Historia
Film o wampirach
Wszyscy widzowie wyszli z kina osobnym wyjściem. Lubiłem te sale kinowe w galerii. Szczególnie wieczorem. Wychodzisz w chłodne, nocne powietrze, zamiast do zatłoczonego centrum handlowego. No i zdecydowanie lepiej chodzić do kina w nocy. W dzień jest paskudnie - z magicznego świata kina trafiasz do zwykłej, szarej miejskiej rzeczywistości.
Urokiem pewnej sieci kin na literę „C” jest to, że sal i miejsc jest dużo, a ludzi mało. Można rozsiąść się wygodnie, wieszając kurtkę na fotelu obok, a na ten z drugiej strony kładąc popcorn. Żyć nie umierać.
- Gówniany film, nie? - zagadnęła mnie dziewczyna idąca za mną.
Odwróciłem się. Szczupła, wysoka. Farbowane na czarno włosy, kolczyk w nosie.
Ciuchy niepozwalające na jednoznaczną klasyfikację. Trochę hipstersko, trochę punkowo. Może jeszcze inaczej. Trochę gubiłem się w tej całej subkulturologii - może z tego powodu, że miałem to głęboko w dupie. Niemniej, ta była całkiem ładna.
- No, w necie go hejtowali - wskazałem na plakat, który właśnie mijaliśmy. Robert Pattinson i Kristen Stewart wpatrywali się w przechodniów zamyślonymi spojrzeniami - ale też zwolenników ma.
- Gimbazę pieprzoną - żachnęła się dziewczyna - jakbyś im puścił te starsze filmy o wampirach to nie zrozumieją.
- To czemu na to poszłaś? Jeszcze sama? – chciałem się dyskretnie upewnić, że zaraz jakiś „misiek” nie wtrąci się nam do rozmowy.
- Bo się spóźniłam na jeden horror, a skoro już przyjechałam to wiesz. A ty?
Uśmiechnąłem się do siebie. Fakt. Samotny facet idący do kina na Zmierzch to podejrzana sprawa. Prawda jednak była trywialna.
- Wygrałem bilet w jakimś tam konkursie w galerii.
Zaśmialiśmy się.
- Powiedz, bo się zastanawiałem, jakby wampir dziabnął pijanego, a potem zatrzymałaby go drogówka to by coś wydmuchał?
Popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Dopiero potem rozśmiała się od ucha do ucha.
- No tak. Chociaż czekaj - zamyśliła się i przygryzła wargę - jak one nie oddychają i nie pracuje im serce, to nie przeszłoby z płuc do wydychanego powietrza. Chyba.
Pokiwałem głową siląc się na powagę.
- W ogóle, na przystanek idziesz?
Przytaknąłem. Ruszyliśmy ramie w ramie przez park, skracając drogę. Szła wolno, patrząc od czasu do czasu dookoła.
- Albo solarium. Słońce je pali, to znaczy wiesz, te prawdziwe - ale to chodzi o słońce słońce czy ultrafiolet?
- W Nocarzu ich lampami z solarium smażyli - przypomniałem sobie - w Blade się smarowali nawet jakimiś kremami z filtrem.
Zaśmiała się.
- Gejoza…
Przyznałem jej rację.
- Pomyśl, jakby musieli faktycznie pić co dwa, trzy dni. A była ich, dajmy na to, dwudziestka w mieście. Szybko by się policja kapnęła, że coś jest nie tak -rozmyślałem dalej nad kwestiami „administracyjnymi” krwiopijców, o których nie mówiła żadna książka.
- Chyba, że jedzą rzadziej. I są wiesz, postawieni. Znajomości i te sprawy. Wtedy by to tuszowali. Jakoś.
- A alergia na srebro i czosnek? Chociaż w Zmierzchu tego nie…
- „Zmierzch” to ma tyle wspólnego z wampirami, co student polibudy z abstynencją - przerwała mi ze śmiechem.
- Można te wierzenia rozpatrywać w dwa sposoby. albo wampir to istota demoniczna - wtedy chodzi o słońce - jako symbol dnia, srebro jako metal odstraszający rzeczy o złej naturze.
- A czosnek po prostu śmierdzi - zaśmiała się.
- Fakt. Nie lubisz?
Pokręciła głową. Zrobiłem z palców znak krzyża i pomachałem w jej stronę.
- A jaka jest druga opcja? - zapytała zaciekawiona.
- Mutanty, odmieńcy genetyczni. Alergiczne reakcje na UV, cząsteczki srebra, czosnek. Wiesz, jakieś antygeny, chujemuje. A zarażenie poprzez kontakt z wirusem. Który dodatkowo poprawia regeneracje tkanek, blokuje starzenie się. Takie buty. Którą wersje byś obstawiła?
- Drugą. Ciekawsza. Bardziej racjonalna. A Ty?
- Chyba pierwszą. Ciekawsza. Bardziej, nie wiem kuźwa, kreatywna? Dopiero jakiś czas temu zaczęli te wierzenia komplikować tymi wymysłami wydumanymi.
- Ano. Zapalimy?
Usiedliśmy na ławce i poczęstowała mnie papierosem. Podziękowałem kiwnięciem głową i zapaliliśmy.
- A ten Zmierzch to jest totalnie durny - powiedziała i starała się zrobić kółko z dymu.
Kiwnąłem głową.
- Nosferatu – symfonia grozy. Lepsze. Ma klimat.
- To z Kińskim? - zmarszczyła brwi próbując sobie przypomnieć. Wyglądała naprawdę uroczo.
- Nie, nie. To Murnau’a. Z 1922.
- Aaa! Nie widziałam.
- Byłem nawet na premierze - uśmiechnąłem się.
Zrozumiała dopiero kiedy wbiłem jej kły w szyję.
Komentarze