Historia

Świnka

dekster.cuoco 17 10 lat temu 9 460 odsłon Czas czytania: ~13 minut

Choć z pozoru była mała i niepozorna, to jej właściciel Gienek wiedział, że gdy wreszcie urośnie, to może liczyć na zysk z jej mięsa. Miała charakterystyczną plamkę na lewym oczku i wiecznie uśmiechnięty ryjek. Była najpogodniejszym zwierzątkiem jakie kiedykolwiek Gienek miał w swoim gospodarstwie. Nie spodziewał się jednak , że to, jaki los czeka tą małą różowiutką świnkę, będzie powiązany z nim samym i jego rodziną.

Gieniuś od dziecka podejrzewał, jaka przyszłość go czeka. Karmienie świń i czyszczenie z odchodów chlewni pozostawionych przez jego wiernych towarzyszy życia. Pomimo braku podstawowych umiejętności werbalnych i niezbyt urodziwego wyglądu cieszył się dużą sympatią wśród miejscowej ludności. Był pracowity, co niedziela w kościele, a i nie odmówił nikomu, żeby się napić. Pewnego dnia, który nie różnił się niczym innym od poprzedniego, w jego domostwie pojawiła się pewna „zdrowa”, jak to stwierdził, niewiasta.

- Podoba się? - zapytał się ojciec Gienka.

- No… - odpowiedział po chwili namysłu. Tak więc została.

Z tego, tak zwanego małżeństwa z miłości, urodziły się trzy dziewczynki i chłopak, z czego Gienek nie był szczególnie zadowolony, gdyż przydałaby mu się większa ilość rąk do roboty w gospodarstwie.

- Z baby, jaki to pożytek? - mówił do swej lubej.

Życie jego było tak skomplikowane, jak budowa cepa. Wstać, iść do chlewni, zjeść obiad, posiedzieć w gronie rodzinnym i iść spać. I tak mijały dni jego bezowocnego istnienia bez większych zmian.

Mała świnka z czasem nabierała masy, lecz zawsze czuła ten niepohamowany głód, który nie ustępował nawet po zjedzeniu porcji paszy. Była cały czas głodna i coraz bardziej wściekła...

Gienek z racji swojej, w jego mniemaniu wysokiej inteligencji, stwierdził, że telewizja ogłupia jego i całą rodzinę. Nie zastawiając się długo wyrzucił z domu wszystkie odbiorniki. Pozostawił jedynie puste pudło po starym Rubinie, które było przekazywane w rodzinie z pokolenia na pokolenie, jako największy skarb. Co wieczór zbierał wszystkich w gościnnym pokoju, zakładał na głowę pudło od telewizora i odprawiał swoje przedstawienie.

- Tu-tu-ru-tu, tu-tu-ru-tu – krzyczał wniebogłosy i skakał, przypominając jedną z kur, której co niedzielę ścinał głowę „na rosół".

Cała rodzina siedziała w strachu i biła mu brawo, a w głębi duszy modliła się, żeby w żaden sposób nie urazić głowy rodziny. Jedynie mała Amelka patrzyła na ojca z dumą.

Małą Amelkę zawsze ciekawiło, co cały dzień robi tata. Lecz za każdym razem, kiedy prosiła ojca, żeby zabrał ją ze sobą do chlewni, odpowiadał:

- Spierdalaj do matki gary myć !

Tego wieczoru po kolejnym przedstawieniu ojca, coś w niej pękło i po otrzymaniu komunikatu od ojca - Wypierdalać spać! - po cichu wyszła z domu, słuchając odgłosów jęków, jakie wydobywały się z sypialni rodziców. Nawiasem mówiąc, była bardzo zadowolona, gdyż jej mama zawsze powtarzała, żeby pamiętała o wspomnieniu w modlitwie wieczornej o tym, aby tatuś mógł mamusi zrobić w brzuszku braciszka. Udała się do miejsca pracy jej ukochanego ojca. Smród gnoju i odgłosy kwiczenia wyczuwalne były już z kilkudziesięciu metrów. Gdy weszła do chlewni czuła jakby odkrywała jakąś wielką tajemnicę. Podeszła spokojnie do jednej ze świń chcąc je pogłaskać i obejrzeć z bliska. Jej drżąca z podniecenia rączka dotknęła łba, przejechała po plamce na lewym oku i zatrzymała się na ryjku świnki. W tym momencie świnkę ogarnęło uczucie euforii. Wiedziała już, czego tak bardzo pragnęła od momentu pojawienia się na świecie. Zdecydowanym ruchem pochwyciła Amelkę za rękę i przewróciła ją na ziemię. Zaczęła ją gryźć, wbijając zęby w jej trzęsące się ze strachu ciało. Z poranionych kończyn dziecka zrywała coraz większe ochłapy mięsa tym samym chłepcząc potoki wylewającej się krwi. Dziewczynka próbowała uciekać i krzyczeć, lecz nikt nie usłyszał jej błagalnego nawoływania. Po chwili bólu i grozy poczuła spokój i otaczającą ją błogość. Jeszcze przez chwilę w chlewni rozlegały się odgłosy łamanych kości i radosnego kwiczenia. Po raz pierwszy w życiu świnka poczuła sytość. Pozostawione wnętrzności, jak i bezkształtne resztki głowy oraz kończyn zatopiły się w odchodach.

- Nie ma jej, mojej małej Amelki - usłyszał Gienek krzyk swej żony, która weszła do pokoju obudzić dzieci.

Pomimo długich i bezowocnych poszukiwań przez całą wioskę, nie odnaleziono żadnego śladu wskazującego, co stało się z dziewczynką. Gienek całą sprawą nie był zbyt poruszony.

- Jedna gęba mniej do wykarmienia. Mogła by do studni wpaść i może by jakieś pieniądze z odszkodowania dostał człowiek. Pewnie poszła młode cielaki oglądać do starej Rakowskiej i schowała się gdzieś ze strachu. Jak wróci, to wpierdol dostanie, że chodzić przez miesiąc nie będzie mogła - pomyślał.

Po skończonych poszukiwaniach udał się, jak każdego dnia do chlewni. Otwierając drzwi uderzył go w nozdrza bardziej niż zwykle intensywny zapach gnoju. Jednak nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Ot co, świnie dostały kiepską paszę i śmierdzi bardziej.

- Będzie lepszy nawóz - powiedział głośno do świnki i poklepał ją po plecach - niedługo będzie trzeba jechać do ubojni i cię sprzedać.

Nie zastanawiając się dłużej nad zaistniałą sytuacją zabrał się do czyszczenia chlewni i przerzucenia gówna do kompostowni. W pewnym momencie zauważył, że wśród zalegających odchodów wystaje skrawek materiału.

- Jaki chuj? - wymamrotał.

Sięgnął po niego. Wtedy zorientował się, że to część spódniczki jego córki. Zaczął rozgrabiać gnój i zobaczył kawałek kości z mięsem. Stanął nieruchomo i spojrzał się ze wściekłością na świnię.

- Ja pierdole ! - krzyknął.

Już miał wbić w jej głowę widły, lecz w tym samym momencie naszła go myśl...

- Przecież, to tylko zwierzę, a po co ten mały darmozjad się tu kręcił? Odłożył widły i wyszedł z chlewni.

W domu przywitał go żałosny płacz żony.

- Czego płacze? Zniknęła, trudno – powiedział.

Jednocześnie przemknęła mu myśl, że trzeba zrobić nowe dziecko. Byle tym razem był to chłopak – pomyślał.

- Ty skurwysynie, moja mała Amelia zniknęła bez śladu, a tobie tylko jebanie w głowie. Może w tym twoim chlewie gdzieś się ukrywa. Tyle razy cię prosiła, żebyś ją tam zabrał, a ty co?! Tylko tym ryjem się do niej darłeś !

- I co kurwa? Cały dzień tam byłem i bym jej nie znalazł? Pojebało ci się już całkiem we łbie. Mówię ci nie rycz, znajdzie się! - ryknął do żony, myśląc o kawałku sukienki, który znalazł w chlewie.

Minęły tygodnie. W sprawę zaginięcia Amelki zagazowała się cała wieś. Pojawiło się nawet ogłoszenie w lokalnej prasie i komunikaty w radiu i telewizji, czego Gienek i jego domownicy z wiadomych względów rzecz jasna śledzić nie mogli.

Stopniowo cała akcja zaczęła przygasać. Ze słupów powoli zaczęły znikać ogłoszenia o zaginięciu dziecka, aż w końcu, ku uciesze Gienka, nawet policja zamknęła sprawę.

Życie zaczęło znowu przypominać budowę sławetnego cepa…

Musiało minąć trochę czasu, zanim żona go wpuściła do łoża, ale czas na wsi szybciej leczy rany, a życie ma zupełnie inną wartość.

- Zobaczycie, teraz będzie chłopak - chwalił się kolegom. Oni zaś tylko kiwali głową i potajemnie podśmiewali się z Gienka. W wiosce zaczęli go żartobliwie nazywać babskim królem.

Pewnego dnia, kiedy razem ze swoimi kolegami Gienek pił wódkę, usłyszał od jednego z nich - Może ci pomóc i zrobić twojej chłopaka - cała grupa ryknęła śmiechem. Ale nie Gienek. Wstał bez słowa i poszedł do domu.

- Ty kurwo za jakie grzechy, znowu baba!

- I co, że baba! Sama sobie to dziecko zrobiłam? Może z tobą jest coś nie tak. Jak się nie podoba, to se te swoje świnie ruchaj! - darła się w kobieta.

- Ty się od tych moich świń odpierdol. Może jakbym je ruchał, to lepsze dzieci by mi dały. Jeszcze pożałujesz tych słów.

W tym momencie złapał za siekierę stojącą w kącie przedpokoju i jednym ruchem wbił ją w głowę kobiety, przepoławiając czaszkę na dwie części. Upadła na kolana. Gienek oparł swój oblepiony gnojem i błotem gumowy but na ramieniu swojej charczącej - konającej żony i energicznie, kilka razy poruszając trzonkiem do góry i w dół, wyciągnął siekierę z buchającej krwią i płynem mózgowym, głowy. W tym momencie wbiegły przerażone dwie starsze córki. Niemowlę głośno płakało w pokoju obok, a jej brat próbował je "uspokoić", przykrywając twarz poduszką.

- Tato, tato coś ty zrobił, zabiłeś nam mamusię!

- Tę szmatę? To nie była wasza matka tylko zwykła kurwa!

- Nie! Jak mogłeś!? Powiemy wszystko sąsiadom!

- Co zrobicie?! Wy małe plugawe wszy!

Gienek uderzył siekierą jedną z dziewczynek, w tył pleców z takim impetem, że jej drobne ciało rozleciało się na dwa krwawe ochłapy. Górna część korpusu jeszcze przez chwilę machała zachlapanymi rękami w poszukiwaniu ratunku.

- Charczysz teraz jak ta kurwa, co Cię urodziła! Takie same kurwy jesteście! - krzyczał wściekle i zaczął kopać głowę konającej córki. Gdy dziecko przestało wydawać już jakiekolwiek odgłosy, zaczął skakać po wątłym przepołowionym ciałku, aż usłyszał dźwięk przypominający rozcinanie korpusu kurczaka, którego żona przygotowywała mu na obiad w każdą niedzielę.

- Chuj w te twoje obiady kurwo jebana - wysapał z siebie Gienek i powoli obrócił się w stronę drugiej córki. Dziewczynka nieruchoma z przerażenia kuliła się przy ścianie. Spod sukieneczki, którą mama cerowała jej jeszcze kilka godzin wcześniej, ściekała stróżka żółtego moczu. Gienek obserwował jak stróżka znika pomiędzy deskami w podłodze.

- Nie różnicie się, wy kurwy, niczym od moich świń. Lejecie i sracie pod siebie jak one - wysyczał przez zęby powoli podchodząc do sparaliżowanego strachem dziecka. Odrzucił siekierę na bok, złapał córkę za szyję i zaczął dusić. Dziewczynka próbowała się bronić, wbijając swoje brudne paznokcie w szorstkie i twarde dłonie Gienka, lecz po chwili jej ciało opadło bez życia na podłogę. Jakby dla pewności Gienek z całej siły nastąpił obcasem gumowca na twarz uduszonej dziewczynki i znowu przypomniał mu się niedzielny obiad.

Po wszystkim usiadł i zapalił papierosa.

Chwilę później, wszystkie ciała wrzucił na taczkę i zawiózł do chlewni.

- Masz, jedz - powiedział do świnki, która z ochotą zabrała się za przygotowany przez jej pana posiłek.

Po powrocie do domu czekał na niego jego synek.

- Gdzie mama i siostry? - zapytał z przerażeniem w głosie.

- Poszły w pizdu, od dziś jesteśmy tylko we troje.

- Aha...

- A co z twoją nową siostrą?

- No wiesz tatusiu, jak na dole było tak głośno, to nie chciałem, żeby płakała i położyłem na niej poduszkę, ale ona przestała się ruszać.

- Kurwa - po chwili odpowiedział do synka.

- No nic synek, niech tam sobie leży do jutra, schowam ją potem, ale tylko nikomu o tym nie mów.

Od tego czasu Gienek i jego syn zaczęli samotne życie w gospodarstwie, coraz bardziej izolując się od świata. Ojciec powoli zaczął wdrażać synka w obowiązki domowe, a on sam coraz więcej czasu przesiadywał ze swoimi świnkami. Z czasem sympatia do świń przerodziła się w coś głębszego. Uwielbiał przepychać się między nimi, dotykać je, poklepywać, wielokrotnie zasypiał razem z nimi wtulony w ciepłe świńskie wymiona. Nigdy nie czuł takiej satysfakcji z kontaktów cielesnych jak podczas przebywania ze świniami. Po raz pierwszy w życiu przytulał i całował. Nie chciał kopulować tak jak to robił z żoną.Teraz zapragnął „się kochać". Jednak po kilku nieudanych próbach penetracji jednej z większych macior - swojej ulubienicy z plamką na oku, zakończył wyrażanie swojego uczucia na masturbacji. Gienek nauczył się również smaku świńskiej strawy, którą im przez te wszystkie lata serwował. Zastanawiał się czy jeśli jego Amelka przyszła by do chlewu teraz, to czy z równie z wielkim apetytem co pasze pożarł by własna córkę - wbijając się w jej ciepły brzuszek i tarzając razem z innymi prosiętami w jej parujących wnętrznościach? Samo to wyobrażenie świadczyło o tym, że tak. Czuł potrzebę zwierzania się swoim świniom. To było coś zupełnie innego niż, gdy szedł do spowiedzi. Wiedział, że mimo tego, iż zwierzęta nie znają ludzkiej mowy, to wyczuwają, że chce im powiedzieć coś bardzo ważnego. Czuł, że one go rozumieją, czuł chęć stworzenia razem rodziny. Taką prawdziwą, o której zawsze marzył. Rodzinę bez durnych bab, którym musiał wszystko tłumaczyć i pokazywać. Wiedział, że Bóg mu wybaczy, bo to co zrobił, to wszystko z miłości, a przecież w kościele od zawsze mówili, że Bóg jest miłością. Teraz musiał zacząć wszystko od początku.

Syn Gienka, który przejął obowiązki po zatłuczonej siekierą matce, nieraz słyszał recytowanie wersetów biblii i płacz ojca dochodzący z chlewu. Przypominało mu się wtedy, jak ojciec zakładał swój „telewizor” na głowę. Spojrzał w róg kuchni na stojącą tam obudowę odbiornika...

Pewnego ranka, zaraz po przebudzeniu w chlewie, Gienek przecierał twarz i włosy z gnoju i błota, w którym sypiał . Wtedy to właśnie zauważył brak dwóch palców u swojej dłoni.

- Kurwa nawet nie poczułem - pomyślał wpatrując się w dwa odgryzione kikuty.

Postanowił, że od tej chwili będzie wiązał i kneblował świnie na noc. Ściągnął brudne majtki, które były od pewnego czasu jedyną częścią jego garderoby. Rozdarł je na dwa długie paski, którymi związał pulsujące kikuty palców. Pomyślał, że dobrze by było obmyć rany alkoholem. Spojrzał na ostatnią butelkę wódki, której szyjka wystawała z dość obszernej kupki świńskiego, a może nawet i jego własnego łajna.

Wyciągnął butelkę - kurwa tylko pół - głośno pomyślał - przez chwilę jeszcze zastanawiał się, czy najpierw pociągnąć łyka, a potem zdezynfekować rękę, czy odwrotnie. W końcu energicznie odkręcił wódkę i przyłożył brudny gwint do ust.

Nagle poczuł, że coś jest nie tak. Okrutne pieczenie w gardle schodziło coraz niżej wzdłuż całego przełyku, boleśnie wdzierając się wprost do żołądka. Padł na kolana, zlany zimnym potem. Zaczął wymiotować krwią i kawałkami tkanek. Poczuł, że z poparzonych ust wyleciało coś śliskiego. Próbował podnieść z kałuży krwawych wymiocin swój język, który przypominał teraz posypanego solą ślimaka i wepchnąć go sobie z powrotem do ust. Jednak opary płynu, który wlał w siebie praktycznie oderwały mu płuca uniemożliwiając oddech. Ból w wypalanych i kurczących się trzewiach spowodował, że puściły mu zwieracze. Zabarwione krwią rozwolnienie zaczęło praktycznie buchać na wszystkie strony chlewu wabiąc głodne świnie, znajomym zapachem ludzkich wnętrzności i krwi.

Ostatnią rzeczą jaką Gienek zobaczył, zanim całkowicie stracił przytomność była postać jego syna. Stał przed nim, ubrany w za dużą o kilka numerów sukienkę swojej matki.

- Kwas z akumulatora skurwysynu pierdolony - wysyczał do ojca przez zęby rzucając mu w potwornie poparzoną i syczącą twarz dwa odcięte palce.

Odwrócił się ciągnąc po świńskich odchodach sukienkę długą niczym ślubny welon i wyszedł z chlewu zatrzaskując za sobą ciężkie drzwi.

KONIEC

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Super!!! Moje klimaty..
Odpowiedz
Niezłe, chociaż dziwnie się poczułam kiedy pojawiło się tam moje nazwisko xD
Odpowiedz
Zajebiste, fajnie sie czyta :)
Odpowiedz
Ale mam pytanko. Czemu ten chłopak miał na sobie za dużą sukienkę matki?
Odpowiedz
Przez nadmiar przekleństw bardziej śmieszne niż straszne ;-)
Odpowiedz
Rzeźnia w przenośni i dosłownie :D.
Odpowiedz
I tak końcówka powala xD Ale mam pyt...to ten chłopak to tak naprawdę dziewczyna.... czy nooo ten...XXI w. ? xD
Odpowiedz
zajebiste, a końcówka rozwala :D
Odpowiedz
Świetne.
Odpowiedz
"Kwas z akumulatora skurwysynu pierdolony - wysyczał do ojca" idealnie dokończone :DD
Odpowiedz
Znam osobę która byłaby w stanie się az tak zachowac jak ten Gienek :/
Odpowiedz
W sprawę zaginięcia Amelki zagazowała się cała wieś. OK?
Odpowiedz
jakie brutalne :D lubie takie :D
Odpowiedz
Liczy się to, że napisałeś xd Ale w moje klimaty nie wpadłeś/ ;p
Odpowiedz
dupa :D
Odpowiedz
Najgorsze nie jest... ciekawe jakby wyglądała druga część, może napiszesz? :)
Odpowiedz
Niezłe. Normalnie moje klimaty :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje