Historia
Najlepiej smakuje na zimno
Skończył pakować swoje rzeczy chwilę po południu. Samochód był wyładowany głownie książkami i ubraniami. Darował sobie zabieranie sprzętów elektronicznych czy sportowych. Niech jego były przyjaciel zrobi z tego lepszy użytek. Henry, z którym pracował od piętnastu lat też lubił jeździć na nartach, i trenowali kiedyś razem kolarstwo. Miał nadzieję, że jego narty i rower nie pójdą na śmietnik. Były trochę zakurzone, ale nadal nadawały się do użytku. I tak spędzał tyle czasu w klinice, że praktycznie zapomniał co to urlop.
Usiadł na bujanym fotelu na tarasie. Zjadł ostatni kawałek pizzy i napił się pepsi. Był piękny, słoneczny dzień. Dzieciak sąsiadów biegały po podwórku rzucając frisbee. Staruszka z naprzeciwka wyprowadzała właśnie na spacer swojego psa. Pomachał jej ręką, a ona skinęła mu głową. Lubił to osiedle, i żal mu było, że będzie musiał się stąd wyprowadzić. Godzinę temu pożegnał się z sąsiadami - pan Roberts namówił go nawet na szklaneczkę whisky. „No, doktorze.. Był pan zdecydowanie najmniej problemowym z moich sąsiadów!”- powiedział rozlewając alkohol do szklanek.
Jego znajomy z drugiego końca stanu dzwonił dziś rano, z potwierdzeniem, że dyrektor szpitala już przygotował dla niego wszystkie papiery. Zmieniał swoje życie - otoczenie, pracę. Na wczorajszej, ekspresowej rozprawie rozwodowej oszczędził żonie odtwarzania materiałów, które nagrał prywatny detektyw. Oszczędził sobie żenującej szarpaniny o podział majątku. Zostawił żonie wszystko - zabrał tylko samochód i swoje rzeczy. Nie ruszył nawet ich ślubnego zdjęcia, które nadal stało na szafce nocnej.
Swoją drogą, zastanawiał się wczoraj, czy odwracała je do ściany, kiedy pieprzyła się z jego najlepszym przyjacielem w ich małżeńskim łóżku.
O całej sprawie dowiedział się kilka tygodni temu - w zasadzie przypadkiem. Traf chciał, że jego dobry kumpel złapał gumę na parkingu, a lewarek zostawił w warsztacie. Szukał na parkingu kogoś, żeby pożyczyć narzędzie. A Alice była na tyle bezczelna, ze przyprawiała mu rogi w jego własnym samochodzie, kiedy on był w klinice.
Nie znała Hanka, a ten też nic nie dał po sobie poznać. Znał natomiast doskonale samochód Stevena - naprawiał go parę razy. Grzecznie przeprosił, wycofał się. I zaraz potem zadzwonił do niego.
***
- Ja bym ją zajebał stary, jak Boga kocham - mówił wczoraj, kiedy pili u niego piwo.
Siedzieli przed garażem, steki skwierczały na grillu, a miedzy ich krzesłami stało wiaderko wypełnione lodem i butelkami budweisera. Nadchodziła noc - słońce już chowało się za horyzontem, a w trawie zaczynały ćwierkać pierwsze cykady. Hank był mechanikiem samochodowym, znali się od podstawówki.
Kiedy Steven poszedł na medycynę, a jego przyjaciel otworzył własny warsztat myśleli, ze ich drogi się rozeszły. Niemniej przynajmniej raz w miesiącu znajdowali trochę czasu, żeby napić się piwa i pogawędzić o starych czasach.
- Nie mogę, składałem przysięgę Hipokratesa… - zażartował Steven i zaśmiali się smutno.
- Chociaż podobno zemsta smakuje najlepiej na zimno. Ale ja bym chyba nie mógł - po prostu wiesz, łeb bym jej urwał - zgniótł puszkę po piwie.
Hank od kilku lat był szczęśliwie żonaty z uroczą, rudą i piegowatą Irlandką. I chociaż często narzekał na jej temperament to wiadomo było, że nie pozwoliłby żeby choć włos spadł jej z głowy.
Steven miał tak samo z Alice, jeszcze kilka tygodni temu…
- Kiedy wyjeżdżasz, brachu?
- Jutro po południu. Muszę się tylko spakować.
- Praca zaklepana?
Skinął głową.
- Wpadnij kiedyś na stare śmieci. Wiesz, na piwo i żeberka z grilla.
- Masz to jak w banku, stary.
Przez chwilę milczeli.
- Serio wszystko jej zostawiasz?
- Tak.
- Ja cię naprawdę nie rozumiem. Ja na twoim miejscu…
- Obyś nigdy nie był na moim miejscu - przerwał mu Steven i wypił łyk piwa - proponuje zmienić temat.
Obydwaj uznali to za znakomity pomysł.
***
Wrzucił podróżną torbę na siedzenie pasażera. Na stole w kuchni zostawił żonie akt własności domu i wszystkie dokumenty ze sprawy rozwodowej. Zamknął drzwi na klucz i ruchem ręki przywołał jedenastoletniego dzieciaka sąsiadów, który zmęczony graniem w frisbee siedział na trawniku z puszką coli. Dzieciak przebiegł przez ulicę i podszedł do samochodu.
- Co tam, doktorku?- spytał naśladując królika Bugsa.
- Jadę Joel, i mam dwie prośby.
Malec zamienił się w słuch.
- Tu masz pięćdziesiąt dolców - skoś trawnik od czasu do czasu tak jak zawsze. A te klucze oddaj pani Alice, jak wróci z pracy dzisiaj wieczorem. Może być nie w humorze, ale nie przejmuj się.
Malec rozradowany schował banknot do kieszeni.
- Słowo skauta!- zasalutował – szkoda, że pan jedzie doktorku!
- Takie życie Joel - teraz będę doktorkiem w innym szpitalu.
- Powodzenia!- malec przybił mu piątkę i wrócił na swoje podwórko.
Ostatni raz spojrzał na dom, w którym mieszkał przez ostatnie osiem lat. A potem wsiadł do samochodu. Zrobił głęboki wdech, włączył odtwarzacz. AC/DC- Highway to Hell.
Uśmiechnął się sam do siebie. Nacisnął play.
- Tadada, tadada, tadadam, tam tadam - zabębnił palcami na kierownicy.
Potem wybrał numer Alice. Odebrała po trzecim sygnale.
- Tak?- ucięła krótko. Od czasu kiedy „wiedziała że on wie”nie odzywała się do niego praktycznie wcale.
- Klucze ma Joel, papiery są na stole.
- Ok.
- Hank może zatrzymać moje graty - nie biorę ich.
Milczała
- A… jeszcze jedno. Pamiętasz, jak miałaś migrenę, dzień wcześniej zanim powiedziałem ci że wiem i ze występuje i rozwód ?
Cisza.
- Chciałaś jakiś zastrzyk przeciwbólowy. Pamiętasz? – uśmiechał się szeroko.
Wyjechał na ulicę i pomachał Joelowi. Malec klepnął się w kieszeń, gdzie schował pięćdziesiąt baksów i uniósł w górę kciuk.
- Stev…co… - wykrztusiła po dłuższej chwili, prawie szeptem.
- WZW i parę innych. – zawiesił głos- …plus HIV. Baw się dobrze.
Rozłączył się i dodał gazu.
Komentarze