Historia

Twoja kolej

Dontbeloud 0 2 lata temu 287 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Wyspy Owcze tej nocy pogrążone były w ciszy. Niebo pozbawione gwiazd stanowiło szarą, bezkresną kopułę otaczającą okoliczne wioski. Delikatne płomienie świec w oknach, stanowiły w pobliżu jedyne źródło światła. Do mieszkania Larsenów nie zapukał dzisiaj sen. W zamian odwiedziły ich strach i niepokój.

-Dlaczego nie śpisz? – zapytał Henrik.

-Dobrze wiesz. – odpowiedziała bez uczuć jego żona, Sara.

-Wiem, nie mogę się z tym pogodzić.. – za każdym razem, gdy o tym myślał, łzy same cisnęły mu się do oczu. Nie mógł sobie pozwolić, by okazywać przed nią słabość. Czy się bał? Oczywiście.. Jak każdy, którego kolei nastała, lub gdy powoli przesuwająca się kolejka w otchłań wyrzucała na sam początek kogoś bliskiego.

-Daj spokój. Nie możemy tego zmienić. To nie nasza wina.. A może i nasza? To już nie ma znaczenia. Idź spać Henrik, ja jeszcze chwilę posiedzę.

Henrik tym razem nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Poprzednim i jeszcze wcześniejszym też nie. Sam był osłabiony. Nie wiedział jak długo to potrwa.

-Kocham Cię.. – powiedział z lekkim wysiłkiem w stronę ukochanej i zamknął za sobą drzwi.

Świt nastał o dwóch porach. Zbyt szybko dla Larsenów, zbyt późno dla całej reszty. Płomienie świec dogasały, a w raz z nimi nadzieja i poczucie bezpieczeństwa. Nie ma złudzeń.

-Moja kolej.. – powiedziała w duchu Sara, wpatrując się w dym ulatniający z knotów świecy.

***

Wszechmocna Gefion bogini rolnictwa, wybacz nam i oszczędź nas. Odsiej złe plony i przyjmij w swe łaski nowe nasiona. Za winy naszych dzieci, ojców i dziadków. Za winy nasze i ich. Prosimy Cię o kawałek ziemi. Nie odwracaj się od nas, jako i my odwróciliśmy się od Ciebie, albowiem niegodni są Ci, którzy nie wierzą. My zaś wierzymy.

-Wierzymy! – zawtórował chór złożony z mężczyzn i kobiet.

-Podejdź do mnie Saro – powiedział długobrody, siwy mężczyzna. Jego wygląd sugerował sędziwy wiek. Warunki w jakich przyszło im żyć, skutecznie postarzał tego czterdziestolatka. – Podejdź bliżej, śmiało. Nie lękaj się, albowiem Tyś jest nawozem tej ziemi.

Ludzkie oczy, zmęczone, wpatrywały się w powoli idącą Sarę. Mocno wychudzone i ściągnięte twarze wyglądały strasznie. Wyglądały na nieszczęśliwe. Jest jednak coś, co można było wychwycić w błysku oka każdego z nich.. Pożądanie i ekscytacja.

Stali po środku pola, gdzie znajdował się kamienny stół. Wokół, z wnętrza ziemi wyrastały średniej wielkości krzewy i rośliny. Kwiaty i owoce były zamknięte.

Hermetyczna skorupa skutecznie chroniła wnętrze. Przypatrując się z bliska, można było dostrzec pulsujące fioletowe naczynia.

   Sara ułożyła się na kamiennym stole. Sędziwy facet wzniósł ręce do góry w kierunku gapiów. Przez kolejnych kilka minut kontynuował swoje kazanie. Na pierwszy rzut oka wykapany kaznodzieja. W rzeczywistości? Czy raczej w przeszłości, zwykły szewc.

Henrik zagryzał wargi przyglądając się swojej żonie. W rękach zaciskał drewnianą miskę. Wiedział, że tak musi być. Sara obróciła się w jego stronę i przez ułamek sekundy spojrzała mu w oczy. Po policzku spłynęła łza. Z jej rąk poleciała krew. Zimne, metalowe ostrze przecięło jej nadgarstki. Krew sączyła się strumieniem do przygotowanych wcześniej naczyń, a tłum wybudził się z marazmu. Wielka klepsydra trzymana przez jednego z pomocników szewca, przesypywała się z góry na dół w zastraszająco wolnym tempie. Cała droga, którą pokonywał piasek zajmowała kilka minut. Po tym czasie, od razu pomogą Sarze – pomyślał Henrik, nie do końca wierząc samemu sobie.

-Bądźcie gotowi.

Nic więcej nie trzeba było mówić zebranym. Doskonale zdawali sobie sprawę, co zaraz będzie. Klepsydra wykonała swoje zadanie. Nerwowy tłum zmierzał w stronę wypełnionych naczyń. Pomocnicy zaczęli rozlewać ciepłą ciecz każdemu, kto zjawił się przy kamiennym stole. Zaczął się wyścig. Wyścig z czasem i wyścig o życie. Ludzie biegali chaotycznie, od jednego końca pola do drugiego. W ich oczach widać było obłęd. Wszędzie rozlana była krew. Większość roślin pozbawiona została swoich kwiatów i owoców. Na dowód tych wydarzeń zostały leżące bezwładnie, otwarte poplamione skorupy.

Po powrocie do domu Henrik był spokojny. Ekstremalne emocje i wysiłek doprowadziły go na skraj wytrzymałości. Mało brakowało, a zemdlałby na polu. Wtedy wszystko poszłoby na marne..

Drzwi do pokoju otworzył mały Thomas, który za miesiąc kończył swoje 10 urodziny.

-Gdzie jest mama? – spytał ojca.

-Mamy już nie ma..

Jak można się domyślać na jednym pytaniu dziecka się nie skończyło. Henrik musiał wytłumaczyć synowi, że jego mama już nie wróci, nie żyje. Ludzka chciwość i pazerność doprowadziły świat do upadku. Starcie natury i cywilizacji.. Jak głupi był człowiek myśląc, że wygra te wojnę? Po tym jak cała zwierzyna wymarła (czyli została wymordowana przez człowieka), jedynym pożywieniem ludzi stały się rośliny. Natura postanowiła nie pozostawać bierna. Widząc, co człowiek zrobił z tym światem, rośliny zaczęły się bronić. Hermetyczne skorupy, naturalna trucizna pulsująca w małych naczynkach.. I tylko krew.

Tylko ludzka krew była w oczach Natury jedynym słusznym nawozem do odkupienia win człowieka. Cykl życia stał się w końcu pełny. Jedność człowieka z naturą.

Thomas słuchał swojego ojca w skupieniu. Czuł powagę sytuacji mimo swojego młodego wieku. Od dawna przeczuwał, że coś jest nie w porządku. W jego otoczeniu ludzie zaczęli wyglądać co raz gorzej i znikać.

Henrik polecił chłopcu, aby poszedł się zdrzemnąć. Nie miał już siły ciągnąć tej rozmowy.

-Dobrze tato, już idę.

-Aha.. Thomas.. jeszcze jedno.. – mężczyzna nie mógł spojrzeć w oczy syna, wodził wzrokiem po pomieszczeniu, w poszukiwaniu czegoś, na czym mógłby zawiesić swój wzrok. – za miesiąc, w Twoje 10 urodziny.. będzie Twoja kolej…


Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje