania i gdyby nie fakt, iż Demon unieruchomił ją w uścisku wykręcając jej ręce do tyłu, Arianna niechybnie roztrzaskałaby swoją głowę o kamień.

Konwulsje targały nią aż wreszcie opadła z sił i nie mogła się już poruszyć. Jej umysł bezgłośnie wołał o koniec tych mąk, o kres życia. Świat wirował jej przed oczyma, słońce raziło zmysły a głowa omal nie eksplodowała od nagromadzonego bólu. Jej uszy łowiły każdy szmer, każdą nutę słyszalną i znaną zwierzetom potrajając ją tak, iż wszystko zdawało się być ogłuszającym hałasem. A pośród tego wszystkiego demon, który teraz tulił jej głowe w swoich ramionach czekał póki nie odzyskałą przytomności umysłu a objawy szoku nie ustąpiły.

Nastała już noc, kiedy wreszcie wszystko ustąpiło. Zimny chłód zdąrzył zamrozić już część źródła mądrości. Blask miesiąca smutno dawał o sobie znać.

-Ćma...

-Jestem tu Arianno, jestem przy tobie. -odparł diablik powstrzymując się od płaczu.

-To widzę...długo...długo musiałam być nieprzytomna...jakoś nie czuję się mądrzejsza...

Demon nic na to nie odpowiedział. Wskazał tylko ręką na ruiny świątyni druidów, z której ocalała jedynie małą komnatka z kamiennym tronem. Siedział na nim trup najstarszego z druidów:

- Naminedesa. Jego truchło było wysuszone, skóra naciągnięta na kości i zbielała. Był to

jedynie cień jego dawnej świetności. Wspomnienie harmonii z przyrodą teraz zapomniane i obrócone w perzynę.

Arianna rozejrzała się wokół siebie. Wszystkie kwitnące wokół tej małej oazy rośliny i kwiaty powiędły i przybrały obleśny, popielaty odcień.

-Choćmy stąd, dość już uczyniłyśmy. -powiedziała Arianna chowając miecz do pochwy.

-Nie musisz mi powtarzać. -odparła Ćma zdając sobie sprawę iż nie musiała tego mówić. Było to niegrzeczne ze względu na truchło druida, które - jak mawiają przesądni - słyszy i czuje mimo iż jego duch dawno uleciał.

Droga powrotna zajęła im dłużej niż przypuszczały. Arianna co chwila chwiała się na nogach tak, iż niziołkowaty demon musiał pomagać jej iść prosto. Jej umysł targany był wizjami tego co ma nadejść. Oczyma wyobraźni widziała nawet owego Czarodzieja, który zamknięty w swojej wieży gdzieś daleko w gwieździstej pustce toczył wojnę z bogami a jego sprzymierzeńcem był byt tak dalece plugawy, szkaradny i niepojęty iż po prostu przerażał. Wojowniczka nie miała pewności czy ktoś taki miałby czyste intencje wobec niej. Ów Mag z pewnością bawił się czarną magią i być może wszedł w komitywę z siłami o wiele starszymi od powstania tego świata. Nie umiała jednak odgadnąć co planuje. Jak długo jeszcze będzie powstrzymywał bogów tej Ziemi przed ziszczeniem zagłady?

W końcu ujrzały mury Zamku Królewskiego.

-Jesteśmy w domu, Arianno -wystękała towarzyszka niedoli kobiety.

-Widzę...widzę...-wydyszała Arianna łapiąc się za głowę. Obraz rozmazywał się jej w oczach, ale pomimo tego parła naprzód. Obie weszły przez spuszczony zwodzony most by zobaczyć jak ostatni garnizon wojska wyjeżdża by więcej tu nie powrócić.

-Zostaną pewnie najemnikami -wycedziła Ćma z nieukrywaną złością. Przywiązała się do tego miejsca odkąd przywiódł ją tu czarodziej.

Arianna i Ćma udały się do kasztelu a stamtąd do Pałacu. To właśnie tam w sali tronowej rozegrała się istna tragedia. Widząc jak przelęknieni o swoje dobra magnaci, zrywają drogocenne tkaniny i zdejmują z wyschłych i cuchnących zwłok króla pierścienie Ariannę ogarnęła furię. Nie pomogły sposoby zaklinania ani sztuczki magiczne jakich możnowładcy nauczyli się przez te wszystkie lata. To ich decyzje doprowadziły do spalenia wiedźmy, która rzuciła klątwę ale postanowili pozostać w zamku do ostatniej chwili tylko po to by głodny lud ich nie rozszarpał. No i dlatego żeby móc potem zagarnąć ile się da do swoich własnych kieszeni.

Rozpoczęła się istna rzeź. Ćma zabiła tylko jednego wasala, reszta została wybita w pień przez Ariannę. Nie było ocalałych. Jeżeli któremukolwiek z tych nieszczęsników udałoby się dobiec do wrót wyjściowych, Diablik pozbawiłby go głowy. Ale nie musiał tego robić. Wszystkim zajęła się Arianna. Jej zbroja, jej miecz a nawet jej włosy i twarz zostały skąpane w rozbryzgach nie tak szlachetnej krwi. Nie było ocalałych i nie było zwycięzców. Byli tylko ci co pozostali: Demon i kobieta-rycerz.

Zmęczona i wyczerpana Arianna powlokła się do tronu i bez siły opadła na niego. Siedzidło było niewygodne zwłaszcza w pełnej, płytowej zbroi ale to już nie było ważne. Ćma zabrała naszyjnik Arianny i złożyła go w skostniałych rękach króla. Coś co uczyniłaby sama Wojowniczka gdyby nie fakt iż nie zdołała już poruszać rękoma.

-Teraz nastanie najtrudniejszy etap. -powiedziała Ćma i wydobyła z mieszka przy pasie srebrną kulę, która wyglądała jak grudka jedzenia.

-Co to?

-To coś co pomoże ci znaleźć światło w tunelu.

Arianna wzięła kulkę do rąk i połknęła. Jej ból głowy zelżał. Nagle przez okna zamku wdarł się blask wschodzącego słońca. Promienie rozświetliły komnatę i spłynęły na czoło siedzącej na tronie wojowniczki z mieczem w prawej dłoni. Nagle tron rozjarzył się od run. Wojowniczka była gotowa na wszystko. Ścisnęła broń w prawicy i poczęła się modlić. Demon nie lubił słów modlitwy jednak mógł je ścierpieć.

-Boże, który ochraniasz mnie swoją łaską uzdrów tę ziemię. Za wodę tej ziemi daję ci swoją krew. Za życie w roślinach daję ci swojego ducha. Panie, usłysz moje wołanie i zlituj się nad to krainą. Jeżeli musisz ukarz mnie, lecz nie czyń innym ludziom tej krainy krzywdy.

Nagle do jaźni Arianny wdarła się niepokojąca myśl. Czyż nie zasługują na taki los? Ilu ludzi z ciekawości oglądało palenie na stosie wiedźmy? Ilu się śmiało? Ilu z nich kamieniami w nią

ciskało? Czy czuli choćby najmniejszą uncję współczucia dla niej? Nie! Kraj ten. Ta kraina przeklęta jest nie bez powodu. Tylko najmniej liczni byli po prawdziwie poczciwymi ludźmi. Arianna teraz poznała tę prawdę. Wszyscy zasługiwali na karę za swoją obojętność lub wręcz nienawiść. Ale żeby bogowie ziemi mieli zniszczyć tę krainę? Do tego nie można było dopuścić. Ćma patrzyła jak grymas bólu wykrzywia twarz Arianny. Nie mogła niestety nic zrobić. Magiczne runy zaczeły pełznąć i pokrywaćj zbroję kobiety rycerza. Wojowniczka czuła ból, oczyma wyobraźni widziała twarz swojego dziecka, swojej kruszyny - Alicji oraz męża, poborcy podatkowego, Dawida.

Pamiętała też jak palono wiedźmę. Jej wykrzywioną w grymasie paniki twarz a potem gniew. Tak dalece skryty i tak głęboki iż świdrował jej w głowie przez dłuższą chwilę. Nagle stało się coś niedobrego. Wszelkie cienie w komnacie nabrzmiały i stężały do postaci smoły. Poczęły powoli pełznąć by w końcu opleść kobietę na tronie i zacząć wlewać się jej do ust. Wyglądało to tak, jakby cała klątwa zaczęła być wchłaniana przez "naczynie", którym była Arianna.

-Wybacz Arianno, skłamałam. -powiedziała Ćma.- Gdybym nie dała ci choćby ziarna nadziei na ocalenie krainy, tego zadania mogłabyś się nie podjąć i opuścić tę ziemię. Źródło mądrości i tron od początku miały tylko jedno zadanie. Miały uczynić cię naczyniem, w którym zamknięta będzie klątwa. Mój pan, którego nazywałaś Czarodziejem zakończył już bitwę z bogami tej ziemi. Ich decyzja o nowym porządku została odroczona. Część z nich utraciła swoją boskość, część oszalała a jeszcze inni uciekli. Taka bowiem jest potęga mojego Pana. Nie bój nic.

Velmont uniknie swojego tragicznego końca, ziemia ponownie wyda plony jeszcze bardziej obfite niżeli kiedykolwiek przedtem. A ty, Arianno zostaniesz tutaj. Ta forteca będzie się rozpadać a ty będziesz trwać tak na zgliszczach dawnego królestwa pożerana gniewem wiedźmy póki nie pozostanie po tobie nic poza ziemską skorupą. Ten proces potrwa dekady jeżeli nie stulecia.

Będę się za Ciebie cieszyć. Kto wie może mnie zapamiętasz...

To mówiąc demon wyszedł z komnaty zaś Arianna wchłonąwszy już wszystkie cienie zamarła. Jej wzrok pokryło bielmo, jej włosy - jako jedyne - zachowały swój kolor. Jej skóra dotąd żywa pobladła tak bardzo iż stała się biała jak porcelana albo śnieg. Arianna jeszcze oddychała ale jej oddech był niczym charkot najdzikszego smoka czekającego na pojawienie się ofiary.

Epilog:

Ćma wyszła na balkon zamkowy. Tam czekał już na nią Czarodziej. Był posiniaczony. Jego czerwona tunika wpasowana w magiczną zbroję byłą poszarpana. Jego wzrok promieniował niezdrowym nekrotycznym, zielonkawym światłem jak ślepia drapieżnika.

-Czy już po wszystkim?

-T-tak. -zająknął się diablik i obejrzał za siebie.

-Nie było innego wyjścia. -zaczął Czarodziej. Chciał mówić dalej ale zauważywszy iż Ćma nie

chciała go słuchać zamilkł. Wiedział, iż wyznaczył jej niewdzięczną rolę w całym tym misternie uknutym planie ratowania krainy.

Klątwa wiedźmy była zbyt potężna. Tylko ktoś o czystym sercu poświęcając się mógł ją przełamać i przysłużyć się krajowi. Tak zatem kraina Velmontu została ocalona zaś panteon pogańskich bogów zmniejszył się o połowę lub uległ zapomnieniu. Czarodziej i Demon powrócili do swojej wieży, która zataczała kręgi wokół planety, którą ów mag odkrył podczas swoich licznych podróży ku nieznanemu. Jego wieża pływająca siłą rozpędu po orbicie planety zwiedzała światy dziwne i złowieszcze, jednak każdy z nich był alternatywną wersją Ziemi.

 Ale to już zupełnie inna opowieść.

Kraina Velmontu faktycznie uwolniła się z uroku wiedźmy. Na ziemię zaczęli powracać parobkowie oraz możnowładcy, którzy zdążyli uciec jako pierwsi. Z czasem też próbowano zająć dawny zamek królewski. Ale tam napotkano problem w postaci rycerza, którego czarna zbroja emanowała czystą goryczą i gniewem. Jego miecz ciął metal, palił drewno i rozłupywał kamień.

Tylko nieliczni, którzy uciekli spod ostrza tego rzeźnika poznali w nim postać odmienionej Arianny. Byli to towarzysze broni, którzy służyli pod jej komendą. Wkrótce zabroniono odwiedzania zamku co jednak nie powstrzymało rabusi przed próbami zdobycia cennych łupów. Szybko się jednak przekonywali iż wszelkie wartościowe przedmioty znajdują się tylko w komnacie króla, której strzegł żywy trup Arianny spętany klątwą i przepełniony gniewem. Jeszcze mniej licznym, którym udało się uciec z komnaty i nie zginąć zaraz potem udało się odnotować iż każdego roku kiedy zimne nurty powietrza nawiedzają krainę, na skorni w złotych włosach Arianny pojawia się czerwony kwiat niewiadomego pochodzenia i pozostaje na jej głowie póki nie zwiędnie. Tak bowiem pewna istota okazuje przyjaźń jaka trwa nawet po kres wszystkich rzeczy śmiertelnych.


Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje