Historia

Za szarymi drzwiami

ukaszeq 2 8 lat temu 934 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Wszedłem do pokoju pełnego starych podręczników. Skinieniem głowy przywitał mnie starszy, siwiejący mężczyzna, siedzący przy biurku na którym walało się pełno nieuporządkowanych papierów. Usiadłem na skórzanej kanapie.

-Proszę rozluźnij się i skup- poprosił mężczyzna, poprawiając swoje okulary. Zrobiłem kilka wdechów i wydechów, lecz moje serce biło zbyt głośno, chyba próbowało wyrwać się z mojej klatki piersiowej.

-Jak się nazywasz?- zapytał. Spojrzałem na niego. Nie jestem pewien co było takiego w tym pytaniu niezwykłego, ale sprawiło mi jednak niewyobrażalną trudność. Przeszukiwałem swój umysł, otwierałem każde z możliwych drzwi, lecz nic. Żadnego cichego szeptu, tak jakby moje imię nigdy nie było mi dane. Pokręciłem głową, na co mężczyzna zanotował coś w swoim notatniku.

-Ile masz lat?

-Siedemnaście, nie! Osiemnaście.

Nie byłem pewny. Pomyślałem o swoim porannym odbiciu lustrzanym.

Byłem młodym mężczyzną, o wielkich brązowych oczach i czarnych lokach na głowie. Nie byłem wysportowany, raczej wychudzony. Doszedłem do wniosku że jestem nastolatkiem, przynajmniej na to wskazywał mój wygląd. Ale mężczyzna znów powtórzył czynność, notując coś w swoim małym notatniku.

-Coś nie tak?- zapytałem. Nie czułem się dobrze. To było takie niezręczne. Ja nic o sobie nie wiedziałem. Nie wiedziałem też gdzie dokładnie jestem. Obudziłem się, ubrałem w jakieś ubrania, a potem pewna kobieta mnie tu przyprowadziła, wcale się nie odzywając, zresztą nawet nie zadawałem jej pytań.

-Nic, Arturze. Ten sam schemat- odparł.

-Arturze?- zapytałem. Czy tak właśnie brzmiało moje imię? Żadna z moich myśli nie mogła mi tego potwierdzić.

-Tak, dziś nazywasz się Artur. Masz dziewiętnaście lat. Jestem Twoim psychoterapeutą- doprał monotonnym głosem, jedną śpiewką, jakby to co mówił było normalną rzeczą.

-Niczego nie rozumiem- odparłem bez najmniejszego namysłu. Bo taka właśnie była prawda. Niczego nie rozumiałem. Błądziłem między zakamarkami umysłu, świadomości, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi. Nic. Pustka. Tak jakbym urodził się dziś z umiejętnościami i wiedzą jaką się zdobywa latami. A skąd wiedziałem to wszystko? To było jak istne szaleństwo.

-Często się to dzieje?

-To już nasza sześćset-czwarta sesja, a spotykamy się co dwa dni. Więc długo.

Westchnąłem. Każdego dnia traciłem to wszystko i zaczynałem od nowa. Ale dlaczego? Po chwili zorientowałem się że zadałem pytanie na głos.

-Tego próbuje się dowiedzieć. Połóż się proszę- wskazał mi poduszkę.

Ułożyłem się wygodnie i czekałem na ciąg dalszych wydarzeń.

-Dobrze Arturze- odłożył notatnik i chwycił mały magnetofon- opowiedz mi co ci się dziś śniło.

-Śniło?!

Miałem pamiętać sen? Nie mogłem przypomnieć sobie nic, żadnych szczegółów z wczorajszego dnia, a miałem pamiętać sen? Ale tak właśnie było, a słowa same się ze mnie wylewały.

Sen: Czarne Namioty.

W tle rozchodziła się głośna muzyka i głos jakiegoś mężczyzny. Zabiły trąby, słychać było śpiewy chóralne. Wszystko ciągnęło, przyciągało. Czuło się tak jakby szło się za niepowtarzalnym zapachem. Nie słyszałem słów mężczyzny, ani go nie wiedziałem. Byłem jednak pewien że muszę kierować się w stronę wielkiego, czarnego namiotu przede mną. Gdy doszedłem do niego, uniesiona przez dwa pręty tkanina zapraszała do środka. Spodziewałem się niesamowitego widowiska. Przed moimi oczyma ukazała się ogromna piaszczysta w kształcie koła scena, a wokół niej były rozmieszczone miejsca dla widowni. Ludzie przepychali się, każdy chciał zająć odpowiednie miejsce, tak by wszystko wiedzieć. Muzyka trochę zwolniła, mężczyzna przestał już mówić, zachęcać do przyjścia na show. Nagle światła przygasły. Zapanowały ciemności, ktoś mnie popchał i usiadłem z brzeku w pierwszym rzędzie.

Pojawiła się mała żaróweczka, pokrywając swym słabym żółtawym światłem kobietę, która jak później zrozumiałem stała na cienkim sznurze rozwieszonym po średnicy okrągłej sceny. Rozległy się okrzyki i wiwaty, gdy na środku samej sceny znikąd pojawił się niskiego wzrostu mężczyzna, ubrany w czerwoną marynarkę z różnymi ozdobami, w ogromnym cylindrze, prawie jego wzrostu. Wykrzykiwał coś, ale nie mogłem nic zrozumieć przez jego akcent, chyba francuski.

Za czerwonej kurtyny wynurzyło się dwóch potężnych mężczyzn, ubranych w białe koszulę i luźne czarne spodenki. Ciągnęli za sobą coś ukrytego pod kolorowym przykryciem. Nie umiałem dostrzec konkretnych wzorów, ale użyta chyba została cała paleta kolorów.

Niski mężczyzna uśmiechnął się, zachęcił widzów do oklasków i wtem odkrył klatkę. Był w niej ogromnej maści tygrys. Zaryczał głośno, aż wszyscy znajdujący się w namiocie zamilkli. Można było usłyszeć śmiechy mężczyzn i kobiety która nadal stała na linie.

Dalej wszystko działo się w przyspieszonym tempie, całe napięcie w oczekiwaniu na show rozpłynęło się, tak jakby czas przyspieszył. Gdy nagle wszystko wróciło do normy, czy do odpowiedniego dla mnie stanu, ujrzałem czarny namiot, lecz tym razem mniejszy od tego w którym byłem wcześniej.

Ogarnęła mną ciekawość, wiem ze powinien się bać i tak było, lecz gdzieś głęboko. Poniosła mną ciekawość przez którą podniosłem tkaninę i wszedłem do ciemnego namiotu. Dostrzegłem kilka kufrów, stary powóz i kilka dużych klatek. Poszedłem dalej, zagłębiając się bardziej w ciemność. W końcu dostrzegłem jakiś blask, bez namysłu pobiegłem w jego kierunku. Przede mną stało ogromne lustro bez ramy. Spojrzałem na swoje odbicie, kilka razy się obróciłem, aż coś przykuło moją uwagę. W lustrze dostrzegłem małą dziewczynkę ubrana w błękitną sukienkę z falbankami. Miał krótkie blond włosy, związane w mały kok błękitną wstążką. Dalej się obracała, chyba tańczyła w lustrze. Pomyślałem ze to może z lustrem jest coś nie tak, ze to taki żart, iluzja, ale po chwili zrozumiałem ze to było moje odbicie. Byłem w ciele jakiegoś dziecka. Jakieś dziewczynki. Nagle w lustrze ujrzałem ogromne, kolorowe workowate spodnie. Ten ktoś chwycił mnie za ramię. Odwróciłem się i ujrzałem pomalowaną twarz- cała na biało, usta pogrubione na czerwono, na policzkach dwie duże czarne plamki. Klaun uśmiechnął się, następnie poczułem ból z tyłu głowy, a chwile później zapanowała ciemność.

*

Wizyta u mojego psychoterapeuty skończyła się, a ta sama kobieta co mnie przyprowadziła odebrała mnie i zaprowadziła do salonu. Usiadłem na jednym z foteli. Salon był ogromny, ale nie wykorzystany w pełni. Było w nim tylko kilka foteli, dwie sofy, jedna półka z książkami, lecz w niej stało tylko kilka tomów, a pod białymi ścianami poupychane były metalowe krzesła.

Rozejrzałem się jeszcze kilka razy, wtem dostrzegłem jakiegoś chłopaka. Siedział na jednym z krzeseł przy ścianie i coś szeptał. Chyba do siebie. Wstałem, powoli do niego podchodziłem. Gdy byłem blisko ten spojrzał na mnie. Jego wzrok utkwił we mnie tak znaczącą, jakbym miał zaraz oberwać. Szybko zawróciłem i udałem się do półki, lecz i ona nie była rozczarowaniem. Same bajki dal dzieci.

Do salonu zaczęli przybywać inni mężczyźni. Jeden z nich zgarnął mnie, chwycił pod ramię i zaprowadził na sofę.

-To jak się dziś nazywamy?- zapytał ochrypłym głosem. Był stary, może z siedemdziesiąt lat, świadczyły o tym jego zmarszczki i wysuszona skóra.

-Dziś?- zapytałem. Mój psychoterapeuta też tak powiedział, lecz bez głębszej już analizy doprałem- Artur.

-Tak więc Arturze, jestem twoim przyjacielem. Znamy się od początku. Zaraz będzie spotkanie, na którym usłyszysz czyjąś historie.

Kiwnąłem głową. Jak narazie i tak nic nie rozumiałem. Kim był ten ktoś? Podawał się za mojego przyjaciela.A co jeśli nim nie był?

-Proszę zabrać krzesła, zaczynamy! - Krzyknęła kobieta odziana w biały fartuch.

W salonie pojawiła się znaczna ilość osób, były i też kobiety. W tłumie dostrzegłem wysoką, smukłą blondynkę, której włosy były ułożone w idealny nie ład. Ubrana była w długa biała sukienkę, i długi również biały sweter do którym się otuliła. Mój przyjaciel, czy kim on tam był, porwał mnie mocnym chwytem w stronę ściany. Udało mi się wziąć krzesło przed polującym na niego chwiejącym się facetem, który zaś spojrzał na mnie z pogardą. Chyba chciał splunąć, ale nie odważył się bo za nim stała pielęgniarka, tak mi się zdaje, że właśnie były to pielęgniarki.

Krzesła ułożyliśmy w kółko, a na samym jego środku stał stołek. Jedno krzesło było wolne. Wtem do salonu wszedł mój psychoterapeuta, zajął on owe wolne miejsce i tak o to zaczęło się moje pierwsze dziś spotkanie grupowe.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Kolejna opowieść o facecie z amnezją, codziennie to samo przeżywa, ma wiele imion, które zapomina. Nudne.
Odpowiedz
Jest literówka w śnie pod koniec pierwszego akapitu ' usiadłem z brzegu ' a nie 'brzeku'. Tak samo nie podoba mi sie zdanie ' ciągnęło, przyciągało' wystarczyłoby jedno określenie. Dziwnie to brzmi. Sam pomysł przyznam - intrygujący. Czekam na następną część :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje