Historia

Stróż

nieprawicz 0 4 lata temu 1 053 odsłon Czas czytania: ~8 minut

Parker Kyle. Policjant około 40-ki czekał wraz z resztą przed wrotami banku który był obrabiany. Złodzieje wzięli już dawno personel na zakładników i nie zamierzali się wycofywać ze swoich żądań. Stróż prawa czekał cierpliwie ze swoim rewolwerem w pogotowiu.

Nagle główne drzwi zostały wyważone i Oprawcy wyszli na zewnątrz. Było ich czterech. Każdy uzbrojony w karabin maszynowy. Nikt ze strony policji nie poruszył się ani na milimetr. Obserwowano jak czterej mężczyźni w kominiarkach, opatuleni wojskowymi kamizelkami kulo odpornymi próbują przedostać się w kierunku

swojego pojazdu zostawionego wcześniej przy budynku bankowym. I tu stała się sytuacja nieoczekiwana. Jeden

z porywaczy zbyt mocno nacisnął na spust. Kula przeszyła głowę jednego z zakładników.

To co potem się stało można by nazwać pandemonium. Zorientowawszy co się stało policjanci otworzyli ogień.

Nikt nie wydał jednak takiego rozkazu. Sytuacja rozegrała się sama. Zakładnicy odruchowo padli na ziemię.

Parker oddał trzy celne strzały w korpus jednego z zamaskowanych zbirów. Ten jednak nie padł na ziemię a otworzył do niego ogień ciągły z karabinu. Kule trafiły policjanta w udo, klatkę piersiową, prawą rękę i obojczyk. Oficer policji przewrócił się z bólu i został wciągnięty za samochód przez swojego partnera.

-O boże! Chryste panie...-wydukał Kyle próbując zatamować krwawienie w nodze.

Okazało się że porywacze przygotowali się aż nadto dobrze do napadu. Ich kamizelki zostały dodatkowo pokryte blachą wytrzymałego stopu metalu. To czyniło ich niewrażliwymi na kule, chyba że ktoś by oddał strzał w głowę. Policjanci natomiast przyzwyczajeni do oddawania strzałów w klatkę piersiową czynili nie wielkie szkody napastnikom. Parker wił się z bólu zaś towarzysz miast strzelać starał się również zatamować krwawienie.

-Oficer leży! Oficer leży! -ambulans jednak jeszcze nie dotarł na miejsce a Napastnicy wpadli do swojego pojazdu z zamiarem odjechania. Jednak gdy tylko wsiedli koła pojazdu zostały przestrzelone przez funkcjonariuszy. Nie mogąc jechać, napastnicy wyskoczyli na zewnątrz i w akcie desperacji próbowali wykończyć policjantów. Ogień z ich karabinów czynił policjantów prawie bezradnymi. Wtedy stała się kolejna rzecz niespodziewana. Głowa jednego z napadających na bank eksplodowała. Był to znak że gdzieś tam był już rozstawiony snajper.

Później sytuacja potoczyła się szybko i następująco. Zbirom zabrakło amunicji. Jeden z pozostałej czwórki strzelił sobie w łeb zaś pozostała dwójka poddała się. W momencie gdy oprawcy byli skuwani Parker Kyle jechał już do najbliższego szpitala w okolicy. Jego wzrok był mętny. Ból rozchodził się niemalże po całym ciele. Stracił sporo krwi. Personel medyczny usiłowali zasklepić mu tętnicę w udzie aby się nie wykrwawił.

On jednak coraz bardziej odpływał.

-HEj hej, patrz na mnie sukinsynu, patrz. -usłyszał od lekarza w karetce który przyjrzał się na chwilę jego oczom po czym wrócił do mozolnej racy zasklepiania uszkodzonej tętnicy w udzie. Policjant jednak odpływał.

Całe szczęście że miał na sobie kamizelkę gdyż obrażenia mogły być cięższe. Kiedy Kyle już niemalże był nieprzytomny kątem oka dostrzegł coś nietypowego.

Wyglądało to jak obłok czegoś jasnego. Jakoby mgiełka ale układająca się w dość znajomy ludzki kształt. Oto tuż nad nim leżącym. Stała cienista postać. Wyglądała nieziemsko pięknie. Choć być może definicja piękna nie byłaby tu na miejscu. Parker przyglądał się jej przez chwilę. Była niewyraźna ale z każdym oddechem kontur owej postaci wyostrzał się. Jednak nim forma owej obcej istoty się wykrystalizowała świadek tego dziwu zemdlał a jego serce przestało pracować. Personel medyczny podjął natychmiast próbę resuscytacji.

I o dziwo poskutkowało. Serce poczęło bić na nowo zaś jego właściciel umieszczony został w szpitalu pod bacznym okiem maszyn i pielęgniarek.

***

Chwila z którą Parker otworzył oczy była niezwykła. Czuł ból a jednak czuł się przy okazji niewiarygodnie szczęśliwy. Jakoby przytrafiłaby mu się najlepsza rzecz na świecie. Nie rozumiał dlaczego. Wszakże operacja policji okazała się klapą. Otworzyli ogień, pozwolili umrzeć jednemu zakładnikowi. Wszystko wskazywało na to że będą się musieli spowiadać społeczeństwu z tej sytuacji. A media jeszcze bardziej rozdmuchają tą sprawę. Tak przynajmniej myślał policjant.

Po wybudzeniu się, funkcjonariusz próbował coś powiedzieć ale jego oddech był płytki. NA tyle że nie mógł wydukać żadnego słowa. Pół godziny po wybudzeniu odwiedziło go paru kolegów z pracy.

-Mamy ich Parker. Mamy tych skurwieli. Dostaną karę śmierci jak nic.

-Ilu...nas...przeżyło... -spytał poszkodowany

-Trzech naszych jest niestety już na tamtym świecie. Kurwa, to co się stało...nikt tego nie mógł przewidzieć.

-Co z moją żoną...

-Była jak spałeś. Lekarze nie mogli jej uspokoić. Zawieźliśmy ją do domu.

Parker uśmiechnął się na tą myśl. Szybko jednak zauważył coś daleko niepokojącego. W kącie pomieszczenia w jakim się znajdował ktoś stał. Nie wyglądał na człowieka. Jego kontur rozmywał się. Nie był wyraźny jednak nabierał formy z każdą upływającą sekundą. W końcu ów obłok rozrósł się do rozmiarów odpowiadających wysokiemu mężczyźnie.

Policjant leżał skamieniały ze strachu. Nie słyszał co mówią do niego koledzy po fachu.

-Hej Parker chłopie, nie odpływaj nam. -słyszał gdzieś w oddali

Dopiero nieco później okazało się, że zemdlał...

***

Obudził się wieczorem. Ciemnawa sylwetka przez ten czas znacznie urosła i była wysoka prawie na dwa metry.

-Czym...jesteś...?

-A czym ty jesteś? -odparła postać gdy nagle w pełni zmaterializowała się.

Parker nie umiał powiedzieć czy ta istota była żywa ale z pewnością stała się bardziej namacalna. NA pierwszy żut oka przypominała rycerza. Dość osobliwy był to rycerz gdyż jego zbroja była smukła i strzelista. Ręce istoty zakute były w potężne, metaliczne rękawice. Głowa zakryta była czymś w rodzaju całunu który zwisał podobnie do kaptura. Tors przyzdobiony w segmentowany napierśnik nosił znamię krzyża i motywów roślinnych.

-Czym ty jesteś Parkerze Kyle, że muszę aż tak przez Ciebie cierpieć?

Policjant zaniemówił. Nie wiedział co powiedzieć. Przed nim stało coś nie z tego świata.

-Jestem twoim Aniołem Stróżem. Towarzyszę ci...od połowy twego życia. Liczba grzechów jakie popełniłeś jest całkiem...spora.

Nim Parker zdołał zabrać głos. Postać Anioła nachyliła się nad nim i mimo iż nie posiadała widzialnej twarzy można było usłyszeć jak cedzi przez zęby.

-Zdradzałeś swoją żonę. Okłamywałeś ją przed swoimi dziećmi. A ja przez to musiałem cierpieć!!!

Policjant lekko stropiony spuścił wzrok z uzbrojonej sylwetki anioła. Był dogłębnie zawstydzony. Nie chciał marnować czasu na tłumaczenie się. Był obolały, chciało mu sie pić i nie miał zamiaru bronić się, myśląc że to sen.

-Zapewne nie wiesz jak to wygląda. Każdy popełniony grzech przyciąga do ciebie demony. Demony przed którymi bronić cię muszę JA. Anioł Stróż. Jeszcze dziś musiałem bronić cię również przed kulami z karabinu jednego z tych "przestępców". Na szczęście żyjesz. Jest jeszcze czas byś naprwił swoje błędy.

Postać anioła usiadła obok łóżka i zamarła na chwilę jakoby rozładowywała w sobie negatywne emocje.

-Jestem wieczny a mimo to mam dość "wiecznego" bronienia cię przed kreaturami piekła. Nie wspominając już o

twoich wybrykach. Jestem zmęczony, ranny i nie pamiętam kiedy ostatnio byłem w chwale Pana.

Parker wytrzeźwiał już z zaskoczenia i postanowił zabrać głos:

-Nie wiedziałem że mam Stróża.

-No ba...pewnie że masz -odparł Anioł- ludzie podatni na grzeszenie niekiedy dostają jednego z nas.

Nie mamy wpływu na wasze wybory ale możemy zminimalizować szkody jakie wobec siebie czynicie.

Kyle posmutniał gdyż przypomniał mu się moment pierwszej zdrady małżonki. Nie był z tego faktu dumny ale też nie żałował raz spędzonego czasu. Był w końcu człowiekiem, a człowiek popełnia błędy. Masę błędów.

-Heh...postaram się zmienić -powiedział w końcu ni to do anioła ni to do siebie.

W odpowiedzi Stróż parsknął śmiechem.

-Naprawdę sądzisz że to jest takie łatwe? Nie rozśmieszaj mnie. Już prędzej spodziewałbym się gwiazdki z nieba niżeli tego że zmienisz swoje przyzwyczajenia. Ile miałeś kochanek na przestrzeni lat. Trzy? Cztery? Nie pamiętam tego dokładnie bo za każdym razem kiedy się dupczyliście ja miałem robotę do wykonania. Odpędzałem, rozrywałem i unicestwiałem demony, które przyciągaliście swoim bezeceństwem. Sam akt seksu może i grzechem nie był ale zdrada i niewierność już tak. I nieważne jak wiele złych bytów unicestwiłem te zawsze przybierały na sile.

To mówiąc Anioł zdjął jedną z rękawic i ukazał swoją rękę. Była postrzępiona, nosiła znamiona w postaci świetlistych obrzmień. Wyglądała jakoby za chwilę miała się rozpaść w drobny pył.

-Moja dłoń to i twoja dłoń. Z mojej ręki padają czarty ty bronisz prawa. Pomimo że jest według mnie niezwykle prymitywne...

Parker podniósł się z trudem do pozycji siedzącej. Spojrzał na swoją zabandażowaną prawą rękę. Po czym zwrócił się do rozmówcy:

-Jak mam naprawić swoje winy? Jak sprawić żeby moja żona mi wybaczyła.

Anioł spojrzał na niego zaś ten uczuł że powiedział coś co napawało anioła odrazą.

-Głupcze. Grzechu nie da się od tak usunąć. Nawet ksiądz nie może tego dokonać w spowiedzi. Musisz...jak by ci to wytłumaczyć...szczerze zadość uczynić. Świadomość i skrucha nie wystarczą. Musisz podejść do tego w sposób bezinteresowny. Inaczej grzechy od twojego dzieciństwa będą ciągnąć się aż po twoją śmierć z której zostaniesz ostatecznie rozliczony a ja nie będę miał na to najmniejszego wpływu. Innymi słowy mówiąc: "Jeżeli naprawdę nie żałujesz to w piekle wylądujesz".

-Nie chcę tam iść po śmierci.

-Ha ha...nikt nie chce. Ale jeżeli będziesz dalej tak postępował jak dotychczas to kto wie...Nie jesteś z natury złym człowiekiem Parker. I na pewno nie jesteś tak popierdolony jak ci co według kościoła wywyższeni zostali do rangi świętych.

Policjant zamilkł. Nigdy by nie przypuszczał że anioł mógłby krytykować kościół w jakikolwiek sposób. A jednak.

-Zatem...jak szukać rozgrzeszenia...-odparł powoli i z namysłem.

-Tego nie mogę powiedzieć. Oczyszczenia musisz dostąpić. Musisz szczerze żałować inaczej nici z łaski Pana.

Na te słowa Parker przypomniał sobie swoją pierwszą zdradę. Nie żałował raz spędzonego czasu z tą kobietą.

Wyciagnął lewą rękę i powoli otworzył szufladę kredensu znajdującego się po lewej stronie. W środku znajdowała się paczka papierosów. Zostawiona najprawdopodobniej przez jednego z jego kolegów. Parker nie był wielkim palaczem ale świadmośc sytuacji w jakiej się znalazł przyprawiła go o lekki stres. Wziął jednego peta i odszukawszy zapalniczkę, zapalił. Dym rozszedł się po pomieszczeniu.

-Nie żałują tego co robiłem. Nie żałuję rozkoszy jakiej dstąpiłem. Nie żałuję też tych wielu rzeczy małych i dużych które splamiły moją duszę.

Całun zasłaniający twarz anioła poruszył się nieznacznie.

-To co zrobiłem nie było w porządku. Ale szczerze żałować nie potrafię.

-A zatem czeka mnie jeszcze sporo wyżeczeń i ran do zniesienia. -zabrał głos anioł- Być może że włąśnie za twoją sprawą upadnę i splami mnie zło.

-Jak to?

-Tak to. Bycie stróżem człowieka oznacza że jesteśmy za niego odpowiedzialni. Jeżeli dostąpi łaski my wraz z nim podążamy do chwały Pana. Gdy zostanie potępiony my wraz z nim spadamy do Tartaru. Taki czeka nas los.

Parker zamarł. Nie spodziewał się takiej wiadomości. Uczuł coś na kształt żalu. Żal mu było Anioła który aż dotąd się nim opiekował. Relacja ta przypominała mu Partnera, który nie tak dawno uciskał mu ranę na udzie aby ten się nie wykrwawił. Cała sytuacja była dalece nieciekawa i przerażająca. Jeżeli on przepadnie w piekle jego stróż. Jego partner również. Nie mógł na to pozwolić. To godziło w jego kodeks honorowy.

Anioł popatrzył na niego zaś ten uczuł jakoby ten miał się uśmiechać:

-Nie martw się Parker. NA pewno znajdziesz wyjście z tej sytuacji. Wierzę w to.

To powiedziawszy Anioł Stróż począł się rozpływać. Jego sylwetka stała się gmlista aż przestała być w końcu widoczna.

Parker Kyle obudził się ze snu. Za oknami szpitala już świtało zaś jego żona spała w pozycji siedzącej tuż koło niego. Policjant czuł skruchę. Nie myślał już o czasie spędzonym z kochankami. Chciał uratować nie siebie lecz swojego partnera. Swojego Stróża od zguby. W oczach wszechmocnego nie było czystrzej intencji niż właśnie ta.

-Kochanie...

-Tak?

-Musimy poważnie porozmawiać.

[The End]


Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje